Twardy orzech do zgryzienia

Data: 2017-04-17 20:05:29 | Ten artykuł przeczytasz w 7 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Twardy orzech do zgryzienia
Wydawnictwo Bis poleca książkę Renaty Piątkowskiej Twardy orzech do zgryzienia. To pogodne, pełne humoru i pouczające opowiadania o sytuacjach, które mogą przydarzyć się każdemu dziecku, a łączy je jedno: trzeba się zmierzyć się z problemem.


Czasem problemem dla dziecka jest lęk przed szczepionką albo zasypianiem w ciemnym pokoju, innym razem nie można sobie poradzić ze złością lub niską samooceną. Zdarza się, że dziecko nie pamięta o przestrogach dorosłych i się zgubi, ale i w tej sytuacji można sobie poradzić. Niekiedy trzeba po prostu wpaść na pomysł, jak sprostać wyzwaniu albo zdobyć się na odwagę – wtedy nie ma problemów nie do rozwiązania. Aby się o tym przekonać, trzeba sięgnąć po Twardy orzech do zgryzienia Renaty Piątkowskiej. Dziś w naszym serwisie zamieszczamy jej premierowy fragment: 


Szczepionka
 
Jest takie słowo, które każdemu może popsuć dobry humor. I  to wcale nie jest „szpinak” czy „brukselka”, tylko „szczepionka”. Brzmi okropnie, a  podobno boli jeszcze bardziej. Kuba miał się dzisiaj o  tym przekonać na własnej skórze.
– Kubusiu, to jest jak ukłucie komara. Naprawdę nie ma się czego bać. Ja mogłabym się szczepić codziennie – zapewniała mama, ale koledzy mówili coś zupełnie innego.
– Nie masz pojęcia, jaki to jest okropny zastrzyk! – Bartek na samo wspomnienie złapał się za głowę. – Igła jest wielka i gruba jak… jak… – Szukał przez chwilę dobrego określenia, a  potem wypalił: – …jak banan! I  wiesz, czemu to się nazywa szczepionka? – Bartek zrobił bardzo ważną minę. – Bo strasznie szczypie. A  na koniec dziurę w ręce zaklejają plastrem. Zobacz, tu mam taki ślad – powiedział, podwijając rękawek koszuli.
– Gdzie, gdzie ta dziura? – spytał Kuba, bo na ramieniu kolegi widać było tylko brązowe piegi.
– No tu. – Bartek długo i  dokładnie oglądał rękę i  wreszcie wskazał palcem malutką kropeczkę.
– To jest ślad po tej wielkiej igle? – spytał Kuba z  niedowierzaniem.
– No pewnie! – Bartek ze złością opuścił rękawek. – A  ty się w ogóle nie znasz na szczepionkach – rzucił jeszcze, okręcił się na pięcie i  odszedł obrażony.
W  tej sytuacji Kuba najchętniej w  ogóle by się nie szczepił, ale mama nie chciała o  tym słyszeć. Cały czas się upierała, że wszystko będzie dobrze, że pani pielęgniarka jest bardzo miła i  podobno nawet rozdaje dzieciom zabawki. Słuchając mamy, można by pomyśleć, że to szczepienie jest równie przyjemne jak całus na dobranoc.
W  przychodni okazało się, że pani pielęgniarka nosi biały fartuch i  jest wielka jak góra.
„Musi mieć dużo siły, żeby robić te okropne zastrzyki” – domyślił się Kuba. Nie mógł tylko pojąć, po co przypięła sobie na czole białą kartkę z  czarnym paskiem. W  sumie wyglądała dziwnie. Na samą myśl, że zaraz grubą jak banan igłą zrobi mu dziurę w ręce i  wleje tam szczypiący płyn, Kubie zadrżała broda. Schował się za mamę i  przytulił do jej płaszcza, wycierając w  niego załzawione oczy i  nos, z  którego coś kapnęło.
