Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 2015-05-05
Kategoria: Historyczne
ISBN:
Liczba stron: 448
Recenzja pochodzi z mojego bloga: http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/07/niewola-wewnetrzna-recenzja-ksiazki.html
Człowiek ma naturalne, zwierzęce pragnienie wolności, a niewola – jakakolwiek – jest dla umysłu cierpieniem, choć czasami zniewolony sam o tym nic nie wie. Wolność? Sprawiedliwość? Ale czym naprawdę jest wolność? W sprawie okupacji jakiegoś kraju przez inny czy niewolnictwa sprawa jest jasna. Później jednak wszystko się komplikuje, a prawda o wolności staje się rzeczą względną, uzależnioną od opinii tego, kto ma władzę. Czy wolność oznacza swobodę słowa, możliwość krytykowania rządzących? Czy jest to wykorzystywanie chłopów francuskich przez szlachtę przed rewolucją, zatrudnianie robotników we wielkich manufakturach i fabrykach za dosłowne grosze? Chłopi w carskiej Rosji mieli już zupełnie źle – można ich było sprzedać jak niewolników, a oświecenie za czasów Piotra Wielkiego przyniosło tylko przemianę brodatych bojarów w fircyków na wzór zachodni. Sprawiedliwość? Ci ludzie byli zniewoleni, to prawda, jednak oficjalna prawda leżała po stronie tych, którzy wyzyskiwali ich, sami zajmując się tylko dworskimi intrygami. Nadeszła Wielka Rewolucja Francuska przynosząc obalenie Burbonów i przetasowania na szczytach władzy. Znów byli równi i równiejsi, ci na dole drabiny społecznej dalej byli uciskani; po rozrzutności Ludwika XVI i Marii Antoniny nadszedł czas na gilotynę Robespierra. A chłopi wcale nie mieli lepiej – w Wandei wybuchło nawet powstanie, które zostało brutalnie stłumione. Zmuszanie kogoś do wolności? To z pewnością nie jest dobry pomysł. Nadzieję w wiele robotniczych serc tchnęło jednak coś innego: w 1848 roku niemiecki filozof Karol Marks wydał Manifest Partii Komunistycznej, a w 1867 słynny Kapitał (cały tytuł brzmi Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej). Wymyślony razem z Fryderykiem Engelsem system zyskał miano socjalizmu, który największą popularność zyskał w Rosji, dzięki niejakiemu Włodzimierzowi Leninowi, człowiekowi, który po rewolucji lutowej dokonał kolejnego przewrotu razem ze swoją partią, bolszewikami. Zaczęło się to w nastroju pięknych haseł równości, pochwały pracy rolników, robotników i zwykłych żołnierzy, zwracania się do każdego towarzyszu, ale kiedy zabalsamowane ciało Lenina, utrzymującego pozory faktycznych rządów ludu, spoczęło na Kremlu, ster władzy przejął inny człowiek, o znacznie większych ambicjach, stając się po jakimś czasie – w rzeczywistości – dyktatorem o kompetencjach obalonego cara i samowładcy Kraju Rad. Był nim pewien wąsaty Gruzin, Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili, znany bliżej jako Józef Stalin. Poznajemy go, gdy zostaje wybrany na sekretarza generalnego Partii, tuż przed początkiem wielkiego terroru. Stalin dopiero buduje swoją potęgę, powoli typując tych, którzy muszą zginąć, nawet jeśli są jego przyjaciółmi, kreślić w głowie plany, eliminować prawdziwych przeciwników i tych, którzy mogliby nimi w przyszłości się stać. Zachowuje jeszcze pozory, ale procesy to reżyserowane spektakle, a zarzuty coraz bardziej wyssane z palca. Stalin jednak wie, że to dopiero początek – w Europie i na świecie sytuacja jest coraz bardziej napięta, a władzę w Niemczech zdobywa Adolf Hitler. Ile jeszcze ludzi musi zginąć, by wzmocnić Czerwonego Boga rosyjskiego komunizmu? Równolegle z jego historią poznajemy opowieść o Soni, młodej dziewczynie z Leningradu (od razu wiedziałam, że wybór miasta nie jest przypadkowy). Rodzina jej ma bogate