Tom poezji
Wydawnictwo: b.d
Data wydania: 2018-04-15
Kategoria: Poezja
ISBN:
Liczba stron: 76
W „Kocie Wittgensteina i innych wierszach” Małgorzata Kulisiewiczzaprasza czytelnika do niezwykłego spaceru śladami wielkich uczonych, filozofów i artystów. To spotkania z tradycją i kulturą światową w najlepszym, lirycznym, wydaniu. Przede wszystkim jednak to portret człowieka i tego, co go kształtuje.
Autorka imponuje mnogością aluzji oraz subtelnych odwołań do rozmaitych tekstów kultury. Wyławia konkretnych bohaterów literackich z dotychczasowych przestrzeni i osadza w nowych, zupełnie dla nich abstrakcyjnych (Adam i Ewa ubrani / u Armaniego / marzą o dobrej pracy). Wyrywa z kontekstu sytuacje, wyrażenia, relacje i buduje z nich kolaż, burzy pewien porządek. Każe czytelnikowi porzucić schematyczne myślenie, by mógł on dać upust wyobraźni, otworzył umysł i duszę na inne niż dotąd doznania, emocje, refleksje.
Charakterystyczne dla tego tomu jest połączenie starego z nowym, tradycji z eksperymentem, przeszłości z przyszłością, sacrum z profanum. Stałym elementem w tej poezji jest zespolenie motywu chrześcijańskiego z odwołaniem się do historii (pop)kultury (postacie, artyści, bohaterowie, dzieła, symbole, idee, slogany itp.). To służy autorce m.in. do podkreślenia płytkości dzisiejszego życia. Kulisiewicz często przedstawia bohatera swojego wiersza w sytuacji dla niego nowej, czasem granicznej, obserwując jego reakcje (emocjonalne) w danej chwili.
Powraca tu również motyw dzieciństwa czy raczej drogi ku dorosłości – podmiot wspomina miejsca, zdarzenia, ludzi, którzy ukształtowali jego osobowość, pozwolili wyrobić artystyczny smak, inspirowali. Przypomina sobie m.in. wycieczki do Łodzi, przy czym nie są to li tylko echa wyjazdów, zachłystywania się wielką sztuką, możliwości kroczenia śladem mistrzów, ale również pretekstem do snucia refleksji nad tym, co tu i teraz, co pozostało z tamtych czasów i do czego zmierza współczesność. I po raz kolejny konkluzja zatrważa. Zanurzenie się w przeszłości pomaga także podmiotowi odzyskać harmonię, to właśnie do dzieciństwa będzie on powracać, by odszukać spokój, siłę, wiarę oraz odnaleźć najcenniejszy skarb.
Podmiot „Kota…” jest skoncentrowany na wszystkim, co dzieje się wokół niego – dostrzega każdy szczegół w przestrzeni, po której na co dzień się porusza. A gdy już coś zauważy – komentuje. To są jego bodźce – preteksty do rozważań o uniwersalnym charakterze, na przykład widok niszczejącego budynku starej huty czy znaczne pogorszenie jakości dzisiejszej sztuki (tamtego teatru już nie ma). Podmiot najczęściej opowiada o własnych, intymnych sprawach, ale w kilku przypadkach zabiera głos w imieniu „ich” (nas?) – pokolenia, społeczeństwa, rodaków. Kulisiewicz dość wyraźnie podkreśla wpływ przeszłości (przede wszystkim dziejowej) na przyszłość.
To książka bardzo poważna w wymowie, jednakowoż pozbawiona patosu i banalnych fraz. Poetka podejmuje szereg trudnych i bolesnych kwestii, od samotności i bólu jednostki, przez atrofię wartości, do zbrodni ludzkości, Holocaustu. Można by mówić o wielu podmiotach tego zbioru, ale być może najbliższe prawdy będzie stwierdzenie, że w każdym wierszu kryje się jeden – ten sam, tylko o różnych wcieleniach. Odbywa swoistą wędrówkę w poszukiwaniu własnej tożsamości. Małgorzata Kulisiewicz stworzyła niesamowity przegląd zdarzeń ważnych i ważniejszych, albo stygmatyzujących, albo determinujących kolejne pokolenia, demotywujących bądź inspirujących jednostki.
