Cała prawda o wampirze. Wywiad z Przemysławem Semczukiem

Data: 2021-03-26 15:27:21 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Cała prawda o wampirze. Wywiad z Przemysławem Semczukiem z kategorii Wywiad

– Nigdy nie dowiemy się, kim był prawdziwy Wampir z Zagłębia. Władze komunistyczne postarały się, by zatrzeć wszelkie ślady. Możemy jednak zrobić coś w sprawie Marchwickiego i jego brata Jana, którego też skazano na karę śmierci. To nie przywróci im życia, ale rodzinie da poczucie sprawiedliwości – mówi Przemysław Semczuk, autor książki Wampir z Zagłębia.

Marchwicki był niewinny?

Myślę, że czytelnicy powinni zastanowić się nad odpowiedzią na to pytanie podczas lektury mojego reportażu. Sporo na ten temat jednak mogę opowiedzieć. 

Wampir z Zagłębia: sprawa pełna przekłamań

Przypomnijmy; Zdzisław Marchwicki to człowiek skazany za serię morderstw popełnianych na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku.

Od razu dochodzimy do pierwszego błędu. Ostatnią ofiarą Wampira była Jadwiga Sąsiek, zamordowana 3 października 1968 roku.

A Jadwiga Kucianka, która zginęła w marcu 1970 roku?

Bez wątpienia nie była ofiarą Wampira z Zagłębia. Milicja, prokuratura i biegli doskonale o tym wiedzieli. Inny sposób działania sprawcy.

Czytając Pańską książkę, można odnieść wrażenie, że PRL był prawdziwą wylęgarnią seryjnych zabójców. Polska żyła wtedy w strachu? 

Wprost przeciwnie. Statystyczny obywatel PRLu nie dowiadywał się o wielu sprawach kryminalnych. Kiedyś zapytałem o to generała Kiszczaka. Odpowiedział, że powód był prosty. Chodziło o to by ludzie czuli się bezpiecznie, bo i tak mieli wiele zmartwień. Dzisiaj dla odmiany toniemy w powodzi informacyjnej. O wielu sprawach nie dowiadujemy się, bo nie mamy dość czasu. Musi się stać coś tak wyjątkowego jak sprawa Madzi z Sosnowca. Choć i o tym byśmy się pewnie nie dowiedzieli, gdyby nie upozorowanie porwania. Przypadków dzieciobójstw jest kilka rocznie. Patrząc na statystyki, przestępczość w PRLu wyglądała podobnie jak dzisiaj.

Wystawa MO „Śladem zbrodni"

Śledztwo w sprawie „Wampira z Zagłębia"

Można by było spodziewać się, że zmuszone do radzenia sobie z nią tak często PRLowskie służby będą miały jakieś doświadczenie, procedury, wprawę w szukaniu sprawców. 

Oczywiście miały. Jednak wtedy milicja dysponowała zupełnie innymi środkami techniki operacyjnej. Nie było śladów biologicznych, badań DNA, etc. Brakowało nawet łączności radiowej i samochodów. Opierano się na pracy operacyjnej, żmudnym zbieraniu i analizowaniu informacji. Oficerowie dokonujący sprawdzeń osób podejrzanych poruszali się komunikacją publiczną. A takich sprawdzeń było kilkadziesiąt tysięcy. Szukanie igły w stogu siana. Dosłownie.

Właśnie – jak było prowadzone śledztwo w sprawie Wampira z Zagłębia? 

Od początku z ogromnym zaangażowaniem. Kolejny mit głosi, że milicja zabrała się do pracy dopiero po zabójstwie bratanicy Edwarda Gierka. Prawdę mówiąc to nawet niesprawiedliwe wobec kilkudziesięciu ludzi, którzy dawali z siebie wszystko, by schwytać mordercę. Drugi mit związany z Gierkówną głosi, że sprawa od tego momentu stała się polityczna. Odwrotnie. Do morderstwa Gierkówny uważano, że ataki mają wywołać niepokoje społeczne. Po tym zabójstwie ten trop został całkowicie zarzucony. Są na dowody w postaci stenogramów z narad grupy operacyjnej. Do tego śledztwa zaangażowano setki, a nawet tysiące funkcjonariuszy. Był dzień, w którym na ulicach Śląska i Zagłębia pracowało ponad tysiąc milicjantów.

Szkic milicyjny

A wydawałoby się, że akcja zakrojona na tak szeroką skalę da szybkie i dobre efekty. 

