Największe zło wysługuje się naiwnością. Fragment książki "Tożsamość" Roberta Wysokińskiego

Data: 2023-10-02 12:17:17 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 18 min. Autor: Mirosław Kalinowski
udostępnij Tweet

Opinią publiczną w Stanach Zjednoczonych wstrząsa seria brutalnych morderstw. Ofiarami padają całe rodziny, a zabójca nie oszczędza nawet małych dzieci. Na miejscu zbrodni sprawca zostawia zawsze swoisty podpis – bilet autobusowy i zagadkowy rysunek ludzika wykonany krwią ofiar. Policja jest bezradna: wszystkie tropy zdają się prowadzić donikąd.

Kilka miesięcy później w niewyjaśnionych okolicznościach znikają młode kobiety. Zaginionych nic ze sobą nie łączy, żyją w różnych częściach kraju i brakuje jednoznacznego klucza, według którego padają ofiarami porywacza. Czy to możliwe, by za wszystkim stała jedna osoba? Czy te zdarzenia mają coś wspólnego z wcześniejszymi krwawymi zabójstwami? Agenci FBI z Tomem Vesuvio na czele muszą wykorzystać wszystkie możliwe sposoby, by namierzyć sprawcę. Przekopując stosy policyjnych dokumentów, w końcu natrafiają na pewną nietypową zbieżność, która przykuwa ich uwagę. Wkrótce okaże się, że w tej sprawie nic nie jest oczywiste, a ofiara i oprawca lubią zamieniać się miejscami…

Tożsamość - książka Roberta Wysokińskiego

Już dziś swoją premierą ma najnowsza powieść Roberta Wysokińskiego Tożsamość, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Novae Res. Zachęcamy do lektury powieści, a także premierowego jej fragmentu, który prezentujemy poniżej:

1

Sierpień 2022 roku

Michigan, Traverse City

Debbie Watson, lat 28

 

Nad Traverse City w stanie Michigan zbierały się gęste chmury, ale komunikaty radiowe mówiły tylko o przelotnym deszczu i dla Debbie Watson była to dobra wiadomość. Zanim przetarła oczy i wyciągnęła się jak pantera na swoim łóżku, zdążyła odpisać Suzy i umówić się na wieczornego drinka.

To była chyba jedyna dziewczyna, która potrafiła ją zrozumieć, i Debbie nie musiała przy niej ukrywać nastroju, w jakim się właśnie znajduje. Skromna, a przy tym bardzo atrakcyjna i po kilku drinkach odważna bardziej niż myśliwy na safari, co było jej wieczną zgubą. Nie raz i nie dwa wdawała się w kłótnie w barze u Martina, ale na całe szczęście on miał tego świadomość i w pewnym momencie wlewał jej już mniej alkoholu do drinków lub ignorował i kazał się uspokoić.

Dwudziestoośmioletnie życie Debbie niczym się nie wyróżniało, podobnie zresztą jak i ona, a było tak spokojne, że sama była pełna podziwu, że jeszcze samej sobie się nie znudziła. I gdyby dodać, że była ani za brzydka, ani za ładna, to przeciętność byłaby jej cechą główną. Tak przynajmniej o sobie myślała. Nie żeby chciała podkreślać niski poziom własnej wartości, ale po różnych życiowych historiach było jej łatwiej wychodzić na prostą z tym przeświadczeniem.

Wstała, spojrzała na elektroniczny wyświetlacz budzika i wyłączyła w nim radio. Nałożyła klapki i idąc do kuchni, długim ziewnięciem zaczęła dzień.

Piątek był jej ulubionym dniem, który miała przeznaczyć na odpoczynek.

Dłuższą chwilę rozmyślała o tym wszystkim i wybrała w komórce numer do pracy.

– Szefie, mogę być dzisiaj godzinę później? – spytała. – Mam sprawę do załatwienia, a po osiemnastej będzie już za późno.

