Chcę Ci tylko pomóc. Fragment książki „The Paper Dolls"

Data: 2024-03-07 09:43:47 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 14 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Ostatnią rzeczą, o jakiej marzy Charmaine Wallace, jest nauka w szkole takiej jak Mulberry Heights. Ponury internat położony w środku lasu, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, przyprawia ją o dreszcze. Nie pozostaje jej jednak nic innego, jak zacisnąć zęby i dostosować się do nowego życia.

Na pozór nudna i wybitnie restrykcyjna szkoła skrywa wiele tajemnic. Pewien dziwny chłopak, o którym krąży mnóstwo plotek i którego większość uczniów omija szerokim łukiem, od początku budzi ciekawość Charmaine. Dziewczyna postanawia na własną rękę odkryć jego sekret. Prędko okazuje się, że zainteresowanie nie jest jednostronne, a chłopak zaczyna wręcz nadmiernie zabiegać o jej uwagę.

Pewnego dnia w niewyjaśnionych okolicznościach ze szkoły znika uczeń, a tajemniczy kolega Charmaine staje się głównym podejrzanym w sprawie zaginięcia. Czy Charmaine uda się odkryć prawdę i oczyścić chłopaka z zarzutów? Jaki dramat kryje się w jego życiu? Czy grupka przyjaciół zdoła go uratować...przed nim samym?

The Paper Dolls grafika promująca książkę

Do przeczytania książki The Paper Dolls Natalii Grzegrzółki, pierwszego tomu cyklu Mulberry Tales, zaprasza Wydawnictwo Jaguar. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment powieści The Paper Dolls:

Kiedy się obudziłam, panował mrok. Rozejrzałam się, nie rozpoznając miejsca, w którym się znajduję. Dopiero po chwili wszystko sobie przypomniałam i znowu opadłam na poduszkę. A więc to jednak nie był sen.

Telefon pokazywał, że jest już po dwudziestej drugiej, czyli zaczęła się cisza nocna. Świetnie. Wygrzebałam się z pościeli i zaczęłam kręcić po pokoju. Chyba nadszedł kulminacyjny moment mojej frustracji, bo nie potrafiłam się opanować. 

Trudno, zrobię coś głupiego, byle mnie wyrzucili i bym mogła wrócić do domu.

Wygrzebałam z szafy ciemną bluzę i spodnie. Ubrałam się, wcisnęłam do kieszeni telefon i wstrzymując oddech, nacisnęłam klamkę. Na korytarzu było pusto. Najciszej jak potrafiłam, wysunęłam się z pokoju i wzdłuż ściany ruszyłam w kierunku schodów. Trzymając się poręczy, bo w panującej wokoło ciemności nic nie widziałam, zeszłam na dół.

Miałam nadzieję, że nie było tu kamer, bo domyślałam się, jak idiotycznie musiałam wyglądać.

Kiedy dobrnęłam na parter, przez chwilę rozglądałam się na boki, wypatrując kogoś, kto mógłby pilnować głównego wejścia. A jeśli było zamknięte? Szlag, o tym nie pomyślałam.

Nie pozostało mi nic innego, jak spróbować je otworzyć. Nacisnęłam klamkę, a ciężkie, masywne drzwi otworzyły się z głośnym skrzypieniem. Wysunęłam się na dziedziniec i zaczęłam zastanawiać. Czy opuszczenie budynku wystarczy na wydalenie ze szkoły, czy muszę wyjść za bramę? A jeśli za bramę, to co dalej? Czekać, aż mnie tam zobaczą? Idiotyzm. Iść do głównej drogi? Łapać stopa? Trochę ryzykowne… Może lepiej wezwać taksówkę i pojechać do taty? Gdybym mu powiedziała, że ta szkoła jest straszna, i poprosiła, żeby mnie zatrzymał, na pewno by się zgodził. Wbrew pozorom ojciec nie był dla mnie taki zły. Jeśli o coś prosiłam, zwykle to dostawałam. Jasne, że zagłuszał w ten sposób wyrzuty sumienia, ale grunt, że mogłam u niego wiele osiągnąć. I w tym momencie uzmysłowiłam sobie, że nie zabrałam z pokoju dokumentów. Świetnie.

