Lektura „Człowieka z Palermo” wzbudzić może uczucia ambiwalentne. Z jednej strony to dobra, bardzo literacka opowieść o zmaganiu się w człowieku dobra i zła, z drugiej – kawał doskonałej literatury sensacyjnej z wątkami emigracyjnymi w tle.
Paweł, człowiek po studiach, mężczyzna wykształcony i inteligentny, nie mogąc znaleźć swego miejsca w Polsce, wyrusza na Zachód w poszukiwaniu lepszego życia. Trafia na Sycylię, do Palermo, gdzie pracuje jako budowlaniec. Zlecający mu kolejne prace Stanisław Runc to Polak pozostający na usługach mafii. Zaufanie, jakim po czasie obdarzy go Runc, sprawi, że Paweł będzie mógł poznać reguły mafijne, zrozumieć zasady, jakimi rządzi się tutejsze środowisko, przesiąknąć atmosferą Sycylii. Trudno się więc dziwić, że gdy wróci do kraju i zostanie okradziony, będzie chciał dokonać zemsty w iście sycylijskim stylu, aby odzyskać pieniądze, na które bardzo liczy jego matka. Ale konsekwencje działań naszego bohatera będą też o wiele bardziej poważne. Raz przypiętej Pawłowi łatki przedstawiciela mafii w Polsce nie da się tak łatwo pozbyć, a własnej reputacji trzeba będzie sprostać. Jak wypadnie przeniesienie struktur sycylijskiej organizacji przestępczej na grunt polski i czy będzie ona w stanie walczyć z miejscowymi układami i układzikami, z miejscową hołotą i żulernią? O tym przekonają się czytelnicy powieści Filipa Onichimowskiego.
Powiedzmy najpierw o sprawie może najmniej ważnej. „Człowiek z Palermo” to kawał znakomitej literatury sensacyjnej. Całość trzyma w napięciu, a Onichimowskiemu udaje się co i raz czytelnika zaskakiwać, czasem – zwodzić go, a zwykle – sprawiać, że od lektury oderwać się nie można. Jedynie styl może budzić pewne wątpliwości – ten jest bowiem bardzo mocno wyestetyzowany, język przestępców zostaje mocno „ugrzeczniony”, przez co całość odrobinę traci na wiarygodności. Również niezbyt prawdopodobny finał, w stylu raczej „Drużyny A” niż „Ojca chrzestnego” nie całkiem przekonuje. Trzeba mieć jednak świadomość, że warstwa mafijno-sensacyjna oraz elementy thrillera stanowią tu tylko pretekst do snucia opowieści o wiele bardziej interesującej.
Większość czytelników zwróci prawdopodobnie uwagę na to, że Onichimowski opowiada o zmaganiu się w człowieku dobra i zła. O przekraczaniu kolejnych moralnych granic, o tym, że cel niekoniecznie i nie zawsze musi uświęcać środki. O tym, że jednorazowe – nawet czynione w dobrej wierze – „pójście na skróty” pociągnąć może za sobą kolejne kroki. Kroki, których nigdy nie chcielibyśmy uczynić.
Onichimowski jednak nie teoretyzuje. Nie bawi się w rozważania narratora na temat spraw najważniejszych, luźno tylko związane z toczącą się błyskawicznie akcją. Przeciwnie – bardziej skłania nas do rozważenia, co tak naprawdę powoduje naszym bohaterem, dlaczego Paweł podejmuje takie a nie inne wybory, jakie są jego motywacje i pragnienia.
Główny bohater to zresztą postać przepyszna, stworzona z niesamowitą sprawnością, bardzo ludzka, plastyczna, niejednoznaczna i zupełnie nie – „papierowa”. Paweł jest z jednej strony idealistą, który w gruncie rzeczy pragnie, by sprawiedliwość – nawet jeśli pojmowana dość specyficznie – mogła zatriumfować, by dobro zwyciężyło. Kocha własną matkę, przeżywa też swą – być może pierwszą – prawdziwą miłość i dla osób, które kocha, gotów jest bardzo wiele poświęcić. Trochę pragnie być romantycznym bohaterem, nieco nietypowym „szeryfem”, lokalnym „Strażnikiem Teksasu”, który sprawi, że w mieście w końcu zapanuje względny ład (nawet jeśli uczyni to nie do końca „czystymi” metodami). Z drugiej strony u podstaw jego postępowania i podejmowanych przez Pawła działań legła chęć zemsty, odzyskania pieniędzy, które skradli miejscowi bandyci. Paweł posuwa się do coraz bardziej drastycznych metod, podejmuje coraz bardziej stanowcze kroki – kroki, których w pewnym momencie nie możemy już akceptować.
Tyle w drugiej płaszczyźnie powieściowej. Jest też i warstwa trzecia, warstwa – by tak rzec – socjologiczna. Widać, że Onichimowski obeznany jest mocno z naukami społecznymi. Pisarz opowiada bowiem o wykluczeniu. Wykluczonymi są tu właściwie wszyscy. Wykluczeni są bezrobotni, którzy postanawiają Pawła obrabować. Wykluczeni są przestępcy, z którymi przyszły Don Paolo z Olsztyna będzie musiał walczyć. Wykluczeni są policjanci, którzy muszą godzić się na korupcję, bo inaczej zagrożone będą ich rodziny. Wykluczeni są – na koniec – przedstawiciele inteligencji, którzy nie mogą realizować się w swych zawodach, którzy nie mają możliwości uczciwego zarobienia pieniędzy wystarczających na zapewnienie im godnego bytu. Paweł jest dla nich szansą na odnalezienie własnego miejsca w świecie. Choć jako członkowie lokalnej mafii i tak będą w pewnym sensie wykluczeni, zyskają przynajmniej poczucie przynależności. To dzięki temu Pawłowi udaje się odnieść sukces.
Ta właśnie diagnoza rzeczywistości, ten właśnie wątek poruszony przez Onichimowskiego, przemówił do mnie najmocniej. Wiele mieliśmy już powieści o outsiderach, wyrzutkach społeczeństwa, ale nigdy chyba na marginesie nie znalazło się właściwie całe społeczeństwo. Nigdy nie mieliśmy studium wyobcowania całego społeczeństwa właśnie. Studium – dodajmy – ubranego w znakomicie „uszyty” literacki kostium thrillera, powieści o tematyce mafijnej. Powieści bardzo udanej, wciągającej, znakomicie łączącej to, co „popularne” i „masowe” z tym, co „wysokie” i „literackie”.