Claire Spruce daje z siebie wszystko. Jest idealną żoną, dobrą matką i przykładną kobietą z przedmieścia.Jednak życie to nie bajka. Niekończąca się zima oraz mąż pracoholik doprowadzają ją do obłędu. Nawet urocza buźka małego synka nie potrafi przezwyciężyć mrocznych myśli, które nawiedzają ją coraz częściej. Marzy o tym, aby zniknąć i poczuć płomień młodzieńczych lat.Jakby na życzenie, Claire dostaje niespodziewaną wiadomość na Facebooku. Dean, stara miłość z liceum, z coraz większą śmiałością wkracza do jej życia. W końcu proponuje spontaniczną ucieczkę. Niestety Claire jeszcze nie wie, że powrót mężczyzny nie jest przypadkiem i będzie musiała stawić czoła konsekwencjom swoich decyzji.
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 2017-10-21
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 362
Tytuł oryginału: What Burns Away
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Alicja Laskowska
Czytałam wiele pozytywnych opinii na temat „Gwiazd, które spłonęły” i nieszczególnie się do nich przychylam. Dla mnie nie jest to powieść o „miłości, kobiecości i odcinaniu sznurków przeszłości”. W moim odczuciu to książka o znudzonej małżeństwem i macierzyństwem kobiecie, która zamiast szczerze porozmawiać z partnerem, woli dusić w sobie samotność i szuka ukojenia w łóżku innego faceta (naprawdę nie polubiłam Claire :P).
Nie mogę jednak powiedzieć, że „Gwiazdy, które spłonęły” to tytuł ewidentnie zły. Czyta się go dobrze, fabuła nawet wciąga, a sama historia może uchodzić za pouczającą. Być może jestem za młoda, aby w pełni zrozumieć rozterki Claire, być może przeszkadza mi w tym fakt nie bycia matką, a może po prostu brakuje mi szczypty wyrozumiałości. Z pewnością nie jest to jedna z najgorszych książek na mojej półce i jeśli lubicie podobne historie, to sięgajcie śmiało.
Claire Spruce ma męża, który odnosi sukcesy zawodowe i wspaniałego synka, o którego starała się z Milesem przez długi czas. Kochane dziecko jest dla niej cudem. Nie wszystko jednak jest takie piękne jak mogłoby się wydawać. Mieszka w mieście, które jest jej obce. Wciąż tęskni za starym domem. Tutaj nie zna nikogo, nie ma przyjaciół, a męża pracoholika nigdy nie ma w domu. Zrezygnowana stara się zatrzymać męża w domu kusząc go romantycznymi kolacjami, jednak nie wszystko jest takie proste, kiedy w życie wkrada się praca i obowiązki, a brakuje czasu na bliskie relacje...
W chwili, gdy Claire już nie ma siły na nic, ani na ponowne rozkochanie w sobie męża, ani na opiekę nad synem, odzywa się do niej mężczyzna z przeszłości, pierwsza jej wielka miłość. Kobieta zaczyna wymieniać z nim korespondencję. Żali mu się z powodu nieudanego pożycia małżeńskiego, porzucenia pasji i pracy, obcości nowego miejsca i osamotnienia. Dean namawia ją, by wyjechała chociaż na kilka dni do ich rodzinnego miasteczka. Dla Claire ta sytuacja zaczyna być coraz bardziej kusząca...
Melissa Falcon Field stworzyła książkę jakiej jeszcze nigdy nie czytałam. Wprowadziła świetny klimat z nutką grozy i nostalgii. Przedstawiła również niezwykle wzruszającą i wstrząsającą historię rodziców bohaterki, która chwyciła mnie za serce. Była tak smutna... Tak przejmująca... Autorka wykreowała bardzo wyraziste postacie i niebanalną fabułę. Do tego autorka wplotła masę wspomnieć, które, jak już wiece, niesamowicie lubię. Claire okazała się bardzo podobna do matki, do której nie chciała być podobna i nie chciała popełniać jej błędów. Wszystko jednak wskazuje na to, że okazała się podobna do ojca, o którym prawdy nie chciała poznać. Wiele wątków w książce potrafi zaskoczyć, a jej depresyjność trochę udzielić. Powieść zmusza do myślenia i analizowania, nie tylko wydarzeń z życia bohaterów, ale także własnego...
Na pierwszy rzut oka jesteśmy pewni, że dana osoba wiedzie wprost perfekcyjne życie. Spełniona, otoczona kochającą rodziną. Jednak pozory mylą, a monotonia lubi wkradać się między ludzi. Czy istnieje szansa na uratowanie tego, czego jeszcze nie pochłonął żar z przeszłości?
Claire Spruce ma czterdzieści lat. Nie pracuje, porzuciła karierę na rzecz wychowywania synka. Mały Jonah jest jej oczkiem w głowie, ukochanym jedynakiem. Mąż Claire, Miles, dobrze zarabia jako chirurg, mogą pozwolić sobie na komfortowe życie. Niestety, kobiecie brakuje jej własnych sukcesów, a nastrój pogarsza się od czasu przeprowadzki. Tęskni za dawnymi nawykami, zajęciami, przyjaciółmi. Wynajmowany dom budzi w niej niesmak. Czuje się zaniedbywana przez męża, który całą uwagę poświęca pracy. Nawet pogoda nie nastraja optymistycznie. Wszystko się zmienia, gdy Claire otrzymuje na portalu społecznościowym wiadomość od pewnego człowieka — jej dawnej miłości, Deana. Podekscytowana kobieta prowadzi z pozoru niewinny flirt, po prostu wirtualny, lecz finalnie Dean postanawia ją odwiedzić. Jakie konsekwencje będzie miała ta odbudowywana relacja?
