Paryż, rok 2048. W opanowanej przez islam Europie panuje prawo szariatu, a ulice patrolowane są przez policję religijną. Nowa rzeczywistość dzieli ludzi: rodziny i przyjaciół. Gdy jedni wybierają dostatnie życie kolaborantów, inni usiłują zachować resztki godności i wolności, choćby za cenę nędzy i prześladowań. Ostatni chrześcijanie zostają zepchnięci do getta i pozbawieni wszelkich praw. Nierówną walkę z islamistami podejmują jedynie członkowie Ruchu Oporu, prowadząc krwawą partyzantkę. Jednym z nich jest osiemnastoletni Eugène Olivier, potomek rodu Léveque, którego przedstawiciele z pokolenia na pokolenie sprawowali godność ministrantów w katedrze Notre-Dame (obecnie meczet Al-Frankoni). Wraz z ojcem Lotaire – duchowym przywódcą paryskich katakumbników oraz tajemniczą Sophie Sévazmiou, bierze on udział w desperackiej walce przeciw dominującemu systemowi religijno-cywilizacyjnemu, w sytuacji gdy muzułmańskie władze planują „ostateczne rozwiązanie kwestii chrześcijańskiej”.
Wydawnictwo: Varsovia
Data wydania: 2012-01-24
Kategoria: Historyczne
ISBN:
Liczba stron: 312
Zapewne każdy z Was posiada w biblioteczce książkę, która pomimo ciekawie zapowiadającej się fabuły, jakoś ciągle spychana jest w kąt i od wielu miesięcy zarasta kurzem. W moim przypadku taką książką był "Meczet Notre Dame. Rok 2048". Powieść zapewne jeszcze długo stałaby na półce, gdyby nie fakt, że ktoś wspomniał ją w krótkim materiale filmowym, który rzekomo obrazuje najazd Islamistów na Francję. Sięgając po nią nie wiedziałam, że już za dwa dni dowiem się o zamachach terrorystycznych w Paryżu, które poruszą cały świat. Być może właśnie to wydarzenie sprawiło, że książka, jak żadna inna, strasznie namieszała mi w głowie. Choć recenzje z reguły powinny być w miarę możliwości obiektywne, tym razem nie może obyć się bez szeregu bardzo osobistych wrażeń. Możecie więc przyjąć, że to co czytacie to nie recenzja, a bardzo obszerna opinia. Paryż, rok 2048. W mieście od dawna panuje islam, ulice patroluje policja religijna, a społeczność zdała się już przyzwyczaić do publicznych egzekucji na niewiernych. Ostatni chrześcijanie zostali zesłani do getta i pozbawieni wszelkich praw. Jedynie przyjmując "jedyną, prawdziwą wiarę" można liczyć na bardziej dostatnie, choć pełne ograniczeń życie. Nikomu nie można ufać, tak łatwo popełnić błąd, za który człowiek może zapłacić najwyższą cenę... Członkowie Ruchu Oporu z narażeniem życia próbują przeciwstawić się nowej rzeczywistości. Ich zuchwałe akcje nie mogą pozostać bez odpowiedzi. Podczas gdy muzłumańskie władze planują ostatecznie rozprawić się z "chrześcijańskim problemem", Ruch Oporu przygotowuje się do niezwykłej akcji, która dla wielu stanie się tą ostatnią i najważniejszą... Powieść "Meczet Notre Dame. Rok 2048" można określić mianem dystopii religijnej. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się czytać czegoś podobnego, tym większe emocje towarzyszyły więc lekturze tej książki. Jej autorka w bardzo sugestywny sposób rysuje przed nami mroczną wizję przyszłości. Nie można odmówić jej bardzo umiejętnego wykorzystywania pewnych faktów historycznych, co sprawia, że wielu czytelników autentycznie wierzy, że Europa właśnie do takiej sytuacji zmierza. Za niewątpliwy plus książki można przyjąć ciekawie skonstruowaną fabułę, dozowanie napięcia, dbałość o szczegóły i ogólny, bardzo mocny przekaz. Niewiele brakowało, bym uznała ją za wyjątkowo udaną pozycję, która zmusza do głębokiej refleksji. Zapewnie tak właśnie by się stało, gdyby autorka wykorzystała dwie, fikcyjne religie. Niestety stało się inaczej, a całość zyskała bardzo gorzki wydźwięk i stała się tematem żywej dyskusji w wielu krajach. Mało tego, biorąc pod uwagę aktualną sytuację na świecie, jestem przekonana, że o powieści będzie coraz głośniej. Choć na samym początku powieści znajduje się zastrzeżenie, że poglądy bohaterów nie mają nic wspólnego z poglądami autorki, jej posłowie nie pozostawia żadnych wątpliwości. Elena Tchoudinova jest przeciwniczką islamu, gorąco nawołującą do ewangelizacji. Właśnie ten fakt sprawia, że całość czytałam z rosnącym niepokojem i niezwykle trudno było mi pogodzić się z tym, w jaki sposób przedstawia się w niej muzłumańskie realia. Autorka zdała się wybrać wszystko, co w islamie jest najbardziej kontrowersyjne i ekstrymalne. Tak więc oczywiście musiała pojawić się brutalna egzekucja za stosunkowo niewielkie przewinienie, trzeba było wspomnieć o obrzezaniu dziewczynek, wydawaniu ich za mąż za obleśnych starców, o działaniach przeciwko kulturze - czy to książki, muzyka, malarstwo, kino - wszystko jest niepożądane, o ile nie zakazane. Całość opiera się na strachu, zestawie drastycznych reguł, które bądź się przestrzega, bądź za nieprzestrzeganie płaci się surową karę. Jakby ten wyjątkowo niekorzystny obraz nie wystarczał, dochodzą jeszcze wypowiedzi bohaterów, bardzo jednoznaczne i dosadne. Trudno czytać mi dialog, w którym wyznawca islamu określany jest mianem "zadka" - z uwagi na pozycję w której się modli. Trudno czytać mi poglądy, które kłócą się z wizją świata, w jaką sama pragnę wierzyć. Fakt, że powieść tak jednoznacznie opowiada się po stronie chrześcijan sprawia, że jest ona dla mnie bardzo trudna w odbiorze i ocenie. Nie ukrywam, że bardzo długo nosiłam się z zamiarem zdecydowaniego skrytykowania tej powieści, uznając ją za bardzo stronniczą, szkodliwą, celowo wykrzywiającą rzeczywistość. W ostatecznym rozrachunku nie mogę jednak tego zrobić. Pomimo, iż podczas lektury wszystko we mnie zdawało się przed nią bronić, ostatecznie nie mogłam przejść obojętnie wobec wypowiadanych tu poglądów i ku mojemu zaskoczeniu muszę przyznać, że ta pozycja w pewnym stopniu wpłynęła na sposób, w jaki postrzegam aktualną sytuację na świecie. Czy rzeczywiście tak bardzo staramy się być poprawni politycznie, respektować odmienność każdej jednostki, że nie dostrzegamy faktu, że pewne jednostki, mogą ten fakt wykorzystać przeciwko nam? Czy mimo wszystko powinniśmy być bardziej nieufni i poważniej traktować zagrożenie, jakie może nieść z sobą rosnąca w siłę religia? Czy faktycznie naszym zadaniem jest nieustannie ustępować, w sytuacji gdy druga strona stawia tylko wymagania? Nie jestem w stanie ocenić tej książki, ocenić stopnia jej szkodliwości czy też pożyteczności. Jakaś cząstka mnie jawnie się przeciw niej buntuje, jednak inna zaczyna stawiać pod znakiem zapytania to, w co dotąd wierzyłam. Sięgając po "Meczet Notre Dame. Rok 2048" musicie przygotować się na pozycję, którą trudno będzie Wam rozpatrywać wyłącznie w kategoriach fikcji literackiej. Zalecam przy niej dużą ostrożność i spokój. To jedna z książek, która na dobre pozostanie w Waszej pamięci. Już tylko w ramach ciekawostki nadmienię, że w powieści pojawia się również polski motyw. To właśnie w Polsce urzęduje nowy papież, po tym jak ten właściwy ustąpił ze stanowiska. Polska pozostaje krajem chrześcijańskim tylko i wyłącznie dlatego, bo nie zgodziła się przyjąć do siebie coraz to większej liczby napływających muzłumanów. Gdy zachowanie to spotkało się z krytyką sąsiednich państw, Polska wyszła zarówno z NATO jak i Unii Europejskiej. Strach się bać...
Od kilku lat możemy zaobserwować zjawisko, które można by nazwać, i wiele osób tak je nazywa, islamizacją Europy. Większość krajów europejskich odnotowała znaczny przyrost obywateli, w większości imigrantów bądź ich potomków, dzieci lub wnuków, muzułmańskiego wyznania. W wielu państwach istnieją dzielnice muzułmańskie, które rządzą się swoimi prawami, a władzom ciężko wymusić u ich mieszkańców respektowanie prawa obowiązującego w danym kraju. Od jakiegoś czasu możemy też obserwować coraz częstsze przypadki ekstremistycznych zachowań wśród muzułmanów zamieszkujących Stary Świat, a nawet ataków terrorystycznych. Co jakiś czas dochodzą do nas wiadomości o tym, jak to muzułmanie domagają się wyniesienia swoich praw ponad prawa kraju, w którym żyją, ustanowienie szariatu, wprowadzenia zakazu noszenia krzyży, czy innych symboli wiary chrześcijańskiej etc. Takie wydarzenia, jak na przykład, zamachy w Madrycie w 2004 r., w Londynie w 2005 r., czy w Paryżu w styczniu tego roku, niewątpliwie uświadamiają Europejczykom, że fundamentalizm islamski to jeden z problemów, których Europa nie powinna ignorować i z którym przyjdzie się jej zmierzyć.
Rosyjska pisarka, publicystka i dramaturg, Elena Czudinova, w swojej książce "Meczet Notre Dame. Rok 2048", nawiązując do narastającego ekstremizmu islamskiego, przedstawia czytelnikowi złowieszczą, nieodległą przyszłość, w której islam stał się jedyną i prawdziwą (oraz państwową) wiarą Unii Europejskiej, a innowiercy (w większości chrześcijanie) są prześladowani, siłą nawracani bądź zabijani. Chrześcijanie zeszli do podziemi, nie-muzułmanie zostali umieszczeni w specjalnych gettach, które jak żywo przypominają te tworzone przez nazistów dla Żydów podczas II wojny światowej. Ulice patroluje policja religijna, która tępi każdy przejaw odstępstw od zasad szariatu i kontroluje każdą dziedzinę życia w Euroislamie. Na porządku dziennym są publiczne egzekucje giaurów, nagłe naloty na mieszkania w gettach, niszczenie pozostałości po dawnej europejskiej cywilizacji. Przybytki chrześcijańskie obracane są w perzynę albo adaptowane na potrzeby nowej wiary i zamieniane w meczety. Tylko garstka wciąż stawia opór, organizując akcje sabotażowe, pod wodzą Sophie Sevazmiou. Pokłoń się Allahowi lub walcz bez nadziei na zwycięstwo i zgiń. Innej drogi nie ma.
Akcję swojej powieści-misji, tak nazwała ją Czudinova, autorka umieściła we Francji, w Paryżu, czyniąc z niej oraz z katedry Notre Dame symbol upadku chrześcijańskiego świata, ale też symbol walki o wolność w świecie zdominowanym przez prawa szariatu. Świat przedstawiony przez Czudinovą to bardzo nieodległa przyszłość - rok 2048, i być może dlatego właśnie wizja, jaką rozwija przed czytelnikiem pisarka, wywołuje niepokój. Czudinova sprawnie łączy przeszłość, pokazującą drogę do upadku chrześcijańskiej Europy, z teraźniejszymi wydarzeniami, a z tego przeplatańca tworzy przyszłość, która wcale nie wydaje się być taka nieprawdopodobna.
W "Meczecie Notre Dame. Rok 2048" wyraźnie uwidocznione są antyislamskie poglądy samej autorki, która znana jest ze swoich pro-chrześcijańskich przekonań, mówiących o wyższości tej wiary nad innymi, nawoływań do obrony prawdziwej wiary - chrześcijaństwa, które jako jedyne może dać odpór islamowi. Zresztą pisarka nie kryje tego faktu w swoich wypowiedziach dla rosyjskich mediów. Czytając tą książkę odnosiłam niestety wrażenie, że przedstawieni na jej kartach chrześcijanie (głównie prawosławni i katoliccy tradycjonaliści, zwolennicy ekskomunikowanego francuskiego arcybiskupa Marcela Lefebvre'a.) to fanatycy, którzy gdyby tylko mieli taką możliwość zachowali by się tak, jak Ci źli i barbarzyńscy muzułmanie. Inną rzeczą, która nie przypadła mi zbytnio do gustu w książce Rosjanki, jest jednowymiarowe przedstawienie bohaterów i wydarzeń. W "Meczecie Notre Dame. Rok 2048" wszyscy i wszystko jest albo białe albo czarne, albo dobre albo złe, nie ma nic pomiędzy, a przecież życie składa się z wielu odcieni szarości. Brakowało mi głębszego wniknięcia w problem islamizacji Europy, spojrzenia na historię z kilku stron, bez faworyzowania jakiejś idei, brakowało mi pewnego dystansu do przedstawionej historii, tak abym była do niej całkowicie przekonana, brakowało mi też wielowymiarowości głównych bohaterów, dzięki czemu mogłabym bardziej uwierzyć w pobudki ich działań i mogliby mnie oni do siebie przekonać. Książka jest tendencyjna i, jak na mój gust, zbyt patetyczna. Wiele wypowiedzi bohaterów brzmi zbyt górnolotnie (kto tak mówi?!), nawet jak na wielkich patriotów. Całość napisana jest w stylu: ci wspaniali i dobrzy chrześcijanie/obrońcy wiary chrystusowej kontra ci obrzydliwi i źli muzułmanie. Po zapoznaniu się z biografią pisarki, po przeczytaniu kilku wywiadów z nią, zrozumiałam, że ten jednostronny sposób przedstawienia fabuły był celowy i zaakceptowałam to, w końcu pisarz ma prawo do przedstawienia stworzonej przez siebie historii w taki sposób, jak zechce. Jednak nadal uważam, że potencjał tematu nie został właściwie wykorzystany przez pisarkę. Pomijając już istniejący, bądź nie, w książce aspekt rasizmu i nawoływania do nienawiści, który zarzucają pisarce krytycy, np. rosyjscy, czy francuscy, uważam, że fabuła wymagałaby większego dynamizmu. Tymczasem sceny akcji sabotażowych, czy walk były mało porywające i mocno przegadane. Wciąż czekałam na jakąś akcję, a tu książka dobiegła końca. Nie jest to w żadnym wypadku jakoś szczególnie zła książka, choć we mnie wywołała mieszane uczucia. Pewnie również za sprawą moich oczekiwań, co do tej publikacji, które niestety zostały zawiedzione. Za dużo lepsze przedstawienie przyszłości Europy walczącej z islamem, uważam książkę "Samemu Bogu Chwała" Aleksandra Kowarza. Tam historia jest wciągająca i dopracowana, ale i wielowymiarowa. Książka Kowarza jest przekonująca nie tyle za sprawą umiejscowienia akcji w niedalekiej przyszłości i podsycania strachów współczesnego człowieka, jak ma to być w przypadku "Meczetu Notre Dame", co dzięki umiejętności przedstawienia problemu islamizacji Europy i konsekwencji, jakie może ten proces ze sobą przynieść. U Kowarza bohaterowie są prawdziwi, u Czudniovej to tekturowe postaci, wycięte wedle schematu. Nawet główna bohaterka Sevazmiou jedynie momentami staje się pełnokrwistą i ciekawą postacią.
Co bardzo przypadło mi do gustu w powieści "Meczet Notre Dame. Rok 2048", to spora ilość objaśnień dotyczących historii, obrzędów i struktur Kościoła rzymskokatolickiego, dzięki czemu można liznąć nieco historii chrześcijaństwa z jakże ciekawego i nieodległego okresu jego istnienia. W pewnym momencie przyłapałam się na tym, że bardziej jestem ciekawa tych przypisów, niż tego jak rozwinie się fabuła książki.
Z jednej strony powieść Czudinovej czyta się naprawdę dobrze, z drugiej - razi nieco swoją sztucznością. Pomysł na fabułę jest świetny, wykonanie - niestety nie jest najwyższych lotów. Nie sądzę, by książkę tą można uznać za nawołującą do nienawiści religijnej, a takie zarzuty są jej stawiane, raczej za stronniczą i lekko kontrowersyjną. Fakt, czytając "Meczet Notre Dame. Rok 2048" można odnieść wrażenie, że to nie powieść spod znaku anty-utopii, a powieść agitacyjna, ale nie przesadzałabym też ze wskazywaniem pracy Eleny Czudinovej jako odezwy nawołującej do zjednoczenia sił chrześcijańskich przeciwko wrogowi zwanemu islamem. Za to na pewno jest to książka, która zachęca do zastanowienia się nad tym, dokąd zmierza nasz świat i jakie są, o ile w ogóle można o nich mówić, granice tolerancji. A każda książka, która zmusza do myślenia jest w moim odczucia warta przeczytania.