Trudno, nie wrócę po nie. Muszę wydostać się za bramę i liczyć na to, że ktoś mnie przyłapie i to wystarczy na wyrzucenie ze szkoły. Powiem, żeby mnie odstawili do taty…

Zamknęłam oczy, odliczyłam do trzech, a potem puściłam się biegiem w stronę bramy. Jeszcze nigdy nie pędziłam tak szybko. Mój nauczyciel WF-u z ostatniej szkoły byłby w szoku, doskonale bowiem wiedział, że nie znoszę sportu i robię na zajęciach tylko tyle, byle je zaliczyć. A tu okazywało się, że potrafię śmigać jak wiatr, gdy wykrzeszę z siebie trochę więcej mobilizacji.

Szkoda, że moje płuca miały na ten temat inne zdanie. Prawie wyzionęłam ducha, kiedy znalazłam się na końcu podjazdu.

Dopadłam do bramy, ale ledwie zdążyłam musnąć klamkę, coś rąbnęło we mnie jak taran i odrzuciło na drogę. Poczułam, że dłońmi i plecami szoruję o żwir. Ktoś złapał mnie za łokcie i natychmiast poderwał na równe nogi.

– Nowa? Skąd ja to wiedziałem… – Podszyty kpiną głos należał do jakiegoś chłopaka.

– Skąd się tu wziąłeś? – warczałam, usiłując mu się wyrwać.

– Lepiej powiedz mi, co ty tutaj robisz – dociekał, podczas gdy próbowałam uwolnić się z jego uścisku. – Uspokój się, to cię puszczę.

Jeszcze przez moment się z nim siłowałam, ale w końcu dałam za wygraną. Odczekał chwilę, a w końcu uwolnił moje ręce. Zza chmur wyszedł księżyc i oświetlił nas oboje, dzięki czemu mogłam lepiej mu się przyjrzeć. Zobaczyłam ciemne, zmierzwione włosy, ciemne oczy (chociaż w ciemności mogło to być złudzenie), mocno zarysowaną szczękę i kpiący uśmiech. Jego ubranie stapiało się kolorystycznie z otoczeniem, więc nic dziwnego, że go wcześniej nie zauważyłam.

– Przedstawisz się czy będziesz się tylko gapić? – zapytał, a w jego tonie dźwięczał tłumiony śmieszek.

– Charmaine Wallace – wydukałam, ciesząc się, że w ciemności zapewne nie widzi rumieńców, które czułam na policzkach.

– Ach, panna Wallace – westchnął. Mówił to takim tonem, jakby był nie wiadomo ile ode mnie starszy, ale przecież nie mógł mieć więcej niż osiemnaście lat. Prawdopodobnie był to uczeń, który patrolował teren szkoły.

– Ktoś tu chyba lubi nocne aktywności… – kpił dalej.

Już chciałam mu się odciąć, kiedy dobiegł nas inny głos:

– Hej, kotek, dorwałeś tam kogoś?

– Taaaa… – odparł, wciąż przypatrując mi się uważnie. Jakaś wielbicielka wieczornych wrażeń.

– Kolejna? – W jego głosie dało się słyszeć śmiech. Chłopak znów złapał mnie za nadgarstek.

– Spoko, zostań, a ja ją odprowadzę – rzucił do kolegi przez ramię i pociągnął mnie w stronę budynku.

– Dziś tylko ostrzeżenie, ale następnym razem sama będziesz się tłumaczyć przed dyrektorką – mruknął do mnie chłodno.

– Po co właściwie to robisz? – zapytałam, bo naprawdę tego nie pojmowałam. Pilnował bramy niczym więzienny strażnik, a jednocześnie postanowił mi pomóc.

Obejrzał się na mnie i chrząknął.

– Większość zachowuje się tak samo.

Świetnie. Właśnie powiedział mi w twarz, że byłam taka jak wszyscy. Nie uważałam, że to coś złego, ale jemu chodziło o to, że okazałam się słaba. Byłam wściekła.

Przez resztę drogi milczał, a ja skupiałam się wyłącznie na bólu w ręce. Popatrzyłam na wolną dłoń i dojrzałam krew sączącą się z rozcięcia poniżej kciuka. Szarpnęłam, zatrzymując chłopaka. Obejrzał się na mnie, a widząc, że oglądam swoją rękę, też na nią spojrzał.

– Cholera – mruknął pod nosem – nie wygląda to najlepiej. – Podniósł na mnie wzrok. – Masz w pokoju apteczkę?

Pokręciłam głową. Znowu pomamrotał coś pod nosem, a potem pociągnął mnie za sobą, ale już delikatniej.

– W porządku, pójdziemy do mnie, bo pielęgniarki raczej nie ucieszy mój widok.

Nie wiedziałam, co to miało znaczyć, ale nie dopytywałam. W swoim pokoju nawet nie miałabym czym tego opatrzyć. Nie zabrałam ze sobą praktycznie niczego. I teraz, po nocy, pewnie trudno byłoby mi trafić do łazienki.

