Jeśli chodzi o Keirę Kilgore, nic nie jest racjonalne. To kobieta silna i niezależna, ale nie ma prawa decydować o swoim ciele i swoim losie. Należy do tyrana, najgroźniejszego mężczyzny w Nowym Orleanie. Jeszcze niedawno nienawidziła go z całego swojego niepokornego serca, a dziś jest gotowa zabijać w jego obronie. Zamach, który o mało nie pozbawił obojga życia, uzmysłowił Keirze, jak bardzo kocha potwora. I że dla niego sama może stać się bestią.
Lachlan Mount, niekwestionowany władca miasta, zdaje sobie sprawę, że zdobył niezwykłą kobietę. Keira jest jego własnością, ale także jego królową. Dla niej jest gotów na wszystko. Co należy rozumieć bardzo dosłownie, gdy mowa o Lachlanie — człowieku, który w swojej żelaznej pięści skupił całą władzę i który popełnił chyba wszystkie możliwe zbrodnie.
Trzeci, ostatni tom tej niesamowitej historii opowiada o kolejnych dramatycznych wydarzeniach. Wychodzą na jaw mroczne sekrety przeszłości i ich straszliwe konsekwencje. Zdrady, podeptane zaufanie, przestępstwa i zbrodnie. Ale... silna i niepokorna kobieta zasługuje na prawdę o ukochanym. O krwi, którą przelał w okrutny sposób. O brutalności, z jaką zdobywał i utrwalał swoją władzę. Keira musi zajrzeć w twarz diabłu. I zdecydować o losie. Jego i swoim.
Co zrobisz, gdy pakt z diabłem okaże się najlepszym rozwiązaniem?
Wydawnictwo: Editio
Data wydania: 2019-08-14
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 258
Tytuł oryginału: Sinful Empire
Tłumaczenie: Olgierd Maj
Zapraszam na nalogowyksiazkoholik.pl
Historia Keiry i Mounta wciąga. Rozpoczynając przygodę z tą serią, nie spodziewałam się, że tak bardzo przywiążę się do jej bohaterów. Imperium grzechu jest doskonałym zwieńczeniem losów króla i królowej, którzy są pozbawieni skrupułów i nie poddadzą się w walce o prawdziwą miłość. Autorka naprawdę jest mistrzynią krótkiej formy i potrafi na niewielu stronach zawrzeć prawdziwe tornado emocji. Aż żałuję, że to koniec. Recenzje poprzednich części znajdziecie TUTAJ i TUTAJ.
Związek Keiry i Mounta wchodzi na całkowicie nowy poziom. Ona zaczyna dostrzegać, że pod maską niebezpiecznego zbira, kryje się człowiek, który jest w stanie poświęcić dla niej własne życie. On powoli przekonuje się, że już nie potrafi wyobrazić sobie życia, w którym nie ma Keiry. Zamach na życie Mounta uświadomił mu, jak niewiele brakowało, by znów został sam. Ten niebezpieczny mężczyzna nie spocznie, póki nie zapewni swojej ukochanej bezpieczeństwa. Nie cofnie się nawet przed wymordowaniem połowy przestępczego półświatka. Keira natomiast powoli odnajduje się w roli królowej przestępczego imperium i spostrzega, że nowa rola przypadła jej do gustu. Uczy się wydawać rozkazy, wiernie stać przy boku ukochanego mężczyzny, a tym samym twardą ręką prowadzić osobiste interesy. Gdy już wszystko wydaje się zmierzać w dobrym kierunku, Mount nawet nie podejrzewa, że powinien szukać wrogów w znacznie bliższym otoczeniu.
Przyznaję, że ta część chyba najbardziej mi się podobała. W końcu imperium zyskało prawdziwą królową, a nie jedynie marionetkę podporządkowaną woli surowego króla. W poprzednich częściach Keira nie miała za wiele do powiedzenia, a jej ciągłe starcia z władczym Mountem kończyły się sromotną klęską. Tak, przyprawiały mnie o ból głowy, bo chciałam, by chociaż raz ta kobieta pokazała pazury. Mount był chyba pierwszym męskim bohaterem – wcześniej się raczej z takim nie spotkałam – który wygrywał od początku do końca. Zazwyczaj szanse były wyrównane, a bohaterowie brali wet za wet. Tutaj jego władczość mnie aż dobijała, ale okazało się, że autorka miała w tym jakiś cel. I spełniła go na końcu.