Czasami lubię znaleźć książki typowo obyczajowe, które nie wymagają ode mnie specjalnego skupienia, będące się swoistą odskocznią od codzienności. Właśnie nadeszła taka pora, gdy zechciałam odpocząć. Wybór padł na publikację autorstwa Melissy Falcon Field. Przyznam, że wpływ na moją decyzję miała też okładka — prezentuje się ładnie, obiecując ciekawą lekturę. Czy przeczucia okazały się słuszne? Rzeczywiście, „Gwiazdy, które spłonęły” jest powieścią wciągającą, spędziłam nad nią miłe chwile. Nie należy do tak łatwych, jakby mogło się wydawać. Owszem, nastawiałam się na coś jeszcze lżejszego, ale ostatecznie cieszy mnie fakt, iż trafiłam na odrobinę bardziej skomplikowaną fabułę. Gdy przeczytamy sam opis książki, to możemy odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z dość sztampową tematyką. Jednak nie dajmy się zwieść pozorom! Warto dać tej publikacji szansę, nie zniechęcać.
Stylowi autorki nie mam nic do zarzucenia. Oczywiście, ciągle musi wyrobić sobie warsztat, w końcu to jej debiut. Aczkolwiek na tle innych prezentuje się naprawdę w porządku, bez specjalnych wpadek. Dialogi brzmią naturalnie, choć nie znajdziemy ich dużo. Większą rolę odgrywają wewnętrzne przeżycia Claire, to im poświęcono najwięcej miejsca. Wiele kobiet będzie mogło się z nią utożsamić, porównać jej doświadczenia z własnymi. Z pewnością nieobce jest dla nich poczucie osamotnienia w małżeństwie, chęć odmienienia swojego życia. To całkiem powszechne problemy, dlatego książka wydaje się być aktualna. Tym bardziej, że wnikliwie opisano kłopoty Claire.
Wiele można stwierdzić na temat relacji Claire z Deanem i Milesem. Główna bohaterka została świetnie stworzona, jest po prostu ludzka, z zaletami i wadami. Momentami mnie denerwowała, ale przez większość czasu jej kibicowałam. Dean to postać iście enigmatyczna, pociągający mężczyzna, choć czuć tkwiące w nim tajemnice. Miles budzi niechęć, szczególnie jego brak zainteresowania rodziną, ma klapki na oczach. Wątki miłosne wypadają zgrabnie, lecz nie do końca są tymi wiodącymi. Warto na całość spojrzeć pod kątem psychologicznym, zauważyć wpływ dzieciństwa na dorosłość. To już znany schemat, jednak pisarka nadała temu świeżości. Z każdą stroną ujawniają się rozwiązania kolejnych sekretów — wciągające.
„Gwiazdy, które spłonęły” to naprawdę porządna powieść obyczajowa i z pewnością spodoba się miłośnikom tego gatunku. Niebanalny pomysł na fabułę jest zdecydowanie dobrym powodem, aby sięgnąć po tę książkę, zwłaszcza teraz, gdy wieczory stają się coraz dłuższe. Myślę, że historia Claire wciągnie wielu czytelników, skłoni do nieoczekiwanych przemyśleń.
Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że Claire Spruce wiedzie idealne i beztroskie życie u boku wspaniałego męża, jednak nic bardziej mylnego. Kobieta spędzając całe dnie sama w czterech ścianach zaczyna czuć się coraz bardziej nieszczęśliwa i samotna. Tęskni za swoim starym domem, pracą, przyjaciółmi oraz dawną beztroskością Milesa. Pełna goryczy i poczucia zdrady zaczyna popadać w nostalgię i coraz bardziej oddalać się od ciągle zapracowanego męża. Czy małżeństwo Claire i Milesa przetrwa tą ciężką próbę?
„Szliśmy obok siebie, lecz podążaliśmy dwiema różnymi ścieżkami. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie momentu, w którym nasze drogi znów mogłyby się przeciąć.”
Czytając opis tej książki można by pomyśleć, że sięgając po debiutancką powieść Melissy Falcon Field otrzymamy typowy romans opowiadający o nieszczęśliwej kobiecie postanawiającej nagle porzucić męża na rzecz innego mężczyzny. Jeśli jednak tego oczekujecie od tej historii to srogo się zawiedziecie. Ponieważ „Gwiazdy, które spłonęły” to fascynująca książka o tym jak wielki wpływ mają wydarzenia z dzieciństwa na nasze dorosłe życie. Autorka porusza tutaj wiele ciekawych i ważnych kwestii. Pokazuje między innymi jak wygląda rozwód oczami dziecka oraz jak trudno dostosować się dorosłej kobiecie do nowych miejsc i sytuacji.
Akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, umożliwiając tym samym czytelnikowi lepsze poznanie głównej bohaterki oraz motywów nią kierujących. Część wydarzeń jesteśmy w stanie odpowiednio wcześniej się domyślić, aczkolwiek w żadnym stopniu nie umniejsza to przyjemności z czytania i mimo że Melissa Falcon Field porusza tutaj wiele trudnych tematów to książkę tę czyta się szybko oraz bardzo przyjemnie.
Dodatkowy plus należy się za piękną okładkę, której ukryte znaczenie odkrywamy wraz z kolejnymi stronami powieści.
„Jesteśmy jak komety. Zostawiamy za sobą pył naszego życia, który wciąż do nas powraca.”
Gorąco polecam Wam debiutancką powieść Melissy Falcon Field. Ponieważ warto od czasu do czasu przeczytać książkę, która zmusi nas do zastanowienia się nad losem swoim i innych, a niezwykle poruszająca historia Claire nadaję się do tego idealnie.
Aleksandra
Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Gwiazdy, które spłonęły” autorstwa Melissy Falcon Field.
