Maja ma ostatnio bardzo zajętych rodziców. Tato zrezygnował z pracy na etacie i właśnie rozkręca własną firmę, a mama urodziła przedwcześnie drugie dziecko i teraz całe dnie spędza w szpitalu, gdzie w inkubatorze leży mała Alicja. Maja, często pozostawiana samej sobie, spędza czas głównie przed telewizorem. Wcześniej razem z mamą oglądały wszystkie seriale, teraz dziewczynka skacze po kanałach sama, wzorując się na bohaterach oper mydlanych, teleturniejów i innych, mało edukacyjnych tworów. Rodzice z niepokojem zauważają, że niedopilnowana Maja czerpie z telewizji negatywne wzorce. Decydują się wysłać córkę do słabo przez nią znanej Ciabci (siostry babci) mieszkającej w Szczecinie. Maja oczywiście żywo protestuje, ale rodzice stoją twardo przy swoim, w rezultacie czego pannica chcąc nie chcą ląduje w mało nowoczesnym mieszkaniu ciabci. Obrażona na cały świat, z przerażeniem stwierdza, że ciabcia ma stary biało-czarny telewizor, do którego nie ma pilota, wannę chowa w kuchni, pod blatem, a na śniadanie podaje nie kakao, tylko kawę zbożową. Maja będzie musiała jednak schować swoje dąsy do kieszeni, bo ciabcia zdaje się nie robić sobie niczego z jej dąsów. Nasza bohaterka powoli zaczyna dostosowywać się do codziennego życia w starej kamienicy, co wbrew pozorom okazuje się całkiem interesującym zajęciem. Tajemniczy ogród, w którym ciabcia spędza pół życia, kryje wielu nietuzinkowych mieszkańców. Po pierwsze: gadający kot, z którym babcia się przyjaźni (jak sama mówi, zwierzęta nie są niczyją własnością) oraz neurotyczna wiewiórka Foksi, która twierdzi, że jest lisicą. Już dwie takie postacie sprawią, że Mai powoli odechciewa się wracać do domu. A to dopiero początek… Nuda? Normalność? Oj, tego dziewczynka nie uświadczy przez cały pobyt w Szczecinie. No bo jak tu się nudzić, kiedy ścieżka w ogrodzie wiedzie wprost do zdradliwych lilii, na strychu mieszka duch, a ciabcia i jej sąsiadka mają „trochę” więcej lat niż się wszystkim wydaje (może sto, a może tysiąc?)
Co jest pięknego w tej książce? Przede wszystkim to, że Maja, która do tej pory za jedyną rozrywkę uważała oglądanie telewizji, a bawić się mogła w odgrywanie scen rodem z telenoweli (och, Edłardo, Edłardo…) w mig zapomina o szklanym ekranie i całe dnie spędza na świeżym powietrzu… No, dobrze, może nie całe, bo czasem też przesiaduje w starym chlewiku lub na strychu, zdarza jej się też odbywać podróże w czasie. Czy brazylijska telenowela może konkurować z takimi przygodami? No właśnie!
Na uwagę zasługują też niezwykle ciepłe relacje, jakie Maja nawiązuje z ciabcią. Starsza pani nie ulega początkowym zaczepkom dziewczynki, przedstawia jej warunki, jakie panują w jej domu - warunki, do których trzeba się dostosować. Maja dostaje wiele swobody, z której korzysta, nie nadużywając zaufania Apolonii. Wiele razy staje w sytuacji, w której trudno przyznać się do prawdy, a jednak Maja z prostotą dziecka wybiera ją jako tę lepszą. Nie kłamie, bo mogą z tego wyniknąć same nieprzyjemności (w rezultacie dziewczynka jest czasem do bólu szczera, co wzbudzać może salwy śmiechu). Maja szanuje ciabcię i liczy się z jej zdaniem, jednocześnie wiedząc, że może na nią liczyć w każdej sytuacji. Marcin Szczygielski tak pięknie opowiedział o relacjach łączących staruszkę z małą dziewczynką, że pozostaje tylko żałować, że nie mamy już dziewięciu lat i że rodzice nie wywiozą nas na siłę do żadnej ciabci ani babci, która choć w małym procencie posiadać by mogła cechy Apolonii.
Akcja Czarownicy piętro niżej płynie dość wartkim tempem, ale autor znalazł czas i sposób, aby wpleść w fabułę niezwykły nastrój dawnych lat, kiedy to życie pozbawione elektronicznych gadżetów płynęło wolniej i pozwalało w porę dostrzec to, co rzeczywiście ważne. Dzięki temu właśnie, choć w powieści dzieje się dużo, czytelnik nie czuje się przytłoczony.
Wydarzenia realne i magiczne w przemyślany sposób łączą się w spójną całość, pozwalając nawet wierzyć, że gdzieś tam może to wszystko dzieje się naprawdę? Czas przy tej lekturze biegnie szybko, a świat powieściowy opuszcza się z żalem.
Docenić też trzeba umiejętność tworzenia niezwykle komicznych dialogów, które z powodzeniem mogłyby zaistnieć jako osobne anegdoty gdzieś w kabaretowym świecie. Tutaj niepokonani są oczywiście kot i wiewiórka, konwersujący ze sobą na stopie towarzyskiej, ale równie zabawne bywają powiedzonka Mai, żywcem wzięte z telewizyjnej "papki". Powiedzonka te jednak nie tylko bawią - stanowią także przestrogę dla rodziców, którzy przez palce patrzą na czas spędzany przez dziecko codziennie przed telewizorem.
Na koniec wspomnieć warto o świetnych ilustracjach Magdy Wosik, która stworzyła niemal osobną, nieco komiksową w duchu opowieść. Z pozoru nowoczesne ilustracje do złudzenia przypominają książeczki sprzed lat. Biało-czarne, nieco karykaturalne, świetnie oddają atmosferę opowieści. Wspaniałym pomysłem jest umieszczenie na początku każdego rozdziału swego rodzaju ilustrowanego streszczenia tego, co działo się w poprzednim odcinku. Ten ciekawy zabieg docenią dzieci, które czytając samodzielnie, nie są w stanie na raz przyswoić dużej części tekstu i w rezultacie czytają książkę przez kilka dni. Otwarte zakończenie pozwala mieć nadzieję na to, że Czarownica piętro niżej to nie koniec opowieści o niesamowitych przygodach Mai.
Nowy tata, nowy brat i nowy dom... Dla Agi to trochę za dużo, bo przecież Paweł wcale nie jest jej ojcem, a tylko przyjacielem mamy. Jego syn Aleks wcale...
I znowu katastrofa! Mama musi wyjechać, im dalej, tym lepiej! Na panią Romanowską spada bluszcz, a na Majkę... kuchnia. I to może nie byłby koniec świata...