Imperium grzechu ma więcej rozdziałów poprowadzonych z perspektywy Mounta. I tak, dobrze myślicie – w końcu możemy go poznać lepiej! Mnie najbardziej ciekawiła jego przeszłość i to, jak stał się zimnokrwistym skurczybykiem. Ponadto widać w Mouncie stopniowo następującą zmianę – on też musi w pewnym stopniu dostosować się do nowej roli, poradzić sobie z miłością i wypracować kompromisy. Zarówno Keira, jak i Mount uczą się dostosować do nowej sytuacji, a czyhające na nich niebezpieczeństwo im w tym nie pomaga. Rozdziały Keiry były o tyle ciekawe, że pokazywały jej przemianę. Mount miał na nią niesamowity wpływ, co ona sama zauważała, a przez to łatwiej było jej się odnaleźć w przestępczym imperium.
Ta seria jest naprawdę wyjątkowa i jeśli macie ochotę na gorącą historię z bohaterami typu hate-love, to Imperium grzechu doskonale wpasuje się w Wasze upodobania. Myślę, że ogromną zaletą tej serii jest... objętość książek! Wszystkie trzy części są dosyć cienkie, ale za to podziwiam talent autorki do poprowadzenia akcji. W tych książkach cały czas coś się dzieje – w pierwszych dwóch nie będziecie mogli się oderwać od napięcia między bohaterami, a w Imperium grzechu będziecie z uwagą śledzić akcję i zgłębiać przeszłość Mounta. Coś jeszcze czuję, że uporacie się z tymi powieściami w zatrważającym tempie.
Po tych trzech częściach mam odczucie, że relacja Keiry i Mounta była budowana w bardzo przemyślany sposób – nawet jeśli jego motywy na początku wydawały się pozbawione czci. Autorka rozwiązuje zagadkę upartości i władczości bohatera, pokazuje, że tak naprawdę oboje przebyli trudną drogę i dalej będą nią zmierzać, ale już nie osobno. Warto zapoznać się z całą trylogią – nie poprzestańcie na pierwszych częściach.
Imperium grzechu było dla mnie najbardziej smakowitym zwieńczeniem tej historii.
Trylogia Meghan March już podczas czytania pierwszego tomu skradła moje serce. Niebezpieczeństwo, intrygi i rodzące się uczucia okazały się mieszanką wybuchową. Tom drugi początkowo nie wywarł na mnie już tak mocnych wrażeń, ale to małe rozczarowanie zrekompensowało mi „Imperium grzechu”, które okazało się bardzo dobrym zakończeniem serii.
„Imperium grzechu” jest jakby połączeniem dwóch poprzednich tomów. Pełna niebezpieczeństw i intryg książka została uzupełniona o wielką miłość. Mogło wyjść topornie, ale autorka tym razem postarała się o równowagę i zgrabnie połączyła to, co najważniejsze z poprzednich tomów, tworząc kontynuację, której nie można przestać czytać.
Bohaterowie przeszli kolejną metamorfozę. Keira już w poprzednim tomie pokazywała pazurki, ale takiej zmiany, jaka jej dosięgła w „Imperium grzechu”, w ogóle się nie spodziewałam. Bo jak bardzo może zmienić się kobieta, tworząc toksyczny związek, którego podstawą jest szantaż? Okazuje się, że może zmienić się o 360 stopni. Keira dopiero teraz jest godna miana królowej Nowego Orleanu i o dziwo doskonale zdaje sobie z tego sprawę, a nawet to wykorzystuje. Obserwowanie tych zmian jest niezwykle pasjonujące, a czasami wręcz porywające.
Lachlan Mount w sumie się nie zmienił, ale odzyskał swoje cechy z pierwszego tomu. Właśnie takiego faceta brakowało w „Niepokornej królowej". Mount przypomniał sobie, że jej królem, a jego imperium jest zagrożone. Musi również wyrównać rachunki z kartelem, który śmiał przelać krew jego kobiety.
