Jak często myślicie, że zwyczajne wstanie lewą nogą jest już powodem do zepsucia sobie humoru? Zapewne tyle razy, że nie bylibyście w stanie tego zliczyć. Niestety ten problem jest niczym w porównaniu z sytuacją, w jakiej znajduje się ona...
Savage wybudza się ze słodkiego snu ze świadomością, że dzisiaj jest dla niej bardzo ważny dzień. Oczekując pysznego tortu urodzinowego oraz masy prezentów związanych z ukończeniem przez nią dwunastego roku życia nie spodziewa się jednak, że takie plany będzie musiała odłożyć w czasie. Bijąca od niej radość zostaje wręcz zrównana z ziemią przez okrutną rzeczywistość. Wizja dziewczęcego pokoju rozpływa się w powietrzu, gdy dostrzega swoje ,,łóżko", którym okazuje się sporych rozmiarów trumna. Zauważa ona również, że nie jest jedyna w tym dziwnym pomieszczeniu. Chociaż Savage jest przerażona całą tą sytuacją, znajduje w sobie odrobinę odwagi i czym prędzej próbuje wybudzić pozostałych lokatorów. Kiedy jej się to udaje, zadaje im mnóstwo pytań, ale nie uzyskuje satysfakcjonujących ją odpowiedzi. Niestety każdy z tych ludzi cierpi - tak samo jak dziewczyna - na amnezję, a odkrycie tego, że ich ciała nie posiadają już dziecięcych kształtów wywołuje u nich jeszcze większe zakłopotanie.
Żeby odkryć prawdę trzeba zacząć działać. Dlatego też Savage ze swoimi towarzyszami postanawia opuścić to dziwne miejsce, by odnaleźć drogę do wyjścia. Niestety tutaj także napotykają wiele problemów. Otaczające ich zewsząd korytarze zdają się nie mieć końca, a każde znalezione pomieszczenie sprawia wrażenie wiernej kopii tego, z którego uciekli.
Dlaczego ktoś postanowił ich tutaj umieścić? Czemu nikt nic nie wie? Dlaczego nie ma przy nich rodzin? Czyżby to była pułapka? A może w tym wszystkim chodzi o coś więcej?
Savage musi poznać prawdę, a ona nie będzie należeć do tych przyjemnych...
To kolejna z wielu książek, na które dość długo chorowałam. Bardzo chciałam odkryć jej fenomen, a mogłam to zrobić za sprawą cudownej Cleo M. Cullen z bloga Zniewolone Treścią, która ofiarowała mi [Żywych] jako prezent urodzinowy. Tylko czy dobrze przemyślałam ten prezent? A może w trakcie lektury pożałowałam, że w ogóle o nim śniłam?
Już na samym starcie miałam ogromną zagwozdkę, kiedy to Savage wybudziła się z bardzo dziwnego snu. Owszem - motyw samego spania jest nadzwyczaj naturalny i należy on do niezbędnych elementów życia, ale kto udaje się na taki spoczynek w... trumnie? I jeszcze to wspominanie głównej bohaterki o swoich dwunastych urodzinach, kiedy jej wygląd niezmiernie zaprzeczał, żeby ona miała tyle lat... Do tego wszystkiego dorzućmy cegiełkę w postaci niezidentyfikowanych znaków na czołach ludzi, którzy - jak Savage - ,,powstali z grobów"... Naprawdę można było dostać bzika! Nie poddawałam się jednak wszelkim tajemnicom skrupulatnie wciśniętym między akapity i moja cierpliwość została za to sowicie wynagrodzona. Z każdą nową poszlaką robiło się coraz ciekawiej, a mój głód czytelniczy wzmagał się wraz z odkrywaniem kolejnych kart tej układanki. Niestety w pewnym momencie poczułam się przytłoczona kreatywnością autora, przez co zaczęłam błagać go w myślach o litość. Naprawdę. Uwielbiam ekscytację wywoływaną przez nowe wątki, bo pobudza ona do działania i człowiek aż pragnie przerzucić nieco stron, byle jak najszybciej dobrnąć do istotnej dla niego kwestii, ale tu niekiedy Scott Sigler odrobinę przesadzał. Niektóre podstawowe czynności potrafiły się ciągnąć niczym nadgryziona krówka, a nieliczne przerwy na odpoczynek po szalonej gonitwie zdarzeń niestety nie trwały zbyt długo. Na szczęście tę jakże ogromną - w moim mniemaniu - zwadę udało się załagodzić już pod sam koniec. Zdobyte wcześniej informacje zaczęły wskakiwać w odpowiednie miejsca, układając się w logiczną całość. Dlatego też po raz kolejny mogę śmiało stwierdzić, że chwilowa udręka się opłaciła, bo to, co otrzymałam w zakończeniu, naprawdę zmieniło mój pogląd na tę całą plątaninę dziwnych zbiegów okoliczności. Wywoływały one u mnie mieszane uczucia, ale gdybym je świadomie pomijała, to teraz plułabym sobie w brodę ze względu na możliwe niedopowiedzenia. A tak jestem z siebie dumna, że to przetrwałam! Będzie za to dodatkowa nagroda?