Mason Nolan był poczciwym emerytem. Po śmierci córki bardzo się zmienił, a firma, którą jeszcze prowadził, była dla niego zwykłą odskocznią. Nie potrafił przestać myśleć o swoim jedynym dziecku. Żona od niego odeszła, bo nie potrafili spojrzeć sobie w oczy po tych tragicznych wydarzeniach. Obwiniali siebie nawzajem za ten nieszczęśliwy wypadek i przy każdej kolejnej rocznicy tego wydarzenia Nolan zamykał się w swoim garażu. Pił i oglądał w nieskończoność zdjęcia swojej kochanej córeczki.

Wiedział też, że Debbie jest jedynaczką, i dobrze ją traktował, niemalże jak swoją małą Vicky. Czasem rozmawiał ze swoją pracownicą i wspominał stare czasy. To mu pomagało, te rozmowy były dla niego swoistą terapią.

– Nie ma sprawy, otworzę i tam się spotkamy – odpowiedział i się rozłączył.

Debbie położyła swój wysłużony smartfon na blacie i uruchomiła ekspres do kawy. Otworzyła lodówkę i przez dłuższą chwilę zastanawiała się, co zjeść na śniadanie. Niespodziewanie usłyszała jakiś hałas dochodzący z dalszej części domu. Przeszła w tryb czujności.

– Co to było? – zapytała samą siebie i wyjęła z szuflady największy nóż.

Niedawno oglądały z Suzy horror na DVD i do tej pory na wspomnienie o nim, dostawała gęsiej skórki. Miała bujną wyobraźnię i zwykle dopowiadała sobie coś od siebie, a potem musiała zasypiać przykryta po same uszy. Teraz też przestraszyła się nie na żarty.

Schowała nóż za plecami i idąc cichym krokiem, nasłuchiwała kolejnego dźwięku. Z kuchni, która była najdalej położonym pomieszczeniem jej parterowego domu, przeszła kilka kroków przez korytarz i po prawej stronie nacisnęła klamkę pierwszego z pokoi. Był wysprzątany, pachniał odświeżaczem i służył jako gościnny. Urządzony bez jakichkolwiek fanaberii.

Debbie lubiła przestrzeń, pokój nie mógł być zawalony meblami i niepotrzebnymi gratami. Wystarczyły stolik, kanapa, szafka nocna i lampka. Komoda na przeciwległej ścianie dopełniała tylko formalności. Prosty styl. Zasłony nie wpuszczały za dużo światła do środka, a kwiaty na parapecie kwitły w najlepsze. Specjalnie wybrała takie, które nie wymagały szczególnej opieki.

Nóż ślizgał się dziewczynie w spoconej dłoni, obracała go i zaciskała, aż pobielały jej knykcie.

Dźwięk się powtórzył i teraz był wyraźniejszy. Tak jakby ktoś przesunął jakiś przedmiot. Lecz nadal nie potrafiła dokładnie określić, co to mogło być. Nie chciała krzyczeć w panice, zdecydowała, że spróbuje przekonać się, co to za hałasy. Wystawiła delikatnie głowę na szeroki korytarz, a upewniwszy się, że nikogo w nim nie ma, poszła kilka kroków dalej.

W łazience paliło się światło i Debbie nie była pewna, czy ktoś wtargnął do jej domu, czy zapomniała je zgasić wieczorem, zanim poszła spać. Chwilę potem weszła do wewnątrz. Wanna lśniła bielą, a lustro odbijało jej przestraszoną postać. Ciemne i potargane włosy kładły się na jej ramionach i aż prosiły się o szczotkę. Dziewczyna w myśli zganiła się za wygląd, zdawała sobie sprawę, że dziś czas nie działa na jej korzyść i jak tak dalej pójdzie, będzie musiała pojechać autobusem, choć przeważnie szła do biura na piechotę, znajdowało się niedaleko przystani.

Za lekkim łukiem dotarła do salonu, znajdującego się prawie naprzeciwko trzeciego pokoju. Jeden krok i znalazła się w środku. Znowu nasłuchiwała, a dom sprawiał wrażenie, jakby nie oddychał wraz z nią. Jej pierś podnosiła się i opadała. Debbie starała się tłumić każdy oddech, by móc usłyszeć najmniejszy szmer.