Gdyby chodziło o typowe motywy, to z pewnością tak. W przypadku morderców seksualnych – celowo nie chcę mówić „seryjnych", bo w PRL-u ten termin nie był znany, wtedy mówiono o mordercach z lubieżności – dobór ofiar jest przypadkowy. Darujmy sobie filmowy wizerunek, na którym wyrosła nasza popkultura. Nie ma Hanibala Lectera. Upraszczając, ci sprawcy atakują przy sprzyjających okolicznościach. Można, oczywiście, znaleźć określony klucz doboru ofiar. Nawet, jeśli sprawca będzie wybierał, powiedzmy, blondynki, metr sześćdziesiąt, do trzydziestu lat. Można ustalić częstotliwość, potencjalne miejsca ataku. To wciąż zbyt mało, aby go odnaleźć. Przykładem może być właśnie Gierkówna. Drogę, którą chodziła do pracy, wytypowano jako miejsce niebezpieczne. Została pouczona przez dzielnicowego. Na jakiś czas zmieniła trasę, ale wolała chodzić tą krótszą. Wampir zaatakował zgodnie z przypuszczeniami. 

W 1968 śledztwo to utknęło w martwym punkcie.

Sprawca przestał atakować. Zastanawiano się, czy żyje, być może z jakiegoś powodu trafił do więzienia lub na zamknięte leczenie psychiatryczne albo wyjechał. Opierano się na przypuszczeniach. Dlatego sprawdzano więźniów, pacjentów psychiatrycznych. Ale też homoseksualistów. Wtedy uważano, że to zboczenie i że z jakiegoś powodu homoseksualiści mogą mordować kobiety. 

Wampir z Zagłębia - analiza Jamesa Brussela

Nie pomogła komputerowa analiza ani zaangażowanie profilera-legendy z zagranicy? 

Kolejny mit. Nie było żadnego komputera. To bajka wymyślona by przekonać społeczeństwo, że Marchwicki jest Wampirem. Wtedy ludzie w to uwierzyli. Profiler mógłby pomóc, jednak jego analiza nie pasowała do człowieka, który miał zostać aresztowany za kilka dni. Jeśli przyjąć, że James Brussel miał rację, prawdziwy Wampir już nie żył, gdy w Katowicach od dwóch miesięcy pracowano już nad Marchwickim. Zaakceptowanie śmierci prawdziwego Wampira nie było zakończeniem sprawy, które mogłyby zaakceptować ówczesne władze. 

James Brussel, uznawany za twórcę pierwszej współczesnej charakterystyki nieznanego sprawcy przestępstwa i ojca profilowania kryminalnego, stworzył dla polskiej milicji profil Wampira.

Wyrok przed procesem

Podobno po aresztowaniu Zdzisława Marchwickiego na pytanie Gierka z pytaniem: „Macie Wampira?” odpowiedziano twierdząco – i sprawa już była rozstrzygnięta. 

Tak twierdzili milicjanci pracujący przy sprawie. Początkowo sami uważali, że Marchwicki to poszukiwany morderca. Nikt z nich wtedy nie wiedział nawet o tym, że Brussel był w Polsce. Ale z biegiem czasu coraz więcej osób miało wątpliwości, a nawet przekonanie, że to nie Zdzichu. Ze sprawy wycofał się nawet prokurator Polański. A milicjantów, którzy nie wierzyli w winę Marchwickiego, przeniesiono do innych jednostek. To jeszcze jeden dowód. Gdyby uznać, że schwytali mordercę, z pewnością powinni trafić do grupy szukającej kolejnych zabójców kobiet. Knychały vel Frankensteina i Zuba, nazywanego Fantomasem.

W sprawie Marchwickiego więc wyrok wydano jeszcze przed procesem? 

Myślę, że czytając książkę, nikt nie będzie miał wątpliwości, że tak właśnie było.

Ta sprawa sądowa zasługuje na osobną książkę – zgromadzono najobszerniejszą dokumentację w historii polskiego sądownictwa, a zainteresowanie było tak duże, że podobno koniki sprzedawały na nią bilety jak na najpopularniejsze przedstawienia. 

Wtedy te sto czterdzieści tomów akt, rzeczywiście robiło wrażenie. Dzisiaj ten materiał wydaje się wyjątkowo mizerny jak na taką wagę sprawy. Proces faktycznie przyciągał sporą uwagę, już sam fakt, że z powodu publiczności odbywał się w sali widowiskowej przy katowickich Zakładach Cynkowych „Silesia”. Jednak wejściówkami nie handlowano. Były wydawane w sądzie imiennie, a milicja dokładnie sprawdzała dowody osobiste. Czyli kolejna legenda. Ta sprawa obrosła mitami, bo jest na ten temat mnóstwo publikacji. Większość autorów nie czytało akt i przepisując jedni po drugich przyczyniają się do utrwalania tych mitów.