Szukaj mnie na:
http://tygrysica.tumblr.com/
https://www.instagram.com/tygrysicaa/
Fabuła
Claire fascynują zjawiska atmosferyczne, a jej największym marzeniem jest współpraca z NASA. Życie jednak nie zawsze układa się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, a wtedy najważniejsza staje się hierarchia priorytetów. Claire zostaje zatem matką i razem z mężem opuszcza ukochane Connecticut, zostawia ocean, by przenieść się do mroźnego Wisconsin, pędząc za marzeniami partnera, swoje odkładając na później. Miles, jej mąż, lekarz, pochłonięty pracą i badaniami, zaniedbuje rodzinę, a pozostawiona sama sobie Claire czuje się coraz bardziej samotna i nieszczęśliwa w małżeństwie. Na ten moment załamania trafia Dean – pierwsza wielka miłość bohaterki. I wtedy dawny ogień ożywa na nowo.
Jeśli myślicie, że w powieści pani Field można by odnaleźć znamiona „50 twarzy Greya” lub innych erotyków tego rodzaju, to koniecznie muszę was wyprowadzić z błędu. „Gwiazdy, które spłonęły” zdecydowanie nie są powieścią erotyczną, choć opis może powołać do życia takie skojarzenie. Nie twierdzę, że zupełnie brak w niej przedstawienia jakiejkolwiek intymności, nie są to jednak sceny przedstawione w graficzny sposób, a tym bardziej wulgarny. Co więcej, nie jest to nawet stricte romans, a przynajmniej uważam, że klasyfikowanie tej powieści w ten sposób nie byłoby fair. Powieść Field jest bardziej studium rozpadu małżeństwa, ale i rodziny. Romans... romans schodzi na dalszy plan.
Narracja prowadzona jest na dwóch płaszczyznach czasowych: w teraźniejszości oraz w przeszłości w formie retrospekcji. Dzień dzisiejszy dostarcza czytelnikowi wiedzy na temat małżeństwa i macierzyństwa Claire. Pokazuje, jak priorytety Milesa drastycznie zmieniają swoje ustawienie w hierarchii, jak nagle powstaje związek Miles-praca, ale brak w nim miejsca dla żony i syna. Przykro obserwuje się ten proces rozpadu. Para zdaje się dążyć prosto ku upadkowi, Claire i Miles sukcesywnie się od siebie oddalają i powoli staje się jasne, że to syn tak naprawdę utrzymuje ich w związek w jednym kawałku. Widzimy, jak Claire podejmuje próby naprawienia tego, co jeszcze jest do uratowania, wszystkie plany spełzają jednak na niczym. Dlatego właśnie Dean, który wciąż żyje w pamięci kobiety, który był jej pierwszym mężczyzną i jako ten pierwszy odcisnął piętno na jej sercu, kusi Claire wizją innego życia. Przypomina jej o przeszłości, przywraca do życia wydarzenia nieco już zatarte w pamięci i sprawia, że bohaterka znów pragnie być dawną sobą – szaloną dziewczyną, która kochała i czuła się kochana. Wbrew pozorom jednak powieść ta nie jest poświęcona temu, jak Claire zatraca się, jak szuka samej siebie, łudząc się, że powrót do przeszłości, tego, co zna, przyniesie jej ukojenie. Przede wszystkim czytelnik ma okazję poznać historię dotyczącą rodziny kobiety. Oglądanie i przeżywanie wraz z bohaterką destrukcji, która dotknęła ich mały świat, jest jednym z najbardziej druzgocących elementów w tej powieści. Nie jest jednak tak, że ta smutna i przygnębiająca opowieść zostaje przedstawiona w sposób żałosny czy też pompatyczny, choć Claire nie jest również zdystansowana. Co można odczuć, to przede wszystkim złość. Złość i chęć rozliczenia się z przeszłością raz na zawsze.
Były momenty, które mnie smuciły, były takie, które wzbudzały moją złość, ale i pobudzały do refleksji. Co najważniejsze jednak, to portret psychologiczny, jaki został w tej powieści stworzony, najbardziej mnie zachwycił. Mamy obraz Claire, nieszczęśliwej żony, niespełnionego naukowca, dobrej matki; kobiety o przeszłości, od której nie można się uwolnić. Właśnie przedstawienie głównej bohaterki jest najmocniejszym punktem tej powieści. Wszystkie jej ruchy i decyzje przeżywamy razem z nią i potrafimy dla nich znaleźć podłoże emocjonalne. Autorce niewątpliwie należy się bukiet róż za uwiarygodnienie postaci Claire, za niezrobienie z niej pustej marionetki mającej niewiele wspólnego z człowiekiem. Nie ma tutaj sytuacji, w której kobieta nie przeżywałaby takich rozterek, jakie dręczyłby każdego z nas. Jest po prostu realna i za to ją polubiłam.
Magiczną rolę w tej powieści pełni ogień i komety. Są to elementy, które w mniejszym lub większym stopniu mają wpływ na przebieg zdarzeń, stanowią jednak pewien smaczek i swego rodzaju klamrę, jako że są ogniwem spajającym ze sobą różne wydarzenia.
Bohaterowie
Wydaje mi się, że o Claire powiedziałam wyżej wszystko, co mogłabym mieć do powiedzenia na jej temat. Polubiłam ją za to, jak żywą postacią się wydawała, za jej nieidealność, czego tak często brakuje kobiecym postaciom. Pozostałych bohaterów warto odkryć samemu. Dean, z początku postać niemalże enigmatyczna, sukcesywnie nabiera kształtów. Opisanie go zdecydowanie mogłoby zepsuć zabawę.
