Jeśli podobały ci się Jeden dzień, Zanim się pojawiłeś i hitowy film Last Christmas, to książka idealna dla ciebie.
Josie Morgan nigdy nie czeka na grudzień. Miesiąc ten zawsze jej przypomina o życiu, które utraciła dwadzieścia lat temu. A kiedy tylko słyszy w radiu świąteczną piosenkę, z marszu je wyłącza. Ma ochotę zrywać kolorowe łańcuchy, którymi jej współlokatorka upiera się dekorować mieszkanie. I co roku wysyła list, który wie, że nigdy nie zostanie przeczytany.
Max Carter nie spodziewał się, że kilka dni przed Bożym Narodzeniem utknie w Londynie. Nie spodziewał się, że tak trudno będzie mu się pożegnać z kobietą, którą ledwie zna. Z drugiej jednak strony nie spodziewał się, że się zakocha.
W tym jednak roku, kiedy grudniowy list Josie prowadzi ją do Maxa, przypadkowe spotkanie zmieni życie obojga w doprawdy niezwykły sposób. A ich historia dopiero się zaczyna...
Z Londynu na Manhattan, z Edynburga na angielską wieś, Always, in December to romantyczna podróż, której nie da się zapomnieć.
Wydawnictwo: Burda Książki
Data wydania: 2021-10-27
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 320
Tytuł oryginału: Always, in December
Lubicie książki typu "Zanim się pojawiłeś"? Jeśli tak to "Jak zawsze w grudniu" jest obowiązkową pozycją. I lepiej zaopatrzcie się w chusteczki, z pewnością wam się przydadzą.
Przyznajcie, ile książek świątecznych macie już za sobą?🎅🎄 A może uważacie, że jeszcze na to za wcześnie? Ja przeczytałam już kilka i jeszcze cały stos przede mną ☺
"Jak zawsze w grudniu" to przepiękna i wzruszająca książka o miłości, tęsknocie, bólu, ale również walki o siebie i swoje marzenia.
Josie nie lubi świąt, ponieważ przypominają jej o stracie rodziców. Co roku wysyła do nich list, to jej forma oczyszczania.
Max przed samymi świętami utknął w Londynie, a mały wypadek sprawia, że wpadają na siebie z Josie. I to przypadkowe spotkanie sprawi, że ich życie już nie będzie takie samo. Oboje się w sobie zakochają, ale będą musieli się rozstać.
Zakochałam się w tej książce, pokochałam bohaterów, a zakończenie sprawiło, że miałam łzy w oczach. Koniecznie przeczytajcie tę książkę. To najpiękniejsza zimowa opowieść o miłości.
Macie swoje ulubione wydawnictwo? Ja bardzo polubiłam słowne. Jak na razie trafiam na książki, które bardzo przypadły mi do gustu. Aby tak dalej!
Josie nie lubi grudnia, a w szczególności nieznośni świąt Bożego Narodzenia… Właśnie w tym czasie, dwadzieścia lat temu straciła rodziców… Od tamtej pory unika spotkań z dziadkami i całego przedświątecznego zamieszania. Najchętniej w te dni otuliłaby się w koc i nie wychodziła z domu. Max natomiast nie ma nic do świąt. Niestety jego rodzina przebywa na drugim kontynencie, w Nowym Jorku, a samolot został odwołany. Tegoroczną wigilię miał spędzić samotnie w hotelowym pokoju w Londynie. Przez zrządzenie losy, ta dwójka wpada na siebie w przedświątecznych dniach. Rodzi się między nimi uczucie… Jednak po paru dniach intensywnej znajomości, Max wyjeżdża z Londynu i zostawia Josie… Czy Max tylko zabawił się dziewczyną? Czy Josie jeszcze spotka chłopaka w którym zdążyła się zakochać?
JAK ZAWSZE W GRUDNIU to piękna, wzruszająca opowieść o miłości, delikatnie okraszona duchem świąt. Czytając tą historię zatopicie się w niej, a w waszym sercu zrobić się cieplej. Autorka stworzyła wspaniałych bohaterów, którzy bardzo szybko mnie urzekli i z niecierpliwością przewracałam strony, aby się dowiedzieć jak ta powieść się skończy. Podziwiałam Josie za jej siłę, i współczułam straty jakiej doznała, ale mimo to nie straciła pogodnego ducha. Max również wzbudził we mnie ogromną sympatię. Autorka opowiedziała urokliwą historia, która otuli was niczym ciepły koc i wzbudzi szereg emocji.