Fragment jednej z gazet, w których pisano o procesie „Wampira"

Wampir z Zagłębia - reportaże, powieści, filmy

Wobec autorów niektórych publikacji wysuwa Pan bardzo poważne oskarżenia? 

W wielu dzisiejszych publikacjach powielane są błędy, powiedzmy, z braku chęci dokładnego zbadania sprawy. Jeśli ktoś korzysta z Wikipedii, w której wciąż możemy przeczytać mity obalone już w 2016 roku w pierwszym wydaniu Wampira z Zagłębia, to nic na to nie poradzimy. Wikipedia czy „dr Google” to po prostu nie są źrodła. Poważne oskarżenia dotyczą jednak publikacji z czasu procesu. Moim zdaniem Barbara Seidler, słynna reporterka sądowa, napisała wtedy reportaż na zamówienie władz, między innymi pisząc o nieistniejącym komputerze. Opieram to twierdzenie na dowodach dotyczących innych spraw. Dopuściła się manipulacji, cenzurując własny tekst z 1965 roku na temat Wawrzeckiego. Opublikowała go w książce Pamiętajcie, że byłem przeciw, pomijając kompromitujące fragmenty i dopisując kilka akapitów, których za czasów Gomułki w nim nie było. W archiwach zachowały się także dokumenty, które wskazują, że była tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. A to pozwala sądzić, że tekst o Marchwickim został napisany na zlecenie i mocno odbiegał od prawdy.

Podobnie jak na przykład film „Jestem mordercą”...

Ale to zupełnie co innego. Historia Marchwickiego jest w nim tylko punktem wyjścia. Case’m, na którym oparto scenariusz. To nie jest historia Wampira, tylko milicjanta, który podejmuje pewne wybory, aby osiągnąć cel. Idąc na kompromisy, gubi wartości i gotów jest nawet poświęcić czyjeś życie. Analogia do szefa grupy operacyjnej Jerzego Gruby jest wyraźna. Ale w prawdziwej historii życie Gruby tak się nie potoczyło. Skończył w stopniu generała i odszedł ze służby, ale z zupełnie innych powodów. Jego życiorys ze szczegółami opisałem w książce. Moim zdaniem brał udział w „szyciu” tej mistyfikacji. Wiedział, że to nie Marchwicki mordował. Jest nawet epizod o tym, że i on miał wątpliwości.

Kadr z filmu „Jestem mordercą"

Cały proces „Wampira..." był naciągany? 

Myślę, że tak. Naruszono fundamentalne zasady prawa. Pozbawiono oskarżonego prawa do obrony. Prosił o obrońcę już po zatrzymaniu. Odmówił sędzia Ochman, który później skazał go na karę śmierci. Obrońców dostał, ale na miesiąc przed procesem. Stanowili dekorację sali, która miała stworzyć pozory uczciwego procesu. Poza tym nie było dowodów, a wątpliwe zeznania świadków przyjmowano jako wiarygodne. Nawet gdy zabrakło świadka, bo zmarł, sąd wysłuchał jego żony. Opowiedziała, co usłyszała przed laty od męża. Sędzia zakreślał w protokołach czerwoną kredką to, co mu pasowało do Marchwickiego. To co go wykluczało, pomijał. To była parodia wymiaru sprawiedliwości. I dlatego zrobiono wszystko by dziennikarze przekonali społeczeństwo w słuszności werdyktu sądu. Bo docierały informacje, że „ulica” wątpi w winę Marchwickiego. A tych, którzy po czasie się wyłamywali, uciszano. Tak jak Tadeusza Wielgolawskiego. Na podstawie jego książki powstał film „Anna i Wampir”. Wielgolawski zażądał, by usunięto go z czołówki.

fragment filmu „Anna i Wampir"

Dotarł Pan do nagrań z procesu. Marchwicki sprawia na nich wrażenie udręczonego. 

Pod koniec procesu to był człowiek zniszczony psychicznie. Publicznie zrobiono z niego mordercę. Nie miał szans z potężną machiną władz, dla których w tej rozgrywce był tylko pionkiem do poświęcenia w dużej propagandowej rozgrywce.

Czy Zdzisław Marchwicki był Wampirem z Zagłębia?