Język
Czytało się szybko i sprawnie, ale jednocześnie język nie był przesadnie prosty. Nie należał do szczególnie wyrafinowanego, jednak nie był też w żaden sposób drażniący, co uznaję za niewątpliwą zaletę :)
Podsumowanie
Nie spodziewałam się tego, co odnalazłam w „Gwiazdach, które spłonęły”. Może właśnie dlatego ta powieść mnie tak pozytywnie zaskoczyła. Nie jest to lektura ani łatwa, ani przesadnie trudna, ale do pewnego stopnia angażuje emocjonalnie. Stanowi naprawdę ciekawe studium życia i psychiki kobiety znajdującej się w takiej sytuacji jak Claire. Czy można ją osądzać za to, co zrobiła? Musicie ocenić sami. Polecam tym, którzy mają ochotę nie tyle na sam romans, co bardziej na dobry wgląd w destrukcyjny charakter niektórych relacji i związków.
Clarie ma za sobą ciężkie dzieciństwo - drugi związek matki, rozwód rodziców, śmierć ojca. Za tymi tragediami kryje się jeszcze coś innego - ogień, który pozwala jej poradzić sobie z trudnymi sytuacjami, uwolnić się od złych myśli, ukarać winnych czy zapomnieć...
Przy Clarie jest zawsze Dean, jej chłopak. Jednak i on zostawia dziewczynę...
Z bagażem doświadczeń bohaterka rusza w świat i znajduje miłość swojego życia - Milesa. Zamieszkują w domku, remontują go, po wielu latach starań na świat przychodzi ich syn. Wydawałoby się, że piękniej być nie może i nikt tego szczęścia nie jest w stanie zniszczyć...
...nikt poza samą Clarie.
Po przeprowadzce do miasta, która była spowodowana pracą zawodową Milesa, ich małżeństwo przechodzi kryzys. Ona samotna w domu z dzieckiem, on w pełni poświęcający się pracy.
I wtedy odzywa się stara miłość - Dean. Daje ukojenie samotności, wracają wspomnienia, wraca też ogień...
Książkę przeczytałam szybko, daje dużo do myślenia. Clarie zagubiła się, a ten czas wykorzystał jej były chłopak. Napisał na facebooku w momencie najmniej odpowiednim. Wniósł w życie bohaterki chaos, zwątpienie, niepewność, ale też sprawił, że zaczęła doceniać to co ma i to co może stracić, albo to co przed chwilą straciła. Clarie jest zagubiona - jednocześnie chce być szczęśliwa w małżeństwie, kocha swojego męża; swojemu synkowi chce dać pełną rodzinę, ona takiej nie miała...
...Dena jednak nie pozwala o sobie zapomnieć; a jego propozycja - choć absurdalna i zła - sprawia, że bohaterka chcąc zapomnieć o przeszłości nie umie postąpić inaczej...
W życiu zbyt szybko się poddajemy, tracimy nadzieję, szukamy nowych wrażeń, a tego co "nasze", znane i kochane nie doceniamy. Po fakcie, gdy niekiedy nie ma odwrotu rozumiemy dopiero swój błąd - jedna chwila, a konsekwencji cała masa.
Czy przebaczać takie błędy?
Na to nie ma jednoznacznej odpowiedzi - każdy musi to przemyśleć to po swojemu, bo dźwigamy tyle ile jesteśmy w stanie unieść...
Inne kobiety mogłyby zazdrościć Claire dużego domu, męża, który jest cenionym lekarzem oraz uroczego synka. Tymczasem ona sama czuje, że jej życie to coraz bardziej przytłaczające pasmo monotonii i nudy. Claire ucieka myślami do minionych lat, aż przeszłość niemal dosłownie puka do jej drzwi. Wiadomość na Facebooku od dawnej miłości zamienia się w pozornie niewinny flirt, zaś flirt przeradza się w coś zdecydowanie głębszego... i niebezpiecznego.
Na pierwszy rzut oka książka Melissy Falcon Field to bardzo sztampowa, stereotypowo wręcz kobieca powieść. Główna bohaterka, Claire, ma 40 lat i porzuciła karierę zawodową, by poświęcić się rodzinie. Z biegiem czasu odkrywa, że wcale nie jest z tego powodu szczęśliwa. Czuje się zaniedbywana przez wiecznie pracującego męża i nawet ogromna miłość do Jonaha, ich jedynego dziecka, nie wyzwala jej z okowów rozczarowania. Do szarości dnia codziennego wkrada się Dean – pierwsza miłość Claire. Czołowa postać, będąca tutaj zarazem narratorem, z pewnością sprawi, że wiele czytelniczek się z nią utożsami. Mogę się założyć, że mnóstwo kobiet będzie razem z Claire wzdychać do Deana i pomstować na Milesa za to, że kompletnie nie poświęca uwagi żonie.
Tym samym, niestety, do powieści wkradła się nuda. Obserwujemy życie bohaterki, poznajemy jej myśli i uczucia, razem z nią przenosimy się do przeszłości, szczególnie do czasów dzieciństwa i dojrzewania, by odtworzyć opowieść o pierwszym zauroczeniu. W tle rozwija się korespondencja z Deanem, która z czasem staje się wątkiem wiodącym. Przyznaję, że byłam już mocno zmęczona nieustannym marudzeniem Claire, a w książce zbyt wiele się nie działo, nawet jeśli perypetie jej rodziny (szczególnie te dotyczące rodziców) były całkiem interesujące. Czekałam na coś, co zdynamizuje akcję i zapewni dawkę mocniejszych emocji. No i się doczekałam. Sprawy przybierają pod koniec interesujący obrót, dzięki któremu historia nabrała kolorów.
