Nie mamy prawie nic. Fragment książki „Piekło-niebo"

Data: 2023-07-07 10:13:15 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 9 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Kraków, maj 2019 roku. Dzieci z trzeciej klasy podstawówki przygotowują się do pierwszej komunii, kiedy nad zalewem zostają znalezione zwłoki jednego z nich. Ślady świadczą o brutalnym zabójstwie – duszeniu kablem i gwałcie.

Wkrótce dochodzi do kolejnych zaginięć i morderstw chłopców w innych częściach miasta. W tym czasie odbywa się też premiera filmu braci Sekielskich Tylko nie mów nikomu i odżywa historia Gumisia, pierwszego terrorysty III RP.

Policja musi rozstrzygnąć, czy to przypadkowy zbieg okoliczności, czy elementy perfidnej intrygi. I czy papierowa dziecięca zabawka ,,piekło-niebo" może stanowić klucz do rozwiązania zagadki?

Funkcjonariusze wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej mają równie dużo problemów ze śledztwem, co ze sobą. Nikomu nie można ufać i każdy może się znaleźć w kręgu podejrzanych.

Piekło-niebo Gabriel Fleszar - zdjęcie książki 

Kryminał Pawła Fleszara piekło-niebo trzyma w napięciu do samego końca, a wiele zdarzeń, rzeczy i ludzi nie jest takich, jakimi się wydają.

„Piekło-niebo" Pawła Fleszara to powieść, po którą sięgnąć powinni miłośnicy kryminałów, a także czytelnicy poszukujący naprawdę angażującej lektury. 

- recenzja książki „piekło-niebo"

Do lektury zaprasza HarperCollins Polska. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki piekło-niebo. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Robiło się coraz cieplej, w nosie wierciły mu nierozpoznane zapachy albo i pyłki roślin. Wszędzie pełno drzew, na nich liści, co wszystko zasłaniają, krzaków. Zielona Nowa Huta, kurwa mać!

I jak na ironię, słyszał dźwięki muzyki i rosnący nad zalewem gwar rozpoczynanego z opóźnieniem pikniku. Od Wielkanocy, zwłaszcza w weekendy, przewijały się tu zawsze za dnia gromady ludzi zostawiających pierdyliard śladów, więc oni nie mieli czego szukać na alejkach, ławkach i trawnikach.

Czekał na retuszowane przez technika na komendzie zdjęcie tego dzieciaka, które po wydrukowaniu w paru egzemplarzach miał przywieźć Bartek. Przejdą się z Lewym po mieszkaniach najbliższych bloków, on weźmie na siebie domy za zagajnikiem. Lepiej nie zostawiać tego niepociumanym krawężnikom z ósmego komisariatu.

Szymański, który był prokuratorem dyżurującym, przyjechał z opóźnieniem, pokiwał zafrasowany głową, zlecił im śledztwo, stwierdził, że poprowadzi sprawę, zwołał zebranie na osiemnastą i się zwinął. Pewnie ma zaplanowaną wycieczkę z dziećmi albo co najmniej rodzinny obiad.

Przejrzał neta na smartfonie. Sprawa zamordowanego dzieciaka nad Zalewem Nowohuckim żyła już od paru godzin, serwisy opublikowały informacje z zastrzeżeniami rzecznika komendy, że morderstwo nie zostało jeszcze potwierdzone. W mediach społecznościowych musiały się pojawiać prywatne zdjęcia i filmiki, bo parę portali wrzuciło próbki.

To sprawa, na którą czekał, która może dać mu sławę. Chuj ze sławą. Najważniejsze, że dzięki niej pokaże, na co go stać. To dobrze, że jest taka trudna, jest do niej przygotowany lepiej niż matoły, z którymi ma styczność na komendzie. Nie ma możliwości, żeby jej nie rozwiązał.

4

Mucha przedtem brzęczała na szybie, ale teraz ośmieliła się ich bezruchem i łaziła po stole konferencyjnym. Ani naczelnikowi wydziału kryminalnego komendy wojewódzkiej, Sławomirowi Mani, ani prokuratorowi Łukaszowi Szymańskiemu nie wypadało się poderwać i zabić owada.

Nie ma zresztą odpowiedniego sprzętu, żadnej gazety w polu widzenia, pomyślał ten drugi. No, on mógłby ewentualnie zdjąć klapek z nogi, bo podinspektor nawet do tego nie jest przygotowany – ubrał się formalnie i do długich spodni założył półbuty. Czekali na Sulimę i jego współpracowników, którzy spóźniali się trochę, bo przytrzymał ich wciąż powstający wstępny raport z sekcji.

– Słuchaj, Sławek, to może być syfiasta sprawa. Sulima sobie poradzi? – zagadnął Manię.

– Uważam, że akurat do niej świetnie się nadaje, bo jest zdolny, bardzo skrupulatny, uparty – odparł podinspektor.

– Tutaj może być potrzebna współpraca różnych jednostek, a on nie jest zbyt lubiany, ludzie uważają go za buca.

– Bo on uważa ich za niedorozwiniętych umysłowo i to czują – westchnął Mania. – Nie mamy na tyle dużo kandydatów zdatnych do tej pracy, żeby dobierać ich charakterologicznie. W ogóle nie da się grymasić; masz przykład Witka Nawrockiego, którego trzeba było znowu wziąć do służby. Artek jest chorobliwie ambitny, ale ma wyniki, po trochu właśnie dzięki temu. Nikt nie odmówi mu pomocy w sytuacji, kiedy szukamy zabójcy dziecka. Zresztą po to tu przyszedłem, żeby wiedział, że będzie miał moje wsparcie.

– Byłbym jednak spokojniejszy, gdyby właśnie Nawrocki się tym zajął – obstawał przy swoim prokurator.

– Nie będę go ściągał z urlopu, nie wiem, gdzie się podziewa.

Szymański przypuszczał, że Wit siedzi w Krakowie i w komendzie wojewódzkiej są tego świadomi, ale nie chciał zarzucać policjantowi kłamstwa.

– Gdybym odsunął teraz Sulimę, być może straciłbym go – kontynuował podinspektor. – A Nawrocki wróci po niedzieli do roboty i w razie konieczności zawsze może dołączyć do śledztwa.

– Ślady na szyi i karku wskazują, że chłopiec został uduszony garotą, którą morderca zarzucił od tyłu. O duszeniu świadczy również krwotok punkcikowaty, powstający w naczyniach krwionośnych wokół oczu. – Podkomisarz Sulima referował wstępny protokół patologa. Prokurator przyglądał się jego wymuskanej fryzurze, brodzie, opaleniźnie widocznej na odsłoniętych częściach twarzy. Tamten musiał się przebrać w ciągu dnia, bo rano występował w skórzanej kurtce, a teraz miał luźną koszulę, zmienił też podkoszulek. Było tak ciepło, że wystarczyłby T-shirt, ale pod koszulą ukrywał kaburę z pistoletem. To typ człowieka, który zawsze musi mieć przy sobie broń, pomyślał Szymański.

– Siła była dość duża, stwierdzono naruszenie kości gnykowej, chroniącej grdykę. Moim zdaniem jednak morderca nie użył drutu, struny fortepianowej, nic w tym rodzaju, bo poderżnąłby gardło – kontynuował obiekt jego obserwacji. – Nie była to także lina, ślad na szyi jest zbyt cienki. Z krwawymi podbiegnięciami, ale skóra nie została przecięta. To musiał być jakiś kabel, może telefoniczny lub taki, jakiego używają do montażu internetu…

– Koncentryk – wtrącił Andrzej, którego nazywali chyba Lewym. Otworzył usta, ale nie powiedział nic więcej, bo zdał sobie sprawę z niezadowolenia przełożonego.

– Właśnie – uciął podkomisarz. – Ale nic grubszego, w rodzaju sznura od żelazka czy kabla do lodówki.

– Ofiara stawiała opór, są ślady szarpaniny? – spytał prokurator.

– Żadnych.

– Chłopiec bez najmniejszych zastrzeżeń poszedł za zabójcą i spokojnie czekał, aż ten od tyłu zarzuci mu garotę? Trudno też przypuszczać, że go zaskoczył w środku nocy nad zalewem. Może to ktoś mu bliski?

– Niewykluczone, ale niech pan pozwoli mi skończyć. – Sulima popatrzył na Szymańskiego niechętnie. – Dzieciak miał we krwi zero i dwa promila alkoholu. Obolewicz, jak to on, unika konkretnych twierdzeń, ale sądzi, że przyjęta ilość była większa.

– Przede wszystkim nie wiadomo, jak zareagował na tę dawkę tak młody organizm – poparł go naczelnik, po raz pierwszy zabierając głos. – Dzieciak mógł być na rauszu, zupełnie bezwolny.

– Dokładnie. – Sulima kiwnął energicznie głową. – To wszystko jednak mały pikuś. Mamy pierdolonego zboczeńca, pedofila albo i nekrofila.

Szymański odniósł wrażenie, że w głosie tamtego zabrzmiała nutka triumfu. Miał swoją wymarzoną głośną sprawę. Podkomisarz zrobił pauzę, by informacja głęboko wniknęła w świadomość słuchaczy, po czym podjął:

– Są ślady penetracji analnej dokonanej już po śmierci chłopca!

– Jesteś pewny?!

– Obolewicz tak to ocenia: w odbycie znalazł znikome podbiegnięcia krwawe, więc w ciele nie było już krążenia. Zabójca zrobił to w prezerwatywie, na co wskazują pozostałości lubrykantu i substancji powlekających. Prawdopodobnie po to, by nie zostawić swojego DNA. Choć nie można wykluczyć kolejnej aberracji seksualnej – współżyje w gumce z trupem.

– Może bał się, czy nie złapie czegoś od dziecka – wtrącił Lewy. Szymański i Mania popatrzyli na niego z uznaniem, a Sulima z irytacją.

– A czy to nie mógł być wypadek: podduszał go, zaczynając stosunek, i go udusił? Albo chciał go poddusić na tyle, by pozbawić przytomności, żeby chłopak był zupełnie bezbronny, i niechcący udusił? – ośmielił się milczący dotychczas aspirant Gomułka.

– Słuszna uwaga. – Szymański nieco teatralnie wskazał na niego palcem, żeby podrażnić Sulimę. – To nie musi być nekrofil, choć na pewno jest ciężko zaburzony seksualnie. Pewnie normalnie mu nie staje, nawet do dziecka.

– Są jakieś ślady w tym rowerze wodnym, na nabrzeżu, świadkowie, a przede wszystkim: czy wiadomo coś o ofierze? – Naczelnik wydziału kryminalnego przywrócił podkomisarza do rozmowy.

– Niestety, nie mamy prawie nic.

Książkę piekło-niebo kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Piekło-niebo
Paweł Fleszar7
Okładka książki - Piekło-niebo

Kraków, maj 2019 roku. Dzieci z trzeciej klasy podstawówki przygotowują się do pierwszej komunii, kiedy nad zalewem zostają znalezione zwłoki jednego z...

dodaj do biblioteczki
Recenzje miesiąca
Upiór w moherze
Iwona Banach
Upiór w moherze
Jemiolec
Kajetan Szokalski
Jemiolec
Pożegnanie z ojczyzną
Renata Czarnecka ;
Pożegnanie z ojczyzną
Sprawa lorda Rosewortha
Małgorzata Starosta
Sprawa lorda Rosewortha
Szepty ciemności
Andrzej Pupin
Szepty ciemności
Gdzie słychać szepty
Kate Pearsall
Gdzie słychać szepty
Bądź tak po prostu
Ewelina Dobosz ;
 Bądź tak po prostu
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Katarzyna Ceklarz; Urszula Janicka-Krzywda
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Zróbmy sobie szkołę
Mikołaj Marcela
Zróbmy sobie szkołę
Pokaż wszystkie recenzje