Budując wielkopańskie mieszkanie polskiej nauce i kulturze, budują królewską siedzibę polskiej młodzieży. Budują dom wielki i ozdobny, który pięknymi zgłoskami z alfabetu architektury wpisuje słowo "przyjaźń" do nowego polsko-rosyjskiego słownika.
Czym jest dla Warszawy i warszawiaków Pałac Kultury i Nauki, popularnie zwany PeKiNem? Symbolem, wizytówką, wrogiem, przyjacielem, centrum, pamiątką, luksusem i przekleństwem. Jest też kinem, teatrami, basenem, centrum wystawiennictwa, uczelnią, szkołą, biurem... Chyba łatwiej już napisać, czym nie jest ten bezczelny prezent nie mniej bezczelnego przyjaciela, ta szatkownica i grobowiec dla ulic przedwojennej Warszawy, to pole do popisu dla domorosłych matematyków (Jeśliby urodziło się dziecko i nie opuszczając Pałacu, co noc spałoby w jednym pokoju, opuściłoby gmach w wieku dwudziestu dwóch lat), ta kuźnia dla polskich fachowców. Nie jest czymś jednoznacznym, a od 60 lat stanowi raczej kość niezgody niż wyraz przyjaźni. Taki paradoks, jeden z wielu polsko-radzieckich.
O Pałacu pisano już wiele razy - z okazji rocznic, problemów, radości, świąt i z okazji braku okazji. Nie ma chyba w stolicy budynku bardziej kontrowersyjnego i częściej rozkładanego na czynniki pierwsze - społeczne, ekonomiczne, kulturowe, polityczne. Pisali reporterzy, pisarze, dziennikarze, pamiętnikarze i politycy - kto żyw i piśmienny, ten miał coś do powiedzenia w jego sprawie. Nie wspominając już o wszystkich literacko-reportersko-propagandowych tekstach w historycznej już dziś prasie. Jednak w sukurs czytelnikom spragnionym wiedzy (i emocji) przychodzi wybór reportaży o PKiN-ie dokonany przez Magdalenę Budzińską i Monikę Sznajderman, wydany nakładem Czarnego.
Jako dowód i wyraz przyjaźni pokazuje Pałac chyba z każdej możliwej perspektywy, z każdego punktu widzenia i miejsca na mapie Warszawy. Z ponad tysiąca okien i okienek w tym budynku wyłania się obraz nieszczerości, pośpiechu, niezgody i miłości. Bohaterami PKiN-u są nie tylko jego pomysłodawcy i budowniczowie, ale też jego mieszkańcy - żywi i wegetujący, ci z rodziny naczelnych i ci należący do świata botanicznego - oraz bierni i czynni obserwatorzy pozostający na zewnątrz. Kogo i czego w tym miejscu nie ma - święci i złoczyńcy, kupcy i klienci, artyści i ignoranci, duchy nawet! Prawdziwy jarmark osobowości, bazar możliwości i gabinet osobliwości. Dziękujemy Ci za to, Stalinie!
Poza czasem zabawnymi, a czasem mrożącymi krew w żyłach historiami pierwszorzędnych i podrzędnych autorów reportaży ogromnym walorem tej książki jest jej wydanie. Dobrane ze smakiem fotografie świetnej jakości, które więcej mówią niż niejeden propagandowy tekst (a ile w nich znalazłam wspomnień z własnego dzieciństwa w cieniu Pałacu!), trafne cytaty, pomysłowa numeracja stron, charakterystyczna "czarna" czcionka, a po zakończeniu lektury... kod kreskowy w kształcie Pałacu - a jakże!