Patrząc z perspektywy całości muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, jak bardzo ta książka jest spójna. Tytuł (w tym przypadku wygrywa polski), charakterystyka Claire jako nastolatki, a później jako dojrzałej kobiety znakomicie się przeplatają z nieustannie przewijającym się motywem ognia, jego pięknem i zarazem związanym z nim niebezpieczeństwem. Gdzieś obok towarzyszy nam widmo komety Halleya. Zainteresowania Claire, polegające na odkrywaniu kosmosu czy badaniu atmosfery sprawiają, że nie jest ona typową, zawiedzioną przez życie kurą domową, tylko gwiazdą, która zdecydowanie zbyt wcześnie spadła. Schemat kompozycyjny powieści jest nieskomplikowany, mimo to doceniam jego prostotę, gdyż między innymi dzięki temu wątki tak ładnie się ze sobą łączą.
Używając słów mojego nauczyciela matematyki z podstawówki, autora trochę „zmaściła” sprawę z Deanem. Początkowo znakomicie oddała chemię między nim a główną bohaterką, jednak później, zamiast dłużej trzymać czytelnika w niepewności, zaczęła dawać dość jasne sygnały, przez które szybko się domyśliłam, jak ta odnowiona znajomość może się skończyć. Mimo wszystko to nie zmienia faktu, że Dean jest chyba najciekawszą postacią w tej powieści. Tak naprawdę to chodząca zagadka; poznajemy go jako wyjątkowo pociągającego, niezależnego faceta, jednak nie da się ukryć, że skrywa on w sobie mrok, który ciężko jest pojąć. Claire bardzo łatwo daje się polubić (i znienawidzić, nie ma nic pomiędzy tymi dwoma uczuciami), Miles po prostu mnie irytował. I choć trójkąty miłosne to naprawdę przereklamowana sprawa, tutaj jakoś nie miałam nic przeciwko, wszystko wydawało się mieć sensowny powód i wytłumaczenie.
W warstwie technicznej nie mam zbyt wiele do zarzucenia. Styl jest przyjemny w odbiorze, dialogi wypadają raczej naturalnie – czasem jedynie wiadomości wymieniane między Deanem a Claire wydawały mi się nieco przerysowane. Autorka bardzo zgrabnie łączy wydarzenia teraźniejsze i przeszłość, zwłaszcza że te dwie kategorie czasowe pozostają ze sobą w stałym związku. Finał, choć pozostawia za sobą niedosyt, wydaje się też całkiem na miejscu, biorąc pod uwagę całą fabułę. Czego ogólnie zabrakło? Emocji, gwałtowniejszych uczuć. Przeciwnicy refleksyjnych opisów raczej nie będą zadowoleni, kiedy odkryją, że szybsza akcja następuje tak naprawdę dopiero po trzech czwartych książki.
„Gwiazdy, które spłonęły” to bez wątpienia dobrze przemyślany debiut, który co prawda nie powala dynamizmem, ale jednak daje do myślenia. Pełnokrwiści bohaterowie stają się niemalże namacalni, a fajny twist pod koniec wynagradza nieco zbyt rozwlekłe rozmyślania i dość drobiazgowe opisy życia codziennego. Z całą pewnością nie jest to powieść z fajerwerkami, mimo to ma swój urok.
Czy po kilku latach związku miłość może się nagle wypalić? Clarie Spruce budzi się pewnego poranka z myślą, że jej życie nie jest idealne. Dla ukochanego męża porzuciła pracę poświęcając się wychowaniu dziecka. Jej życie obraca się o 180 stopni w momencie otrzymania tajemniczej wiadomości na Facebooku. Były chłopak Clarie postanawia nawiązać z nią kontakt. Dean był największą miłością kobiety. Clarie jest zaskoczona i podekscytowana. Na nowo zakochuje się w Deanie. Ta znajomość będzie miała dla niej poważne konsekwencje.
Gwiazdy, które spłonęły to książka o niespełnionych ambicjach. Główna bohaterka popada w lekką depresje po urodzeniu syna. Czuje się zagubiona i samotna. Dużo poświęciła żeby uszczęśliwić swojego męża. Nie może patrzeć na Milesa, który spełnia się zawodowo jako chirurg i naukowiec. Cała sytuacja panująca w domu Clarie była dla mnie dziwna. Kobieta postanowiła nie rozmawiać z mężem o swoich uczuciach. Sądzę, że Miles zrozumiałby żonę i poszukaliby razem jakiegoś rozsądnego rozwiązania tej sytuacji.
W książce autorka wielokrotnie powraca do przeszłości Clarie. Melissa Falcon Field pokazuje czytelnikowi, co ukształtowało osobowość głównej bohaterki. Autorka zgrabnie opisuje początki związku Clarie i Deanem. Czytelnik poznaje również tragiczną historię rodziny głównej bohaterki. Jedno jest pewne- Clarie nigdy w życiu nie było łatwo. Jako nastolatka musiała pogodzić się z odejściem matki. Na tym seria tragicznych zdarzeń się nie zakończyła. Niedługo po rozstaniu rodziców samobójstwo popełnia ojciec Clarie. Autorka stara się pokazać główną bohaterkę z wielu perspektyw. Gwiazdy, które spłonęły to ciekawa i przejmująca opowieść o ogromnym pragnieniu miłości.
