Księżna namiestnikowa. Fragment książki „Aleja Białych Róż"

Data: 2023-04-14 14:46:36 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 10 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Zimą 1820 roku do Warszawy przybywa owdowiała księżna Kurakina z córką. Ich pojawienie się budzi ciekawość tutejszej arystokracji. Szybko rozchodzi się pogłoska o tym, że księżna jest w finansowych tarapatach i przyjechała tu po to, by znaleźć córce męża. Prawdziwy powód jest jednak inny… Tymczasem na warszawskich salonach bryluje przystojny i rozpieszczany przez damy oficer Gieorgij Lwowicz Biezobrazow – faworyt księżnej namiestnikowej, Aleksandry Zajączkowej. Los sprawi, że drogi księżniczki Kurakiny i Biezobrazowa się przetną, a pomiędzy młodymi stanie księżna namiestnikowa.

Zapraszamy do zanurzenia się w klimat Warszawy z początku XIX wieku. Wielki książę Konstanty twardą ręką rządzi Królestwem Polskim, a Nowosilcow trzęsie Warszawą, budząc postrach mieszkańców. Mimo niewoli pod carskim jarzmem arystokracja korzysta z karnawału, bawi się i snuje intrygi…

Obrazek w treści Księżna namiestnikowa. Fragment książki „Aleja Białych Róż" [jpg]

Do lektury Alei Białych Róż Renaty Czarneckiej zaprasza Wydawnictwo Lira. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Aleja Białych Róż. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Larisa poczuła ciepło jego ust, które przeniknęło przez jedwabną rękawiczkę, a wtedy się uśmiechnęła. Rosjanin zamknął drzwi karocy, zaraz otwarto bramę i powóz wtoczył się na dziedziniec. Biezobrazow dosiadł konia i jeszcze rzuciwszy spojrzenie na księżną, odjechał. Tymczasem służba wyległa z pałacu. Lokaj wprowadził Larisę do środka, dopytując, kogo ma zaanonsować jaśnie państwu.

— Księżną Kurakinę — odparła i rozejrzała się po bogatym holu o marmurowych posadzkach, zawiesiła wzrok na wielkich rzeźbach i złoceniach.

— Zechce jaśnie pani spocząć — powiedział i wskazał jej wygodną sofę, sam zaś pospieszył do gospodyni, lecz wrócił bardzo szybko i zakomunikował:

— Księżna namiestnikowa oczekuje. Proszę za mną.

Kurakina podniosła się i podążyła za lokajem, który otworzył przed nią dwuskrzydłowe drzwi do przestronnego i z przepychem urządzonego salonu. Z licznych obrazów w złotych ramach spoglądały na nią przenikliwe oczy starszych dam i wesołe źrenice młodych, strojnie ubranych panien. Okrągły stół nakryto białym obrusem. W kryształowym wazonie pachniały świeże róże. Krzesła i sofę wyłożono złotymi kapami, zaś ciepłe tonacje czerwieni, złota i pomarańczy wzbudziły w Kurakinie zachwyt. Parawan malowany w barwne kwiaty stał tuż przy łóżku i częściowo je przesłaniał. Larisa usłyszała westchnienie i skierowała wzrok w przeciwną stronę. Na szezlongu, w zwiewnej sukni, leżała dama, wspierając się na łokciu i przyglądała się gościowi. Ale i Larisa Wasiliewna dyskretnie przypatrywała się gospodyni. Doszły ją słuchy, że wybór cara Aleksandra nie spodobał się Polakom. Ci na urzędzie namiestnika Królestwa Polskiego woleli widzieć Adama Czartoryskiego. Coraz podnosiły się pełne wzburzenia głosy, że urząd należy się osobie godnej tego skrawka polskiej ziemi. I jako najbardziej godnego człowieka wymieniano właśnie księcia Adama Czartoryskiego, syna nestora rodu i Izabeli z Flemmingów. Gdy w trakcie swojego pobytu w Warszawie car Aleksander nadał generałowi Zajączkowi godność książęcą, wielu osobom dało to do myślenia. Oto teraz Zajączek — który pierwszy uciekł z okopów Pragi przed Suworowem w pamiętnym tysiąc siedemset dziewięćdziesiątym czwartym roku, a potem u boku Napoleona szedł na Moskwę i dostał się do rosyjskiej niewoli, a nawet w wojnie stracił nogę — zyskał uznanie i zaufanie cara, któremu służył wiernie jak pies. Ci, którzy dotąd najgłośniej przeciwko niemu krzyczeli, teraz zabiegali o jego łaski, schlebiali jego małżonce i z wrogów przeistoczyli się w przyjaciół.