Pisałam tu już kiedyś, że wierzę w to, że to książki nas znajdują. Po raz kolejny miałam okazję przekonać się, że tak jest.
"Jak zawsze w grudniu" autorstwa Emily Stone trafiła w moje ręce pod koniec października, ale czytanie zaplanowałam sobie na początek listopada.
Ten czas pomiędzy Zaduszkami a świętami Bożego Narodzenia jest dla mnie bardzo trudny. Podobnie jak Josie, główna bohaterka, w okolicy świąt straciłam tatę...
Z jednej strony ta książka rozdrapała stare rany, a z drugiej okazała się dla mnie terapią. Przeżywałam ból straty na nowo, ale wiadomo nie od dziś, że tylko stawiając czoła lękom nabieramy siły.
Nie mogę wam za wiele zdradzić jeżeli chodzi o fabułę, bo popsułabym cały efekt.
Na samym początku czytałam tę historię z zaciekawieniem, później wydawała mi się troszeczkę przeciągnięta, co okazało się swoistym podłożem do spektakularnego zakończenia. I rzeczywiście ostatnie rozdziały wywołały we mnie taki szok i niedowierzanie, taką lawinę emocji, że nie mogłam się pozbierać. Po zakończeniu ten spokojny środek nabrał sensu, tak jak nabierają sensu wspomnienia z naszego życia, krótkie chwile, które nigdy nie wrócą, a oddalibyśmy wszystko, żeby niektóre przeżyć jeszcze raz...
Ciężar braku możliwości pożegnania się z najbliższymi osobami nosimy w sobie całe życie. Nie znamy dnia, ani godziny. I wiem co mówię. Nie zapominajcie mówić swoim bliskim, że ich kochacie. Też chciałam to powiedzieć, ostatni raz. Zabrakło mi pięciu godzin...
To mała być recenzja, a jest trochę wspomnień i prywaty. Przepraszam Was za ten chaos.
Ale czy nie jest najlepszą recenzją to, że książka wywołuje tyle emocji, że nie można powstrzymać łez albo że historia żyje w nas?
Ta opowieść wbrew pozorom nie jest smutna. Niesie ogrom nadziei i pokazuje czym jest prawdziwa miłość.
Dajcie się ponieść, zatraćcie się w niej, a zobaczycie, że było warto.
“Jak zawsze w grudniu”
Czytacie książki świąteczne ?Ja nigdy nie zwracałam uwagi na to jaka pora roku, święta itp , Nie dopasowywałam tematyki książek po które sięgałam do okoliczności. Ale chciałam w tym roku to zmienić i książka Emily Stone , to już druga świąteczna jaką przeczytałam w tym październiku . Nie wiedziałam czego się po niej spodziewać, przyznaję bez bicia , że nawet opisu nie przeczytałam. Wpadła mi za to w oko opinia , sugerująca, że ta książka doprowadza do łez. W sumie po ok 50 stronach , zaczęłam podejrzewać co może do tych łez doprowadzać, jednak nie chciało mi się wierzyć, że autorka aż tak poturbuje emocjonalnie główną bohaterkę. I wiecie co zrobiłam ? To czego nikt robić nie powinien - zajrzałam na koniec. Ale byłam wkurzona … Na siebie , na całą sytuację , na to co mnie czeka... Już się nie bałam ale nie mogłam uwierzyć, że to nie będzie szczęśliwa historia . Ciągle miałam nadzieję, że się pomyliłam , źle spojrzałam i będzie dobrze ale…nic z tego.
Ale po kolei. Josie rozstała się z chłopakiem, który ją zdradził. Zbliżają się święta - czas którego nie znosi bo kilka lat temu , właśnie w tym czasie, zginęli jej rodzice i ten czas , dla niej nie jest wesoły. Przywołuje wspomnienia , ból , poczucie straty .Wciąż ewidentnie nie otrząsnęła się z tego, wciąż cierpi nie mając ich przy sobie. Zamyślona , próbując odgonić bolesne wspomnienia, jadąc rowerem nie skupiła się na tym co przed nią i wjechała w niego - Maxa.
Max utknął w Londynie, jego lot do Nowego Jorku został wstrzymany i miał spędzić święta samotnie w hotelu. Jednak mimo zaistniałej sytuacji - spędza ten czas z Josie. Poznają się bliżej, rodzi się między nimi uczucie, którego żadne z nich się nie spodziewało, zaś Max dochodzi do wniosku, że nie może sobie na nie pozwolić i znika . Czy na zawsze ?