Clarie to ciekawa postać. Poznajemy ją w momencie pojawienia się kryzysu w jej małżeństwie. Kobieta jest ewidentnie nieszczęśliwa. Zdecydowanie nie odpowiada jej rola matki. Spełniała się wcześniej zawodowo prowadząc zakrojone na szeroką skalę programy badawcze. Co najważniejsze- wcześniej była doceniana. Długo starała się zajść w ciąże. Kila prób zakończyło się poronieniem. Clarie była sfrustrowana całą sytuacją. W końcu udało jej się urodzić zdrowego synka. Jej mąż pochłonięty pracą zawodową rzadko bywa w domu. W pewnym momencie nie dostrzega swojej małżonki i jej potrzeb. Clarie wdaje się w niebezpieczną relację z byłym ukochanym. Autorka zgrabnie przelewa na papier całą prawdę o internetowych relacjach. Główna bohaterka pierwszy raz od dłuższego czas czuje się kochana i doceniana. Clarie zaczęła podejmować dość spontaniczne decyzje, co było dla mnie zaskakujące. Momentami miałam wrażenie, że główna bohaterka cierpi na piromanię. Ogień chorobliwie fascynował Clarie.
Gwiazdy, które spłonęły to powieść obyczajowa z lekkim wątkiem kryminalnym. Czytelnik nie jest w stanie przewidzieć, co wydarzy się później. W zachowaniu Clarie pojawiają się zmiany. Dziwi mnie, że mąż bohaterki nie zauważył sygnałów ostrzegawczych. Autorka zgrabnie pokazała sytuację w której jeden z małżonków poświęca karierę zawodową dla wychowania dziecka. Dla Clarie była to bardzo trudna decyzja. Melissa Falcon Field zgrabnie opisuje związek dwojga ludzi na różnych etapach rozwoju. Dodatkowo autorka obnaża niebezpieczeństwa jakie niosą ze sobą związki internetowe relacje.
Cała historia przedstawiona jest z perspektywy Clarie. Zastosowanie narracji pierwszoosobowej było zdecydowanie ciekawym zabiegiem. Czytelnik wraz z bohaterką może przeżywać różne wydarzenia i odczuwać towarzyszące im emocje. Mnie osobiście rozczarowała postawa Milesa. Clarie została zamknięta w złotej klatce. Dało się odczuć, że takie życie jej nie odpowiada. Gwiazdy, które spłonęły to książka z morałem. Czasem lepiej uczyć się na cudzych błędach, ale własne na dłużej zapamiętamy. Końcówka książki była dla mnie sporym zaskoczeniem
Głowna bohaterka robi sobie rachunek sumienia i próbuje pogodzić się z przeszłością. Clarie ma na swoim koncie kilka poważnych przewinień. Książka wzbudziła we mnie sporo emocji. Autorka zgrabnie pokazała sytuację matek, które poświęcają karierę zawodową dla wychowywania dziecka. Melissa Falcon Field zaserwowała czytelnikom ciekawą lekcję tolerancji. Najmocniejszym elementem książki są wykreowane przez autorkę postacie. Na końcu książki czytelnik ma okazje zapoznać się z wywiadem przeprowadzonym z autorką.
Gwiazdy, które spłonęły to ciekawa propozycja dla fanów powieści obyczajowych. Fabuła powieści jest niebanalna, a bohaterowie zapadają w pamięć. Autorka pokazuje, że nie powinniśmy zapominać o własnym szczęściu Polecam!
Clarie to czterdziestoletnia matka i żona. Poświęciła swoją wymarzoną karierę dla rodziny. Clarie w swoim życiu czuje się samotna i zagubiona. W jej małżeństwie dawno zabrakło romantyczności. Któregoś dnia kobieta na portalu społecznościowym odbiera wiadomość od swojej pierwszej miłości. Clarie ulega pokusie i rozpoczyna internetowy romans.
Książka opowiada o zagubionej, poniekąd samotnej kobiecie, która wraz z mężem i synkiem przeprowadza się z dala od domu. Czuje się osamotniona, podczas gdy jej mąż całkowicie oddany jest swojej pracy. Jej małżeństwo coraz barier traci sens. Jesteście ciekawi jak potoczą się losy Clarie i jej rodziny.
W książce mamy wydarzenia z przeszłości, którymi autorka przeplata te wydarzenia z teraźniejszości. Clarie na pewno nie miała łatwego dzieciństwa. Stara się odciąć od przeszłości jednak to nie jest takie łatwe. Wspomnienia wciąż wracają.
Książka sprowadza nad do myślenia. Jak postąpiłaby inna kobieta na miejscu głównej bohaterki? Próbowałaby walczyć o swoje małżeństwo czy może oddałaby się namiętnemu romansowi ze swoją dawną miłością? Ja sama nie mam pojęcia jak bym się zachowała na miejscu Clarie, bo nie maniakami szansy być na jej miejscu. I chyba nie wiem, czy bym chciała.
"Gwiazdy, które spłonęły" to historia o trudnym dzieciństwie, poszukiwaniu miłości i szczęścia. Autorka przedstawia nam obraz rozpadającego się małżeństwa. Książka była bardzo wciągająca. Niesamowicie przyjemnie mi się ją czytało.
Jako że jest to pierwsza książka tej autorki jestem pod wrażeniem. Moim zdaniem to bardzo udany debiut. Autorka ma dosyć lekki styl pisania co nie zmienia faktu, że książka była bardzo wciągająca i moim zdaniem udanie napisana. Jestem ciekawa czy autorka napisze kiedyś kolejne książki.
Claire do niedawna była bardzo szczęśliwą żoną oraz matką. Jednak po przeprowadzce wszystko się zmienia. Zaczyna jej brakować pracy, a wiecznie zapracowany mąż kompletnie nie ma dla niej czasu i nie zwraca uwagi na jej potrzeby. Wieczny śnieg na zewnątrz oraz brak zainteresowania Milesa jej osobą, sprawiają, że kobieta zaczyna czuć się osamotniona. Pewnego dnia dostaje na portalu społecznościowym wiadomość od swojej dawnej miłości. Claire nawiązuje z Deanem internetowy romans, który wydaje jej się być niewinny i nieszkodliwy. Dzięki niemu kobieta wyrywa się ze swojej rutynowego i przygnębiającego życia i rozpoczyna niebezpieczną grę – pewnego dnia Dean staje u progu jej drzwi. Co wybierze Claire – zawalczy o swoje małżeństwo, czy żar dawnej miłości spowoduje, że wszystko rzuci?
