Pierwsze wydanie bez skreśleń i cenzury.
Przedwojenna Warszawa okiem młodego warszawskiego cwaniaka.
Stanisław Grzesiuk z właściwym sobie humorem i swadą portretuje przedmieścia stolicy z ich obyczajami, tradycją i swoistym kodeksem honorowym, sięgając przy tym po słownictwo i specyficzną gwarę warszawskiej ulicy.
Wydanie książki zostało wstrzymane na kilka miesięcy przez cenzurę. Wreszcie w lipcu 1959 roku książka trafiła do księgarń i podobnie jak "Pięć lat kacetu" natychmiast zniknęła z półek. Czytelnicy i recenzenci apelowali do autora i wydawnictwa z prośbą o dodruki. A książka stała się na całe dekady lekturą obowiązkową chłopaków z warszawskich podwórek.
Po latach tekst porównano z rękopisem i przywrócono fragmenty usunięte przez cenzurę oraz wydawcę przy pierwszej publikacji.
Wydanie zawiera fragmenty najważniejszych recenzji.
Stanisław Grzesiuk (1918-1963) - pisarz, pieśniarz zwany bardem Czerniakowa. Urodził się w Małkowie koło Chełma. Od drugiego roku życia mieszkał w Warszawie, gdzie spędził dzieciństwo i młodość. W czasie okupacji został aresztowany i wysłany na roboty przymusowe do Niemiec, następnie do obozów koncentracyjnych. W lipcu 1945 roku wrócił do kraju. Leczył się na gruźlicę płuc, która była konsekwencją pobytu w obozie. Autor autobiograficznej trylogii "Boso, ale w ostrogach", "Pięć lat kacetu", "Na marginesie życia". Pochowany został na cmentarzu wojskowym na Powązkach. Obok Stefana Wiecheckiego zaliczany jest do grona najbardziej zasłużonych twórców kultury warszawskiej ulicy.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2018-04-26
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 424
Szczenięce lata Staśka z Czerniakowa
Po skończonej lekturze "Pięciu lat kacetu" nie mogłam doczekać się premiery drugiego tomu wspomnień Grzesiuka. Przez dłuższy czas brakowało mi tego zadziornego, cwaniaczkowatego stylu, więc gdy tylko "Boso, ale w ostrogach" trafiło w moje ręce, czym prędzej wzięłam się do lektury, czytając jednak oszczędnie, w obawie, że skończy się zbyt szybko.
W drugiej części Stanisław Grzesiuk zabiera nas do Warszawy swoich szczenięcych lat, spędzonych na podwórkach czerniakowskich kamienic, gdzie łatwiej było zarobić kosę, niż bochenek chleba. Uwielbiam czytać wspomnienia z dzieciństwa, ale te grzesiukowe są jedyne w swoim rodzaju i całkowicie odmienne od chociażby zapisków Melchiora Wańkowicza. Życie naszego bohatera od najmłodszych lat nacechowane było skrajną biedą, koszmarnymi warunkami sanitarnymi, wszechobecną agresją oraz brakiem lepszych perspektyw. Jak widać umiejętność dostosowania się do najtrudniejszych warunków Grzesiuk mógł ćwiczyć od kołyski.
"Boso, ale w ostrogach", podobnie jak "Pięć lat kacetu", napisane jest w sposób lekki i zadziorny, co sprawia, że kilkaset stron znika w okamgnieniu. Chociaż całość znów przepełniona jest specyficznym poczuciem humoru i afirmacją życia (choć niebezpośrednią i nieoczywistą), to przez cały czas nie opuszczała mnie myśl, jaka przyszłość czeka naszego bohatera. Co za rok czy dwa spotka chłopaka, urządzającego różne draki, wiecznie pakującego się w kłopoty i żyjącego w poczuciu własnej nieśmiertelności (przywilej młodości).
"Boso, ale w ostrogach" jest lekturą znacznie lżejszą, niż "Pięć lat kacetu". To nie tylko wciągające wspomnienia Grzesiuka, ale również niezwykle ciekawy obraz międzywojennej Warszawy i młodzieży tam mieszkającej (lekturę polecam szczególnie nauczycielom, którzy twierdzą, że dzieci z roku na rok są coraz gorsze – mogliby się zdziwić). Grzesiuk z pierwszej części skradł moje serce, natomiast jako nastolatek okazał się zbyt – zbyt cwaniaczkowaty, zbyt brawurowy, zbyt pewny siebie. Bez zahamowań. Nie mógł być inny. Inaczej pewnie nie napisałby żadnej z tych historii, a jego losy zakończyłyby się w niemieckim obozie koncentracyjnym, albo jeszcze wcześniej, podczas którejś z bijatyk. To byłaby nieodżałowana strata.
