Columbo w małym mieście
Czy kiedykolwiek kibicowałeś Kojakowi ścigającemu przestępców w Nowym Yorku bądź Columbo przemierzającemu ulicę Los Angeles i rozwiązującemu kryminalne zagadki? A może do dziś wraz z Sherlockiem Holmesem przekładasz karty powieści, by wraz z dr Watsonem dowieść prawdy? Z zapartym tchem oglądasz na szklanym ekranie jak bohaterowie Agathy Christie z matni kłamstw próbują wyłowić prawdę? Jeśli na wszystkie te pytania odpowiedziałeś twierdząco, zostałeś zaliczony do grona tych osób, których nie zwiedzie makiaweliczna gra mordercy, nie przeszkodzą im nieudolni policjanci ani fałszywe tropy. Zostałeś sklasyfikowany jako miłośnik kryminału, dla którego węszenie, śledzenie i dociekanie to część codzienności.
Jeśli czytasz niniejszą recenzję, oznacza to, że jesteś na właściwym tropie. Wykorzystując intuicję i lata praktyki, trafiłeś na podejrzanego. Jest nią Magdalena Lewańska. Teraz policja zajmie się wydobyciem zeznań na temat autorstwa książki „Detektyw i panny”. Myślę, że w tym przypadku ława przysięgłych nie będzie miała żadnych wątpliwości – to oskarżona stworzyła ten niezwykle dobry kryminał, w którym zdradza techniki pracy dochodzeniowej wschodzącej gwiazdy policji Hamburga - Dirka Tielke, obecnie szefa policji gminy Kirchdorf.
Winna odrywania tysięcy ludzi od pracy, winna ich pogrążania się w kartach „Detektywa i panny” nie bacząc na godzinę i czekające obowiązki? Winna? Zdecydowanie tak! Na powieść składają się dwie kryminalne zagadki. Wydarzenia, które dzieli okres dwóch lat, są tak samo pasjonujące. Już sam bohater, przystojne dziecko wielkiego miasta, budzi drżenie serc (niewieścich). Dotychczas pracował w trudnych kryminalistycznie okręgach, w których trup słał się gęsto, a każde morderstwo było prawdziwą zagadką i wyzwaniem. Kiedy zatem Dirk otrzymał propozycję objęcia komisariatu w Kirchdorf, liczył, że nowe stanowisko zapewni mu rozgłos i sławę. Z ufnością wyczekiwał zatem na pierwszą własną sprawę kryminalną, w której mógłby się przed mieszkańcami sennego miasteczka wykazać przenikliwością, odwagą i brawurą. Tymczasem w Kirchdorf nawet muchy latają zgodnie z przepisami, a rola policjanta ogranicza się do wygłaszania pogadanek na temat bezpieczeństwa w pobliskich placówkach oświatowych. Kiedy zatem w drzwiach komisariatu zjawia się zapłakana Alke Fink, w Dirku budzą się marzenia o skomplikowanych przestępstwach, wielkich czynach i sobie, w roli Columbo. A sprawa jest nie byle jaka, bowiem w jednym z listów dawnego wychowanka, kierowanym do ciotki dziewczyny, byłej pracownicy ośrodka dla niepełnosprawnych Marty Krause, wyrażona została chęć morderstwa. „Zabiję go (…) Nie miał dla mnie serca, więc wytnę mu serce, nie chciał na mnie patrzeć, zabiorę mu oczy” – pisze rozgoryczony nadawca listu, podpisujący się jako Rolf bądź Ralf.
Młody komisarz prowadzony swą policyjną intuicją i napędzany ambicjami natychmiast wszczyna dochodzenie. Czy zdąży zapobiec przestępstwu? Okazuje się, że zbrodniczy czyn został już dokonany, bowiem w aktach wydziału morderstw policji kryminalnej Hamburga pod datą 29 lipca 1995 roku widnieje nierozwiązana sprawa, w której denat stracił kilka części ciała, a brakujące serce, penis i oczy beztrosko pływały sobie w słoju w lodówce. W tym przypadku Dirk nie mógł nic zrobić, ale czy odkryje tożsamość maniaka zanim zemści się on za rzekomo doznane krzywdy na innych osobach, które przyłożyły się do jego cierpienia?
Dwa lata po tych wydarzeniach i śledztwie, do którego (ku wielkiemu ubolewaniu policjanta) prawo mieli ludzie w Hamburgu, w Kirchdorf ma miejsce pierwsze w historii miasteczka morderstwo, które przerywa rutynę jego pracy i sielankę u boku pięknej kobiety. Denat, Reiner Pagel, podejrzany o powiązania z półświatkiem i obserwowany przez SOKO (Sonderkommission) już od pewnego czasu, został zastrzelony w swoim domu. Kto go zabił: mafia? Dawni wrogowie? Jedna z kobiet, które u niego tłumnie gościły? Oto zagadka na miarę przenikliwego umysłu Dirka, który niczym kania dżdżu łaknie poważnych wyzwań dla swoich umiejętności. Czy i tym razem uda mu się rozwiązać sprawę?
Lewańska, dysponująca solidnym warsztatem pisarskim nie stosuje pokrętnych zabiegów i zbędnej narracji, nie ucieka się do metafizycznych rozważań na temat życia i śmierci. Mamy tu lekki kryminał ze skomplikowaną zagadką, pewne poszlaki, pewne fakty i metodą dedukcji musimy dociec prawdy. Oczywiście za sprawą przystojnego komisarza jest to bardzo przyjemna część pracy, która – choć mozolna - daje spodziewane efekty. I mimo iż w „Detektywie i pannach” trup nie ściele się gęsto, a krew nie leje strumieniami, to mamy intrygujące, kryminalne dochodzenie, zadowalające nawet najbardziej wybrednych miłośników gatunku.
Czy zatem Magdalena Lewańska jest winna? Jak dla mnie tak. Skazuję ją zatem na autorstwo kolejnej, pasjonującej książki, bez prawa do apelacji!
Dwunastolatkowie Szymon i Jan oraz dziewięcioletnia Milena odkrywają wejście do zapomnianych podziemi. Jakie tajemnice kryją w sobie korytarze?Dzieci dobrze...
Karolina, decydując się na podjęcie pracy w położonym samotnie w górach domu, spodziewa się co najwyżej nudy. Gdy orientuje się, że została wciągnięta...