Pani Zajączkowa zmrużyła oczy, jakby światło licznych świec nie dość dobrze rozpraszało mroki, i przypomniała sobie, że w zeszłym roku umarł książę Dmitrij Kurakin, spodziewała się więc ujrzeć wdowę w złej kondycji i przedwcześnie postarzałą od kłopotów. Tymczasem jedynie jej czarna suknia świadczyła o żałobie.

— Droga księżno — namiestnikowa niespiesznie podniosła się z szezlonga, podobna do rozleniwionej kocicy, która właśnie otworzyła ślepia — wiadomość o pani przybyciu do Warszawy bardzo mnie ucieszyła — na krótko uśmiech spłynął jej na twarz, lecz naraz generałowa sposępniała i dodała: — Współczuję pani z powodu śmierci męża, księcia Kurakina.

Dama ledwo ukryła zmieszanie, nie spodziewała się bowiem, że o śmierci małżonka ktokolwiek jeszcze pamięta. Przyjęła kondolencje, po czym zajęła miejsce na krześle wyłożonym poduszką.

— Czy jest pani sama w Warszawie, księżno? — dopytała.

— Przyjechałam z Walentyną — odparła po chwili wahania.

— Dlaczego jej pani tutaj nie przywiozła? — Generałowa była niepocieszona.

— Podróż bardzo ją wyczerpała.

— No tak, słusznie, niech wypocznie. Przyślę pani zaproszenie na bal, proszę zabrać córkę — zaproponowała księżna Zajączkowa.

— Dziękuję, księżno, ale żałoba po mężu nie pozwala nam…

— Droga pani, to zrozumiałe — wpadła jej w słowo ale przecież pojawić się na balu to nie grzech. Zresztą, proszę nie odmawiać odrobiny przyjemności młodej damie, proszę jej nie więzić w murach. Gdzie się pani zatrzymała?

— W Hotelu Drezdeńskim.

Larisa zamyśliła się. Wynajęły tam pokój na krótki pobyt, żeby w tym czasie znaleźć jakieś skromne mieszkanie. Zła sytuacja finansowa nie pozwalała im na wystawne życie. Żyły z córką bardzo skromnie. Świętej pamięci małżonek Larisy narobił długów, grając namiętnie w karty, a przetrwoniwszy majątek, zapił się na śmierć. Walentyna mocno przeżyła śmierć ojca i podupadła na zdrowiu, wówczas matka postanowiła na jakiś czas zabrać ją do Warszawy. Tymczasem fama o ich złej kondycji finansowej ciągnęła się za nimi jak ogon. Jednak nazwisko, które nosiły, choć mało kto wiedział z jakiej linii Kurakinych pochodził mąż Larisy, otwierało im wiele drzwi. Wiedziano o nim tylko tyle, że był posiadaczem ziemskim w guberni wileńskiej i przyjaźnił się z tamtejszym generałem gubernatorem, Aleksandrem Rimskim.

Gospodyni uśmiechnęła się życzliwie i wezwała lokaja, by odprowadził Kurakinę do powozu. W holu księżna minęła się z hrabiną Potocką. Damy powitały się milczącym skinieniem głowy. Gdy pani Potocka weszła do salonu, od razu zapytała o gościa.

— Księżna Kurakina, zaprosiłam ją na bal — wyjaśniła księżna namiestnikowa.

— To szaleństwo, droga księżno, robi nam pani konkurencję.

— Tej się nie boję — zapewniła z uśmiechem.

— To z kim dziś będziemy grać w karty? — Hrabina zmieniła temat.

— Zaprosiłam generałową Blummerową i księżną Zubową — oświadczyła gospodyni. — Niewykluczone, że przyjdzie hrabina Gutakowska.

— To księżna Zubowa jest w Warszawie? — Pani Potocka wyraźnie się ożywiła.

Aleksandra Zajączkowa w duchu się zdziwiła, że hrabina jeszcze o tym nie słyszała. A może tylko udaje — przemknęło przez głowę namiestnikowej i po chwili odparła:

— Tak. Jestem pewna, że w jej towarzystwie będziemy bawić się wybornie.

Rozmowę przerwał lokaj, który zapowiedział generałową Blummerową i hrabinę Gutakowską. Gdy weszły, oczy namiestnikowej i jej gościa przeszyły je na wylot. Emma Blummerowa miała dokładnie trzydzieści siedem lat, była ładną blondynką średniego wzrostu, o jasnej cerze, dużych orzechowych oczach, nieco zaokrąglonych kształtach i miłym uśmiechu. Drugą damą była Marianna Gutakowska, wdowa po dwóch mężach, Ludwiku Gutakowskim i Józefie Zabielle, hetmanie polnym litewskim, którego w pamiętnym tysiąc siedemset dziewięćdziesiątym czwartym roku rebelianci powiesili jako zdrajcę ojczyzny. Nie chcąc narażać się na szykany, Marianna powróciła do nazwiska pierwszego męża, choć drugiego szczerze opłakiwała. Hrabina Gutakowska uchodziła za damę życzliwą i bardzo towarzyską, bowiem żadnego balu w Warszawie nie opuściła, a często bywało tak, że kilka zaliczała w jedną noc, mając niemałe powodzenie. Jedno, co wzbudzało śmieszność, to ubiór z minionej epoki, pamiętający czasy Ludwika XVI straconego w tysiąc siedemset dziewięćdziesiątym trzecim roku w Paryżu.