„Gwiazdy, które spłonęły” jest dobrą książką pod względem psychologicznym. Wydarzenia teraźniejsze są przeplatane zdarzeniami z przeszłości. Pozwala to czytelnikowi lepiej zrozumieć postępowanie głównej bohaterki. Nie miała łatwego dzieciństwa i odcisnęło ono na niej swoje piętno. Claire usilnie próbowała odciąć się od przeszłości, np. jako pierwsza w rodzinie wybrała się na studia, nie dlatego, że zmuszali ją rodzice, ale dlatego, że chciała prowadzić życie o innym standardzie niż oni, a także zerwała z nimi kontakt. Jednak tak drastyczne kroki nie są sposobem na rozwiązanie problemów, to rozwiązanie krótkotrwałe, bo demony prędzej, czy później zawsze nas dogonią.
Narracja jest pierwszoosobowa, więc czytając tę książkę z perspektywy głównej bohaterki razem z nią odczuwałam różne emocje, np. zawiedzenie, kiedy liczyła, że mąż ją w danej sytuacji obejmie. Nawet drobne rzeczy potrafią wpłynąć na nastrój, a mąż Claire spędzał całe dnie, a czasami i noce w pracy i przestał kompletnie zwracać uwagi na jej potrzeby, czy nawet na to jak jej minął dzień. Tak opisane wydarzenia były momentami przygnębiające. Na początku główna bohaterka opowiada jacy byli szczęśliwi, np. kiedy remontowali swój pierwszy dom, a potem nagle wszystko się zmieniło. To przerażające jak z dwójki najbliższych sobie osób, nagle można stać się praktycznie dla siebie obcymi i się mijać.
Ta książka jest przepiękną historią o godzeniu się z przeszłością, odkupieniu oraz wybaczaniu samemu sobie. Chociaż opis może wskazywać na banalną historię to emocje, jakich dostarczy Wam jej lektura z pewnością sprawi, że taka nie będzie. Część wydarzeń można przewidzieć, ale ja cenię tę książkę za świetnie wykreowanych bohaterów oraz jej emocjonalność. Miłym dodatkiem na końcu książki jest krótki wywiad z autorką. Polecam!
Historia, która opisuje nieszczęśliwą kobietę zafascynowaną magią ognia, która najpierw straciła matkę, która odeszła do innego mężczyzny zostawiając ją i jej siostrę z ojcem. Potem traci ojca który popełnia samobójstwo. Małżeństwo rozcarowuje ją, poświęciła karierę na wychowanie dziecka i czuje się opuszczona i niedoceniana przez męża. W chwili gdy jest coraz bardziej nieszczęśliwa pojawia się miłość z okresu młodości która sprawia że jej wspomnienia odżywają.
Claire jest znudzona monotmią swojego życia, rozgoryczona wieczną nieobecnością męża (doskonale ją rozumiem!), stęskniona za domem, który musiała opuścić. Czuje, że jej związek nie jest już taki, jak był kiedyś, a próby podsycenia miłości kończą się niepowodzeniem. W dodatku ciąży nad nią widmo rozbitej rodziny oraz winy matki - wszystko to trwale odbiło się w psychice Claire i zmieniło ją na zawsze. Claire zapada się w sobie, odcina od świata, czasem nawet maleńki synek nie jest w stanie przywrócić jej do stanu normalności. A do tego wszystkiego dochodzi niezdrowa fascynacja ogniem...
A wtedy zjawia się ON, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pierwsza, największa miłość Cleaire, Dean. Nadal przystojny, zawadiacki, czuły, szalony. Przypomina Claire o młodości, o tym, co mogłoby sięwydarzyć, gdyby byli razem. Jest jej przepustką do domu i świata, którego już nie ma. Jest spontaniczny, nie waha się wsiąść w samolot i przylecieć do Claire na wieść o jej samotności.
A potem hitoria nabiera rozpędu... Claire podejmuej decyzje, która jest tragiczna w skutkach - ucieka na kilka dni do Deana, które już na zawsze zmieniająjej życie. I, jak się okazuje, zainteresowanie jej młodzieńczej miłości było jedynie pozorne- były chopak uknuł niecny plan i w perfidny sposób ją wykorzystał. Jedynym plusem tego wyjazdu było na pewno poprawienie relacji z matką i siostrą, ale za to niemal nie straciła męża.
Książka zaciekawiła mnie od samego początku opisem z okładki. Odnowienie starej znajomości, niebezpiecznej, bo otulonej czymś magnetycznym, czymś co może doprowadzić do dramatu w normalnym, zgodnym małżeństwie. Co z tego wyniknie? Kłamstwa, tajemnice, chemia wstrząsająca powietrzem, wątpliwości. Będzie się działo!
Tak wyobrażam sobie tę historię. I czekałam na to wszystko do połowy, gdy zdałam sobie sprawę, że chyba nic z tego…
Nie spodziewałam się, że powieść będzie utrzymana w aż tak melancholijnym nastroju i obłożona tak licznymi retrospekcjami z przeszłości, które przyćmią wszystko inne. Autorka próbowała opisać iskry, o których mowa na okładce, ale ja ich niestety nie poczułam. Zbyt mocno skupiałam się na portrecie Claire i jej przeszłości, tym, co przeżyła jako nastolatka i jak wpłynęło to na jej całe późniejsze życie. Byłam też trochę poirytowana ciągłym wspominaniem przeszłości i ta teraźniejszość zatarła mi się gdzieś w tle. W dodatku zostawiła opowieść z pewnym niedopowiedzeniem i to też wytrąciło mnie z równowagi.
