Jesteśmy na Mazurach. Poznajemy grupę nastolatków, w tym głównego bohatera - Tomka Woya. Ich losy są dość typowe dla tej grupy wiekowej. Przeżywają pierwsze miłości i związaną z tym gamę rozmaitych przeżyć. Zakładają amatorski zespół muzyczny, marząc o przyszłej sławie. Odkrywają smak zakazanych owoców - alkoholu i narkotyków. Mija prawie trzydzieści lat. Nasi bohaterowie dorośli. Tomek jest już Tomaszem Woyem przez duże T i W - odgrywa bardzo ważną rolę w uznanej firmie. Innym też się jakoś w życiu ułożyło. Jedynym, który nie poznał smaku szczęścia jest Leszek. Może stało się tak dlatego, że wybrał inny smak - alkoholu. Szukając zapomnienia odszedł w krainę ostatecznego zapomnienia - umarł jako młody człowiek. Właśnie jego pogrzeb stał się przyczyną spotkania po latach. Niestety nie w komplecie - dla jednego z pozostałych przy życiu, Marka, inne sprawy okazały się ważniejsze od młodzieńczej przyjaźni. Reszta jednak spotyka się. Wspominają dawne dzieje, próbują się porozumieć mimo tak znacznego upływu czasu od ostatniego widzenia się. Właściwie to wszystko, jeśli chodzi o akcję. Fabuła jest wątła niczym trzcina. Wydarzenia toczą się w bardzo wolnym, hipnotycznym i sennym rytmie, jakby narrator był na równi z młodzieńczymi bohaterami pod wpływem środków odurzających. Nie przeszkadza to jednak, ponieważ prawdziwa wartość książki tkwi w czymś innym. To przepiękna opowieść o nostalgii, przemierzaniu drogi, powrotach do magicznej krainy młodości. Wehikułem, który przenosi w przeszłość, może być wszystko. Zasłyszana melodia. Widok. Znajomy zapach, w szczególności mazurskich sosen (" Żywiczne sosny - one tak pachną tylko tutaj. (...) Lasy sosnowe są wszędzie: na Mazowszu, Pomorzu, nawet na Śląsku. Ale pachną jakoś nie tak..."). Przypomina nam to nieco książkę Prousta "W poszukiwaniu straconego czasu", gdzie podobną rolę pełni smak ciastka - magdalenki. Z kartek książki bije jakiś dziwny, nieokreślony smutek. Zaczynamy sami mimowolnie tęsknić za minionymi latami, beztroską dzieciństwa, poddajemy się atmosferze wspomnień.
Ta książka ma w sobie dziwną magię. Owo wrażenie podkreślają jeszcze piękne opisy przyrody idealnie zharmonizowane z emocjami bohaterów, jak chociażby ten:
"Zamilkli oboje. Przed nimi z wolna nad jezioro nadciągał zmierzch. Woda ciemniała i wygładzała ostatnie zmarszczki. Pływające ptasie przecinki poznikały w szuwarach, skąd rozlegały się pojedyncze ptasie kwaknięcia i piski. (...) Kępy olch poczerniały, zatraciły szczegóły, zmieniły się w pofalowany kontur."
W owych opisach wszystko jest łagodne, ściszone, pastelowe. Nie ma ostrych krawędzi. Krajobraz zdaje się być przykryty delikatną mgiełką. Promieniuje spokojem, wywołuje tęsknotę za czymś nieokreślonym, wycisza. Zanurzcie się więc, czytelnicy, w tej krainie łagodności...
Kalina Beluch
Jest to fantasy drogi. Bohaterami książki są trzej eneikowie, przedstawiciele rozumnej rasy zamieszkującej ziemie Loinu, którzy ryzykując swoje życie i...
"Spowiednik rzeczy" jest opowieścią o zmęczonym, starzejącym się pisarzu, który w poszukiwaniu własnego głosu wyjeżdża do małego miasteczka. Tam doświadcza...