W tej książce mamy kilka przeskoków w czasie . Zaczyna się właśnie od ich spotkania, następnie autorka przerzuca nas kilka miesięcy dalej , gdy ci dwoje , znów przypadkiem spotykają się ponownie. I tak raz za razem … Mamy w tym czasie okazję dokładniej poznać bohaterów i bliskie im osoby, jednak powód ucieczki Maxa na początku tej historii, poznajemy dopiero pod koniec i mimo ,że zajrzałam , byłam zszokowana tym co się wydarzyło. Rozdziały pisane są zarówno z perspektywy Josie jak i Maxa, dzięki czemu my - jako czytelnicy wiemy więcej niż oni.
“Jak zawsze w grudniu” to książka pełna emocji. Jeśli spodziewacie się wesołej świątecznej historii , to ona nie należy do takich. Przy niej lepiej mieć chusteczki pod ręką. Może jest nieco przewidywalna. Ale nie rozczarowuje. Bohaterowie są tu pięknie wykreowani, wyraziści, ciężko ich nie polubić. Jednak główną dwójkę miałam momentami ochotę natrząsnąć , pchnąć ku sobie by wykorzystali ten czas...Życie jest tak ulotne. Szkoda go tracić na wyciąganie pochopnych wniosków , czy niedopowiedzenia . Mogło być tak pięknie…
Boli to jak okrutnie wręcz obeszła się autorka z naszą Josie. Dziewczyna straciła już rodziców , święta były dla niej tak trudnym czasem , a teraz…. Nie będę spojlerować, rzucam już i tak pewnie zbyt jednoznaczne aluzje ale wierzcie mi, to książką , która zostanie Wam w pamięci. Warto po nią sięgnąć i nie żałuję , że ją przeczytałam . Szkoda tylko ,że nie można zmienić zakończenia …
Polecam i dziękuję wydawnictwu za możliwość jej przeczytania .
Josie nienawidzi grudnia, ten miesiąc przypomina jej o tym co utraciła, jednak go właśnie wtedy wysyła tajemniczy list, który nigdy nie zostanie przeczytany. Kobieta przypadkowo spotyka Maxa, który z powodu odwołanego lotu utknął w Londynie. To przedświąteczne spotkanie odmieni życie bohaterów. Jak potoczą się losy Josie i Maxa? Jakie tajemnice skrywa mężczyzna?
Książka przyciąga z pewnością już sama piękna i zimową okładką, ale zapewniam, że jej treść jest jeszcze piękniejsza!
To jedna z tych książek, które po prostu należy przeczytać, ja czytając losy Josie Maxa po prostu przepadałam! Świat wykreowany przez autorkę jest zarazem magiczny i prawdziwy, bohaterowie są świetnie wykreowani, a pomysł na fabułę moim zdaniem niebanalny i świetnie poprowadzony.
Poczatkowo może się wydawać, że to kolejny romans, w którym dwoje ludzi przypadkowo się ze sobą spotyka i spędzą razem czas, jednak zagłębiając się dalej w tej historii dojdziecie do wniosku, że ta historia ma w sobie wiele mądrości życiowych. Poprzez kolejne spotkania bohaterów odkrywamy jak wpłynęli na swoje życie i dokąd ich te spotkania zaprowadziły, doświadczymy z nimi wielu radości, ale i chwil smutku oraz złości. Odwiedzimy z bohaterami Londyn, Nowy York, Edynburg i w każdym z tych miejsc coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że mimo przeciwności losu prawdziwa miłość oraz przeznaczenie istnieją naprawdę, tylko należy je dostrzec i poddać się tej magii, tylko czy czasami nie jest na to za późno?
Jestem urzeczona postacią Maxa, to właśnie dzięki niemu Josie otworzyła się na świat, mężczyzna swoimi działaniami sprawił, że kobieta zawalczyła o siebie i zaczęła realizować swoje pasje.
Czułam, że autorka na koniec zrzuci na czytelnika emocjonalną bombę, jednak nie spodziewałam się, że nastąpi to tak szybko i w taki sposób, łamiąc serce czytelnika!
Książka "Jak zawsze w grudniu" wzbudziła we mnie ogrom emocji, wzruszyła bez reszty i pozostawiła z wieloma pytaniami.