Pani pielęgniarka chyba to zauważyła, bo się uśmiechnęła, a  Kuba pomyślał, że tak samo musiał się uśmiechać wilk do Czerwonego Kapturka. Potem pani pielęgniarka poprosiła mamę o  książeczkę szczepień. No i  okazało się, że to jest ten fajny notesik, który Kuba znalazł kiedyś w  szufladzie i  pięknie ozdobił rysunkami. Na pierwszej stronie narysował niebieskiego słonia i  małpę na deskorolce. Na ich widok wielka pielęgniarka uniosła brwi tak wysoko, że aż się schowały pod grzywką. Nic nie powiedziała, ale westchnęła i  pokręciła głową, aż jej ta dziwna kartka zafalowała. Rysunek wyraźnie się jej nie spodobał. Dziwne, bo trudno o  piękniejszego słonia. Dobrze, że nie zajrzała na ostatnią stronę, bo tam był rekin, jak żywy, z  całą masą zębów. Pani pielęgniarka pewnie nie potrafi rysować, bo postawiła tylko jakieś haczyki i  zamknęła notesik. Zaraz potem wstała i  kazała Kubie odsłonić ramię. Oczywiście powiedziała, że szczepienie nic nie boli, a  mama pogłaskała go po głowie i  podwinęła rękawek. Kuba wiedział, że nadchodzi najgorsza chwila. Zacisnął powiek i  wyobraził sobie, że jest wielkim, sławnym rycerzem. Siedzi na wiernym koniu – tym razem były to kolana mamy – i  szykuje się do walki ze straszliwym smokiem z  dziwną kartką na głowie. Nagle chłopiec poczuł na ręce mokre dotknięcie. Czyżby to smok polizał go po ramieniu? Zerknął kątem oka. Nie, to tylko pielęgniarka przetarła mu rękę wilgotną watką. Zaraz potem poczuł lekkie ukłucie. Czekał, co będzie dalej. Był pewien, że teraz smok odgryzie mu rękę i  trzymając ją w  pysku, pobiegnie do poczekalni. Zamiast tego pielęgniarka przykleiła mu mały plasterek ze ślicznym żółwikiem i  postawiła na biurku pudełko z  plastikowymi autkami.
– Wybierz sobie jedno, Kubusiu, w  nagrodę, że byłeś taki dzielny – powiedziała.
Kuba zsiadł z konia, to znaczy zszedł z  kolan mamy, i  zerknął na plasterek. Mógłby przysiąc, że żółwik się do niego uśmiechnął. Potem spośród wszystkich autek wybrał sobie, rzecz jasna, małą śmieciarkę i z  bardzo ważną miną, jak przystało na osobę zaszczepioną, pożegnał się ze smoczycą, to znaczy z  pielęgniarką.
W  domu czekały na Kubę jego ulubione jabłka w  cieście, które babcia usmażyła dla swojego, jak to powiedziała „dzielnego wnusia”. A  potem do wieczora wszyscy go chwalili, mówili, że teraz nie zachoruje już na żadne okropne choroby, i  oglądali plasterek z  żółwikiem. Wtedy Kuba przypomniał sobie, że w  tym pudełku z autkami była jeszcze bardzo fajna ciężarówka, czerwony wóz strażacki i  żółta wyścigówka. A  ta igła wcale nie wyglądała jak banan, tylko jak noga komara. Bartek, jak zwykle, strasznie nazmyślał, bo to szczepienie ani trochę nie szczypało i  pani z kartką na głowie też nie była taka zła. Może nie znała się na rysunkach, ale nie naskarżyła mamie, że trochę pomalował sobie w  tym notesiku. A  gdy dodać do tego jabłka w  cieście i  pochwały, to właściwie Kuba był gotów jeszcze parę razy dać się zaszczepić. Jednak po namyśle stwierdził, że chyba lepiej na zastrzyki posłać mamę. Mówiła przecież, że mogłaby szczepić się codziennie. Skoro tak, to Kuba postanowił, że będzie przez cały tydzień przyprowadzał mamę do przychodni i  po każdym zastrzyku wybierze sobie jedno autko.
– Ciekawe, czy jutro dałoby się zaszczepić mamę trzy razy? Byłaby na pewno bardzo szczęśliwa, a  ja miałbym za jednym zamachem ciężarówkę, wóz strażacki i  wyścigówkę – rozmarzył się Kuba i  na samą myśl, jak będzie pięknie, uśmiechnął się od ucha do ucha.

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje