Siedemnastoletni Arvid, nowicjusz Zakonu Nieskończonych Słońc, zostaje uwikłany w intrygę, która na celu ma uczynienie go nowym wcieleniem postaci z zaginionej historii. Chłopak musi stawić czoła wojnie wierzeń, przekonań i tradycji… Lecz czy na pewno jest tylko ofiarą? W Imperium Andred fikcja miesza się z rzeczywistością, a największą zgubą człowieka mogą stać się jego własnego pragnienia.
Powieść Krzysztofa Zabieglińskiego Jr. to pierwsza część planowanego cyklu “Łowca Złota”, w której autor umiejętnie łączy wartką, pełną tajemnic akcję z rozważaniami na temat wiary i filozofii.
Krzysztof Zabiegliński Jr. – Urodził się w Gdyni, lecz niemal całe życie spędził w pobliskiej Rumi. Jest absolwentem III Liceum Ogólnokształcącego w Gdyni, a na Uniwersytecie Gdańskim zdobył tytuł magistra psychologii klinicznej. Rozczarowany zarówno akademicką, jak i praktyczna stroną psychologii – zdecydował się wyjechać do Norwegii, gdzie obecnie ima się prac wszelakich. Fantastyka i pokrewne tematy literackie są mu bliskie, odkąd nauczył się czytać. Ma już na swoim koncie zbiór opowiadań Opowieści z karczmy.
Wydawnictwo: Sorus
Data wydania: 2023 (data przybliżona)
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 500
Język oryginału: polski
SKRÓTOWO: Debiut Krzysztofa Zabieglińskiego jest, moim zdaniem, książką wartą przeczytania - oferuje ciekawy świat opisany nietuzinkowym językiem (w którym czasem jednak można się nieco pogubić). Fabuła wygląda bardziej na wstęp do czegoś większego, ciekawszego, dającego kontekst opisanym w tomie I wydarzeniom, lecz wciąga i jest, moim zdaniem, warta śledzenia na przyszłość. Leżące pod powierzchnią fabuły wątki psychologiczne są ciekawe, choć wplecione aż nadto subtelnie i ciężkie do wykrycia.
Na plusy i brawa zasługuje świat przedstawiony - miasto Hetnis, w którym dzieje się opowieść, jest miejscem kolorowym, tajemniczym, egzotycznym, opisanym w intrygujący sposób. Całość świata wciąga; widać, że został stworzony w sposób przemyślany i z fantazją. Powiedziałabym nawet, że autor wydaje się być lepszym światotwórcą, niż narratorem. Mankamentem jest fakt, że autor nie zawarł nigdzie słowniczka, przez co znaczenie niektórych terminów trzeba wyławiać z samych opisów, co - stety niestety - zmusza do dosyć uważnego czytania. Świat został jednak opisany w dynamiczny sposób, czuć, że jest on żywy i istniejący dookoła bohatera. Jest to miejsce dosyć ponure, lecz najbardziej ujmuje jego odmienność, obcość. Bliżej mu do Herberta i Sandersona, niż Tolkiena, a fani papierowych gier RPG zapewne zauważą miłość do świata Planescape.
Do samej narracji nie mam zbyt wiele zastrzeżeń, choć idąc tropem poprzedniego akapitu, miejscami trochę zbyt dużo miejsca poświęcone jest opisom świata. Jest to jednak bardziej kwestia mojej własnej preferencji i nie oznacza, że narracja prowadzona jest w sposób nudny :) Jak napisałam, cała fabuła wydaje się bardziej wstępem do wydarzeń mających nastąpić później i pozostawiła mnie z uczuciem aż zbyt dużego niedosytu na koniec, jakby nie powinna się kończyć w tym miejscu. Język książki uważam za plus, z uwagą, iż czasem używa on dosyć mglistej symboliki i mnogości metafor, co potrafiło zmęczyć. Znajdą się zapewne też tacy, którzy docenią specyficzne, ironiczne, ponure poczucie humoru narratora.
Muszę też powiedzieć, że z początku czułam lekkie zdziwienie, gdyż mimo uwag wychwyconych tu i ówdzie, że książka ma charakter psychologiczny, ciężko było to wyczuć. Głębsza analiza (posiłkowana rozmową z autorem, przyznam) ujawniła jednak, że wątki głęboko psychologiczne są w niej obecne, choć moim zdaniem autor uczynił je aż *zbyt* subtelnymi i ukrytymi. Odrobina literackiej detektywistyki pozwala je jednak odnaleźć, choć nie chcę tu zdradzać, na czym to polega. "Drugie dno" pozwala dostrzec bohatera w nieco innym kontekście :)
Dodam jeszcze jedną uwagę na boku: w tekście jest *masa* wszelakich odwołań, głównie do muzyki i filozofii, co mi się osobiście podobało, gdyż lubię polowania na takie smaczki :) Póki co, znalazłam uchylenia kapelusza w stronę Italo Calvino, Jimiego Hendrixa i Thomasa Hobbesa, a także sporo do brytyjskiego Romantyzmu (z czym się autor nie kryje; we wstępie jest fragment poematu z tej epoki). Jestem pewna, że sporo mi umknęło. Przyznam, że z początku odruchowo wywróciłam oczyma, widząc na wstępie cytat z Nietzschego, jednak pozytywnie się rozczarowałam: książce daleko od bycia kolejnym peanem pod adresem Ubermenschów w stylu Raskolnikowa.
Podsumowując, uważam "Łowcę Złota: tom I" za opowieść godną przeczytania, autora za wartego wspierania, a fabułę za godną śledzenia.
Przeczytane:2023-07-25, Ocena: 5, Przeczytałem, Mam, 52 książki 2021,
Fantastyka może być wesoła, nudna, wciągająca lub irytująca. Prawdziwe dzieło sztuki zawiera w sobie wszystkiego po trochu. I chyba z tym mamy właśnie do czynienia. Książka pod tytułem „Łowca złota” to debiut literacki Krzysztofa Zabieglińskiego Jr. Śmiem twierdzić, że udany. Ale do rzeczy.
Autor zaprasza nas do nowej rzeczywistości, w której można spotkać niemal wszystkie postacie i kreatury świata fantastyki. Mamy więc „bogów”, demony, duchy, ludzi (w tym całą rzeszę magów), elfy oraz „wybrańca losu” przeklętego przez demiurgów niczym biblijny Kain… Istot o nadnaturalnych zdolnościach jest cała masa, ale nie są to istoty przyjaźnie nastawione ani do ludzi, ani do jakichkolwiek innych stworzeń. Nic przeto dziwnego, że ciągle dochodzi do krwawych bitew, wojen czy jatek. Słowem – powieść okraszona jest w suto zakrwawione wątki, i trzeba uważać, aby otwierając kolejną stronę przypadkiem nie wylała się jucha (oczywiście żartuję). Normalnie czułbym się znudzony, gdyby nie dość żywy i barwny język Autora. Każdy z opisów ma swą miarę, swój niepowtarzalny smak, dzięki czemu czytelnik nie usypia, ani nie denerwuje się, że czyta to samo, jak to bywa czasem u niektórych pisarzy.
Oprócz nieprzebranych potoków krwi, w książce odnajdziecie dosyć sporo magii. W sumie to można odnieść wrażenie, że prawie każdy się nią para. Magia tu, magia tam, podejdź bliżej i sprawdź sam. To trochę tak, jakby świat z Tolkiena, tyle że brutalniejszy, mroczniejszy, bardziej bezwzględny, skumulował się właśnie w tej powieści. Tak, nie ma wprawdzie tej finezji co Tolkien, ale Autor świetnie buduje nową fantastyczną rzeczywistość. Szkoda tylko, że nie wszystko jest dokładnie wytłumaczone. Szerokie opisy czegoś, co nie posiada określonej formy, czasem denerwują i nudzą, bo ciężko sobie wyobrazić coś, co niczego nie przypomina. Cała ta masa wszelakiego typu i rodzaju bohaterów jest porywająca, ale bez szczegółowych opisów pozostaje szarą masą, czymś nieokreślonym jak mgnienie powieki, upływ czasu czy sen.
Podobały mi się wywody natury filozoficzno-egzystencjalnej. Może nie zawsze są proste, jasne i rzeczowe, ale dają do myślenia. Tylko czy Autor naprawdę uważa, że Najwyższa Istota jest aż tak próżna? Czy naprawdę bawi się stworzonym przez siebie światem i jego bytami? I czy jest „ich” tak wielu, że co rusz niszczą swoje własne dzieła? A może… Zresztą sprawdźcie sami ;D
Jedyną wadą powieści jest trudny język, którym operuje Autor „Łowcy złota”. Imiona bohaterów są dosyć trudne do wymówienia i zapamiętania. Czasem zastanawiałem się, czy aby przypadkiem nie ma gdzieś pod ręką słownika… Wielu bohaterów, choć są dosyć wyraźni charakterologicznie, ma dziwne funkcje, które nie zawsze są zrozumiałe. Zdecydowanie przydałoby się w książce sporo przypisów. Tytuły i funkcje postaci nie mówią zbyt wiele, co pozostawia spore pole do interpretacji. Mnie nie zawsze takie rzeczy się udawały, bo w późniejszych momentach powieści okazywało się, że albo się myliłem, albo zwyczajnie nie zrozumiałem zamysłu Autora. Zdecydowanie przydałaby się również mapa, która pozwoliłaby, przynajmniej częściowo, wyobrazić lub uzmysłowić sobie jak wygląda opisywania w książce kraina/świat/rzeczywistość.
Podsumowując, książka bardzo mi się podobała. Z niektórymi sprawami miałem kłopot, ale koniec końców, była to dosyć przyjemna lektura (książka ma blisko 500 stron, więc jest co czytać). Jestem zdania, że to dopiero początek świetnej przygody, z którą jeszcze nie raz przyjdzie mi się zmierzyć. Gorąco polecam.