Jeśli szukać by książki, która oscylowałaby wokół tych samych rejonów tematycznych co „Życie towarzyskie i uczuciowe” Leopolda Tyrmanda, postawiłabym na „Twarzą do ściany” Janusza Krasińskiego. Aspekt, który różnicuje oba dzieła, wypływa z perspektywy chronologicznej. Tyrmand opisywał kuluary życia towarzysko-kulturalnego Warszawy właściwie ad hoc (pierwsze wydanie ukazało się w 1967 roku), Krasiński tworzy kalejdoskop wspomnień tamtych czasów, dokumentując je w postaci powieści w 1996 roku. Łączy je wiele, przede wszystkim zaś jedno - ostrze krytyki wycelowane w tę część społeczeństwa, które zwykle nazywamy światkiem artystycznym. Wybór akurat tego środowiska nie powinien nikogo dziwić, zarówno Tyrmand jak i Krasiński należeli do niego, mając bacznie na oku najdrobniejsze niuanse w nim zachodzące.
Podczas gdy autor „Śniadania u Desdemony” koncentruje się głównie na opisie, twórca „Złego” idzie o krok dalej, dodając komentarz, przypisy do rekonstruowanych obrazów, w dużej mierze zaczerpniętych z własnej biografii. Z ust Andrzeja Felaka – głównego bohatera, słynnego obieżyświata-reportażysty padają błyskotliwe, druzgocąco zjadliwe wypowiedzi dotyczące poszczególnych sytuacji i osób. Jak to zwykle w konglomeracie wszelkiej maści artystów bywa, pośród prawdziwych pereł zdarzają się falsyfikaty, pseudoartyści i quasi - koneserzy sztuki. Bystre oko protagonisty wyłapuje takie egzemplarze, słowa zaś niemiłosiernie chłoszczą do bólu pozbawionych wyczucia cyników i wtórnych intelektualnie aferzystów. Ot, choćby w poniższym fragmencie: „(…) wynalazek specyficzny dla Warszawy końca półwiecza, ufryzowana kokieteria literacka, pseudowyrafinowane mariaże picia kawy i kontraktowania schadzek pośród rozrzuconych dookoła powieści i poezji w niskich nakładach. Jest wiele kawiarń, redakcji i teatrów w Warszawie, lecz o pewnej porze dnia przygniatająca większość dbałych o doraźny efekt aktorów, dziennikarzy, pisarzy i snobów kroczy po ulicy Foksal i ukazuje się na progu księgokawiarni”. (s.114)
To, co tworzy Tyrmand, zakrawa na groteskę. Gorzką prawdą jest jednak fakt, że rzeczywistość opisana w powieści, w tym przypadku realia peerelowskie, tym się właśnie cechowały. Powszechna dwulicowość, upadek wartości nadrzędnych takich, jak prawda i honor, panosząca się aksjologiczna względność umiejętnie zostaje w „Życiu towarzyskim i uczuciowym” sportretowana. Z jednej strony można by stwierdzić, że konterfekt ten zdezaktualizował się, zmatowiał, pokrył się patyną czasu. Ale czy tak jest w rzeczywistości? Czy patrząc na współczesny arenę życia publicznego nie mamy ochoty powiedzieć za Tyrmandem, że jej bywalcy przypominają „kastę służalców, którzy za cenę obsypania zaszczytami i dobrem doczesnym wyrzekli się mówienia prawdy”?
Leopold Tyrmand powrócił po wojnie do Polski – chyba głównie z miłości do Warszawy. I właśnie ta miłość, z którą się bynajmniej...
Losy młodego Polaka, którego wojenne drogi wiodą do Frankfurtu nad Menem, gdzie pracuje w jednym z hoteli jako kelner, razem z grupą młodzieży pochodzącą...