On - zblazowany, zbliżający się do końca kariery kierowca wyścigowy. Ona - nieuleczalnie chora, piękna, duzo od niego młodsza pensjonariuszka położonego wysoko w górach sanatorium. Oboje mają za sobą traumatyczne przezycia drugiej wojny światowej. Choć nie szukają już miłości, odnajdują ją w sobie - uczucie powoli się rozpala między nimi, uciekają przed sobą i przyszłością, wracają. Czasu mają tak niewiele...
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 2012 (data przybliżona)
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 268
Tytuł oryginału: Der Himmel Kennt Keine Gunstlinge
Ależ on pięknie pisze nawet o tak trudnych sprawach jakimi są śmierć i przemijanie. Nutka nostalgii, nutka melancholii, nutka brutalnego realizmu...
Sanatorium położone wysoko w malowniczych Alpach mogłoby być dla kuracjuszy rajem. Nie jest... Pacjenci doskonale zdają sobie sprawę, jak bardzo wyniszczeni są chorobą. Gruźlica zbiera straszne żniwo... Udało im się przeżyć wojnę, by teraz tak spokojnie umrzeć...
Lillian Dunkerque. Kuracjuszka buntowniczka. Nie wierzy lekarzom. Nie wierzy, że jej stan się poprawi. Nie wierzy w to, że wypełniając wszystkie zalecenia lekarzy zostanie stąd wypisana. Ona jest naznaczona śmiercią. I im bardziej sobie to uzmysławia, tym bardziej z tej reszty życia pragnie czerpać pełnymi garściami. Musi tylko stąd uciec! Ktoś musi ją tylko zabrać "na dół". Wtedy będzie żyła tak, aby w jeden dzień przeżyć tydzień, aby w jeden tydzień przeżyć miesiąc, aby w jeden miesiąc przeżyć rok. Czasu ma niewiele. Musi zdążyć, nim nadejdzie lato...
Clerfayt. Rajdowiec. Co prawda lata świetności ma już za sobą, ale wciąż bierze aktywny udział w wyścigach. Wciąż startuje i wciąż udaje mu się docierać do mety. Podium? O podium już od dawna nie myśli, ale... musi korzystać póki ktoś jeszcze daje mu taką szansę. Musi mieć pieniądze, aby żyć tak jak żyje. Mieszkać w dobrych hotelach. Żywić się w dobrych restauracjach. Pić dobre wino. Niczego więcej do szczęścia mu nie potrzeba... Tak myślał, dopóki nie zakochał się w Lillian.
Ta miłość wybuchła niespodziewanie. Ta miłość wybuchła z niewyobrażalną siłą. To ta miłość sprawiła, że miał nowe marzenie. Ustatkowanie się. Dom, ogród, spokojna praca. Dość z wyścigami. Dość z kuszeniem losu. Dość z ryzykanctwem. Tylko dlaczego wracają do niego te uporczywe wspomnienia... Wojna przecież już się skończyła...
"Nim nadejdzie lato" to kapitalna powieść osadzona w latach tuż powojennych. Niby każdy chce żyć pełną piersią. Niby każdy chce w końcu cieszyć się pokojem. Niby każdy chce zapomnieć o tym, co wydarzyło się podczas lat wojennej zawieruchy. Bezskutecznie. Od tego nie da się uciec. Od siebie nie da się uciec.
Oszczędność w słowa. Tak, ta powieść jest dość oszczędna w słowa, a jednak czytelnik bez problemu odtworzy w swojej wyobraźni wszystkie miejsca, do których zawitają bohaterowie. Dialogi? Błyskotliwe i niebanalne. I ta osobliwa atmosfera... Strach, strach i jeszcze raz strach. Jest wyczuwalny od pierwszej do ostatniej strony!