komunistyczne tradycje, sama dziewczyna wygrała konkurs i stara się o legitymację partyjną. Przeżywa także swoją pierwszą miłość – młody i przystojny lotnik Borys jest naprawdę nią zainteresowany, więc wszystko jest jak w bajce. Do czasu. Rodzice i dziadek Soni zostają zabrani i zabici, ukochany rozstrzelany, babcia umiera, a siostra wychodzi za mąż za człowieka, który może przynieść jej tylko niebezpieczeństwo. Sama Sonia musi się wyprzeć przed Partią swoich rodziców by móc dalej studiować, ale świat jej wartości zaczyna powoli się rozsypywać, a wojna przynosi zupełnie rozczarowanie systemem, w jaki wcześniej tak głęboko wierzyła. Czy odnajdzie w tym świecie szczęście, spokój? Czy kiedyś będzie wolna, przestanie się bać? Czy – zadawałoby się – niemożliwa miłość zakończy się happy endem? I czy rozumie zbrodnicze podstawy stalinizmu? Nie jestem pewna, czy akurat tego się spodziewałam. To, że bohaterka przestanie być komunistką, było już pewne po przeczytaniu blurbu. Ale Stalin? Ślinię się na myśl o poznaniu go bliżej! Oczywiście, są biografie i bardzo je sobie cenię, ale w dobrym opracowaniu potrzeba chłodu i dystansu, co jest wręcz niewskazane w literaturze pięknej, gdzie czytelnik ma okazję do prawdziwie intymnego rendez vouz z postacią. Słodkie sam na sam ze Stalinem. Kiedy dowiedziałam się jeszcze, że Sonia mieszka w Leningradzie, mój apetyt jeszcze się zaostrzył, bo oblężenie tego miasta w czasie II Wojny Światowej może być kanwą do wspaniałego, mrocznego horroru z kanibalami i matkami karmiącymi dzieci swoją krwią, nie mówiąc o siarczystym, dochodzącym do minus czterdziestu stopni mrozie, a przynajmniej pewniej refleksji nad człowieczeństwem i sprawiedliwością Patrii, bo kiedy na ulicach ludzie zjadali się nawzajem i zamarzali we własnych domach, towarzysze objadali się kawiorem. Spodziewałam się więc chyba czegoś bardzo poważnego, trudnego, skłaniającego do refleksji, czegoś, co zapamiętam na długo. Ale zaskoczona też nie byłam, choć otrzymałam coś zupełnie innego. Czy to oznacza, że gorszego? Musicie wiedzieć, że uwielbiam oprawy broszurowe, nie tylko dlatego, że taką książkę, z grzbietem dostosowanym do ręki, miło się trzyma. Po prostu lubię, bo fajnie wyglądają przy płaskich okładkach, są pewnego rodzaju odpoczynkiem od opraw większości książek. Ponadto książka ma naprawdę bardzo okładkę: dziewczyna (to miała być Sonia, jak przypuszczam) w czarnym płaszczyku i czerwonym szalu, ma warkocz ładnych blond włosów i słowiańskie rysy, a za nią, na sylwetce wieży moskiewskiego Kremla można dostrzec portret Stalina. Te szczegół jest bardzo ciekawy, kiedy go dostrzegłam byłam naprawdę zafascynowana. Na pierwszy rzut oka nic nie widać, ale to jeden z tych ciekawych szczegółów, które uwielbiam znajdywać na okładkach książek. Tytuł został napisany białą czcionką, pasującą zresztą do czarnej okładki, a swoim krojem niemal przypomina rosyjską cyrylicę (właściwie grażdanki, która jest uproszczeniem cyrylicy). Wszystko to bardzo sugeruje, z czym będziemy mieli do czynienia, ale najlepsze znajduje się na wewnętrznych stronach okładki: mamy tam ulice Leningradu i jego z tych słynnych zdjęć, na których Stalin siedzi pod swoim portretem (mówiąc między nami, na portrecie wygląda o wiele młodziej i piękniej niż w rzeczywistości, ale wtedy telewizji jako takiej nie było, więc zamiast botoksu wystarczało do propagandy mocno wyretuszowany portret) wraz ze swoimi współpracownikami. To był naprawdę dobry pomysł, bo książka wygląda bardziej ciekawie i estetycznie, ale i pewien sposób podnosi to jej wartość. Dzięki temu wszystkiemu książka z pewnością rzuca się w oczy, a zainteresowanych po prostu przyciąga – szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, jak będąc w księgarni i widząc ją, nie pokusiłabym się choć ją dotknąć. W środku także jest ciekawie: zwykłe trzy gwiazdki zastąpiono jedną, uwaga, komunistyczną. Świadczy to tylko o tym, że wydanie zostało naprawdę dopieszczone w szczegółach i za to trzeba pochwalić Wydawnictwo. Aż chce się czytać. Fabuła książki, jak większości powieści historycznych, rozciągnięta jest w czasie. Zaczyna się podczas partyjnego zjazdu w 1934 roku, a kończy w 1953, kiedy generalissimus umiera na zawał serca. Na szczęście taka rozpiętość czasu (dziewiętnaście lat!) nie jest dla Autora rzeczą trudną, bo fabuła w żadnym miejscu się nie rwie czy deformuje, stając się nielogiczna, ani też nie brak szczegółów. Tak jak w innych powieściach dostajemy raczej panoramę, ale na tyle dobrą, że wszystko jest logiczne i spójne – wątek Stalina splata się w zaskakujący sposób z wątkiem Soni, chociaż tą dwójkę łączy tylko krótkie spotkanie i może coś jeszcze, ale to Autor pozostawia w sferze mglistych domysłów uważnego czytelnika i wszystko przebiega bez większych zgrzytów, w całość faktycznie pokrytą niejakim mrokiem i mgłą. Trzeba też zwrócić uwagę na publicystyczne zacięcie Autora, który dąży do ukazania faktów historycznych w jak najczystszej postaci, wplatając w książkę konkretne liczby – na przykład ilość umarłych w oblężonym Leningradzie – oraz dołączając przypisy, co mnie pozytywnie zaskoczyło. Chociaż w sumie sama nie wiem. Z jednej strony pedanteria pisarza i jego potrzeba ukazania rozmiarów ofiar systemu stalinowskiego chwali się jak najbardziej, ale z drugiej można przyczepić się, że Autor nie potrafi zapanować nad gatunkiem powieści, pokazać w jakiś bardziej fabularny sposób rozmiar krzywd ludzkich, ożywić faktów, zamiast podawać liczby jak w jakimś podręczniku. Naprawdę nie wiem, co o tym myśleć. Może lepiej byłoby, gdy było tego po prostu trochę mniej? To byłoby doskonałe rozwiązanie, takie wypośrodkowanie, idealne dla osoby, która chce poznać nieco faktów, ale i po prostu przeczytać ciekawą książkę. Sama fabuła jednak nie do końca przekonuje. Nie dla tego, że książka chyba z założenia nie zapiera tchu w piersiach, nie zaciekawia szybką akcją i przygodami bohaterów rodem z sienkiewiczowskiej Trylogii. Nie wiem, ale po wszystkich Małych Księciach, śpiewających drzewach, przeskokach między światami, służących i innych tego rodzaju baśniach i bajkach, miałam ochotę na coś poważnego, trudnego. Gorzkiego, bardzo chętnie mrocznego. I właśnie to spodziewałam się znaleźć w tej książce. Kanibale w Leningradzie byli, terror i reżyserowane procesy oraz wmawianie trupom zawału serca (do jednych z wielu absurdów ZSRR należy fakt, że gościu miał dziurę po kuli w piersi, a należało mówić, że miał zawał serca) też, ale … Była niemożliwa miłość, która aż tak niemożliwa nie była, ucieczka do wolności na różowym Zachodzie, który – choć faktycznie lepszy od Rosji – rajem nie jest, cudowne zbiegi okoliczności oraz przesłodzone fragmenty, które mogłyby okazać się mroczne, ale takie nie były i mnóstwo facetów zakochanych w tej femme fatale Soni (naliczyłam aż trzech), co dla dwóch marnie się skończyło. Taka trochę baśń, z księciem zza Żelaznej Kurtyny, który zawsze czeka na swoją ukochaną, mimo że mija kilka następnych lat, i Panem Żabą, który umiera w najodpowiedniejszej chwili (a Sonię nie wiele to obchodzi! Chociaż krzty empatii ta baba nie ma, facet ją uratował i chronił przez siedem lat, a ona ma jego śmierć głęboko gdzieś…) no i pierwszą miłością, słodko-gorzką, niespełnioną i wciąż napełniającą bohaterkę smutkiem, ale ostatecznie zaakceptowaną – przystojny Borys był przecież komunistą i Sonia utkwiłaby w ZSRR na dobre. A wszystko jakieś rozmazane, wyidealizowane, słodkie, boleśnie niemal uproszczone, a kuło mnie to w oczy aż boli. Kolejne rozdziały o Stalinie odkrywają przed czytelnikiem raczej zakulisowe machinacje Czerwonego Bóstwa mające na celu zabijanie kolejnych przeciwników, co samo w sobie jest ciekawe, ale ja oczekiwałam czegoś bardziej… osobistego? Więcej o samobójstwie Nadieżdży Alliłujewej, może mroczne wyprawa w głąb paranoidalnego umysłu, bo to chyba jest ciekawsze niż czytanie o kombinacjach prowadzących do zamordowania kolejnego dobrego bolszewika, zanim jeszcze zdążył pomyśleć o spisku na jego życie. To już było, chciałoby się powiedzieć, to nie jest nic oryginalnego, chyba że zmarnowana możliwość na napisanie czegoś naprawdę nie tyle co kontrowersyjnego, co pobudzającego do refleksji i elektryzującego, może nawet jakiejś nowej perspektywy na tamte wydarzenia. Z grubsza nie mogę się przyczepić do faktów, bo o nie Autor zadbał. W książce znajduje się pewna śliczna scenka z udziałem Stalina, ale za żadne skarby świata nie powiem wam o co chodzi. Każdy, kto przeczytał tę książkę, pewnie wie o czym mówię, bo szok albo zdziwienie odmalowało się na każdej twarzy, szczególnie, że w przypis objaśniał, że jest to sytuacja prawdziwa. Pokazuje to tylko, jaka kultura panuje Rosji i ile brakuje temu państwu do reszty Europy, a z pewnością w pewien sposób charakteryzuje samego Stalina. Fuj. Lepiej nie piszę więcej, bo właśnie z kuchni dolatują smakowite zapachy. W każdym razie nad szczegółami polemizowałabym, szczególnie że pisarz nieco nagina niektóre fakty a może po prostu korzysta ze złych, nieobiektywnych źródeł, w każdym razie ogólnie może być niezłym wprowadzeniem w temat niezorientowanych – pisarz jasno pokazuje propagandę, terror i działania Partii, nie zostawiając żadnych aluzji i podając wnioski – do których czytelnik mógł dojść sam – na tacy. To ostatnie mnie bardzo denerwowało, bo, jak wiecie, Zosia-samosia jestem, ale dla zupełne zielonych bądź zielonkawych w temacie może być ciekawym wstępem, nawet zachęcającym kogoś do bardziej szczegółowych badań. Sonia jest bohaterką raczej przeciętną. Nieco mdłą. Mocno niestety wyidealizowaną, jak zresztą większość powieści. Na początku niewinna dziewczynka, poznająca uroki zakochania się w osiemnastoletnim przystojniaku, któremu z pewnością nie oparłaby się, gdyby nie jego śmierć, potem wzorowa uczennica i tłumaczka, kochanka idealna pewnego równie przystojnego Anglika. Co prawda, w wielu miejscach Sonia bije się z myślami, z tym, co zawsze wkładano jej do głowy, a coraz bardziej okrutną rzeczywistością, Autor próbuje pokazać, jak coś w niej wewnętrznie się łamie, coraz bardziej i jak z zażartej komunistki staje się wrogiem systemu ZSRR, pragnącą tylko spokoju i życia bez strachu. To wszystko zupełnie zrozumiałe, ale do końca książki zdawało mi się, że Sonia była uroczą dziewczynką, bez większych zadrapań przechodzącą przez życie. Jak bez większej traumy udało jej się opuścić Leningrad? Dlaczego jej partyjna samokrytyka, Borys, rodzice, dziadek i babcia nie wracali do niej w koszmarach? Albo jest bez serca, albo jest taką sobie naiwną dziewuszką, ale skoro ogólnie jest taka miła, dobra i zupełnie niewinna, jakby nawet wojna nie zabrała jej tej naiwności, to raczej to drugie. Brakuje jej mocnych rysów, indywidualności, osobowości, może nawet odrobiny czegoś kontrowersyjnego; brakuje życia. Bo nawet jeśli miałaby w sobie to coś, może nie przeszkadzałoby mi tak, że jest grzeczną