"Ekscytująca, mrożąca krew w żyłach opowieść autora bestsellerowego „Terroru”, Dana Simmonsa, zabiera czytelników na niebezpieczną wyprawę w najwyższe rejony Ziemi – Himalaje.
W 1924 roku zmagania grupy angielskich wspinaczy, których celem było zdobycie najwyższej góry świata, zostają przerwane, gdy podczas ataku na szczyt ginie dwóch wspinaczy, George Mallory i Sandy Irvine.
Rok później trzech wspinaczy – brytyjski poeta i weteran Wielkiej Wojny, francuski przewodnik z Chamonix i idealistyczny młody Amerykanin – planując zdobycie Mont Everestu, pozyskuje fundusze na wyprawę od pogrążonej w żałobie lady Bromley, której syn zaginął w Himalajach. Mimo oczywistych przesłanek arystokratka nie wierzy w śmierć syna, dlatego głównym zadaniem wyprawy, do której dołącza kuzynka zaginionego wspinacza, staje się odnalezienie młodego Bromleya.
Podczas wspinaczki okazuje się, że ktoś… lub coś… podąża tropem śmiałków, a ich życiu zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo. Kto ich ściga? Jaka tajemnica stoi za niewyjaśnionymi zaginięciami wspinaczy w 1924 roku? Bohaterowie ekspedycji poszukiwawczej odkrywają tajemnicę o wiele bardziej przerażającą i... odrażającą niż jakiekolwiek mityczne stworzenie."
Wydawnictwo: Vesper
Data wydania: 2020-06-17
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 644
Tytuł oryginału: The Abominable
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Janusz Ochab
Zdecydowanie najlepsza książka, jaką czytałem w 2022 roku. Małe są też szanse, że coś ją zdetronizuje, bo mamy już grudzień.
Przed lekturą rzucił mi się w oczy jakiś opis, że przez 400 stron mamy opisy przygotowań do wspinaczki na Mount Everest, a dopiero później coś zaczyna się dziać i trzeba to przetrwać.
Powiem szczerze, że te pierwsze 400 stron faktycznie było opisem przygotowań, z wieloma detalami, ale nie wiem, jak Simmons to zrobił, ale nie nudziłem się ani przez chwilę. Genialnie budował klimat, znów perfekcyjnie przemyślał fabułę i był do niej doskonale przygotowany.
Przez całą książkę czułem się, jakbym był tam nie jako czytelnik, a członek wyprawy. Moja wyobraźnia pracowała niesamowicie mocno - karmiona dość precyzyjnymi szczegółami. Wręcz czułem to samo, co bohaterowie.
Niesamowite przeżycie, sporo zaskoczeń, znakomicie poprowadzona akcja aż do samego zakończenia. Perfekcja pod każdym względem.
I cieszę się, że odkryłem w końcu Simmonsa i przeczytałem dopiero czwartą jego książkę. Przede mną jeszcze m.in. Terror, Dzieci nocy (w sumie pięć książek już kupionych), ale muszę mieć wszystkie powieści autora, bo z każdą kolejną doceniam autora coraz bardziej.
A przyznam się, że Abominacji trochę się bałem, przez te nudne pierwsze 400 stron. Ale nie było nudy choćby na jednej stronie!
Doskonała książka, którą polecam każdemu, kto lubi czytać!
PS. Najlepsze książki tak wbijają się w umysł, że śnią mi się po nocy, ta zrobiła to również, więc wspinałem się w mrozie po górach. Koszmar dla kogoś z lękiem wysokości!
Makabreska na dachu świata
"Abominacja" była najbardziej wyczekiwaną przeze mnie premierą tego roku. Groza "Terroru" na stałe skradła moje serce i liczyłam, że i w tym przypadku będzie podobnie. Niestety tak się nie stało i zamiast kolejnych okrzyków zachwytu towarzyszyły mi tylko westchnienia wywołane ziejącą nudą.
Autor rozpoczął powieść bardzo obszernym wstępem, który jest puszczeniem oczka do czytelnika. Na sam zabieg nie narzekam, jednak rozciągnięcie wstępu na kilkadziesiąt stron (około siedemdziesięciu) nie sprawia, że szybko wsiąkamy w tę historię – wręcz przeciwnie. Zgodnie z opisem, powieść miała opowiadać o wyprawie ratowniczej w Himalajach, jednak docieramy tam dopiero po trzystu stronach. Trzystu.
Co dostajemy wcześniej (oprócz wstępu, oczywiście)? Ano, niekończące się opisy manewrów wspinaczkowych, sprzętu, ubrań, kolejnych wypraw. Ja nie mam nic przeciwko takim opisom, o ile stanowią one równowagę dla wartkiej akcji. Ale w tym przypadku przez pierwsze trzysta stron nie dzieje się kompletnie nic i nawet po ruszeniu na Mount Everest akcja przyspiesza tak naprawdę po kolejnych stu stronach. Jednak nawet to nie ratuje sytuacji, bo samo rozwinięcie fabuły wydaje się (tu opinia bardzo subiektywna) nieco naciągane. A prawdę powiedziawszy, fantastyczny potwór z "Terroru" zdaje mi się mniej nieprawdopodobny, niż fabularne rozwiązania w "Abominacji".
Simmonsowi jestem w stanie wybaczyć wiele, jednak w przypadku tej powieści zabrakło mi tego wszystkiego, ci zachwyciło mnie w "Terrorze". Nie ma ciekawych bohaterów, nie ma równowagi między licznymi opisami a rozwinięciem głównego wątku. Językowo poprawnie, opisy przyrody, jak na Simmonsa przystało, oddają złowrogi klimat Himalajów. I to niestety wszystko jeśli chodzi o zalety. W tym przypadku nawet dbałość o szczegóły i wizualne aspekty, z którego słynie wydawnictwo Vesper, nie jest w stanie uratować ogólnego odczucia, jakie pozostaje po lekturze.
Moje uwielbienie dla twórczości Dana Simmonsa pewnie nie osłabnie, jednak na przyszłość do kolejnych zapowiedzi będę podchodzić z mniejszym hurraoptymizmem, żeby zaoszczędzić sobie zawodu. "Abominacja" miała porwać mnie bez reszty w niebezpieczną podróż, pełną intryg i tajemnic, a ostatecznie została niezbyt wciągającą lekturą z nadmiarem technicznych aspektów wspinaczki wysokogórskiej. Nie jest to grafomania – pamiętajmy, że w dalszym mówimy o Simmonsie, jednak powieść jest co najwyżej poprawna, a od tego autora oczekiwałam czegoś znacznie więcej.
Moja pierwsza książka Dana Simmonsa i od razu trafiła mi się taka pokaźna i treściwa. Abominacja zachwyca wydaniem, twardą oprawą i dopieszczonym każdym elementem. Jak zawsze u Vespera. Ale jak wypada przy tym wszystkim treść? Nastawiłam się na coś mrocznego, wywołującego lęk przed kolejną stroną i mrożącego krew w żyłach. I trochę się rozczarowałam, że tak nie było i nie przeczytałam horroru, ale za to poznałam piękną powieść, z niesamowitym klimatem i naszpikowaną ogromną wiedzą. Styl autora, taki trochę odniechcenia, sprawił, że tego grubasa czytało się lekko, chociaż temat już do tych lekkich nie należał. Wielkie ukłony dla autora za przygotowanie do napisania tej powieści. Masa ciekawostek historycznych i takich bardziej technicznych, oddaje kunszt autora. Jest to powieść trochę stateczna i może nie dla każdego, jednak warto jej poświęcić swój czas.
"Abominacja" jest książką, na którą czekało wiele osób. Biorąc ją do recenzji od początku wiedziałam, że jest to pozycja całkiem inna niż epicki "Terror" i dlatego najlepszym wyjściem jest rozpocząć czytanie jako carte blanche, bo dopiero wówczas "Abominacja" odkrywa całe swoje piękno.
Welcome in he(ll)aven
Simmons kolejny raz zrobił coś niesamowitego! Nie tylko stworzył powieść, która hipnotyzuje czytelnika, ale także w sposób niesamowity wciągnął laika wspinaczek wysokogórskich (mnie) na dach świata. Dan Simmons kolejny raz oddał całego siebie książce, tworząc historię pełną faktycznej miłości do gór, która nie jest ani prosta, ani przyjemna. Opisywane przez niego kolejne szczyty, sposoby wspinaczki i sprzęt tworzą obraz, czegoś pięknego. Każdy z nas, choć raz w życiu słuchał kogoś, kto opisuje swoje hobby. Znamy ten błysk w oku, zarumienione policzki i przyspieszony oddech. Tak właśnie czułam się czytając Abominację. Widziałam to w każdym zdaniu podczas całej podróży. Simmons pokazuje jak dla jednych zwykła skała, dla innych potrafi być największą miłością. Góry są piękne, ale także zdradliwe i kłamliwe. Dają poczucie chwilowego triumfu, aby za chwilę odebrać wszystko. Jednak nikt nie przestaje ich czcić i wielbić, nawet za cenę własnego życia.
