Rudolf Reder był jednym z dwóch więźniów (drugim był Chaim Hirszman), którzy przeżyli obóz zagłady w Bełżcu. W obozie w Bełżcu zamordowanych zostało ponad 450 tys. osób. W 1946 roku ukazała się wstrząsająca relacja Redera z obozu zagłady pt. „Bełżec” opublikowana staraniem Wojewódzkiej Żydowskiej Komisji Historycznej w Krakowie Reder po wojnie wyemigrował z Polski i zmarł w zapomnieniu w Toronto w 1968 roku.
„Rudolf Reder urodził się w Dębicy w zasymilowanej lub ulegającej asymilacji rodzinie żydowskiej. Był synem Hermana i Fryderyki z d. Jortner. Uczęszczał do dębickiego gimnazjum. Razem z braćmi Maksem i Jacobem wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Pracował w zakładach chemicznych w Chicago, gdzie stał się dyplomowanym specjalistą w zakresie produkcji mydła. W 1919 roku powrócił do odrodzonej Polski i zamieszkał we Lwowie, gdzie założył fabrykę mydła. Ożenił się z Fajgą Felsenfeld. Ze związku tego narodziło się troje dzieci: syn Bronisław (ur. 1907) oraz córki Zofia i Maria (ur. 1919).
Po wybuchu II wojny światowej pozostał we Lwowie. Gdy miasto znalazło się pod sowiecką okupacją, należąca doń fabryka mydła najprawdopodobniej została znacjonalizowana. W czerwcu 1941 roku, po rozpoczęciu wojny niemiecko-sowieckiej, Lwów znalazł się pod niemiecką okupacją. Kilka miesięcy później Reder wraz z pozostałymi lwowskimi Żydami został zamknięty w getcie. 10 sierpnia 1942 roku we Lwowie rozpoczęła się tzw. wielka akcja. W ciągu niespełna dwóch tygodni Niemcy i ich ukraińscy kolaboranci zamordowali blisko 2 tys. Żydów, a kolejnych 38–40 tys. wywieźli do obozu zagłady w Bełżcu. Gdy rozpoczęło się „wysiedlenie”, Reder ukrył się u znajomej ukraińskiej rodziny. Prawdopodobnie owi znajomi wydali go jednak Niemcom. Został aresztowany 16 sierpnia. Zabrano go do koszar SS na Podzamczu, a stamtąd do obozu przy ul. Janowskiej. Następnego dnia transportem ze stacji Kleparów został wywieziony do obozu w Bełżcu. Po przybyciu do Bełżca zdołał uniknąć natychmiastowej śmierci w komorze gazowej. Prawdopodobnie przesądziła o tym jego znajomość języka niemieckiego, a także fakt, iż w czasie „selekcji” podał się za maszynistę-montera. Z transportu, w którym znajdowało się około 6,5 tys. lwowskich Żydów, oszczędzono jeszcze tylko siedmiu mężczyzn. Reder spędził w Bełżcu trzy miesiące. Pracował przede wszystkim na terenie obozu II, czyli w strefie zagłady, w której znajdowały się komory gazowe i masowe groby. Jako fachowiec zaliczał się do grona uprzywilejowanych więźniów (Hofjuden) i prawdopodobnie miał dostęp także do innych stref obozowych.
Jednym z jego zadań była konserwacja silnika, którego spaliny wykorzystywano do mordowania ofiar. W ten sposób miał bezpośredni dostęp do komór gazowych i stał się naocznym świadkiem dokonywanego w Bełżcu ludobójstwa. Nieustalonego dnia w listopadzie 1942 roku w towarzystwie kilku członków obozowej załogi został wysłany do Lwowa, aby pomóc w zakupie blachy. W pewnym momencie esesmani pozostawili go w samochodzie pod strażą wachmana Karola Trauttweina. Wykorzystując fakt, iż strażnik zasnął, Reder uciekł, przetrwał w ukryciu do lipca 1944 roku, kiedy to Lwów został ponownie zajęty przez Armię Czerwoną. Był jednym z zaledwie dwóch uciekinierów z Bełżca, o których można z całą pewnością powiedzieć, że udało im się przeżyć wojnę. Prawdopodobnie mając w pamięci doświadczenia z lat 1939–1941, w kontaktach z władzami sowieckimi podawał się za robotnika. Wkrótce wraz z Borkowską opuścił Lwów i przeniósł się do Krakowa. Losy jego rodziny pozostają nieznane; prawdopodobnie Zagładę przeżyła tylko córka Zofia. W Krakowie powrócił do swego przedwojennego fachu i otworzył niewielką fabrykę mydła. Złożył trzy relacje przed Wojewódzką Żydowską Komisją Historyczną: jedna dotyczyła pobytu w Bełżcu, druga życia w okupowanym Lwowie, trzecia stanowiła ich rozwinięcie i została później wydana drukiem. Zeznawał także jako świadek w śledztwie, które Główna Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce prowadziła w sprawie Bełżca. Wkrótce w związku z prowadzoną przez komunistyczny reżim „bitwą o handel” stał się ofiarą szykan i represji.