Kolejny raz przesunęła nóż w dłoni i upewniła się, czy chwyt jest na tyle wystarczający, by podczas ataku nie upuścić go na podłogę.

W salonie stał telewizor, którego prawie nie używała. Wolała czytać książki i słuchać muzyki. Spędzała tu jedynie babskie wieczory razem z Suzy, gdy oglądały ulubione filmy. Na lewej ścianie stała obszerna komoda, a na niej zdjęcia. Ściany pokrywała wzorzysta tapeta z kwiatowym ornamentem. Komoda zasłaniała jedną trzecią jej wysokości. Kwiaty w doniczkach czekały na sobotnie cotygodniowe podlewania. Wygodny narożnik wyglądał tak, jakby od jakiegoś czasu nikt z niego nie korzystał. Kurzu na ekranie było tyle, że telewizor mógłby służyć za tablicę.

I służył.

Dłoń odbita na samym jego środku wyglądała epicko. Tak jakby kontur ekranu był kluczem do wewnętrznego świata. Pomyślała, że dawno tu nie sprzątała, i od razu uznała, że w ten weekend zacznie właśnie od tego miejsca.

Znowu usłyszała lekki szmer, teraz już wiedziała, że dochodził z sypialni. Tylko zastanawiała się, jak to możliwe, skoro niedawno tam była i nie widziała tam nic podejrzanego. Wyszła z salonu i przybrała obronną pozycję. Skupione, zmrużone oczy, chłodne ostrze noża wyciągnięte jak wędka i czujność łowcy. Na moment się zawahała i zaczęła rozpracowywać plan obrony, odliczyła w pamięci trzy najdłuższe w życiu sekundy i zakradła się do sypialni.

Letni wiatr rozchylał delikatne firany i rozwiewał ich kształt, unosząc całą połać do wnętrza pokoju, a plastikowe motyle przyczepione na ich powierzchni szurały o ramę i szybę okienną. Jedna z tafli materiału zsunęła się na parapet, wydobywając z siebie taniec kolorowych owadów, który niemalże przyprawił Debbie o atak serca.

– O Jezu, ale ja jestem głupia – uspokoiła się dziewczyna.

Weszła na kanapę i zdjęła wszystkie dwadzieścia przypinek, nie chciała znowu popadać w paranoję, gdy innym razem coś tak banalnego ją przestraszy. Wrzuciła plastikowe motyle do szuflady szafki nocnej i spojrzała na zegarek. Miała pół godziny na dotarcie do biura.

– Kurwa – przeklęła i natychmiast skierowała się do dębowej szafy, by skompletować piątkowy strój do pracy.

Czarne leginsy, sportowe buty i biały podkoszulek z nadrukiem byłej uczelni.

Spojrzała kolejny raz w niebo i dorzuciła dżinsową katanę z mnóstwem ćwieków, zamków i rzemyków. Zawsze śmiała się, gdy ją zakładała, że ubiera się w choinkę.

Zdążyła umyć zęby i nalać kawy do filiżanki, wczorajsza kanapka pozostawiona w lodówce pod szklanym przykryciem musiała na razie wystarczyć i zastąpić śniadanie. Przełknęła ostatni kęs, popiła i wybiegła z domu, zamknąwszy drzwi na klucz.

Dochodziła dziesiąta trzydzieści.

 

2

Mason Nolan był na nogach już od szóstej trzydzieści rano i uzupełniał paliwo w swoich czterech łodziach wycieczkowych. Przy okazji sprawdził łączność. Robił tak od dawna, teraz mógłby nazwać to rytuałem. Wszystko musiało pasować i działać, jego wrodzony pedantyzm. Ułożone kapoki, lśniący kokpit i lodówka pełna świeżej żywności.

Kiedy zauważył Debbie, uśmiechnął się i do niej pomachał, gdy wychodziła na ostatnią prostą przed biurem i poprawiała włosy. Przemył dłonie, wytarł papierowym ręcznikiem i zmiętą kulkę wrzucił do kosza.

