Warto żyć dla innych! Wywiad z Jackiem Mycielskim

Data: 2021-10-18 15:19:41 Autor: Adrianna Michalewska
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Warto żyć dla innych! Wywiad z Jackiem Mycielskim z kategorii Wywiad

– Nie trzeba walczyć z drugą osobą, ale z problemem. Z dużą dozą pokory. Te osoby, które uważają, że zawsze mają rację, często się mylą – mówi Jacek Mycielski, autor opublikowanego właśnie Elementarza dla zakochanych

Elementarz dla zakochanych to kolejny już elementarz, który kieruje Pan do dzisiejszych młodych ludzi. Dlaczego?

Tak się składa, że odpowiedzi na Pani pytanie można znaleźć na kolejnych stronach mojego Elementarza… Jest takie zapotrzebowanie. Młodzi ludzie nie znają podstawowych praw, niezbędnych do budowania koniecznych więzi rodzinnych. Moi znajomi, koledzy „koniarze” z klubu jeździeckiego (a właśnie wieczorne rozmowy z nimi były motywacją i natchnieniem tej pracy), nie wezmą do ręki wielkiego dzieła napisanego przez psychologa. Łatwiej skorzystają z prostej instrukcji, napisanej przez ich kumpla.

Zastanawia mnie, czy tak ważne sprawy, jak porady w kwestii szczęścia, łatwo jest ująć w słowa.

Nie jest łatwo, ale staram się w moich poradnikach, które nazywam elementarzami, napisać o sprawach podstawowych. W poradnikach dotyczących samochodów można opisać możliwość wyboru samochodu, pięknego, bezpiecznego, łatwego w obsłudze. Ja pozostaję przy sprawach o tym, co naprawdę jest konieczne, niezbędne w życiu. A mianowicie o tym, by była benzyna w baku, aby w ogóle ruszyć z miejsca. I kiedy trzeba wymienić koło, które ma przebitą dętkę. To są te rzeczy podstawowe, często zaniedbane, które po dziesięciu, piętnastu kilometrach jazdy powodują stres, zamieszanie, konflikty.

Napisał Pan Elementarz…, opierając się na własnym doświadczeniu życiowym. A czy Pan sięgał kiedyś po takie poradniki?

To fakt, napisałem Elementarz... na bazie własnego doświadczenia, ale nie odwzorowuję w nim swojego życia i swojego małżeństwa. Od kilku lat zacząłem obserwować ludzi wokół mnie, kolegów, sąsiadów, zacząłem zadawać pytania i wiele wniosków z tego wyciągnąłem. Gdy moje zainteresowanie tematem stało się jasne dla wszystkich, zacząłem otrzymywać artykuły związane z tym zagadnieniem, nawet sam kupiłem jakiś poradnik, ale przyznaję, że wszystko, co napisałem w Elementarzu..., napisałem, nie bazując na innych poradnikach. Dopiero po ukończeniu mojej książki, przy pracach redakcyjnych, sięgnąłem po jakieś artykuły, zacząłem oglądać te poradniki. Nawet mam już kilka. Niektóre są świetne, napisane przez specjalistów lepszych ode mnie, bo przecież ja nie jestem specjalistą, a raczej praktykiem, czy jak zawsze podkreślam – technikiem.

Umiejętność przeżycia z kimś choćby jednego dnia jest sztuką. Nie mówiąc już o przeżyciu razem życia.  Zapytam przewrotnie: Skoro nie jest to łatwe, to czy warto ryzykować? A może po prostu żyć dla siebie?

Chętnie podkreślę, że naprawdę warto żyć dla innych, żyć we dwoje. Rodzina i małżeństwo są podstawą wszystkiego. Jeśli to działa, są duże szanse, że wszystko inne będzie działało. Jeżeli tu jest konflikt, samotność, rozstanie, to bardzo trudno jest budować szczęśliwe życie. Swoje i bliskich. A zatem odpowiedź brzmi – naprawdę warto!

Medycyna wskazuje na to, że ludzie, którzy mają przyjaciół i ci, którzy mają małżonków, są zdrowsi. Czy to kwestia wsparcia, którego doświadczamy od bliskich?

Tak, medycyna i statystyki potwierdzają, że ludzie, którzy żyją w zgodzie z bliskimi, którzy mają wsparcie, którzy mają bliskich, z którymi mogą rozmawiać, żartować, mają kogo przytulić, są zdrowsi na duszy. Ale jeśli człowiek jest zdrowy na duszy, to taki stan dobrze wpływa na ciało i w efekcie jest się zdrowszym na ciele. Żyje się wtedy dłużej i temu nikt nie zaprzeczy.

Teraz trudne pytanie: jak wybierać małżonka, jeśli umysł i serce szaleją? Czy ktoś wtedy słucha, kiedy bliscy radzą mu: Nie, ta osoba nie jest dla ciebie?

Piszę o tym obszerniej w rozdziale trzecim. To ważny rozdział. Mówi o tym, jak definiować  wybory na bazie kryteriów podstawowych, kryteriów najważniejszych, a nie na bazie jakiegoś oszołomienia twarzą, sylwetką, uśmiechem. Te wybory skutkują decyzją o pracy nad sobą – tak, aby nasze błędy nie stały się przyczyną konfliktu czy rozstania w przyszłości. Dzięki tej pracy problemy, wady, złe przyzwyczajenia – któż ich nie ma! – można będzie na czas zauważyć, podjąć wspólne decyzje odnośnie pracy nad nimi i zapobiec nieszczęściu.

Jak zaznacza Pan w Elementarzu… jest sporo płaszczyzn, na których przyszli małżonkowie powinni się ze sobą zgadzać. Sposób wychowania, stosunek do pieniędzy, poglądy na wychowanie dzieci. To poważne sprawy, o których przed ślubem chyba niewielu myśli?

Celem mojego Elementarza… jest, aby młodzi ludzie o tym pomyśleli, aby nie zostali zauroczeni i zaślepieni. Aby ich szare komórki działały bez przerwy. To, oczywiście wymaga pewnego wysiłku, czasu, rozmów, aby się w odpowiedniej chwili zorientować, co jest do przepracowania, a co ewentualnie jest niedopuszczalne i, niestety, nie pozwoli nam na kontynuowanie tej drogi. To jeden z celów tej książki. Podkreślam w niej, że od wyboru partnera i wyboru drogi życiowej, nad którą trzeba będzie cały czas pracować, zależy nasze doczesne szczęście.

Ślub i wesele – to tematy, które mogą przyprawić wiele osób o zawrót głowy. Pisze Pan, że te uroczystości to pewnego rodzaju deklaracja przed światem: Oto znalazłam/znalazłem kogoś na całe życie. W ślad za tym idą znaki, które pokazujemy światu. Choćby obrączki. Ale ludzie odchodzą od tych obyczajów. Czy słusznie?

Nie można odchodzić od tych obyczajów. Odchodzenie od sprawdzonych wartości zniweczy nam szanse powodzenia. W przysiędze małżeńskiej ślubujemy „miłość”. Jak ją definiujemy? Czy można ślubować, że zauroczenie i emocje będą trwały przez następne pięćdziesiąt lat? Chyba nie można. Dlatego proponuję – i jest o tym cały rozdział – aby pod pojęciem miłości małżeńskiej rozumieć niezmienną życzliwość i współpracę. To możemy ślubować i tego się trzymać. To baza do wspólnego przejścia przez życie. Uzupełnimy ją z czasem prawdziwą przyjaźnią do wybranej osoby, do potomstwa, do otoczenia.

Poruszę jeszcze kwestię wyjaśniania spraw spornych w małżeństwie. Małżeństwa, które nigdy się nie kłócą… Są takie?

Moim zdaniem nie ma takich. A jeśli są, to na dłuższą metę na ogół źle to wróży. Kłótnia w małżeństwie jest konieczna, ale dobra kłótnia. Ludzie, którzy chowają się w kąt i nie chcą własnego zdania wyrażać, daleko nie zajadą. Swoje zdanie trzeba wypowiedzieć, skonfrontować z partnerem. A co oznacza „dobra kłótnia”? Otóż nie trzeba walczyć z drugą osobą, ale z problemem. A wszystko z dużą dozą pokory. Osoby, które uważają, że zawsze mają rację, często się całkiem mylą. Powtórzę – nie chodzi o to, aby wygrać z drugą osobą, aby jej udowodnić pomyłkę, ją poniżyć. Przenigdy! Kłótnia ma doprowadzić do uzupełnienia naszej wiedzy, do znalezienia rozwiązania problemu i kontynuacji wzajemnego wsparcia.

Ludzie często zapominają, że sprawy rodziny lepiej załatwiać w obrębie rodziny. Chyba że się nie da. Czasami trzeba poprosić o pomoc czy mediacje kogoś z zewnątrz. Czy to „zdrada”?

W momencie, gdy się człowiek zaręczył, przestaje być „ja” i „ty”. Jest „my”. W tym związku prawie wszystko można sobie powiedzieć. Prawie, bo są sprawy, których lepiej nie wyciągać. Jak moja matka powtarzała: „Tylko szaleniec mówi wszystko drugiej osobie”. Ale przy pokorze i dobrej woli trzeba to dobrze zrozumieć. A szukanie pomocy z zewnątrz? Na pewno nie należy szukać pomocy u byle kogo, u dawnych przyjaciół, sympatii, skarżąc się na swojego męża czy żonę przyjacielowi czy przyjaciółce. Na pewno nie! Może się okazać, że ten człowiek w danej chwili „lepiej nas zrozumie”, pocieszy… Ale to ryzykowna droga. W naprawdę trudnych sytuacjach lepiej się zgłosić do specjalisty. Z takim specjalistą się zaprzyjaźniłem – to pani Małgorzata, która napisała wstęp do Elementarza… Serdecznie ją polecam. Pani Małgorzata bardzo się ucieszyła z powstania tego Elementarza… i proponuje go swoim klientom. Wiem, że ma duże sukcesy na polu małżeńskich terapii.

Wiele związków się rozpada. A wydawałoby się, że ludzie dzisiaj poznają się przed ślubem dosyć dobrze. Dlaczego zatem po kilku latach decydują się na rozstanie?

Samo „dobre poznanie się” nie jest warunkiem powodzenia wspólnego życia. Kilka miesięcy czy kilka lat narzeczeństwa nie stanowi żadnej gwarancji dobrego małżeństwa, o ile ten czas nie został właściwie wykorzystany. Znam takie pary, które się nie znały prawie wcale przed małżeństwem, a świetnie to poszło, ich  rodzice szybko się z sobą  zaprzyjaźnili, wiedząc, jak wychowali swoje dzieci, jaki kręgosłup moralny te dzieci z domu wyniosły. I to świetnie działa. Można powiedzieć, że krótko się znali, a są udanym małżeństwem. A są inne pary, które dziesięć lat żyją ze sobą przed ślubem, a potem się raptem rozchodzą. Uwaga na to „poznanie się”! Mówię o tym w rozdziale siódmym Elementarza… Przeczytacie?

A zatem: co powiedziałby Pan młodym ludziom, którzy planują wspólne życie? Co jest najważniejsze?

Powiem: przeczytajcie ten Elementarz..., weźcie sobie jego rady do serca. Nie ustawajcie w pracy nad nimi. Pomocą wam będzie Dekalog, dziesięć przykazań. Nawet ktoś, kto nie dostał daru wiary, ale ma otwarte oczy i sumienie, nie zaprzeczy obecności tych wartości w życiu każdego z nas.

Książkę Elementarz dla zakochanych kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.