W trzecim tomie serii akcja jest bardzo żwawa. Wciąż coś się dzieje. Niebezpieczeństwa czyhają na każdym kroku i nie wiadomo, komu można ufać. Fabuła jest przerywana przez wspomnienia Lachlana, które tak jak w tomie poprzednim są bardzo interesujące i naświetlają wiele spraw. Pomagają również zrozumieć głównego bohatera nieco lepiej.
Jeżeli miałabym ocenić tę część w porównaniu z poprzednimi, to wypadłaby naprawdę dobrze. Nie ma tu żadnej z rzeczy, które denerwowały mnie pierwszym i drugim tomie, a to znaczy, że autorka słucha swoich czytelników i stara się rozwijać, co jest dla mnie ogromnym plusem. Oczywiście brakuje tej wielkiej niewiadomej i napięcia pomiędzy bohaterami z pierwszego tomy, ale trudno byłoby tego szukać w zakończeniu trylogii. Mamy za to naprawdę wartką akcję, wielką tajemnicę, nieco opowieści z życia Lachlan, oraz bardzo nieprzewidywalną fabułę.
„Imperium grzechu” to bardzo dobre zakończenie „The Mount Trilogy". Wartka akcja, nieprzewidywalna fabuła i wielka miłość to połączenie, którego nie można zignorować. Jeżeli marzy wam się przygoda pełna niebezpieczeństw, romantycznych uniesień i sporej dawki erotyki, to ta książka Was nie zawiedzie.
„Imperium grzechu” to już ostatnia część trylogii „Mount”. W tej części poznajemy skrawki przeszłości Lachlana, odkrywamy mroczne tajemnice króla Nowego Orleanu oraz dowiemy się czy Keira Kilgore jest gotowa, aby zostać u boku Mounta i zaakceptować jego niebezpieczne życie.
Keira i Lachlan padli ofiarami strzelaniny. Ledo uszli z życiem, ale to niebezpieczne doświadczenie pokazało im, że darzą się wyjątkowym uczuciem. Teraz król Nowego Orleanu jest gotowy poświęcić wszystko dla swojej królowej oraz odkryć przed nią swój każdy nawet najbrudniejszy sekret. Keira przejrzała na oczy i wie, że nienawiść, którą czuła do Mounta nieoczekiwanie przeobraziła się w miłość i szacunek. Oboje stoją teraz przed nie lada wyzwaniem. Jak pogodzić dwa skrajnie różne światy, w których żyją zwłaszcza w obliczu czającej się na nich śmierci. Ktoś niezwykle przebiegły i bystry szykuje zasadzkę… tylko czy ofiarą na pewno jest Mount? Może od samego początku chodzi o Keirę? Bądźcie gotowi na zaskakujący, nieprzewidywalny, mroczny i seksowny finał.
Meghan March jak zawsze rozpieszcza swoim nienagannym i lekkim piórem. Autorka wyczarowała seksowny i niebezpieczny świat, który uzależnia i fascynuje. Bohaterzy w dalszym ciągu przyciągają mocnymi charakterami a fabuła wciąga czytelnika od pierwszych stron. Mam jednak dwa zastrzeżenia, co do całości. Po pierwsze, czemu tak szybko to się kończy! Po drugie, brakuje tu choćby kilku króciutkich rozdziałów o tym jak bohaterzy układają sobie wspólne życie oraz jak godzą tak dwa skrajne światy. Całość jednak wypada super i na pewno spodoba się fanom serii. Ja gorąco zachęcam do lektury!
Więcej recenzji na www.facebook.com/LiteraturaZmyslow
Przesiąknięta nienawiścią wspólna przeszłość od lat zatruwa życie Riscoffów i Gable’ów. Wojna między rodzinami przeszła już...
Jakiś czas temu Holly Wix, początkująca piosenkarka country, otrzymała dziwną ofertę. Za udawanie dziewczyny JC Hughesa, gwiazdora muzyki country, obiecano...