Jestem pewna, że będę często wracała do tej historii myślami. Polecam z całego serca i czekam na więcej takich historii od autorki!
Josie Morgan nie przepada za świętami Bożego Narodzenia. A to dlatego że ten dzień przypomina jej przykre wydarzenia sprzed dwudziestu lat kiedy to w wypadku zginęli jej rodzice. Kiedy dziewczyna skończyła osiemnaście lat, wyjechała z rodzinnego miasta które przypominało jej o tragedii. Lecz Josie ma pewną tradycję, co roku wysyła list z życzeniami świątecznymi który nigdy ma nie zostać otwarty. I tak było tym razem. Jadąc na rowerze dziewczyna wpada na nieznajomego mężczyznę, który nie jest zbyt przychylnie do niej nastawiony.
Max utknął w Londynie na święta. Jego lot został odwołany i mężczyzna musi przeczekać do następnego. Gdy przypadkiem wpada na niego kobieta nie sądził że sprawy zajdą tak daleko. Kobieta zaprasza go na drinka i tak lądują w pubie by następnie spędzić kilka przyjemnych chwil razem.
Jednak w drugi dzień świąt dziewczyna budzi się w łóżku sama a obok zamiast mężczyzny leży krótki list.
Czy mężczyzna chciał zabawić się w oczekiwaniu na samolot?
Czy jeszcze kiedyś się spotkają?
,,Jak zawsze w grudniu" to lekka, niezwykle poruszająca świąteczna książka. Bardzo polubiłam bohaterów. A emocje jakie towarzyszyły mi razem z nimi żal, współczucie ,ból i tęsknota rozrywały moje serce na kawałki. Piękna okładka z cudownym wnętrzem. Autorka ma świetny styl pisania, lekki i docierający do każdego zakamarka duszy. Chodź od początku można pomyśleć że wszystko toczy się szybko to koniec książki przyprawił mnie o wiele wylanych łez.
Książka o podejmowaniu trudnych decyzji i radzeniu sobie z przeszłością. Smutna historia przeplatana cieplejszymi momentami.
"Jak zawsze w grudniu"
@wydawnictwo_slowne
@emstonewrites
Książka, która porusza serce i sprawia że dla bohaterów grudzień to nie jest dobry miesiąc. Zresztą mam podobne odczucia, mimo zbliżających się świąt, ten miesiąc ma w sobie wiele radości ale również smutku.
Josi nie lubi świat, nie dlatego że denerwuje ja ta bieganina czy czas sztucznych życzeń i uśmiechów. W dzieciństwie spotkała ja tragedia, która calkosci odebrała jej radość że Świat Bożego Narodzenia. Co roku wysyła list, który nigdy nie zostanie odczytany ani dostarczony. Te tradycję stworzyła sama, aby pamięć o bliskich nie zginęła. Przypadkowo podczas jazdy rower, wpada na Maxa, który utknął w Londynie. Ich znajomość zaczęła się niefortunnie, ale przez te parę świętecznych dni, bardzo się do siebie zbliżyli. To spotkanie, rozpoczyna ciąg zdarzeń w których oboje zapragną czegoś więcej. Jednak nie jest możliwe. Tajemnice jaka nosi Max skutecznie zburzy życie Josie. Dziewczyna kompletnie nie jest przygotowana na to, że kolejny raz w grudniu spotka ją takie nieszczęście.
Zaczynając czytac te książkę, sądziłam że to będzie piękna opowieść w świątecznym klimacie. Gdzie dwoje ludzi spotyka się przypadkiem i spędzają ze sobą życie. Ehh nic bardziej mylnego. I chociaż od początku czułam że na końcu tej książki wydarzy się coś tragicznego, emocje wzięły górę. A łzy przesłaniały obraz. I z jednej strony byłam zła na Maxa że dał Josie nadzieję na przyszłość. Że pojawiał się i znikał. I chociaż większość ich spotkań była przypadkowa, między bohaterami była wyczuwalna chemia i uczucia, które nigdy nie powinny się pojawić. Chociaż z drugiej strony, każdy z nas ma prawo do szczęścia, mimo że czasami bywa ono chwilowe. Jeśli mam być szczera ta książka nie ma szczęśliwego zakończenia według mnie, a to co spotka bohaterke kolejny raz utwierdza ją w tym że grudzień i święta to nie jest czas radości. W tym miesiącu jej życie kolejny raz spotka koszmar. Historia piękna a zarazem tragiczna. Podobała mi się i chociaż czułam ogromny ból podczas czytania, spedzialam z nią dobrze czas.