Podmiot „Kota…” porusza się w przestrzeni artystycznej – potrafi wyrażać emocje i opisywać zjawiska za pomocą porównań, aluzji czy parafraz (fragmentów) dzieł literackich, malarskich itp. Co więcej, bardzo naturalnie przychodzą mu na myśl właśnie takie nawiązania, a przywołanie konkretnych wierszy, płócien czy choćby wydarzeń historycznych nie tylko idealnie oddaje sens tego, co „ja” liryczne usiłuje wyrazić, ale i nadaje jeszcze większą głębię przesłaniu bądź myśli przewodniej utworu. Na kartach tej książki spacerują poeci, malarze, filozofowie, spotykają się ze sobą, budują poetyckie krajobrazy. Podmiot dyskretnie ich obserwuje, rozmyślając o istocie poezji oraz swojej roli w artystycznej przestrzeni.
Nie zawsze jednak można uciec w świat sztuki, czasem podmiot musi zmierzyć się z bolesnymi wspomnieniami, z ciągle niezagojonymi ranami za pomocą własnych słów. Wtedy m.in. oddaje głos sobie-dziecku, którego naiwność i (retoryczne z naszego punktu widzenia) niewinne pytania uruchamiają lawinę intensywnych emocji, często sprawiających mentalny ból.
Kulisiewicz opowiada obrazami, tworzy serie pojedynczych scen, w których uwypukla ważny dla konkretnego wiersza detal. W każdym utworze podnosi istotną kwestię, m.in. usiłuje odpowiedzieć na najbardziej intrygujące filozofów pytania o byt i niebyt, o życie i śmierć, o człowieka i jego istotę, charakteryzuje problemy współczesności, z wyścigiem szczurów i smartfonami zamiast twarzy na czele, czy choćby w inteligentny sposób gra z konwencjami artystycznymi, wykorzystując w tym celu najczęściej ikony szeroko pojętej sztuki. Gdy stawia fundamentalne pytania, odpowiedzi szuka w tradycji chrześcijańskiej.
W „Kocie Witggensteina i innych wierszach” Małgorzata Kulisiewicz pisze o człowieku i wszystkim, co jest mu potrzebne, by istniał. A więc o przeszłości, historii, miejscach i ludziach, pasjach, religii itp. Podmiot tego zbioru to niestrudzony pielgrzym, który kroczy po meandrach życia, próbujący zrozumieć co, jak i dlaczego się wokół niego dzieje (działo). I nieustannie świat go zadziwia, a z tych (często fascynujących) zaskoczeń rodzi się ta niezwykła poezja.
Tomik wierszy pt. "Ciasteczka z ironią" językiem współczesnym, pełnym gry słownej, humoru, nawiązań do awangardy opowiada o naszej rzeczywistości...
Debiutancki tomik Małgorzaty Kulisiewicz. Poezja metafizyczna z odniesieniami do naszej współczesności - od lat osiemdziesiątych do dziś....
Przeczytane:2018-11-23, Ocena: 5, Przeczytałam,
Z twórczością pani Małgorzaty Kulisiewicz miałam już okazję się spotkać; recenzowałam tutaj na blogu jej wcześniejszy tomik, „Inni bogowie”, który zrobił na mnie duże wrażenie. Przyznam, że w dalszym ciągu jestem zdecydowaną zwolenniczką prozy i po poezję nie sięgam tak często, jakbym chciała – ale znając już utwory tej autorki, z radością sięgnęłam po kolejne, bo miałam przeczucie, że się nie zawiodę. Instynkt podpowiadał mi prawidłowo.
W przypadku „Innych bogów” uderzyła mnie przede wszystkim olbrzymia wrażliwość i uczuciowość autorki. Bywały wiersze, po których musiałam przerwać lekturę, ponieważ ładunek emocjonalny był zbyt duży, by tak po prostu przewrócić stronę i zagłębić się w kolejnym utworze. Tym się właśnie różni czytanie poezji od prozy (przynajmniej w moim przypadku): nie da się przeskakiwać od jednej pozycji do drugiej, nie jeśli chce się uchwycić chociaż namiastkę sensu, ukrytego przesłania.