,,To, co wzięłam za morze kurzu, okazało się oceanem śmierci".
Savage... Z nią także było nieco problemów. Skłamałabym, gdybym napisała, że jej nie polubiłam, lecz używany przez nią zróżnicowany tok rozumowania nieraz działał mi na nerwy. Ciężko było mi czytać książkę ze świadomością, że mam przed oczami prawie dorosłą dziewczynę o dziecinnym światopoglądzie. To nie wina Savage, że czas nie działał na jej korzyść i nadal czuła się jak niewinna dwunastolatka, ale i tak z trudem się do tego przyzwyczajałam. Na całe szczęście podczas całej wędrówki w poszukiwaniu odpowiedzi na zadawane przez nią i jej towarzyszy pytania zaczęła się zmieniać, co wyszło na plus. Z niepewnej i zagubionej przywódczyni przeistoczyła się w niedającą sobie w kaszę dmuchać ,,pastuszkę". Wiadomo jednak, że dziecięca natura nadal pozostawała w zasięgu ręki, ale i tak nastolatka robiła ogromne postępy, czym zdobyła moją sympatię.
Niestety nieco gorzej było z pobocznymi bohaterami. Jak w przypadku Savage każdy z nich rozumował niczym dwunastolatek, przez co zdarzały się przykre sytuacje. Choćbym chciała, to nie jestem w stanie wyrzucić z pamięci wiecznie płaczącej za mamą dziewczyny, której łzy zdawały się nie mieć końca. Odrobinę ją rozumiałam, bo przecież nikt nie lubi znajdować w sytuacji, kiedy to nie wie dokładnie, co się dzieje, ale i tak jej zachowanie wytrącało mnie z równowagi. I naprawdę dziękowałam autorowi za wykreowanie innych, nieco bardziej opanowanych postaci, bo gdybym miała z nią styczność przez dłuższy czas to mogłabym zostać łysa ze względu na nerwowe wyrywanie sobie włosów. Ale muszę przyznać, że gdyby nie ta odmienność charakterów to mogłabym wam marudzić na zabawę w losowe wybieranie imion dla identycznych osób, a niestety zostało mi to uniemożliwione. Za to mogłam faworyzować niektórych bohaterów (w tym samego Bishopa, którego niemal pokochałam), a na niektórych wręcz krzyczeć ze złości. Och, czasami naprawdę za bardzo wczuwam się w fikcyjne historie...
Scott Sigler jakoś wybitnie nie wyróżnia się ze stylem pisarskim wśród swoich kolegów po fachu. W przypadku tego pana ważniejszym aspektem jest wyobraźnia oraz umiejętne składanie wątków, aby czytelnik musiał główkować tak długo, aż para poszłaby uszami. Może przy tworzeniu [Żywych] nieco przedobrzył, ale nie mogę mu odmówić pomysłowości. Ja pewnie przy pisaniu takiej powieści sama bym się pogubiła (a byłoby mi wstyd prosić o pomoc osoby trzecie, by one mnie nie wyśmiały), dlatego też gratuluję mu wytrwałości w dążeniu do wyznaczonego celu.
Niekiedy los bywa naprawdę przewrotny, przez co nieraz jesteśmy stawiani w dziwnych sytuacjach. Możemy na nie reagować krzykiem, płaczem lub po prostu je ignorować, lecz doskonale zdajemy sobie sprawę, że musimy z nich wyjść obronną ręką, bo inaczej czekają nas przykre konsekwencje. Tak było w przypadku bohaterów książki [Żywi], gdzie wystarczył jeden błąd, aby lawina niepożądanych zdarzeń runęła, a wtedy... tego już niestety nie zdradzę!
Podsumowując:
Ta książka to jedna wielka niewiadoma. Na każdym kroku można się wręcz potknąć o wystające z kątów tajemnice, lecz kiedy tylko pozwolimy sobie na to, by przejęły nad nami kontrolę, możemy uzyskać naprawdę zaskakujące zwroty akcji. Tak właśnie było w moim przypadku. Pragnę z całych sił, byście sami odczuli na własnej skórze te wszystkie wrażenia, dlatego też moja opinia nie przypomina tych, do których was przyzwyczaiłam. Ale kiedy tylko poznacie losy Savage to zapewne mi za to podziękujecie. Bo będzie za co!
Wydawnictwo: Feeria
Data wydania: 2016-06-02
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 384
Dodał/a opinię:
Aleksandra Bienio
Codziennie prawie trzysta osób oczekujących na przeszczep umiera, nie mogąc doczekać się na immunologicznie odpowiedni organ. Nic dziwnego, że wiele firm...
M. Savage, zwana Em, przewodzi grupie dzieciaków, które obudziły się w dziwacznych trumnach, w tajemniczym pomieszczeniu, nie wiedząc, kim są ani jak się...