Biedronki w sieci pajęczyc, czyli jak przetrwać w korporacji i nie zwariować.
Bycie biedronką nie popłaca. Awansować na pajęczycę to już pewne osiągnięcie. Szczytem marzeń jest jednak przemiana w modliszkę. Ale czy będąc na najwyższym szczeblu korporacyjnej drabiny, można zachować resztki biedronkowatości, czy wyrok zapadł i nie ma już odwrotu od przemiany w drapieżną bestię? Zacięta rywalizacja, wzajemne podcinanie sobie skrzydeł i plucie jadem, słowem – szara rzeczywistość korporacji z perspektywy kolejnych etapów kariery opakowana w zgrabną, metaforyczną opowieść. Poznajcie historię Lusi i jej zaskakującej metamorfozy!
Modliszka, nasz szef wszystkich szefów. Sunie ostentacyjnie każdego ranka do swojego akwarium usytuowanego na niewielkim podeście, skąd ma doskonały widok na wszystkie biedronki i pajęczyce. Tam wykonuje swoje tajemnicze telefony, udając kolejne szkodniki. Kiedy to robi, nie wiem, bo gdy zerkam, to zawsze widzę ten klasyczny układ modlącej się postaci.
Nigdy nie słyszałam, jak cokolwiek mówi, pajęczycom wystarczy jej jedno spojrzenie i już wiedzą, w czym rzecz. Może ona porozumiewa się tylko telepatycznie?
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2019-03-01
Kategoria: Poradniki
ISBN:
Liczba stron: 144
„By zmienić przyszłość, wykorzystaj przeszłość już w teraźniejszości”.
O życiu w korporacji z punku widzenia korporacyjnej biedroneczki. Autorka w metaforyczny i unikalny sposób przestrzega nas przed pracą w korporacji. Bohaterka tej sformalizowanej i ułożonej według pewnego zamysłu struktury – Lusia – pnie się po szczeblach korporacyjnej kariery. Zaczyna się od stanowiska biedronki, najmniejszego trybiku, najbardziej zapracowanego i narażonego na nieustanne i codzienne fobie przełożonej, pajęczycy. To ona obserwuje swoje biedronki, mobilizuje je do jeszcze lepszej i efektywniejszej pracy, do wyciskania z każdego ostatnich sił i mocy. A nad nią krąży modliszka, ziejąca jadem i złością, wiecznie niezadowolona, z morderczym wzrokiem bazyliszka. Gdzie nim sięgnie, tam ofiara pewna. I jak pracować efektywnie w takich warunkach? Nie lada wyzwanie.
„Przekonanie o słuszności decyzji jest fundamentem dobrego planu”.
Po lekturze tej małej, ale jak bogatej książki, wyłania się smutny obraz pracy w wielkich strukturach. Wszystko jest zaplanowane i ułożone według określonych schematów. Celem jest oczywiście jak największa sprzedaż, zdobycie jak największej liczby klientów. Najlepiej bez żadnych reklamacji i uwag ze strony naciągniętych klientów. Bo wtedy można się pożegnać z premią. Niezadowolony klient to tylko ciąg problemów dla sprzedawcy. Ale jak w takim natłoku pracy każdego zadowolić? Trzeba ciągle się uczyć, zapamiętywać opracowane przez przełożonego regułki i gotowe odpowiedzi dla klienta, nie ma miejsca na jakiekolwiek pomyłki czy improwizacje. Własna inicjatywa jest niemile widziana. Nic z tych rzeczy. Prawie każda rozmowa jest później analizowana przez pajęczycę. I zawsze można mieć do biedronki pretensje, że użyła niestosownego słowa czy nie odpowiedniej intonacji. Stres niesamowity i nie wiem czy warty tych zarobków.
„Minimum wysiłku daje tylko minimum satysfakcji”.
Jak sięgnąć wzrokiem po równo ułożonych boksach, każdy ma wzrok wbity w monitor komputera, z jednej strony stara się sprzedać oferowany produkt w rozmowie telefonicznej, z drugiej w tym samym czasie odpowiada na dziesiątki oczekujących na odpowiedź e-maili klientów. Nie ma chwili wytchnienia. Czas jest na wagę złota. Każdy zerka krzywo na swojego sąsiada z drugiego boksu i liczy, że mu się powinie noga. Zazdrość, intrygi, niewyobrażalny stres i napięcie, ciągłe reprymendy są na porządku dziennym. W tym miejscu raczej nie można liczyć na miłe i ciepłe słowa, na zawiązanie się przyjaźni czy głębszych znajomości, tutaj każdy może liczyć tylko na siebie, każdy myśli tylko i wyłącznie o sobie. A jeżeli już myśli o innym współpracowniku, to tylko w kontekście, jak mu dopiec czy przysporzyć kłopotów. Wyścig szczurów. Silniejszy zostaje, słabszy odpada w przedbiegach.
„Ciężka praca doceniana jest w najmniej oczekiwanych momentach”.
Ale ciężka i trudna prawa też się opłaca. Pewne nowatorskie rozwiązania czasami są mile widziane. Bohaterka jest tego znakomitym przykładem. Opracowała własne autorskie materiały wspomagające pracę, stworzyła coś nowatorskiego, przejawiła własną inicjatywę. I awansowała. Zajęła miejsce pajęczycy, a z czasem modliszki. Dawała z siebie coraz więcej i więcej. Jej zespół był najlepszy. Ale w pewnym momencie czas pryska, człowiek się wypala, nie widzi życia poza pracą. I czy to ma głębszy sens? Czy warto żyć tylko pracą? A gdzie czas na miłość, przyjaźń czy rozrywkę? I co z tego, że są pieniądze, jak nie ma na nic ochoty i czasu. Osiąga się profity, ale nie ma czasu i chęci się z nich cieszyć. Ważne, aby w odpowiednim momencie powiedzieć: nie, dość wszystkiego, chcę cieszyć się życiem tu i teraz. Pieniądze nie zastąpią przyjaciół, owszem, dzięki nim ma się ich więcej, bo albo chcą od nas pożyczyć pieniądze albo się zabawiać za nasze.
Ta gorzka lektura potrafi raz na zawsze wyleczyć z pracy w korporacji. Przestrzega przed nią i obnaża panujące w niej schematy i mechanizmy. Pracownik to mały trybik w tym wielkim zamachowym kole. Jak go zabraknie, nawet nikt tego nie zauważy, wstawi się następnego. Nie ten, to inny. Smutny obraz, albo bardzo wymowny i prawdziwy.
Cieszę się, że taki poradnik ujrzał światło dzienne. Czy jest bliski prawdy, myślę, że każdy, kto pracuje w korporacji jest w stanie to ocenić. Czy jest przekoloryzowany? Myślę, że nie, ale ukazany w metaforyczny sposób. Każdy może go przełożyć na konkretną sytuację i firmę. Po jego lekturze pojawia się pytanie: czy warto się aż tak bardzo się poświęcać pracy, kosztem zaniku czy zaniedbania życia osobistego czy rodzinnego? Czy nie lepiej czerpać spokojnie małą łyżeczką niż się napychać dużą chochlą? Warto tak zaplanować swoje życie, aby mieć czas na pracę, rodzinę i przyjaciół. Te pytania pozostawiam bez odpowiedzi. Każdy powinien sobie sam na nie szczerze odpowiedzieć.
Nie pozwala o sobie zapomnieć, skłania do głębokich refleksji i przemyśleń.
Przeczytane:2019-05-24, Ocena: 3, Przeczytałam, Mam u siebie !, 52 książki 2019, 26 książek 2019, 12 książek 2019,
Szybka książeczka, 140 stron, spory druk. Tak mogę zacząć kilka słów od siebie na temat „Korpoface”. Przyciągła mnie w sumie urocza okładeczka. Mimo, że opis w większej mierze spoileruje to co dzieje się w środku – hardo przystąpiłam do lektury.
Język jakim posługuje się autorka, jest lekki i łatwy do przyswojenia, mimo korporacyjnego świata, pani Sar nie posługiwała się językiem oficjalnym to zdecydowanie było fajną sprawą, bo nie musiałam główkować co jest co. Ogólnie rzecz biorąc autorka przedstawiła życie biurowe poprzez uosobienie biedroneczek i innych stworzeń robalowo – latających. Czy to dobry zabieg? W jakimś stopniu na pewno. Mamy naszą główną bohaterkę, która równocześnie jest naszą narratorką – Lusię. To ona, biedroneczka, gra tutaj główne szczypce. Opowiada spokojnym tonem jak wygląda normalne, codzienne agencyjne życie. Mówi jak praca ma wpływ na naszą prywatę, kontakty między ludzkie i stosunki pracownicze. Wspinanie się po szczeblach do kariery nie koniecznie poprzez podkładanie innym nóg, a oddawanie się temu co się lubi (pod warunkiem, że lubimy naszą posadkę). Książka nie jest zła, ale temat takich agencji niestety jest już wyczerpany na lewą stronę. Nie jest to zła lektura, wspaniale umiliła mi czas w pociągu podczas podróży na Warszawskie Targi Książki, jednakże nie oświeciła mnie niczym nowym. Ot takie czytadło na długą jazdę =)