7 kwietnia 1949 roku decyzją Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym został aresztowany. Po miesięcznym pobycie w areszcie zwolniono go za kaucją. 1 sierpnia tegoż roku został ponownie aresztowany, tym razem pod zarzutem wręczenia łapówki funkcjonariuszowi milicji. Spędziwszy ponad miesiąc w więzieniu Montelupich, został zwolniony za kaucją w wysokości 400 tys. złotych. W międzyczasie Komisja Specjalna zamknęła jego zakład. Ostatecznie wyrokiem Sądu Okręgowego w Krakowie z 11 kwietnia 1950 roku został uznany za winnego przekupienia milicjanta i skazany na karę sześciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. W lutym 1951 roku wyemigrował do Izraela. W tym czasie posługiwał się przyjętym jeszcze w Polsce nowym nazwiskiem Roman Robak. Wraz z nim na emigrację udała się Joanna Borkowska, którą prawdopodobnie poślubił w listopadzie 1949 roku. Rederowie spędzili w Izraelu nieco ponad rok, po czym w czerwcu 1952 roku przenieśli się do Kanady. Niewykluczone, że podjęli tę decyzję na skutek trudnej sytuacji gospodarczej i nieprzychylnej atmosfery wokół ocalonych z Zagłady, które panowały wtedy w państwie żydowskim. W Kanadzie przez długi czas ich sytuacja materialna była ciężka. Mimo zaawansowanego wieku Reder był zmuszony pracować fizycznie, często imając się dorywczych prac.
Obywatelstwo kanadyjskie uzyskał dopiero na przełomie lat 50. i 60. Na przełomie 1959/60 roku kontakt z Rederem nawiązała Centrala Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu, która prowadziła śledztwo w sprawie zbrodni popełnionych w Bełżcu. Reder złożył zachodnioniemieckim śledczym dwa obszerne zeznania - te też zamieszczono w tym wydaniu. W sierpniu 1960 roku udał się także do Monachium, aby zidentyfikować adiutanta komendanta obozu, Josefa Oberhausera. Zachodnioniemiecki wymiar sprawiedliwości nie uznał jednak jego zeznań za wystarczający materiał dowodowy, gdyż w czasie konfrontacji Reder nie rozpoznał Oberhausera, a także nie był w stanie obciążyć żadnego z pozostałych podejrzanych. Ostatecznie proces załogi Bełżca, który toczył się w Monachium w latach 1964–1965, zakończył się umorzeniem postępowania przeciw siedmiu spośród ośmiu oskarżonych. Odpowiedzialność karną za śmierć blisko 450 tys. Żydów, których zgładzono w obozie, poniósł jedynie Oberhauser, przy czym skazano go na zaledwie 4,5 roku pozbawienia wolności. W ostatnich latach życia Reder całkowicie usunął się w cień. Robert Kuwałek przypuszczał, że mógł załamać się psychicznie na wieść o wynikach monachijskiego procesu.
Zmarł w całkowitym zapomnieniu w 1968 roku. Jeszcze w 2010 roku historycy nie byli w stanie ustalić daty jego śmierci i miejsca pochówku. W lutym 1946 roku staraniem Wojewódzkiej Żydowskiej Komisji Historycznej w Krakowie opublikowano relację Redera, zatytułowaną Bełżec. Wstępem opatrzyła ją dr Nella Rost. Publikację wydano w nakładzie 6 tys. egzemplarzy. Wspomnienia Redera posiadają unikalną wartość historyczną, gdyż są jedyną kompletną relacją spisaną przez ocalonego więźnia Bełżca”.
Wydawnictwo: Mireki
Data wydania: 2022 (data przybliżona)
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN: b.d
Liczba stron: 207
Tytuł oryginału: Bełżec
Język oryginału: Polski
Ilustracje:Tak
Przeczytane:2022-10-29, Ocena: 6, Przeczytałam, Bełżec , Żydzi, Holokaust , 90 książek w 2022,
Rudolf Reder Żyd ocalały z obozu zagłady Bełżec (oprócz niego jeszcze tylko jeden więzień uratował się).
W czasie II wojny światowej przebywał we Lwowie. Kiedy Lwów znalazł się pod niemiecką okupacją i utworzono getto, również został tam zamknięty. 10 sierpnia 1940 r. rozpoczęła się tzw. wielka akcja. Niemcy i ich ukraińscy kolaboranci zamordowali 2 tys. Żydów, a około 40 tys. wywieźli do obozu zagłady w Bełżcu.
Reder ukrywał się, ale prawdopodobnie wydali go znajomi, zabrano go do koszar SS na Podzamczu, a potem do obozu przy ul. Janowskiej. Następnie został wywieziony do obozu w Bełżcu.
Zdołał uniknąć natychmiastowej śmierci.
Przez cztery miesiące pracował przy masowych grobach, komorach gazowych...
Wstrząsająca relacja z samego piekła.
"Od sierpnia do końca listopada 1942 roku przebywałem w obozie śmierci - był to okres masowego duszenia Żydów. Opowiadali mi nieliczni towarzysze niedoli, nieliczni, którym udało się być tam dłużej, że w tym okresie było najwięcej transportów śmierci. Przychodziły codziennie, bez jednego dnia przerwy, przeważnie trzy razy dziennie, a każdy pociąg liczył pięćdziesiąt wagonów, zaś każdy wagon mieścił stu ludzi".