Gdy czyta się wręcz hurtowo to automatycznie wzrastają jakieś wewnętrzne wymagania i niełatwo znaleźć książkę, która zachwyci. Mnóstwo się polubi, spędzi z nimi przyjemnie czas, nawet wzbudzą emocje, ale to nie będzie perfekcja, coś co długo zostanie w pamięci. A ta książka zdecydowanie zasługuje na specjalne miejsce w biblioteczce. Bo choć okładka jak i opis zapowiadają kolejną, romantyczną historię, to nie dajcie się zwieść. Ta lektura ma w sobie jakąś nostalgię. Niesie ze sobą wiele, te emocje nie uderzają od razu, ale gdy odkładamy książkę, to zaczyna do nas docierać cały ogrom zawartych w niej uczuć, przesłań i mądrości życiowych, na które w codziennej gonitwie w ogóle nie poświęcamy czasu. I tak, przyznam się szczerze, ja- czytelnik bez serca, który nie pozwala sobie na wyrażenie jakichkolwiek uczuć względem lektury, po raz trzeci w życiu wyłam jak bóbr. I tu nawet nie chodzi o konkretne wydarzenie, ale o całokształt. Ta książka jest szczególna, ma w sobie głębię, porusza najczulsze struny w sercu i jest lekturą jedną na tysiąc (jak nie więcej). Zdecydowanie powinniście po nią sięgnąć.
Josie to dziewczyna, która ma wrażenie, że coś jej w życiu nie wyszło. Pomimo faktu, że dobiega do 30stki nadal nie do końca uporała się z kartami, które rozdał jej los. Ma pracę, która nie przynosi jej satysfakcji, jej (były) chłopak nigdy nie był nawet bliski określeniu księcia na białym koniu. Mieszkanie wynajmuje, w najbliższej perspektywie nie czeka na nią bycie matką i żoną. I z całą pewnością nie znosi świąt, choć jej niechęć jest zrozumiała, gdy pozna się jej historię. Josie wbrew wszystkiemu to naprawdę dobra osoba, która całym sercem kocha swoich najbliższych, choć nie jest najlepsza w okazywaniu tego. Brakuje jej jednak odwagi by sięgać po marzenia, ryzykować, zwyczajnie zacząć żyć.
Max to mężczyzna o dwóch twarzach. Z jednej strony to mruk i gbur, tajemniczy i zamyślony, który nie wydaje się być najlepszym towarzyszem zabaw i rozmów. Z drugiej strony potrafi tak cudownie cieszyć się każdą chwilą, czerpać z życia, dostrzegać małe, z pozoru nic nie znaczące rzeczy. Jest wspaniałym bratem i wymarzonym synem. Ale jednak bywają chwile, że się wycofuje, że jego myśli lądują w zupełnie innym wymiarze. Jednak pomimo wszystko to właśnie on ma tę moc, by wyciągać z Josie to, co najlepsze. By pokazywać jej, że nie warto zamykać się na świat i sięgać po swoje. Ale czy uda mu się zmienić jej życie na zawsze?
Trudno mi nawet ubrać w słowa jakie wrażenie wywarła na mnie ta książka i niech to będzie jej najlepszym podsumowaniem. Fabułą jest niebanalna, spotykana bardzo rzadko, a do tego sięga gdzieś do głębi czytelnika. Grudzień spędzimy w Londynie, kwiecień w Nowym Jorku, wrzesień w Edynburgu.. a gdzie los zaniesie na w kolejne grudniowe miesiące? To musicie sprawdzić sami! Postaci, które stworzyła Autorka wywierają ogromne wrażenie, opisy oddziałują na wyobraźnię i uwierzcie, że wracając myślami do tej książki, podczas pisania recenzji, mam łzy w oczach, a płaczką naprawdę nie jestem. Tak, czy inaczej, ta książka uświadamia nam, że w życiu happy end pojawia się czasem w zupełnie innej odsłonie niż byśmy sobie tego życzyli, ale jest dla nas tak samo dobry, a nawet lepszy. Ogromnie Wam ją polecam, to jedna z najcudowniejszych książek jaką przyszło mi przeczytać nie tylko w tym roku, ale i w ogóle.
Przeczytane:2022-01-06, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam,
Macie czasem tak, że przeglądacie zapowiedzi w księgarni internetowej i nagle wpada Wam w oko tytuł, który nie należy do Waszego ulubionego gatunku, a mimo to czujecie ogarniającą Was niepohamowaną chęć poznania tej historii? Tak się właśnie stało w przypadku powieści „Jak zawsze w grudniu” autorstwa nieznanej mi Emily Stone. Przeczytałam opis, przyjrzałam się cudownie magicznej, zimowej okładce i podświadomie wyczułam, że to będzie piękna, choć słodko-gorzka opowieść o przypadkowym spotkaniu dwojga ludzi, których połączyło coś wyjątkowego.
„Jak zawsze w grudniu” to książka, którą otrzymałam do recenzji od księgarni internetowej TaniaKsiazka.pl. Bardzo cenię literaturę, która wywołuje u czytelnika emocje, ale nie skłamię, mówiąc, że staram się podobnych historii unikać, ponieważ nigdy nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać. Zbyt często się zdarza, że zamiast happy endu, na który wszyscy liczyli, czeka nas dramatyczny koniec i nagle w miejsce uśmiechu na naszej twarzy pojawia się strumień łez, którego nie da się powstrzymać. Z drugiej strony tego rodzaju powieści są bardzo ludzkie – w końcu nasze życie nie zawsze jest usłane różami, chwile szczęścia przeplatają się z chwilami smutku, których nie da się uniknąć, mimo że bardzo byśmy chcieli, by było to możliwe.
Ach, cóż to była historia! Pełna emocji, poruszająca i niezapomniana. Piękna i ciepła, ale też niewyobrażalnie smutna i przejmująca. Przyznam szczerze, że siadając do lektury powieści Emily Stone, nie do końca uwierzyłam w blurb okładkowy Josie Silver, autorki książki „Jeden dzień w grudniu”, który sugerował zaopatrzenie się w chusteczki higieniczne. Niby sama jestem sobie winna, ale sami wiecie, jak wiele razy podobne frazesy pojawiały się na okładkach słodko-gorzkich historii, że zdążyły się już wyświechtać.
Czuję się, jakby przejechał po mnie walec. Emocjonalnie książka Emily Stone mnie przeczołgała. Dosłownie. Nic nie zapowiadało wodospadu łez, który wyleje się ze mnie pod koniec opowieści o Josie i Maxie. Przez większość książki miałam poczucie, że to przyjemna, ale wcale nie aż tak wyjątkowa historia dwojga ludzi, których los niespodziewanie ze sobą zetknął, by potem w wyniku różnych okoliczności jednak ich rozdzielić. Od samego początku miałam wrażenie, że wszystko toczy się tu zbyt szybko. „Jak zawsze w grudniu” dzieli się na kilka części, każda z nich rozgrywa się parę miesięcy po poprzedniej, np. grudzień – kwiecień – wrzesień – grudzień etc. Nie do końca mi to pasowało, bo każda część urywała się dość nieoczekiwanie, pozostawiając niedosyt i wrażenie braku zakończenia. Pierwsza część, gdy Josie i Max dopiero się poznali, bardzo mi się podobała, a potem mój entuzjazm jakoś opadł. Nadal chciałam się dowiedzieć, co jeszcze los (a dosłowniej mówiąc autorka) przygotował dla naszych bohaterów. A potem nagle ostatnie rozdziały czytałam, zalewając się łzami, wreszcie rozumiejąc, o co chodzi. Zatkany nos, rozmazany wzrok, czerwone podpuchnięte oczy i ucisk gdzieś pomiędzy gardłem a sercem. Trzy razy musiałam przerywać, by pójść obmyć twarz zimną wodą i wytłumaczyć sobie, że to tylko fikcja literacka, wymyślona historia, więc nie powinnam aż tak rozpaczać, ale rozemocjonowane serce wciąż mi podpowiadało, że przecież takie rzeczy się zdarzają...
Przepiękna powieść, nieprzesłodzona, absolutnie poruszająca z końcówką, która łamie serce na milion kawałków. Jeśli o jakości książki świadczą emocje, które wywołuje u czytelnika, to „Jak zawsze w grudniu” od Emily Stone jest prawdziwym arcydziełem! Polecam, ale przed lekturą koniecznie uzbrójcie się w karton chusteczek! Bez niego nie przebrniecie ;)