W dodatku bohaterka drażniła mnie od samego początku. Mąż się stara, wie doskonale, jak jest im trudno, ale ona potrafi tylko mieć do niego żal. Bo po co rozmawiać wprost o tym, co ją boli? Albo zdobyć się na odrobinę więcej wyrozumiałości? Jeśli nie ma się ochoty na walkę o własne małżeństwo, to czy można było kiedykolwiek mówić o prawdziwej miłości? Szlag mnie trafiał, gdy czytałam o stwierdzeniach bohaterki, że ona i jej mąż kiedyś zachowaliby się zupełnie inaczej, ale teraz nawet o tym nie pomyślą, a z drugiej strony przyznaje, że o pewnych dość istotnych aspektach swojego życia nigdy mu nie powiedziała.
Następnie Dean. Cóż, ja nigdy nie byłam w nim zakochana. A chciałabym poczuć to, co powodowałoby mętlik w mojej głowie, bym wraz z bohaterką zastanawiała się jak to zrobić, żeby być wierną mężowi i zapomnieć o tamtym, ale się nie da, bo on jest taki.. Mm! Niestety nic takiego nie poczułam.
Kurczę, ja tak narzekam na tę książkę, a ona jest naprawdę dobrze napisana. Czyta się szybko i sprawnie, a dialogi są cudownie naturalne. W dodatku autorka stworzyła świetny psychologicznie, głęboki portret zagubionej kobiety, która naprawdę wiele w życiu przeszła. Dokładnie, krok po kroku zbudowała postać, dodała do niej warunki sprzyjające początkowej euforii z odnalezienia swego dawnego „ja”. Daje to solidnie do myślenia. Czasem trzeba się porządnie zastanowić, jaką drogę wybrać i czy zakazany owoc rzeczywiście wart jest uwagi. U kogo tak naprawdę poszukać pomocy?
To nie tak, że mnie powieść zupełnie nie zaciekawiła. Naprawdę chciałam wiedzieć, jaki będzie finał historii. Ale jestem rozczarowana, bo chciałam więcej iskier, narastającego napięcia, które stopniowo przeradzałyby się w to ‘coś’. Tu wszystko poszło za szybko, bez jakiejś subtelności na początku, a Dean jest tylko dodatkiem do tego oceanu uczuć, które szaleją w bohaterce.
Książka jest bardzo dobrą lekturą dla czytelników, którzy chcą porządnego psychologicznego studium powoli umierającego związku, mocnych i bardzo dramatycznych akcentów z przeszłości silnie wpływających na teraźniejszość, oraz elementów thrillera. A wszystko to utrzymane w mrocznym, melancholijnym klimacie. Polecam, jeśli szukacie właśnie tego :)
Przeczytane:2019-03-10,
''Jesteśmy jak komety. Zostawiamy za sobą pył naszego życia, który wciąż do nas powraca''.
Claire stara się być dobrą żoną i matką oraz przykładną kobietą z sąsiedztwa. Jednak jej życie nie jest takie idealne jakby chciała. Kobieta żyje pozorami, pod którymi skrywa swoją samotność, niezadowolenie z małżeństwa i nowego życia. Musiała poświęcić swoją karierę naukową, aby jej mąż mógł spełniać się zawodowo. Claire coraz częściej powraca do młodzieńczych lat. Wspomina czas, który pozostawił w niej traumę oraz Deana - swoją pierwszą miłość. Coraz częściej pragnie powrócić do czasów, kiedy była spontaniczna.
Pewnego dnia Claire odbiera na Facebooku wiadomość od Deana. Niewinne rozmowy zamieniają się w flirt. Czy kobieta zaryzykuje stratę swojej rodziny i wejdzie w tę niebezpieczną grę?
Przyznam, że dawno żadnej książki nie czytałam tydzień. Na początku zganiałam to na brak chęci na czytanie, ale w końcu doszłam do wniosku, że to nie ze mną jest problem, a z książką. Mianowicie z główną bohaterką, bo pomysł na fabułę okazał się naprawdę dobry i z pewnością pouczający, ale wykonanie okazało się być słabe. Dawno żadna bohaterka nie budziła we mnie takiej odrazy i zniesmaczenia jak Claire. Nie potrafiłam zrozumieć jej postępowania. Fakt to przykre, że czuła się samotna i wyobcowana, ale moim zdaniem robiła to na własne życzenie. Czy tak trudno jest powiedzieć mężowi, że wcale nie jest w porządku? Usiąść, porozmawiać szczerze, znaleźć rozwiązania i kompromisy? Miała wiele okazji, ale zbywała to albo fochem, albo milczeniem. Wiele sytuacji w tej książce było absurdalne i chore. Nie będę spolerować, bo jedna z tych rzeczy ma duży wpływ na fabułę.
Jedyne za, co mogę tę książkę pochwalić to za tło psychologiczne oraz za to, że dzięki niej można zrozumieć jak wiele rzeczy rozwiązuje szczera rozmowa oraz to, że wiele małżeństw byłaby bardziej szczęśliwa, gdyby wprowadziła ją w swoje związki.
''Gwiazdy, które spłonęły'' to książka o traumie z dzieciństwa, nieszczęśliwym małżeństwie i powrocie do młodzieńczych lat.
Autorka ma łatwy i lekki styl pisania, co dla niektórych może okazać się autem. Jednak mi książka się dłużyła. Osobiście nie sięgnęłabym po nią drugi raz. Zwyczajnie nie okazała się być w moim guście.