Nie da się wygrać z przeznaczeniem... „Sekrety domu Bille" Agnieszki Janiszewskiej

Data: 2024-03-13 15:13:46 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 10 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

W pięknym mieszkaniu państwa Bille na Żoliborzu gosposie zmieniają się częściej niż pory roku - żadna z kobiet zatrudnionych przez mecenasa nie potrafi ułożyć sobie stosunków z jego córkami i schorowaną żoną, Eweliną. Julian Bille jest w pełni świadom przyczyny, a także tego, że nie może jej usunąć.

W końcu w drzwiach apartamentu na Potockiej staje Zuzanna, młoda dziewczyna, która na zawsze odmienia życie wszystkich członków rodziny. Energiczna i inteligentna gosposia powoli staje się jej częścią, zaskarbiając sobie bezgraniczne zaufanie Eweliny i jej męża. Tylko ich córki, Róża oraz Urszula, wciąż patrzą na Zuzannę z ukosa, podejrzewając ją o nie do końca czyste intencje. Nic więc dziwnego, że gdy po śmierci Eweliny mecenas podejmuje decyzję o poślubieniu Zuzanny, życie rodziny całkowicie się zmienia...

Nie mamy wystarczających narzędzi, by skutecznie bronić się przed każdym nieszczęściem. Nie wygramy z przeznaczeniem. Czasami trzeba po prostu zacisnąć zęby i przeczekać. Nic nie trwa wiecznie, w każdym razie nie w życiu doczesnym. Dobre i złe chwile wzajemnie się ze sobą przeplatają, następują jedna po drugiej, tak jak pory roku.

Sekrety domu Bille grafika promująca książkę

Zapraszamy do przeczytania książki Sekrety domu Bille. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment powieści Agnieszki Janiszewskiej

Rozdział 1

Zawsze uważał się za realistę, który twardo stąpa po ziemi, nie karmi się złudzeniami i potrafi spojrzeć prawdzie prosto w oczy. Gdy go poznałam, nie należał do wesołków i raczej rzadko się uśmiechał, ujęło mnie jednak jego pogodne usposobienie i kultura osobista, dzięki którym potrafił stawiać czoła naprawdę trudnym sytuacjom. I choć życie nie szczędziło mu trudnych i gorzkich doświadczeń, podchodził do nich z godnym pozazdroszczenia spokojem i opanowaniem. To najlepszy sposób, by nie zwariować, wyjaśnił mi kiedyś. Tym bardziej, że na większość spraw, które dzieją się wokół nas, i tak nie mamy wpływu. Nie potrafimy przecież przewidzieć wszystkich kaprysów losu. Nie mamy wystarczających narzędzi, by skutecznie bronić się przed każdym nieszczęściem. Nie wygramy z przeznaczeniem. Czasami trzeba po prostu zacisnąć zęby i przeczekać. Nic nie trwa wiecznie, w każdym razie nie w życiu doczesnym. Dobre i złe chwile wzajemnie się ze sobą przeplatają, następują jedna po drugiej, tak jak pory roku.

Podziwiałam go za takie podejście do życia, ale nawet nie próbowałam naśladować. Z góry przecież wiedziałam, że to na nic. Z nas dwojga to właśnie ja byłam realistką, w każdym razie większą realistką od niego. Jemu czasem zdarzało się bujać w obłokach i gonić za marzeniami – ja od dawna już tego nie robiłam. W przeciwieństwie do niego nie odrywałam się już od ziemi, zamiast gwiazd obserwowałam ludzi, dzięki czemu chyba dobrze się na nich znałam. Z pewnością lepiej niż on; przynajmniej długo tak uważałam. W związku z tym nie miałam żadnych złudzeń co do tego, jaka będzie reakcja naszych rodzin, przyjaciół i znajomych, gdy dowiedzą się o naszych planach. Byłam pewna, że nie mogliśmy liczyć na zrozumienie ani – tym bardziej – na akceptację, o życzliwym przyjęciu nie wspominając. Z punktu widzenia ludzi, wśród których obracał się Julian, zamierzał on popełnić coś, co dawniej nazywano mezaliansem. I nie zmieniał tego fakt, że takiego określenia już od dawna nie używano. Każdy przecież i tak wiedział, o co chodzi. Dawny podział na klasy społeczne zastąpiła różnica w pozycji zawodowej, w wykształceniu, w miejsce dawnych układów towarzyskich pojawiły się nowe, tworzone według nowych kryteriów. Podział na bogatych i biednych pozostał – zmiana ustroju niczego w tej mierze nie zmieniła. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie nadawałam się na żonę mecenasa Bille. Nie pasowałam ani do niego, ani do towarzystwa, w jakim się obracał. Tak przynajmniej uważało wielu ludzi, którzy twierdzili, że będę go jedynie kompromitowała. Rzecz jasna nie bylibyśmy wyjątkiem – podobnych „mezaliansów” nie brakowało. Nad większością z nich prędzej czy później przechodzono do porządku dziennego – byłam jednak przekonana, że w naszym przypadku tak się nie stanie. My nie mogliśmy liczyć na taką wyrozumiałość. Lecz Julian był innego zdania. Upływ czasu zrobi swoje, mawiał. Najpierw oczywiście zakotłuje się od plotek, będzie trochę hałasu. Potem przez jakiś czas będą nas ignorować. Ale to wszystko minie. W końcu wszyscy się przyzwyczają. Ludzie się zawsze przyzwyczajają, taka jest istota ludzkiej natury.

Nie chciałam ani tego hałasu, ani plotek, wiedziałam jednak, że jakoś je zniosę. Potrafiłam sobie radzić z przeciwnościami losu, ale martwiłam się o Juliana. Czy naprawdę zdawał sobie sprawę z tego, co go czeka i na co się porywa? Co będzie, jeśli się okaże, że jednak się mylił, bo upływ czasu nie wpłynął na opinię innych ludzi? Co zrobi, gdy jego bliscy na stałe odwrócą się od niego? Czy wtedy moje towarzystwo mu wystarczy? Wypełni pustkę po tamtych? Miał przecież dwie dorosłe córki z pierwszego małżeństwa. Miał zięciów i wnuki. Nie miałam wątpliwości, jak przyjmą mnie w roli nowego członka rodziny i co sobie o mnie pomyślą. Córki Juliana nigdy mnie nie lubiły, nie może być zatem mowy, by zaakceptowały mnie w roli macochy. Czy Julian wytrzyma takie napięcie, taką nieznośną sytuację we własnej rodzinie? Czy w ogóle bierze to pod uwagę, dopuszcza do siebie taką ewentualność?

– Martw się lepiej o siebie – ofuknęła mnie bratowa, gdy zwierzyłam się jej z tych obaw. – Bo to głównie na tobie skupi się cała ta ludzka złość i obmowa. Nie na nim, lecz właśnie na tobie nie zostawią suchej nitki. Jemu pewnie w końcu darują, tobie – nigdy.

No cóż, Marianna, podobnie jak ja, twardo stąpała po ziemi. Pomimo że co do zasady podzielałam jej zdanie, pozwoliłam sobie na przekorną uwagę, że chyba jednak trochę przesadza. Od czasów naszych prababek, babek czy nawet rodziców, obyczaje się nieco zmieniły. Jak by na to nie patrzeć, świat poszedł do przodu. Jakiś postęp się przecież dokonał. Powiedziałam to jednak nie dlatego, bym sama wierzyła w podobne dyrdymały – po prostu czasem lubiłam się z nią podroczyć.

Tak jak się spodziewałam, popatrzyła na mnie częściowo z politowaniem i z irytacją.

– W takich sprawach nic się nie zmieniło od stuleci – parsknęła moja bratowa. – Chłopu zawsze wybaczą, zrozumieją, poklepią go tylko po plecach. Dał się omotać, poniosło go, powiedzą. Kobietę odsądzą od czci i wiary. Potraktują cię jak cwaną dziwkę, która trafiła na dobry moment.

Nie obraziłam się za te słowa. Po pierwsze wiedziałam, że Marianna naprawdę się o mnie martwiła. Po drugie w duchu podzielałam jej opinię. Dlatego nie spieszyłam się z odpowiedzią, a zamiast tego omiotłam spojrzeniem kuchnię i przedpokój. Niegdyś mieszkanie to należało do moich rodziców, od dobrych kilku lat zajmował je mój brat ze swoją rodziną. Przez ten czas niewiele się tu zmieniło. To mama i ojciec wyremontowali wszystkie pomieszczenia, oni też kupili meble – zrobili to niedługo przed ślubem Staszka, mojego brata – i tak już zostało. Marianny i Stacha nie stać było na dokonanie tu kolejnych zmian. Poza tym uznali, że ewentualny wysiłek i tak na niewiele by się zdał. Małe, dwupokojowe mieszkanie nie przeobrazi się przecież w wygodny apartament z rodzaju tych, jakie można zobaczyć w polskich, a tym bardziej zagranicznych telenowelach. Poza tym Staszek nie był typem majsterkowicza jak nasz tata, który po powrocie z pracy od razu brał się za młotek i dokonywał kolejnych przeróbek w domu. Szczerze mówiąc, byłam nawet zadowolona, że mój brat nie poszedł w jego ślady, bo dzięki temu czułam się w ich mieszkaniu tak jak dawniej. To znaczy jak wówczas, gdy był to także mój rodzinny dom. Jakby za chwilę w drzwiach kuchni miała stanąć nasza mama, a z pokoju wyjrzeć tata z jakimiś obcęgami i nieodłącznym młotkiem w dłoni. Choć jednocześnie nie potrafiłam i nie chciałam zapomnieć, co sprawiło, że się od nich wyprowadziłam.