Clerfayt to kierowca rajdowy, już kończący sportową karierę. Przybywa do alpejskiego sanatorium, z zamiarem odwiedzenia kolegi. Miejsce nie napawa optymizmem -- chorzy na gruźlicę dobrze wiedzą, jaki los ich ostatecznie czeka. Trudno być radosnym, zadowolonym, mimo niezdarnych prób potrzymania na duchu ze strony personelu. Clerfayt poznaje Lillian Dunkerque, jedną z pacjentek, kobietę pragnącą jeszcze zaznać normalności, zanim odejdzie. Parę dużo dzieli, ale więcej łączy...
Remarque był pisarzem wielkiego kalibru, przede wszystkim ze względu na jego umiejętność pokazywania ważnych spraw za pomocą prostych słów. W swoich książkach przedstawia zwykłych ludzi, mierzących się z naprawdę ludzkimi problemami. Są pełni wad, również zalet, moglibyśmy ich spotkać w rzeczywistości. ,,Nim nadejdzie lato" stworzono ponad sześć dekad temu, z akcją osadzoną w czasach powojennych, a rozterki bohaterów nadal sprawiają wrażenie świeżych, po prostu z innymi, niż dzisiaj, okolicznościami. Lillian doskonale pojmuje wagę swojej ciężkiej choroby, widma śmierci, zirytowana tym, jak wiele osób nie docenia faktu, że zwyczajnie żyją. Z drugiej strony, Clerfayt po własnych doświadczeniach rozumie, iż nie znamy przyszłości, świadomość kruchości naszego istnienia potrafi przerazić.
Para w pewnym momencie zaczyna wyznawać zasadę cieszenia się każdym dniem -- podróżując, a my wraz z nimi. Remarque przepięknie kreśli powierzchownie błahe szczegóły. Jedzenie, smakujące i wybornie, i gorzko, spożywane wśród filozoficznych rozmów o przemijaniu. Autor dokładnie opisuje konflikt priorytetów między dwiema postaciami o różnych podejściach do życia. Bo Clerfayt z już kiedyś spotkał okrutny los, podczas gdy Lillian wciąż tonie w szczęśliwych chwilach, już ostatnich. Jednak oboje umieją zmienić swoje przyzwyczajenia.
Dużo w tej książce dramatu, łez, poczucia niesprawiedliwości, aczkolwiek wydaje mi się, że to taki specyficzny rodzaj literatury, któremu warto dać szansę. Skłania do wielu frapujących refleksji, wzbudzając zastanowienie nad własnym jestestwem, celami, albo ich brakiem. Zetknęłam się z zarzutami, iż w powieściach Remarque'a ,,brakuje fabuły". Proszę mi wierzyć, bywają pozycje, gdzie najistotniejsze są detale i zachęta do przemyśleń. Czasami dobrze po nie sięgnąć, ot. ,,Nim nadejdzie lato" pozostawia czytelnika i z bólem, i nadzieją.
Clerfayt, kierowca rajdowy u kresu kariery przybywa do sanatorium w Szwajcarii, aby odwiedzić swego chorego na gruźlicę przyjaciela Hollmana. Tam poznaję Lillian Dunkerque, młodą, chorą na gruźlicę pensjonariuszkę sanatorium. Lillian, która z powodu niedawno zakończonej wojny, a następnie choroby, która uwięziła ją tu "na górze", nie zna innego świata poza sanatorium. Tutaj żyje jedynie w oczekiwaniu na śmierć, której codziennie doświadcza, żegnając kolejnych znajomych. Clerfayt, który z powodu swego zawodu, także wciąż doświadcza śmierci, żyjąc od jednego wyścigu do drugiego, jako jedyny traktuje Lillian jak osobę zdrową. Pewnego dnia Lillian postanawia uciec z sanatorium, odjeżdżając z Clerfaytem.
Zakochany w automobilizmie autor niezwykle plastycznie ukazuje świat nowoczesnych igrzysk: wyścigów samochodowych. Świat skupiający jak w soczewce dekadencki...
Ludwik Kern poderwał się gwałtownie z ciężkiego, niespokojnego snu i zaczął nasłuchiwać. Jak wszyscy ścigani, był od razu przytomny... gotów do ucieczki...