Zamiast wejść frontowymi drzwiami poprowadził mnie dalej, wzdłuż budynku. Zorientował się, że nie mam zamiaru uciekać, puścił więc mój nadgarstek i mogłam iść obok niego swobodnie. Po chwili naciągnął mi na głowę kaptur bluzy, a potem minimalnie mnie wyprzedził. Był wyższy o dobre kilkanaście centymetrów, więc jego sylwetka trochę mnie osłaniała. Nie chciałam rozważać, jak wielkie miałby kłopoty, gdyby nas teraz nakryli. Ja nie miałabym nic przeciwko wyrzuceniu, ale nie chciałam przysparzać kłopotów innym.

Ruszyliśmy po schodach w dół. Chłopak pchnął drzwi, za którymi panowała kompletna ciemność.

– Trzymaj się mnie. – Wyciągnął w moją stronę dłoń. Znam drogę na pamięć.

Złapałam go za tył bluzy. Nie skomentował tego, że nie skorzystałam z propozycji wzięcia go za rękę. Pokręcił tylko głową i weszliśmy razem do środka.

Po drodze kilka razy się potknęłam, ale wkrótce dotarliśmy do kolejnych schodów: tym razem kręconych i w górę. Wspinaliśmy się po cichu. W ciemności słychać było tylko nasze oddechy. Kiedy wreszcie dotarliśmy na szczyt, kręciło mi się w głowie. Lekko się zatoczyłam, więc złapał mnie za łokieć, a potem otworzył kolejne drzwi i wciągnął mnie na korytarz całkiem podobny do tego, który prowadził do mojego pokoju.

– Teraz naprawdę bądź cicho – szepnął niemal niedosłyszalnie i pociągnął mnie dalej, aż dotarliśmy pod kolejne drzwi, które szybko otworzył, i wepchnął mnie do środka. Byliśmy w jego pokoju. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Wyminął mnie i stanął przy biurku, spoglądając na mnie wyczekująco. Możesz wejść dalej – powiedział oczywistym tonem.

Jak teraz ktoś mnie tu znajdzie, to wywalenie ze szkoły mam jak w banku, ale co z nim? Czy jeśli nas nakryją, jemu też się nie oberwie? Skoro sam mnie tu zaprosił, widocznie miał pewność, że nie ma dużego ryzyka.

– Usiądź. – Wskazał krzesło przy biurku i zapalił stojącą na blacie lampkę.

Zamrugałam, a potem niepewnie do niego podeszłam. Bez słowa protestu osunęłam się na siedzenie. Przez chwilę przyglądałam się, jak wyjmuje z apteczki jakieś tubki i fiolki, a potem z ciekawością rozejrzałam się po otoczeniu. Obok biurka stał manekin, taki mogący służyć za wzór przy rysowaniu, na ścianie wisiała tablica korkowa, do której poprzyczepiane były rysunki. Przez półmrok nie mogłam rozszyfrować wielu z nich, ale dało się zauważyć, że sporo rysował. Począwszy od martwej natury, a na ludzkich postaciach kończąc.

Opuściłam głowę, gdy chłopak przyklęknął przede mną.

– Powiedz, kiedy zaboli – wymamrotał, chwytając mnie za rękę.

Przełknęłam ślinę i w ciszy przypatrywałam się, jak oczyszczał ranę. Piekło, bolało i rwało, ale nie pisnęłam słówka. Musiałam skupić się na czymś innym, więc dalej rozglądałam się po pokoju. Widać było, że jego właściciel całkiem się tu zadomowił.

– Gotowe – mruknął, gdy nakleił opatrunek.

Zerknęłam na niego. W światle lampki zauważyłam, że ma ciemnobrązowe oczy.

– Pokaż plecy. – Ściągnęłam brwi na to nieoczekiwane żądanie. – Upadłaś na nie.

Jak na zawołanie poczułam, że rzeczywiście mnie bolą.

– Nie musisz…

– Pokaż – przerwał mi i się odsunął.

Stanęłam do niego tyłem, a on złapał dół mojej bluzy i podwinął ją do góry. W ostatniej chwili przypomniałam sobie, że nie mam na sobie stanika, i powstrzymałam jego rękę.

– Poczekaj tu, zaraz wrócę – powiedział i opuścił moją bluzę. Wyszedł z pokoju, cicho domykając za sobą drzwi. Opadłam z powrotem na krzesło i odetchnęłam głęboko. Aż dziwne, że zaufał mi na tyle, by zostawić mnie samą w swoim pokoju. Przecież mogłam być złodziejką. Choć właściwie w tej szkole chyba nikt nie brał możliwości kradzieży pod uwagę.