Marchwicki wydaje się być człowiekiem pełnym sprzeczności. Z jednej strony można odnieść wrażenie, że to patologia. Z drugiej – żona w pewnym momencie zaczęła twierdzić, że jest totalnym życiowym niedorajdą. A i kolegom w pracy ukazywał inną twarz. 

To bardzo złożone. Nie był kryształowym człowiekiem. Ale nie zgodzę się, by nazwać go tak, jak to wówczas wylansowano, „człowiek o dwóch twarzach”. To był zwykły prosty robotnik, który kombinował jak każdy.

Zdzisław Marchwicki podczas procesu, fot. PAP

Myśli Pan, że miał już tego wszystkiego dość i mógł przyznać się do wszystkiego? 

W czasie śledztwa jakoś go zmanipulowano do przyznania. Odwołał to, gdy zrozumiał, co się dzieje. Ale wtedy było już za późno. Podczas procesu to nie było przyznanie. To nie było kilka zdań, jak przedstawiła to Seidler. Mówił ponad pół godziny. To był wyraz rezygnacji. Mówił – dajcie mi spokój, powieście mnie i będzie po sprawie. To nie jest metafora, on tak mówił wprost. Nie miał już siły słuchać pomówień i oskarżeń. Był wycieńczony psychicznie i fizycznie. Kilka razy mdlał na sali sądowej. 

Były także plotki, że sprawcą zbrodni był zupełnie inny człowiek.

Plotki? Głośno mówili to milicjanci. I dlatego przenoszono ich do innych jednostek. Jeden napisał obszerny raport wykazując co świadczy o niewinności Marchwickiego. I analizował tamtego podejrzanego. Dokument zaginął, a oficera przeniesiono.

Wampir z Zagłębia - czy kiedykolwiek poznamy prawdę?

Wampir z Zagłębia to rozszerzone wydanie książki wydanej kilka lat temu. Dlaczego wrócił pan do tej sprawy? I czy publikacja zawiera dużo więcej informacji niż oryginalna?

Książka była bardzo poszukiwana. Długo starałem się o jej wznowienie. Ale to wyszło tylko z korzyścią, bo została mocno rozszerzona. Sporo dopisałem, tak by wzbudzić jeszcze więcej pytań u Czytelnika. Gratką jest też „pamiętnik wampira”. Był już publikowany, ale tylko w książkach naukowych. Teraz każdy może przeczytać ten dokument i sam ocenić jego wiarygodność.

Jest ktoś, kto mógłby rzucić więcej światła na tę sprawę, kto wie na pewno, czy Marchwicki był wampirem?

Józef Klimczak. Nie wiem, czy jeszcze żyje. Wiem, że żył, gdy pisałem do niego. Kilka razy. Tylko on wie, kto zamordował Jadwigę Kuciankę.

Tę prawdę kiedyś odkryjemy?

Nigdy nie dowiemy się, kim był prawdziwy Wampir. Władze komunistyczne postarały się, by zatrzeć wszelkie ślady. Możemy jednak zrobić coś w sprawie Marchwickiego i jego brata Jana, którego też skazano na karę śmierci. To nie przywróci im życia, ale rodzinie da poczucie sprawiedliwości.

Dlaczego poza Panem prawie nikt nie zajmuje się tą sprawą? Organy ścigania są bezsilne?

Mnóstwo osób się nią interesuje. Sprawa wciąż powraca w artykułach i podcastach. Ale z tego nic nie wynika. Nie pomaga także minister sprawiedliwości, który wypowiada się, przyznając, że nie zna akt, ale słyszał od innych… Wolałbym, aby zlecił zbadanie sprawy pod kątem zgodności z prawem. To by wystarczyło do wydania kasacji wyroku, tak jak stało się to w sprawie Stanisława Wawrzeckiego. Nikt nie twierdził, że Wawrzecki był niewinny, ale że proces był niezgodny z demokratycznymi zasadami prawa. W tamtej sprawie tak samo wyrok zapadł w komitecie partii.

Ma Pan swoją teorię na temat wampira?

Tak. Czytelnicy poznają ją podczas lektury.

Kończy pan już z tą sprawą? 

Jestem na Wampira skazany. Każdy dziennikarz ma taką historię, która będzie mu towarzyszyć na zawsze. Z pewnością coś jeszcze wyjdzie w tej sprawie i będzie okazja, by do niej powrócić. Liczę też, że uda się wszcząć rewizję nadzwyczajną.

Książkę Wampir z Zagłębia kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Wampir z Zagłębia
Przemysław Semczuk

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje