Nie wierzę, że go nie będzie. Nie wierzę, że mur będzie kiedyś jak ten po wschodniej stronie Berlina, że zostaną tylko murale Banksy’ego na tym kawałku w Betlejem, a resztę się zburzy. Bo nawet jak go kiedyś wysadzą w powietrze, to w głowach i tak zostanie. Jeśli tak długo mówisz “różnicie się”, to tego się nie da wymazać. Ten mur, co tu stał, też przecież został.
Nie pamiętam upadku muru. Dopiero uczyłam się wtedy czytać, a słów “wolność”, czy “polityka” pewnie nawet nie rozumiałam. Pamiętam za to słuchowisko na kasecie dołączonej do książki od angielskiego, z której uczyłam się jako nastolatka, mniej więcej 10 lat po zburzeniu muru. Młody Niemiec o pięknym głosie dzwonił do swej brytyjskiej koleżanki i mówił I’m calling from West Berlin, I’m over the Wall!, powodując tym nasze wzruszenie i falę platonicznej miłości. Katowałyśmy tę kasetę z sąsiadką wielokrotnie, a nastrój uniesienia (powodowany nie tylko pięknym głosem lektora) poruszał w nas najczulsze struny. To chyba najbardziej jaskrawe moje wspomnienie muru. A każdy z nas przecież jakieś ma – jedni bezpośrednio, inni tylko mgliście związane z Wielką Historią.
Autorzy reportaży zebranych w tomie Mur. 12 kawałków o Berlinie też traktują mur mniej lub bardziej dosłownie. Niektórzy osobiście, inni - z dystansem: humorystycznie, nostalgicznie, erudycyjnie. Wielorako – z różnych perspektyw, ujęć, punktów widzenia. Te teksty są jak sam mur – chropowate, nieregularne, czasem nieco dziurawe i z ubytkami, miejscami pokolorowane, częściej jednak przygnębiająco dzielące przedstawianą rzeczywistość. Są wśród nich teksty lepsze i gorsze, ale też jeden genialny, ostatni – Berlin: ekspedycja polarna Jensa Mühlinga. Wisienką na torcie są także fotografie Filipa Springera pomiędzy reportażami, które razem - i w połączeniu z podpisami - snują jeszcze jedną, trzynastą opowieść.
Płotem, ogrodzeniem, ścianą, zaporą, barierą, osią podziału – tym wszystkim i każdym z osobna jest w tym zbiorze mur. Jest tu obiektywizowany lub personalizowany. Jest - wreszcie - metaforą samego siebie i tego, co dziś dzieje się w, mimo wszystko przecież podzielonym, Berlinie. Wydarzenia z 1989 roku zniosły żelazną kurtynę, tę trwałą granicę dwóch światów, ale były też miejsca, w których granice dopiero wtedy powstały – w całkiem nowych miejscach i zmienionych okolicznościach. Cały czas słyszymy o “nas” i “tamtych”, wiecznie osobno, zawsze w konflikcie.
W Berlinie są centra, są granice i są bieguny. Jak wszędzie.