Morderstwo, magia i szaleństwo podczas Światowej Wystawy.
Erik Larson, bazując na rzetelnej dokumentacji, stworzył niezwykle wciągającą opowieść
o fascynujących czasach i ludziach.
Prawdziwa historia dwóch mężczyzn, architekta i seryjnego mordercy, których losy połączyła największa wystawa w amerykańskiej historii: Kolumbijska Wystawa Światowa z 1893 roku, zorganizowana w Chicago i nazywana ,,Białym Miastem".
Daniel Hudson Burnham, wybitny dyrektor robót wystawy i twórca wielu ważnych budynków, takich jak Flatiron Building w Nowym Jorku czy Union Station w Waszyngtonie, pokonuje liczne przeszkody i wraz ze swoim zespołem stara się przekształcić podmokły park Jacksona w ,,Białe Miasto".
W tym samym czasie Henry H. Holmes, młody lekarz, złośliwie parodiując ,,Białe Miasto" Burnhama, wznosi nieopodal swój Hotel Wystawy Światowej - urządzając w nim straszliwe miejsce mordów, wyposażone w stół sekcyjny, komorę gazową i piec krematoryjny.
,,Kolejna udana eksploracja historii Ameryki... Larson umiejętnie równoważy makabryczne szczegóły z wnikliwą analizą ". USA Today
,,Zupełnie nieprzewidywalna. Larson to historyk z duszą pisarza". Chicago Sun-Times
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: 2021-01-13
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 464
Tytuł oryginału: The Devil in the White City
W 1893 roku odbyła się w Chicago Światowa Wystawa Kolumbijska zwana „Białym Miastem”. Dyrektorem prac na tym wydarzeniem został Daniel Hudson Burnham. Aby osiągnąć swój cel mierzy się on z niemal niemożliwymi do pokonania przeszkodami. Nieopodal miejsca pracy Burmhama, młody lekarz Henry H. Holmes wznosi budynek, który złośliwie nazywa Hotelem Wystawy Światowej. Miejsce to okazuje się być miejscem straszliwych i niewyobrażalnych mordów.
„Diabeł w Białym Mieście’ nie jest niczym innym jak wycieczką po kartach historii Ameryki, która niewątpliwie mi się bardzo podobała. Erik Larson z ciekawością historyka oraz wnikliwością dziennikarza przedstawia makabryczne wydarzenia jakie miały miejsce w Chicago w 1893 roku, czym z zdobył moją duszę miłośniczki historii. Genialne przedstawione wydarzenia, opatrzone porywającymi i szczegółowymi opisami sprawiają, że mogłam odczuć dokładny klimat jaki towarzyszył pracy Daniela Hudsona Burnhama i morderstwach dokonywanych przez Henry’ego H. Holmesa. Może książki nie czyta się w zwariowano szybkim tempie, bo trzeba się w nią porządnie wczytać, by poczuć klimat i się w nią naprawdę wciągnąć, ale czas poświęcony na jej lekturę na pewno dostarczy dobrych wrażeń. Jedyną rzeczą na co mogłabym narzekać przy tej książce, to jej konstrukcja. Autor zdecydował się, aby dzielić przedstawione historie na osobne rozdziały, które ze sobą przeplata, niekoniecznie zachowując przy tym jakoś regularność. To przyprawiało mnie o mały ból głowy i strasznie wybijało z zachwycania się całą historią. Wracajmy jednak już do tych pozytywnych cech książki. To co mnie chyba najbardziej ujęło, to fakt w jak rzeczywisty sposób, autor przedstawił postacie. Mimo że bohaterów jest dwóch, każdy z nich odznacza się od drugiego, przez co faktycznie mamy dwie historie połączone w jedną, co nadaje książce charakteru.
Podsumowując książka „Diabeł w Białym Mieście” bardzo mi się podobała.
Nie jestem wielkim fanem literatury faktu. Wróć. Jestem wielkim fanem literatury faktu, ale nie jestem wielkim fanem jej czytania. Czy to ma sens? Jeśli nie, to postaram się wyjaśnić. Chociaż cenię sobie naukę i poszerzanie wiedzy o otaczającym mnie świecie, tak wszelkiego rodzaju reportaże szybko mnie nudzą (wiem, wstyd się do tego przyznać). Faktem jednak jest, że większość autorów literatury faktu jest bardziej ekspertami w swojej dziedzinie niż twórcami bestsellerów. Dostarczają wartościowe towary, ale nie zadają sobie trudu by je odpowiednio "upiększyć" i zareklamować, zrobić idealnymi do spożycia dla przeciętnego Kowalskiego. Erik Larson jest jednak geniuszem. Wprost nie mogłam odłożyć tej książki. (W sensie przenośnym - przeczytanie zajęło mi około tygodnia). Cały czas spędzony nad tą książką był naznaczony momentami, w których przerywałam czytanie by kolejny raz się pozachwycać nad tym dziełem. Zdarzało się nawet tak, że budziłam męża w środku nocy i czytałam mu wybrane fragmenty. O wielkości autora świadczy to, że słuchał z zainteresowaniem i ani razu nie zasnął. No i nie oberwałam poduszką.
Daniel Hudson Burnham, wybitny dyrektor robót wystawy i twórca wielu ważnych budynków, takich jak Flatiron Building w Nowym Jorku czy Union Station w Waszyngtonie, pokonuje liczne przeszkody i wraz ze swoim zespołem stara się przekształcić podmokły park Jacksona w „Białe Miasto”.W tym samym czasie Henry H. Holmes, młody lekarz, złośliwie parodiując „Białe Miasto” Burnhama, wznosi nieopodal swój Hotel Wystawy Światowej – urządzając w nim straszliwe miejsce mordów, wyposażone w stół sekcyjny, komorę gazową i piec krematoryjny.
"Diabeł w Białym Mieście" Larsona jest przede wszystkim opowieścią o dwóch mężczyznach. Architekcie, Danielu Burnham i farmaceucie, Henrym Holmesie. Pierwszy z nich chciał stworzyć istną krainę czarów, przekształcić miasto w którym mieszkał i które kochał w architektoniczne Eldorado, drugi stał się jednym z najbardziej diabolicznych seryjnych morderców w Ameryce. Ich historia rozgrywa się na tle Światowej Wystawy Kolumbijskiej w 1893 r. (Znanej również jako Wystawa Światowa w Chicago). Daniel Burnham, który zaprojektował Rookery w Chicago oraz miał zaprojektować Flatiron Building w Nowym Jorku, zebrał zespół najlepszych amerykańskich architektów tamtych czasów, by wraz z nimi stworzyć najlepszą i najokazalszą wystawę o jakiej świat jeszcze nie słyszał. Miała ona być okazalsza i wykwintniejsza niż ta, która odbyła się w Paryżu parę lat wcześniej. To podczas wystawy w stolicy Francji j odsłonięta została wieża Gustave'a Eiffla, która okazała się architektonicznym cudem. Więc Burnham wezwał najlepszych amerykańskich architektów i inżynierów , by zaprojektowali i zbudowali coś jeszcze lepszego. W grę wchodziła reputacja narodowa, a także duma obywatelska. Larson szczegółowo bada wzloty i porażki tego wielkiego przedsięwzięcia. Amerykańskie wydanie książki ma podtytuł „targi, które zmieniły Amerykę” - i jest to z pewnością prawda. Wystawa w Chicago w 1893 roku nie tylko pokazała Ameryce, jak mogłoby być, ale jak będzie- lepsze warunki życia i pracy, nowoczesna żywność, sprzęt AGD, gadżety i więcej czasu na zabawę. Krótko mówiąc, zwiastowała perspektywę i lepsze życie.
Druga historia skupia się na sylwetce H.H. Holmesa, aptekarzu, który zabił ponad dwadzieścia siedem osób (głównie młode kobiety, świeżo przybyłe do miasta). Morderca, choć nie był architektem, również coś "zbudował" . Stopniowo stworzył coś, co później nazwano morderczym zamkiem, hotelem, na parterze którego mieściło się kilka firm, a inne piętra miały znacznie bardziej złowrogie przeznaczenie. Drugie i trzecie piętro zawierało liczne pokoje i korytarze oraz tajne zakamarki .Szczelne pomieszczenia z wylotami gazu. Jednak najbardziej przerażająca była gładka rynna prowadząca do piwnicy, gdzie czekał piec, kwas i wapno. Holmes był przystojny i czarujący w sposób, który sprawiał, że kobiety nie mogły mu się oprzeć. Był też psychopatą, który zbyt późno zwrócił uwagę Amerykanów. Jeśli chodzi o fragmenty opisujące dr H. H. Holmesa i jego groteskowe zbrodnie, to właśnie w tym miejscu twórczość Larsona naprawdę błyszczy. Zamiast traktować to ściśle jako relację historyczną (najpierw wydarzyło się to, a potem tamto), Larson tworzy coś w rodzaju thrillera dokumentalnego. Wchodzi do głowy Holmesa z tą samą zręcznością, jak Thomas Harris aby Hannibal Lecter nadal wychładzał nasze kości długo po tym, jak odłożyliśmy książkę. Były chwile, kiedy prawie zapomniałam, że czytam książkę faktograficzną, ponieważ powieść Larsona bardziej przypominała coś, co spodziewalibyśmy się znaleźć w sekcji "horroru" niż literatury non fiction. Dlatego gdybyś zapytał mnie, jaka jest moja ulubiona rzecz w tej książce, od razu odpowiedziałabym: „Styl pisania Erika Larsona!”. Jest jednak małe ale (tak, znacie te moje ale, bardzo dobrze) .Podczas gdy pisanie o morderczym procederze Holmesa było niezaprzeczalnie wciągające to jednocześnie czułam, że autor przesadził ze swoim spekulatywnym podejściem. Opisuje, co działo się w głowach ofiar na chwilę przed zamordowaniem, choć nie mógł tego wiedzieć. To "jasnowidztwo" czasem mnie irytowało gdyż zupełnie nie przystawało do tego gatunku literackiego. Kiedy czytam literaturę faktu, a autor ciągle dodaje szczegóły, których w rzeczywistości nie można potwierdzić, zaczynam się zastanawiać, na ile prawdziwa jest cała ta historia. Jeśli chodzi o seryjnego mordercę, autor nie rozwodzi się nad sensacyjnymi aspektami jego makabrycznych działań, ale to, co pozostawia wyobraźni, jest znacznie potężniejsze. Fragmenty listów pisanych przez dziecko porwane przez Holmesa należą do najbardziej niepokojących "słów", jakie kiedykolwiek czytałam.
„Diabeł w Białym Mieście” jest z pewnością książką którą wato przeczytać, chociaż powiedziałabym, że jest to bardziej rzecz dla entuzjastów historii niż prawdziwych fanów przestępczości. To Światowe Targi w 1893 roku są głównym wydarzeniem i zarazem bohaterem tej powieści, podczas gdy dr Holmes jest do niej dodatkiem. Jednak niezależnie od tego, czy jesteś tutaj podziwiać architekturę miasta czy też po to by przejść się po "morderczym zamku" , umiejętności Erika Larsona jako pisarza sprawiają, że jest to interesująca lektura.
Rok 1933. Serce hitlerowskiego Berlina. Wielki, epicki spektakl życia i śmierci widziany oczyma amerykańskiej rodziny dyplomatów. Amerykański...
Ważna i świetnie napisana książka, która przypomina o jednej z największych morskich tragedii w historii wojen. 1 maja 1915 roku statek ,,Lusitania"...
Przeczytane:2021-06-06, Ocena: 6, Przeczytałam, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2021, 52 książki 2021, Zmieniły właściciela,
Możliwe, że część z Was pamięta moją recenzję innej książki Erika Larsona. Chodzi o powieść "Grom z jasnego nieba", która była moim debiutem, jeśli chodzi o jego twórczość. "Diabeł w Białym Mieście" to zaś debiut autora, o czym przyznaję, nie doczytałam. Zresztą ostatnio przyłapuję się na tym, że jak tylko blurb mnie zaintryguję, to reszta jakby do mnie nie dociera i w ostateczności jestem zaskoczona, że np. Erik Larson to tak naprawdę amerykański pisarz, a nie szwedzki... No cóż, nigdy niczego nie można zakładać z góry, nawet jeśli to coś wydaje się logiczne. Kiedy zasiadałam do "Gromu..." byłam pewna, że to będzie idealny kryminał z wątkami historycznymi, podobnie było z "Diabłem...". A jednak pomyliłam się i to grubo. Literatura, jaką proponuje nam Erik Larson to kryminalna literatura faktu i to oparta na naprawdę ogromnej ilości dokumentów, fachowych ocenach czy dziennikach. To niezwykle fachowe podejście do tematu, który autor sobie wybiera jako cel i główny wątek powieści. Larson dąży do perfekcji w tworzeniu autentyczności swoich dzieł, co jest naprawdę imponujące.
W roku 1893 w Chicago zorganizowano Światową Wystawę Kolumbijską z okazji 400. rocznicy odkrycia Ameryki przez Kolumba. Jak się okazało, była to największa wystawa XIX w. gdyż odwiedziło ją około 29 milionów zwiedzających. "Białe Miasto", bo tak nazwano tę wystawę to pewnego rodzaju podsumowanie postępu technicznego tamtych czasów. Dlaczego? Bo warto wspomnieć, że były to czasy, kiedy ludzie żyli jeszcze w blasku świec czy też lamp naftowych, a środkiem lokomocji prócz własnych nóg były konie! Takie rzeczy jak automobile czy telefony zdecydowanie były wtedy zaledwie mrzonką.
280 hektarów, które składało się na Białe Miasto to teren cudów techniki oraz architektury. Na tejże wystawie miały okazję być takie osobistości jak Mark Twain, Buffalo Bill czy Thomas Edison. Szczęśliwcem był także nasz rodak Ignacy Paderewski. Autor ukazał nam ogrom niesamowitego przedsięwzięcia oraz ludzkich ambicji, niestety okraszony ludzkim potem i niejednokrotnie zdrowiem, krwią, a nawet życiem.
Wśród napływającej rzeszy zwiedzających był również Herman Mudgett lepiej znany jako Henry H. Holmes, czyli pierwszy seryjny morderca w Stanach Zjednoczonych. Niejednokrotnie porównywany do Hannibala Lectera. Mężczyzna ten wybudował dom na kształt zamku, w którym mieściły się tajne przejścia i tunele, zapadnie, a także... piec krematoryjny! W trakcie wystawy dorabiał, wynajmując pokoje gościom. Niestety niejednokrotnie zdarzało się, iż co bogatsi zameldowani u niego goście nie opuszczali jego domostwa.
Wszystko wskazuje na to, że mężczyzna zabił około 100 osób, jednak sam przyznał się tylko do 27 morderstw, oficjalnie zaś potwierdzono "tylko" 9 przypadków. W skutecznym tuszowaniu zbrodni, Henry'emu zdecydowanie pomagał piec krematoryjny.
Osobiście historię Henry'ego znam już od dość dawna, gdyż jestem miłośniczką wszelkich nowinek o seryjnych mordercach. Mam za sobą wiele książek, artykułów i innych publikacji o tego typu "osobistościach", więc ciężko mi trafić na opowieści oparte na historiach nieznanych mi zbrodniarzy. Stąd też mam ogromny szacunek do autora za ogrom pracy, jaki włożył w wyszukiwanie potwierdzonych faktów, by napisać rzetelną powieść, która zawiera w sobie prawdę, a nie przypuszczenia lub fikcję zwaną "prawdą". Dodatkowo "Diabeł w Białym Mieście" jest książką idealną dla wielu czytelników. Zadowoleni będą fani kryminałów, ale i książek historycznych. Nie zawiodą się miłośnicy literatury faktu czy tak jak ja kochający wszelkie informacje o seryjnych mordercach. Polecam!