Książkę dość dobrze się czyta, jest to pierwsza część trylogii Grzesiuka. Kolejne to "Pięć lat kacetu" oraz "Na marginesie życia."
Stanisław Grzesiuk opowiada historię chłopca, czyli samego siebie, wychowującego się w latach 30. XX w. w warszawskiej dzielnicy Czerniaków. Poznajemy świat ludzi pochodzących z ubogich rodzin.
Motto życiowe autora i jednocześnie tytuł książki "Boso, ale w ostrogach".
Pan Stanisław - barwna to była postać. Naturszczyk z gawędziarskim zacięciem. Ten styl sprawdza się w przypadku opowieści Cwaniaka Warszawiaka. Książka ma w sobie sporą dozę humoru. Wydźwięk całości jednak nie bawi.
Grzesiuk - świadomie lub nie - pokazuje kim jesteśmy jako naró , co z nami zrobiono i co sami ze sobą robimy...
Grzesiuka znam już z książki „Pięć lat kacetu”, w której przedstawia swoje doświadczenia z obozów koncentracyjnych. „Boso ale w ostrogach” to obraz międzywojennej Warszawy widzianej oczyma młodego cwaniaka. Znajdziemy tu obyczaje, tradycje obowiązujące na warszawskich przedmieściach. Grzesiuk opowiada o swoich przygodach z ferajną , w której obowiązywał ściśle określony kodeks honorowy. Opowiada o nauce, pracy, rodzinie, dziewczynach, początku wojny. Nie brakuje tu humoru, dzięki czemu nie wieje nudą i książkę czyta się z przyjemnością. Lektura godna polecenia.
Nieznane opowiadania i felietony barda warszawskiej ulicy. Czytelnicy pokochali Stanisława Grzesiuka - autora kultowej trylogii - za humor, honor i prawdę...
Książka ta zamyka cały cykl autobiograficzny Stanisława Grzesiuka. Jest to dramatyczna relacja zmagania się autora z gruźlicą....
Przeczytane:2022-06-05,
Swój honor trzeba mieć. A jak! Taką zasadę wpoił Staśkowi jego ojciec. Nic to, że mieszkali tu, w Dole. Tak nazywano także Czerniaków. Czerniaków, który nie miał w sobie tej elegancji, tego blasku i blichtru, jaki kojarzymy z szalonym i wspaniałym dwudziestoleciem międzywojennym. Bo to szalone i wspaniałe dwudziestolecie dotyczy tylko małego wycinka polskiej społeczności. Przeważała szarość... Trudy dnia codziennego, bieda, brak perspektyw... Właśnie w takim środowisku przyszedł na świat Stanisław Grzesiuk. Właśnie takie środowisko go ukształtowało. Właśnie to uratowało go później, gdy był więźniem niemieckiego obozu koncentracyjnego.
Niezawodna ferajna to podstawa! I do pracy, i do zabawy, i do bójki!
Koledzy z ferajny. To z nimi Stasiek chodził na robotę (niekoniecznie legalną i uczciwą). To z nimi Stasiek włóczył się po melinach. To na nich mógł liczyć w trudnej sytuacji. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! Choć czasem były odstępstwa od tej reguły. Bo gdy Stasiek rozpoczął pracę w Państwowych Zakładach Tele i Radiograficznych przy ulicy Grochowskiej był już nie byle kim. Miał stałą pracę, a co za tym idzie stałe wynagrodzenie. Wkręcił się w tę pracę! Wkręcił się na tyle, że przygotowywał się do egzaminu czeladniczego. Egzamin zdał!
Koledzy z ferajny mieli to na uwadze i gdy szykowali się na jakąś niechlubną robotę ostrzegali, żeby Stasiek trzymał się wtedy od nich z daleka. Jak idą na robotę to Staśka ma przy nich nie być. Jak idą na wódkę to jak najbardziej. Dlaczego tak? Ano dlatego, że doskonale zdawali sobie sprawę, że Stasiek ma za dużo do stracenia. Nie to co oni. Oni są już po wyrokach. Nie mają szans na normalne zatrudnienie. Aby przeżyć, muszą dalej kraść...