– Dzień dobry, szefie – przywitała się sekretarka i zerknęła na przystań.

– Witaj, Debbie, wszystko w porządku?

– W najlepszym, panie Nolan, napijemy się kawy? – zaproponowała.

Pięćdziesięciolatek nie oponował, a wręcz przyklasnął w dłonie i położył serdecznie jedną z nich dziewczynie na ramieniu. Była strzaskana słońcem, wypełniona zarysem wyrzeźbionych żył i zapracowanych stawów, na które czasem narzekał.

– Chodźmy – powiedział i poprawił wysłużoną czapkę z daszkiem z logo swojej firmy.

Wiatr powoli rozganiał chmury i tracił na sile, a tym samym piątek zaczął się układać. Debbie znowu poprawiła włosy i sprawdziła listy uczestników wycieczek w firmowym komputerze.

– Mamy jeszcze dwa wolne miejsca, szefie.

– Można powiedzieć, że już nie, bo jakiś gość zarezerwował te dwa ostatnie. Miałem zamiar to zaraz wprowadzić do danych, bo zaczepił mnie przy łódce i dał dwadzieścia dolarów zaliczki, resztę dopłaci przed wypłynięciem.

– A jak wyglądał?

– Chyba mógł być około czterdziestki. Włosy blond, opalony, kilka tatuaży, białe zęby i ciemne okulary.

– Ale szef dokładny – zaśmiała się Debbie.

Nolan miał pamięć do ludzi, a do swoich klientów w szczególności. To oni często wracali na jego łodzie, zabierając ze sobą swoich kolejnych znajomych w rejs.

– Przedstawił się jako Ivan.

– Rosjanin?

– Po akcencie tego bym nie powiedział. Czemu pytasz?

– A, nic. Myślałam, że to ktoś stąd. Tydzień temu mój sąsiad, Bill, pytał o ceny i o to, jak często wypływamy ponurkować przy Beaver Island.

– No właśnie pół godziny temu o ciebie pytał.

– Bill?

– Nie, Ivan.

 

3

Suzy kończyła zaznaczać grubą kreską brwi, gdy zadzwoniła komórka. Dziewczyna przeklęła pod nosem i zeszła na dół piętrowego domu.

Różowy aparat wibrował na stole i odtwarzał jej ulubiony utwór „Sex on the fire”, aż dotarł do krawędzi i prawie spadł na podłogę, a futerkowa obudowa z małymi uszami psa, która zawsze rozśmieszała wszystkich znajomych Suzy, zatrzęsła się jak szczeniak.

– Co tam? – zapytała rozmówcę.

Mężczyzna westchnął i przywitał atrakcyjną brunetkę krótkim „Cześć”.

– Będziesz dziś w klubie u Martina? – spytał.

– Będziemy.

– O, widzę, że coś się zmieniło – parsknął jej znajomy, John.

– Nic się, gamoniu, nie zmieniło, przyjdę z Debbie. Co chciałeś?

– To w sumie dobrze, bo wpadnę z kumplem. Dawno się nie widzieliśmy, więc będzie nas czworo. Tak jakby do pary, no nie?

– Weź się ogarnij, stary, że niby ty i ja?

– No i elegancko, Suzy – prowokował chłopak.

– John, wybieram się do centrum i jestem zajęta, a ty się podniecasz jak gówniarz. Między nami to był tylko seks, więc się nie nakręcaj.

– Na ucho mówiłaś mi co innego.

– Byłam nawalona. Do później.

Telefon wylądował na fotelu i cisza wypełniła szeroką przestrzeń domu. Dziewczyna spięła włosy i przejrzała się w lustrze, które kiedyś zawiesiła przy kręconych schodach. Mrugnęła okiem i sprawdziła, czy brwi mogą tak zostać, czy trzeba jeszcze nad nimi popracować. Nie mogła wyglądać byle jak, wszystko miało być atrakcyjne i zachęcające. Nie po to ci śliniący się na jej widok adoratorzy stawiali jej drinki i obiady w restauracji, by teraz pozwoliła sobie na jakiś defekt, a udawanie wiecznie zrozpaczonej życiem i pogrążonej w kredytach miało jej tylko pomagać w wyciąganiu od nich prezentów, niewielkich sum i zgadzać się na weekendowe wypady za miasto.

Niczym niezmącone życie. Dom po rodzicach, niewielki spadek i prawie darmowa egzystencja. A praca w butiku była tylko dla zabicia nudy i na drobne wydatki. Tak odpowiadała Debbie, gdy przyjaciółka pytała i martwiła się, kiedy Suzy się ustatkuje.

 

4

Detektyw Tom Vesuvio długo czekał na wolny weekend i cieszył się na kilka dni wolnego od zabójstw, porwań i tego wszystkiego, co kojarzyło się z bólem i czasem, który musiał temu poświęcić. Zaproponował swojej żonie, Monice, wyjazd na wyspę, a ta z uśmiechem na ustach przyjęła propozycję i nawet zamieniła się z koleżanką w pracy w szpitalu, by potem odpracować dwa dyżury, na których jej zabraknie.

Zaplanowali piątkowy lot już kilka dni temu, by zabrać niewielki bagaż i polecieć wieczornym samolotem, ale mimo wszystko natura pracoholików obu małżonków była uciążliwa. Obiecali sobie, że jakiejkolwiek elektroniki będą używać wyłącznie w określonych sytuacjach, jak zamawianie posiłku czy taksówki. Mieli pozałatwiać wszystkie swoje sprawy i obowiązki oraz wyciszyć telefony.

– O której będziesz w domu, kochanie? – spytał żonę, gdy zadzwonił do niej do szpitala.

Odebrała prawie od razu.

– O szesnastej kończę i jadę do domu, o której dokładnie jest lot?

– O osiemnastej czterdzieści. Zdążysz się spakować?

– Tak, większość najważniejszych rzeczy jest już w torbie, więc pozostały tylko przybory toaletowe i wieczorna kąpiel.

Vesuvio uśmiechnął się na samą myśl.

– Brzmi zachęcająco – zagaił Monicę.

– Wariat – spuentowała. Nadrobimy na wyspie – zakończyła i pożegnała się milszym słowem.

Detektyw następnie sprawdził ostatnie połączenia i zadzwonił do biura FBI, a Jeff Wilson zrelacjonował mu, co się dziś działo pod jego nieobecność.

– Damy sobie tutaj radę, Tom – zapewnił detektyw. – Zbieraj siły i zobaczymy się za kilka dni, odpocznij.

– Dobrze, ale jak będzie się coś działo, to dzwoń.

– I co to zmieni, przerwiesz urlop?

– No nie, masz rację.

– Zatem do zobaczenia w środę, pozdrów Monicę.

Vesuvio jako szef wydziału zabójstw wiedział, że może w zupełności polegać na swoich ludziach i nie powinien się zamartwiać. Nie wie, co go jeszcze czeka w przyszłości, która sprawa pochłonie go bez reszty i ile przed nim jeszcze nieprzespanych nocy.

Zaniósł bagaże do garażu, sprawdził pogodę i zamówił taksówkę na konkretną godzinę, by zdążyć na lotnisko.

Na Beaver Island świeciło słońce, które coraz częściej przebijało się przez chmury, a prognoza na weekend była obiecująca. Detektyw powoli przyzwyczajał się do myśli o beztroskim leżeniu w hamaku na plaży, wypadzie z grupą nurków na wyznaczoną głębinę jeziora Michigan i spędzeniu tego czasu z żoną. Bez stresu, napięcia i pogoni za złoczyńcami.

 

5

Godzina 17.12

W Traverse City nie było już śladu po silnym wietrze i Debbie Watson mogła śmiało powiedzieć, że właśnie zakończyła pięciodniowy tydzień pracy i zaczęła weekend. W głowie ułożyła plan, dogadała szczegóły spotkania ze swoją przyjaciółką i lekkim krokiem szła w stronę domu. Suzy coś wspomniała, że będą mieć towarzystwo, ale dzisiaj ona też miała ochotę na flirt. A jak sobie przypomni, jak dawno była blisko z jakimś facetem, to jej pamięć nie za szybko odnajdywała jakąś bliską datę. Tylko praca i siedzenie w domu, z małymi wyjątkami na pogaduchy z Suzy.

Miała jeszcze ponad dwie godziny na prysznic i oczekiwanie na przyjaciółkę. Zawsze tak zaczynały, kilka drinków u niej i nastrojenie się głośną muzyką. Potem przyjeżdżał po nie John lub inny koleś Suzy i razem jechali do pubu Martina.

– W co ja mam się ubrać, Debbie? – spytała zrozpaczona Suzy, a jej infantylny głos zawisł w słuchawce.

– Mnie się pytasz? Przecież to nie jest randka i różni wariaci tam się pojawiają, więc na pewno nie zakładaj mini jak ostatnio, bo będzie kolejna awantura.

– Ale ja lubię mini. Mam iść w dresie?

– Czy to ważne? Wypijemy u mnie butelkę ginu z tonikiem, przyjedzie John i w pubie wypiję z dwa, może trzy drinki, i chcę się wyspać. Muszę jutro o dziesiątej pojechać do Gaylord.

– Po co? – zdziwiła się Suzy.

– Kupuję auto, starsza pani po śmierci męża chce się go pozbyć. Dobra cena, no i chcę w końcu mieć coś swojego.

– Przecież mogę cię zawieźć.

– Dam sobie radę.

– No dobra, będę u ciebie za godzinę. Kupić coś?

– Nie, po drodze kupiłam naszą ulubioną buteleczkę – zarechotała szyderczo Debbie.

Wieczór i jego późne godziny zapowiadały się wybornie.

Woda pod prysznicem leciała delikatnym strumieniem, a mała świeczka dawała lekki półmrok w łazience. Klimat, w który wprowadzała się dwudziestoośmiolatka, dawał jej stan relaksu, a deszczownica grubymi kroplami masowała jej głowę. Przez zamknięte oczy doświadczała odpoczynku, gładząc ciało namydloną gąbką. Była szczęśliwa.

Po drugiej stronie ulicy mężczyzna w średnim wieku zrobił kilka ujęć wysokiej jakości aparatem i spojrzał na otrzymane rezultaty. Mimo odległości i niewygodnej pozycji, którą musiał przyjąć w zaparkowanym aucie, był zadowolony. Mógł lepiej ustawić się do budynku, ale o tej porze i biorąc pod uwagę spostrzegawczość Debbie, nie chciał ryzykować. Najważniejsze szczegóły były widoczne. Adres, układ budynku, bliskość sąsiedztwa i jakość podjazdu pod dom. Odpalił silnik i odjechał, za godzinę miał wysłać zlecenie wybranej firmie. Koszt był mu znany, ale nie o to mu chodziło. Ona była najważniejsza.

Książkę Roberta Wysokińskiego w dobrej cenie kupić można w popularnych księgarniach internetowych poniżej:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Tożsamość
Robert Wysokiński 3
Okładka książki - Tożsamość

Największe zło wysługuje się naiwnościąOpinią publiczną w Stanach Zjednoczonych wstrząsa seria brutalnych morderstw. Ofiarami padają całe rodziny, a zabójca...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Upiór w moherze
Iwona Banach
Upiór w moherze
Jemiolec
Kajetan Szokalski
Jemiolec
Pożegnanie z ojczyzną
Renata Czarnecka ;
Pożegnanie z ojczyzną
Sprawa lorda Rosewortha
Małgorzata Starosta
Sprawa lorda Rosewortha
Szepty ciemności
Andrzej Pupin
Szepty ciemności
Gdzie słychać szepty
Kate Pearsall
Gdzie słychać szepty
Bądź tak po prostu
Ewelina Dobosz ;
 Bądź tak po prostu
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Katarzyna Ceklarz; Urszula Janicka-Krzywda
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Zróbmy sobie szkołę
Mikołaj Marcela
Zróbmy sobie szkołę
Pokaż wszystkie recenzje