Przypomniała mi się dziewczyna, która radziła, bym zostawiła swoją walizkę przy wejściu.

Znów zaczęłam się rozglądać. Drgnęłam, widząc w samym rogu parapetu żółte ślepia. Czarny puszek miauknął, ale pozostał na swoim miejscu. Dziwne. Blade nie wspominał, że mają tu kota.

Przyłożyłam dłoń do piersi, czując, że serce nadal mocno waliło. Widząc, że zwierzak nie zamierza do mnie podejść, zignorowałam go. Biurko było zasłane kartkami i zeszytami. Sięgnęłam po pierwszy z brzegu – notatnik do literatury. Na wewnętrznej stronie okładki widniało tylko jedno słowo: Larue.

Z ciekawości przewertowałam zeszyt. Chłopak miał schludne i bardzo eleganckie pismo, wszystkie literki były równe, chociaż lekko pochyłe. Odłożyłam notatnik na bok i znów zaczęłam oglądać zawieszone na tablicy rysunki. Skierowałam światło lampki do góry, by dokładniej im się przyjrzeć. Były to szkice ołówkiem: jedne bardziej, inne mniej szczegółowe. Na niektórych kartkach widać było tę samą rzecz pokazaną z innej perspektywy. Moje oczy mimowolnie zatrzymały się na wizerunku chłopaka. Nie miał głowy. Ani ubrań.

Drzwi skrzypnęły, więc czerwona jak burak spuściłam wzrok. Lampka nadal oświetlała tablicę, więc i tak było wiadomo, czym zajmowałam się pod jego nieobecność, ale chłopak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Kiedy podszedł, zobaczyłam, że trzyma w ręce wypełnioną czymś ściereczkę.

– Połóż się na łóżku – polecił.

Skonsternowana zmarszczyłam czoło.

– Przyniosłem lód. – Podniósł rękę. – Zrobię ci okład, żebyś nie miała jutro siniaków. Na łóżku będzie ci wygodniej.

– Tu też mi wygodnie – odparłam coraz bardziej zawstydzona.

To byłoby dziwne, kłaść się na jego łóżku.

– Połóż się – powtórzył. – Nie zamierzam się do ciebie dobierać. Chcę ci tylko pomóc.

Mój rumieniec się powiększył. Odchrząknęłam i zrobiłam to, o co poprosił, żeby nie wyjść na jeszcze większą idiotkę. Czułam się jednak bardzo niezręcznie, zwłaszcza gdy poczułam na kołdrze jego zapach. Coś mocnego i męskiego… aż mnie ścisnęło w dołku.

Podciągnęłam materiał bluzy, przytrzymując go tak, by za wiele nie odsłonić. Materac ugiął się na wysokości mojego biodra, a potem poczułam chłód, aż się wzdrygnęłam.

– Przepraszam – mruknął ledwo słyszalnym głosem.

Zacisnęłam zęby, by nie pisnąć. Zimno koiło ból, ale jednocześnie sprawiało, że miałam ochotę krzyczeć. To było przyjemno-nieprzyjemne doświadczenie.

Po dłuższej chwili moje mięśnie się rozluźniły i przymknęłam powieki. Nim się obejrzałam, całkiem odpłynęłam.

Książkę The Paper Dolls kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
The Paper Dolls
Natalia Grzegrzółka5
Okładka książki - The Paper Dolls

Ostatnią rzeczą, o jakiej marzy Charmaine Wallace, jest nauka w szkole takiej jak Mulberry Heights. Ponury internat położony w środku lasu, z dala od jakiejkolwiek...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Upiór w moherze
Iwona Banach
Upiór w moherze
Jemiolec
Kajetan Szokalski
Jemiolec
Pożegnanie z ojczyzną
Renata Czarnecka ;
Pożegnanie z ojczyzną
Sprawa lorda Rosewortha
Małgorzata Starosta
Sprawa lorda Rosewortha
Szepty ciemności
Andrzej Pupin
Szepty ciemności
Gdzie słychać szepty
Kate Pearsall
Gdzie słychać szepty
Bądź tak po prostu
Ewelina Dobosz ;
 Bądź tak po prostu
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Katarzyna Ceklarz; Urszula Janicka-Krzywda
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Zróbmy sobie szkołę
Mikołaj Marcela
Zróbmy sobie szkołę
Pokaż wszystkie recenzje