Tym razem nie pozwoliłam sobie na długie oddawanie się wspomnieniom. Odwróciłam wzrok od mebli kuchennych i ponownie zerknęłam na bratową. Zawsze ją lubiłam; gdy Staszek po raz pierwszy przyprowadził ją do naszego domu, od razu spodobała się zarówno naszym rodzicom, jak i mnie. Dobrze się rozumiałyśmy, choć pod wieloma względami byłyśmy zupełnie różne. Marianna waliła prawdę prosto w oczy, lecz mimo to wiedziałam, że należała do grona niewielu osób, wobec których mogłam sobie pozwolić na absolutną szczerość. Tak było i tym razem.

– Po prostu… go kocham – rzekłam cicho.

– Mówisz jak nieopierzona nastolatka. – Przewróciła oczami, ale natychmiast spostrzegłam, że jej spojrzenie złagodniało; nie zdążyła w porę tego ukryć.

– I co z tego? – Wzruszyłam ramionami.

– Jest od ciebie piętnaście lat starszy.

– Co ty powiesz? To dopiero nowina! – ironizowałam.

– Ma córki i wnuki. Z tego co o nich wiem, nigdy ci nie wybaczą. Z ich punktu widzenia… rozbiłaś rodzinę.

Przełknęłam nerwowo ślinę, wiedziałam, że miała rację.

– Julian powiedział, że z czasem… – zaczęłam nieco bełkotliwie, lecz Marianna nie pozwoliła mi dokończyć.

– Pewnie myślą, że wskoczyłaś staremu do łóżka, by dobrać się do jego pieniędzy.

Tym razem policzki mnie zapiekły.

– Może z czasem uwierzą, że to nie tak…

– O czym ty mówisz? Wychodzisz za mąż za zamożnego prawnika. Tym samym staniesz się współwłaścicielką jego majątku. A w razie czego… najważniejszą spadkobierczynią. – Ponownie przybrała swój zwykły kpiarski, lekko rubaszny ton. Ja jednak poczułam chłód na całym ciele.

– Nie mów tak – wyszeptałam. Pomimo że mówiłam cicho, usłyszałam łzy we własnym głosie, i ona na pewno także je usłyszała. – Julian nie jest starym człowiekiem. Mam nadzieję, że czeka nas jeszcze długie wspólne życie. A poza tym… nigdy nie wiadomo, komu z nas bliżej na tamten świat.

Marianna wzruszyła ramionami.

– Chciałam tylko, abyś miała pełną świadomość, na co się porywasz. Przygotuj sobie porządny pancerz i kask na głowę, bo oplują cię ze wszystkich stron. Ale jeśli mimo to uważasz, że warto… Tak czy inaczej, wiesz, że na nas zawsze możesz liczyć.

Skinęłam głową i ścisnęłam jej dłoń. Była twarda i ciepła, jej dotyk dodawał mi siły i odwagi. A potem pomyślałam o Róży i Urszuli, córkach Juliana, i ponownie zrobiło mi się zimno. Marianna nie musiała mi niczego uzmysławiać; wiedziałam, co mnie czeka, i wbrew zapewnieniom Juliana, wcale nie byłam pewna, czy ta walka skończy się moim zwycięstwem. A szczerze mówiąc, coraz częściej w to wątpiłam.

Książkę Sekrety domu Bille kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

 

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Sekrety domu Bille
Agnieszka Janiszewska0
Okładka książki -  Sekrety domu Bille

Nie wszystko widać na pierwszy rzut oka Dorosłe córki Juliana oraz Eweliny przypominają ogień i wodę. Dzieli je nie tylko różnica temperamentów, ale także...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Upiór w moherze
Iwona Banach
Upiór w moherze
Jemiolec
Kajetan Szokalski
Jemiolec
Pożegnanie z ojczyzną
Renata Czarnecka ;
Pożegnanie z ojczyzną
Sprawa lorda Rosewortha
Małgorzata Starosta
Sprawa lorda Rosewortha
Szepty ciemności
Andrzej Pupin
Szepty ciemności
Gdzie słychać szepty
Kate Pearsall
Gdzie słychać szepty
Bądź tak po prostu
Ewelina Dobosz ;
 Bądź tak po prostu
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Katarzyna Ceklarz; Urszula Janicka-Krzywda
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Zróbmy sobie szkołę
Mikołaj Marcela
Zróbmy sobie szkołę
Pokaż wszystkie recenzje