Praca dawała mu nieco większe możliwości. Dawała mu stałe wynagrodzenie, dawała mu możliwość nauki zawodu, dawała mu możliwość poznania innego świata. Z jednej strony byli to inni pracownicy fizyczni wywodzący się z różnych środowisk, z drugiej zaś pracownicy administracyjni. Byli to dyrektorzy i zarządzający. Byli to też studenci, którzy do zakładu byli kierowani na praktykę. Z takim jednym Stasiek dość blisko się zaprzyjaźnił. I znowu niby zderzenie dwóch światów. Choćby kwestia śniadania, które przynosili ze sobą do pracy... Ale największym zaskoczeniem były dla Staśka odwiedziny w domu jego brygadzisty, który sprawował nad nim pieczę. Niby też zwykły pracownik, a w domu... zupełnie inaczej. Stasiek był zszokowany wręcz, że tak można... Wtedy postanowił. Też tak chce! Od tej pory ma zupełnie inną motywację.
Odpowiedzialność. Tak, to pojęcie nie było mu obce. Zawsze był za kogoś odpowiedzialny. Za kolegów z ferajny. Za matkę i siostrę, gdy zabrakło ojca. Za słabszych. Za kolegów, których wprowadzał do towarzystwa... To był jego kodeks moralny, którym kierował się zawsze, niezależnie od czasów i miejsca, w którym przyszło mu żyć.
Humor! Nie opuszczał go nigdy. Nawet wtedy, gdy było bardzo źle! Może właśnie ten humor pozwolił mu przetrwać nawet najgorszy czas? Bo Stasiek miał jeden cel. On tak cholernie chciał żyć! Chciał śmiać się i śpiewać na całe gardło. Chciał iść najzwyczajniej w świecie do roboty i żyć. Po prostu żyć!
Wojna! A jednak wybuchła. Po klęsce wrześniowej Stasiek wrócił do stolicy. Trzeba coś robić! Organizacja? Tak! Trochę śmieszyła go ta cała organizacja, to składanie przysięgi i tak dalej... Ale gdy miał do wykonania konkretną robotę, to ją robił. Szybko okazało się, że nie do wszystkich zadań się nadaje. Łazić za kimś dzień i noc i składać meldunki? To nie dla niego! Obić komuś mordę czy zorganizować broń? Jak najbardziej! Każdy walczył jak umiał!
Łapanka! Wpadł podczas łapanki, choć i tak pętla wokół jego szyi powoli zaczęła zacieśniać się nieco wcześniej. Niestety, ulokował swoje uczucia w nieodpowiedniej kobiecie. Gdy wyszło szydło z worka owa kobieta stała się dla niego bardzo niebezpieczna. Nie miała żadnych skrupułów przed donosami na Gestapo. Nie interesowało jej to, że tym samym wyda na Staśka wyrok śmierci. On już nic dla niej nie znaczy, bo nie zdoła wykorzystać go do swoich celów...
Kacet! Zaczyna się pięć długich lat.... Ale o tym w kolejnej części.
"Boso, ale w ostrogach" to barwna gawęda o życiu prostego chłopaka z czerniakowskiej ferajny. Miał swój kodeks honorowy, którym kierował się w życiu. Miał swoje marzenia i pragnienia. Szukał swojego miejsca na tej ziemi. Chciał prowadzić spokojne życie. Chciał był najedzony, chciał być przyzwoicie ubrany, chciał się bawić i śmiać. Chciał być po prostu szczęśliwy i spełniony. Chciał wyrwać się z biedy. Gdy światełko w tunelu zaczęło migotać, otrzymał kolejny cios od losu. W latach swojej najwspanialszej młodości został uwięziony w piekle na ziemi...
Nie, nie pochwalam przemocy czy kradzieży. I zdaję sobie sprawę, że w pełni czystego sumienia Stasiek nie miał, ale... Ale ma w sobie coś takiego, co przyciąga. Co sprawia, że chce się poznać historię tego człowieka. Co sprawia, że nie sposób go nie lubić.
Jego wspomnienia to doskonała okazja, aby uświadomić sobie (może po raz kolejny), że życie nie jest wyłącznie czarno-białe, a za każdym człowiekiem zawsze stoi jakaś historia. Nie zawsze piękna. Nie zawsze chlubna. Ale to jego historia!