„Matka Sanepid” to książka z gatunku wspierająco-rozrywkowych. Adresowana jest do mam małych dzieci. Nie znajdziemy w niej porad ani tym bardziej złotych środków wychowawczych. Treścią jej są, opisane pierwotnie w formie bloga, epizody z życia autorki–matki. Można by długo dyskutować, czy przedstawienie w książce codziennego życia bez patosu lub bez ważkiego przekazu ma jakąś wartość literacką. Ale niezaprzeczalnym jest fakt, że wykończone fizycznie i często psychicznie matki maluchów nie usiądą w fotelu i nakrywszy się kocem, nie będą czytały Prousta, zadając sobie podczas lektury pytania ogólnofilozoficzne. Po pierwsze dlatego, że trudno jest im wykrzesać choćby pół godziny względnego spokoju. Po drugie – ze zmęczenia są w stanie wprowadzić swoje myśli w stan głębokiego skupienia i kontemplacji nie dłużej niż na 15 minut. Dlatego taki rodzaj literatury, jakim jest „Matka Sanepid”, jak najbardziej pasuje do okresu wczesnomacierzyńskiego i pozwólcie mi Państwo przedstawić bliżej tę właśnie książkę.
Właśnie z problemem permanentnego zmęczenia i psychicznego znużenia boryka się autorka „Matki Sanepid”- Aleksandra Michalak, matka dwóch małych córek. Dziewczynki maksymalnie absorbują jej uwagę, rządzą planem każdego dnia albo raczej ten plan zmieniają w zależności od nastroju, głodu, chłodu oraz tysiąca innych rzeczy na ziemi i niebie, które na pewno nie śniły się żadnym filozofom. Autorka, nie chcąc wyładowywać złości kumulującej się w ciągu nerwowych dni na dzieciach i dorosłych członkach rodziny, nie chcąc im marudzić za uszami, że macierzyństwo nie jest takie słodkie, a pożycie małżeńskie nie jest bułką z masłem, postanowiła dać upust emocjom na blogu. Ponieważ Michalak inteligencję ma powyżej przeciętnej, a do tego posiada lekkie pióro, jej posty szybko stały się bardzo popularne. Po jakimś czasie powstała idea przekształcenia bloga w książkę i tak powstała „Matka Sanepid”.
Zatem „Matka…” to nie powieść, nawet nie pamiętnik z prawdziwego zdarzenia. Są to zapiski w formie podobnej do blogowych postów, z tytułem i z jakimś wnioskiem lub refleksją w treści. Nie znajdziemy w nich ważkich przekazów na tematy wychowania ani wyrazów bezgranicznej i bezkrytycznej miłości dzieci. Wręcz przeciwnie, w książce znajdziemy zacny zestaw błędów i porażek wychowawczych, popełnianych przez autorkę, a córki momentami są pokazane jako małe potwory.
Takie podejście do macierzyństwa może się wydawać na pierwszy rzut oka szokujące, ale Michalak zachowuje klasę od początku do końca i nie wychodzi poza granice przyzwoitości, wychowania i dobrego smaku. Nadaje to książce swoisty klimat i urok.„Matkę Sanepid” nie powinno się czytać pod kątem wartości pedagogicznych, bo takowych zbyt wiele nie znajdziemy. Mnie osobiście to nie razi, bo jak pisałam wcześniej, nie chodzi tu o ważkie przekazy, tylko o rozrywkę ze wsparciem dla zmęczonych matek. Książkę czyta się bardzo przyjemnie, momentami można wręcz parsknąć ze śmiechu.
Jeśli miałabym jakaś uwagę, to taką, że autorka za mało wplata dla przeciwwagi pozytywnych obrazków. Nie narzeka, nie marudzi, nie płacze nad sobą, a zamiast tego z humorem i dystansem opisuje nużące zmagania wychowawcze. Ale jak się tak bliżej przyjrzeć, można spostrzec tendencję do permanentnego przedstawiania córek jako istot technicznie utrudniających życie płaczem, złością, uporem i nieskoordynowaniem. W trakcie czytania nikomu to nie przeszkadza, bo Michalak opisuje to z humorem, jednak przez chwilę zastanowiłam się, jako pedagog, jak odbiorą to córki, kiedy podrosną i będą chciały przeczytać mamy książkę. Oczywiście dzieci są różne, nastolatki i dorośli też. Dlatego trudno przewidzieć w tej chwili ich reakcję. Mogą się z tego śmiać, ale mogą także wziąć sobie te obrazki do serca jako dowód na to, że były dla swojej matki wiecznym utrapieniem i źródłem złości.
Informacje dodatkowe o Matka Sanepid:
Wydawnictwo: Mamania
Data wydania: 2012-12-04
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
978-83-62829-15-6
Liczba stron: 160
Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Przeczytane:2013-12-04, Ocena: 5, Przeczytałam, Grupa wsparcia - 12 książek,