Mówiono, że w modzie czas dla hrabiny Gutakowskiej się zatrzymał. Ona zaś, nic sobie z docinków nie robiąc, pozostała wierna własnym upodobaniom.

— Miała pani gościa. — Blummerowa zwróciła się do gospodyni, łamiąc sobie język. Od dziesięciu lat mieszkała w Warszawie, lecz dotąd nie nauczyła się polskiego. Mówiła bardzo słabo, ale wszystko rozumiała, najczęściej posługiwała się francuskim, czasami wtrącając słowa włoskie albo polskie. Jej wysiłek bycia rozumianą budził powszechną wesołość. Z pochodzenia była Włoszką z hrabiowskiego rodu Ceccopierich.

— Tak, generałowo, była tu księżna Kurakina… oświadczyła gospodyni.

— Właśnie minęłam ją przed pałacem. A wiecie, kogo widziałam na Krakowskim Przedmieściu jakieś dwa kwadranse wcześniej? — spytała po francusku.

— Zapewne jakiegoś ducha — zażartowała Potocka i roześmiała się.

— Tak, tak! Prawie zgadłaś, madame, spotkałam kapitana Biezobrazowa!

— To rzeczywiście niespodzianka, prawda? — odparła hrabina Potocka, zwróciwszy oczy na Aleksandrę Zajączkową, która w tej chwili starała się ukryć, jak gwałtowne uczucia nią targają. Dobrze znała wspomnianego oficera, nawet była z nim bardzo zaprzyjaźniona, zanim opuścił on Warszawę jesienią ubiegłego roku, towarzysząc wielkiemu księciu Konstantemu w drodze do Petersburga. Teraz na wiadomość, że wrócił, mocniej zabiło jej serce, lecz tak samo mocno z radości jak z obawy, bo dlaczego, skoro jest w Warszawie, nie przyszedł złożyć jej uszanowania?

— I okazało się, że kapitan właśnie dziś przyjechał z Petersburga z carewiczem — dokończyła pani Blummerowa.

To uspokoiło namiestnikową, twarz jej pojaśniała, była bowiem pewna, że lada dzień piękny oficer do niej zawita. Przybycie księżnej Zubowej na chwilę odciągnęło uwagę dam od kapitana. To księżna Zubowa doniosła namiestnikowej o przybyciu Larisy Wasiliewny Kurakiny do Warszawy. Tekla Zubowa dawniej uchodziła w Warszawie za piękność, lecz nieprzespane noce i hulaszczy tryb życia spowodowały, że jej uroda przywiędła. Jej małżonek, Płaton Zubow, na próżno starał się poskromić temperament żony, cierpliwie znosił jej dąsy i nieustanne pretensje. W końcu uznał, że lepiej, gdy jest z dala od niego, wtedy przynajmniej nie naraża się na jej humory, i dał jej wolną rękę co do podróży, hazardu i kochanków. Sam zaszył się na Litwie, szczęśliwy, że o nim zapomniano.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Aleja Białych Róż. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Aleja Białych Róż
Renata Czarnecka0
Okładka książki - Aleja Białych Róż

Zimą 1820 roku do Warszawy przybywa owdowiała księżna Kurakina z córką. Ich pojawienie się budzi ciekawość tutejszej arystokracji. Szybko rozchodzi się...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Upiór w moherze
Iwona Banach
Upiór w moherze
Jemiolec
Kajetan Szokalski
Jemiolec
Pożegnanie z ojczyzną
Renata Czarnecka ;
Pożegnanie z ojczyzną
Sprawa lorda Rosewortha
Małgorzata Starosta
Sprawa lorda Rosewortha
Szepty ciemności
Andrzej Pupin
Szepty ciemności
Gdzie słychać szepty
Kate Pearsall
Gdzie słychać szepty
Bądź tak po prostu
Ewelina Dobosz ;
 Bądź tak po prostu
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Katarzyna Ceklarz; Urszula Janicka-Krzywda
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Zróbmy sobie szkołę
Mikołaj Marcela
Zróbmy sobie szkołę
Pokaż wszystkie recenzje