„Kot Wittgensteina” wydał mi się tomikiem bardziej poważnym, bardziej „dorosłym” i dużo bardziej naszpikowanym różnymi odniesieniami od swojego poprzednika. Emocje nadal odgrywają tutaj ogromną rolę, jednak tym razem, zamiast sentymentalnej przebieżki przez etapy życia, dostaliśmy głęboką refleksję nad najważniejszymi i czasem najbardziej pierwotnymi wartościami. Niesamowite, jak każdy kolejny wiersz zdawał się poruszać zupełnie inny temat, który okazywał się równie ważny, a jednocześnie rewelacyjnie łączył się z tytułem go poprzedzającym. Kompozycja tomiku jest niezwykle przemyślana; tutaj nie było przypadków, nikt nie zdał się na los. Utwory są uporządkowane tak, by trafić nawet do najbardziej zamkniętego czytelnika, by trafić w czuły punkt i wywołać odpowiednie przemyślenia.
Najbardziej jestem pod wrażeniem ogromu przeróżnych nawiązań. Małgorzata Kulisiewicz czerpie garściami nie tylko z własnych doświadczeń, ale także z filozofii, religii, historii, tradycji literackich czy mitologii. Nawet jeśli nie uważaliście w szkole czy też nie zastanawialiście się wcześniej nad poszczególnymi motywami, niektóre z nich na pewno rozbudzą waszą pamięć i skłonią do próby interpretacji. Poetka wykazuje się tutaj wiedzą, ale nie wiedzą powierzchowną, nie wiedzą wykutą na blachę – widać, że każdy z przywołanych przez nią kontekstów został poddany szczegółowej analizie. To bardzo inspirujące obserwować, jak pozornie proste i popularne pojęcia mogą stać się podstawą do wiersza, który później na długo zakorzeni się w umyśle.
Nie chcę się tutaj bawić w interpretacje poszczególnych wierszy – nigdy nie byłam w tym dobra, a poza tym czuję, że jest to zbyt osobiste jak na recenzję. Właśnie to najbardziej lubię w poezji: chociaż proza również potrafi zaangażować i pochłonąć czytelnika, to jednak wiersze kreują tę niepowtarzalną atmosferę intymności. Małgorzata Kulisiewicz posiada zresztą dar tworzenia aury prywatności, przez co podczas lektury tomiku mogłam odnieść wrażenie, że został on napisany specjalnie dla mnie, jakby nikt inny nie miał do niego wglądu. Pozwolę sobie chociaż wymienić utwory, które najbardziej zapadły mi w pamięć: „Huta macabre” (za silne, potężne wręcz uderzenie emocji, przy jednoczesnym zachowaniu prostoty), „Pan od historii” (bo rzadko mi się zdarza czytać wiersze tak przejmujące), „***” (brakuje mi słów, by opisać moją reakcję na ten utwór – straszny, do bólu prawdziwy), „Raje skamandrytów” (za piękną nostalgię) oraz „Noc Kupały” (za niebywałą malowniczość).
Jeśli dopiero stawiacie pierwsze kroki w czytaniu poezji, bo do tej pory mieliście z nią do czynienia tylko w szkole, to bardziej polecam wam tomik „Inni bogowie” – wydaje mi się, że dużo łatwiej do was trafi i otworzy wasze umysły na dalsze doświadczenia z wierszami. „Kot Wittgensteina” jest z kolei pozycją znacznie dojrzalszą; autorka rozwija się i jako poetka, i jako człowiek, co widać gołym okiem. Jako czytelnik to zaszczyt, że mogę w tym procesie dojrzewania i rozkwitania uczestniczyć. Tomik jest skomponowany z najwyższą precyzją, a wiersze tylko dowodzą inteligencji autorki, która operuje językiem w bardzo plastyczny sposób. To w jej rękach idealne narzędzie do wyrażania i do wywoływania emocji.