Las logowych iglic
Sama książka podzielona została na trzy części. Każda z nich jest inna, ale tak samo ważna dla całokształtu. I w każdej z tych części Simmons prowadzi czytelnika za rękę. Niesamowity research jaki wykonał sprawił, że książka nie tylko cieszy ducha, ale także rozwija. Czytelnik dostaje masę (lawinę) fachowych terminologii, dat i anegdot, które o dziwno nie męczą. Akcja choć przez 3/4 książki jest stonowana, to nie nudzi. Ciągle coś się dzieje. Wspinaczki, piękne krajobrazy, wierzenia i lodowe koryta nie odstępują czytelnika ani na krok. Chłód i wysokość stopniowo zaczynają napawać grozą, jest to jednak strach inny, niż ten, którego doświadczamy na co dzień. Wielkie mrozy, walka z naturą, wędrówki i sen nad ponad kilometrowymi przepaściami, gdzie jeden zły ruch, jedno otępienie umysłu może skończyć się tragicznie. Czytelnik czuje się dosłownie tak, jakby razem z całą grupą wspinał się na dach świata. Wszystko jest namacalne i niesamowite. Czytając czuje się fizyczny strach przed wpadnięciem do jednej z ukrytych szczelin i pozostania w górze na wieki.
Metohkangmi
Ostatnia część książki jest najbardziej dynamiczna i dotyka tematyki szczytu ludzkich możliwości. Ten twist fabularny nie jest do końca tym, czego oczekuje czytelnik, ale w moim przypadku nie zaniża oceny. To wciąż jest ta sama walka o życie, walka z naturą, a przede wszystkim walka w ludzkim ciałem, które umiera. Czas tyka, góra się niecierpliwi, a wszystko dramatycznie gna do przodu.
Podsumowanie
"Abominacja" jest w moim subiektywnym odczuciu arcydziełem. Już dawno książka nie wciągnęła mnie w tak niedostępny dla mnie temat. Czytałam z telefonem w ręce, aby sprawdzać kolejne szczyty, wygląd poszczególnych sprzętów i miejsc na trasie ekspedycji. Do momentu przeczytania książki zupełnie nie wiedziałam czym różni się dla wspinaczy wysokogórskich wchodzenie, a schodzenie na szczyt i jak ciężkie jest gotowanie zwykłej herbaty na ponad 5000 m.n.p.m. "Abominacja" mnie z tego powodu nie odrzuciła. Prowadziła cierpliwie przez kolejne tematy i tłumaczyła. Stopniowo z bezpiecznych tybetańskich wzniesień dotarłam na pionowe ściany lodu i zakochałam się. Chłód i wysokość stały się dla mnie czymś niedostępnym i pięknym. I zamarzyłam dotrzeć choćby do Base Camp. Jest ktoś, kto po przeczytaniu "Abominacji" nie chciałby wyruszyć na szczyt?
Czekałam na tę książkę z niecierpliwością od kiedy przeczytałam "Terror" tego autora, którym do dziś jestem zachwycona! Ale z tą już tak dobrze nie wyszło... Okładka i opis sprawił, że liczyłam na grozę i emocje jakich doświadczyłam podczas czytania "Terroru"... A tu niestety grozą nie powiało...
Tu trzeba się nastawić na przygodową historię o himalaistach rozdrobnioną na czynniki pierwsze... Coś w stylu historii o Kukuczce czy zdobywaniu Annapurny Herzoga tylko z bardzo rozwlekłymi opisami. Krok po kroku przygotowania do wypraw, dokładnie opisane wyposażenie...
Pokrótce to jest historia o grupie trzech mężczyzn, którzy pragną zdobyć szczyt Mount Everest i zdobywają na wyprawę fundusze pod pretekstem odnalezienia syna lady Bromley, który zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach...
Przez prawie 2/3 książki mamy szczegółowy niczym w dzienniku opis wyprawy... Sztuką jest przez to przebrnąć... Cały czas czekałam aż coś się wydarzy... I dzieje się dopiero przez ostatnie 150 stron... Z podróżniczej zamienia się w historyczno-szpiegowską... Mitycznych potworów nie ma, zło ma ludzką twarz... Szczegółów intrygi zdradzać nie będę... Ta pomysłowa końcówka mogłaby książkę uratować, gdyby nie to, że autor zapomniał, że akcja dzieje się na Mount Evereście... Nagle po tym jak przez 500 stron z takim trudem wspinali się na górę, to przy końcówce atakują szczyt bez wody i jedzenia...
Nie polubiłam się z tą książką, czytanie jej jednym ciągiem jest złym pomysłem, czuję się niczym przeciśnięta przez wyżymaczkę. To będzie idealna historia dla tych co kochają podniebne opowieści o odważnych ludziach zdobywających szczyty, ryzykujących każdym krokiem.
Doceniam dogłębne zbadanie tematu wspinaczek wysokogórskich przez autora.
Na Marsie, u stóp wulkanu Olympus Mons rozgorzała pod kontrolą bogów wojna trojańska. Wydarzenia obserwuje sam Zeus ze swą olimpijską rodziną oraz Thomas...
Paha Sapa, młody Siuks, który już jako trzylatek doświadczał wizji, zalicza swój pierwszy cios na polu bitwy pod Little Bighorn na umierającym generale...
Przeczytane:2020-07-05,