Przeczytane:2019-08-18,
„Imperium grzechu” Meghan March to już ostatnia część trylogii „Mount”. Po zakończonej lekturze pierwszego tomu, miałam dość mieszane uczucia i kompletnie nie rozumiałam zachwytu innych czytelników nad tą książką. Mimo wszystko sięgnęłam po jej kontynuację, która o dziwo była znacznie lepsza. Jak zatem wypadł ostatni tom trylogii? Czy autorka podniosła poprzeczkę jeszcze wyżej?
Jeśli chodzi o Keirę Kilgore, nic nie jest racjonalne. To kobieta silna i niezależna, ale nie ma prawa decydować o swoim ciele i swoim losie. Należy do tyrana, najgroźniejszego mężczyzny w Nowym Orleanie. Jeszcze niedawno nienawidziła go z całego swojego niepokornego serca, a dziś jest gotowa zabijać w jego obronie. Zamach, który o mało nie pozbawił obojga życia, uzmysłowił Keirze, jak bardzo kocha potwora. I że dla niego sama może stać się bestią.
Lachlan Mount, niekwestionowany władca miasta, zdaje sobie sprawę, że zdobył niezwykłą kobietę. Keira jest jego własnością, ale także jego królową. Dla niej jest gotów na wszystko. Co należy rozumieć bardzo dosłownie, gdy mowa o Lachlanie — człowieku, który w swojej żelaznej pięści skupił całą władzę i który popełnił chyba wszystkie możliwe zbrodnie.
Trzeci, ostatni tom tej niesamowitej historii opowiada o kolejnych dramatycznych wydarzeniach. Wychodzą na jaw mroczne sekrety przeszłości i ich straszliwe konsekwencje. Zdrady, podeptane zaufanie, przestępstwa i zbrodnie. Ale... silna i niepokorna kobieta zasługuje na prawdę o ukochanym. O krwi, którą przelał w okrutny sposób. O brutalności, z jaką zdobywał i utrwalał swoją władzę. Keira musi zajrzeć w twarz diabłu. I zdecydować o losie. Jego i swoim.
Co zrobisz, gdy pakt z diabłem okaże się najlepszym rozwiązaniem?
Z seriami książkowymi zazwyczaj bywa tak, że kontynuacja zawsze wypada słabiej od pierwszego tomu. W przypadku tej trylogii jest dokładnie na odwrót, gdyż „Imperium grzechu” jest zdecydowanie najlepszą częścią tej serii.
W III części znajdujemy odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie mogły zrodzić się w naszych umysłach po przeczytaniu poprzednich dwóch części, a także możemy dostrzec, że nic w tej historii nie zdarzyło się przez przypadek. Fabuła została bardzo ciekawie poprowadzona przez autorkę. W książce tej znajdziecie momenty grozy, pełne rozlewu krwi i przepełnione chęcią zemsty walki, ale także odkryjecie wszystkie karty z przeszłości Mounta.
Cieszę się, że w końcu Meghan March ukazała bezwzględność i mroczność Lachlana. W ostatniej części serwuje czytelnikom mnóstwo szczegółów związanych z mafią, której przewodzi główny bohater. Denerwowało mnie tylko zbędne napychanie wypowiedzi Mounta przekleństwami. Ogólnie rzecz biorąc nie mam nic przeciwko nim, ale w tej historii wypadały mało przekonująco i budziły u mnie uczucie zniesmaczenia.
Dość odważna okładka mogłaby sugerować, jaki wątek dominuje w tej historii. Nic jednak bardziej mylnego. Pani March nie popełnia już błędu z pierwszego tomu, a mianowicie nie zapycha fabuły scenami seksu. Co więcej, pod koniec książki, znajomość Keiry i Mounta wkracza na zupełnie inny poziom. Szkoda tylko, że autorka bardzo spieszyła się z tym zakończeniem i tą ich nową relację potraktowała tak po macoszemu.
„Imperium grzechu” to świetne uwieńczenie trylogii. Jej lektura była dużo przyjemniejsza od jej poprzedniczek. Cieszę się, że autorka nie powielała swoich błędów i przekazała mi wciągającą, mroczną historię, pełną niespodzianek i nagłych zwrotów akcji.
Całą trylogię „Mount” będę bardzo miło wspominać, mimo iż nie jest to zbyt ambitna lektura.
Moja ocena: 6/10