dziewczynką, której zależy na studiach bardziej niż na wszystkim innym, ma złote serce (mimo czasem złych wyborów, więc tak źle jeszcze z nią nie jest) i genialną pamięć, której zazdroszczę jak diabli, ah! Może charakterne bohaterki są denerwujące, jak ta dziewucha z Tam, gdzie śpiewają drzewa czy Mare z Czerwonej Królowej, ale takie coś jak Sonia jest po prostu nierealne, nawet tylko w naszym wygodnym świecie, w którym w sumie można być dobrym bez większych konsekwencji, nie mówiąc już o tamtym. Zresztą i tak wybory Soni nie są trudne, bo zawsze znajdzie się jakiś miły facet, który rozwiąże je za nią, no, ewentualnie, powie że to głos serca, a takie rzeczy to każdy zrozumie. Jestem podekscytowana, że mogę pisać o Stalinie jako o bohaterze książki. Chociaż to nie jest dobrze nakreślona postać. Tak jak pisałam wcześniej - i tu zabrakło głębi. I to bardzo. Wódz przedstawiony jest jednoznacznie negatywnie, jakby był złem wcielonym, diabłem i samym Lucyferem. Oczywiście, ma też ludzkie, zwyczajne rysy, łącznie z nieźle ukazanymi paranoidalnymi lękami, ale wiele z nich – tak jak stosunek tego ociekającego krwią potwora do swojej córki, Swietłany, ma demonizować jeszcze bardziej jego postać. Nie mówię, żeby ukazać go jako Dobrego Wąsatego Wujka czy coś w tym rodzaju, a uważam, że Stalin, przebiegły psychopata w czysto ludzkim wcieleniu, byłby jeszcze straszliwszy, przynajmniej dla mnie. Zresztą tu i tak jest mało samego Stalina w Stalinie: pisarz zamiast na wątku osobistym, może nawet psychice, skupił się na polityce bohatera i ukazaniu koszmaru, jakim były czasy jego władzy od środka, od samego Stalina, jakby przykład komunistki Soni nie był wystarczający. Jak już pisałam, to jedna wielka zmarnowana szansa i prawdziwe cierpienie dla mnie – książka miała szansę stać się czymś więcej niż tylko zapisem rządów jednego z najkrwawszych ludzi w dziejach (Norman Davies twierdzi, że zabił łącznie 50 milionów ludzi!), niż tylko jaskrawą i zbyt prostą oceną stalinizmu, przeciwstawianą z różowym, wolnym światem zza Żelaznej Kurtyny, który ma także wiele swoich cieni. Pozostałych bohaterów jest dość dużo i są dość dobrze naszkicowani. Najwięcej nadziei na ciekawą postać budził Borys, z tą swoją młodzieńczą energią i w ogóle, a potem polubiłam Lejtina, Pana Żabę, bardzo niedoskonałego i w ogóle, ale rozczulającego czytelnika (przynamniej mnie) swoim oddaniem i miłością do Soni. To, jak skończył, jest bardzo ponure i niesprawiedliwe, ale czego nie robi się dla Księcia, angielskiego kapitana marynarki Jenkisa z miasteczka Lovesoft (ta nazwa) który w sumie też był sympatyczny, chociaż nie zasługiwał na takiego kogoś jak jego ukochana Sonia (zasługiwał na mnie, ale cicho). Poza tym mamy jeszcze ludzi z jej mieszkania w Leningradzie i irytującą siostrę, która wkurzała mnie niemal w każdym miejscu, w którym Autor o niej wspomniał i nie tylko dlatego, że była postacią niedopracowaną. W wątku Stalina jest natomiast gorzej, przewijają się bowiem jego współpracownicy, niemal ciągle zastraszeni i płaszczący się przed wodzem, który w każdej chwili może ich zniszczyć, może dlatego tacy bezbarwni i bezpłciowi, nudni i nijacy ze (również) demonicznym Berią na czele, o którym Autor pisze tak, żeby czytelnik przypadkiem dowiedział się, że chce zniszczyć Stalina i przejąć władzę w ZSRR. Wszystkie te postacie mają jednak wystarczający potencjał, by – gdyby je rozwinąć – powstała jeszcze bardziej ciekawa powieść i, o dziwo, są o wiele ciekawsze od pierwszoplanowych, mdłych i niedopracowanych. Najsłabszą rzeczą w powieści jest język. Czasami jest on rzeczowy, za bardzo publicystyczny, nadający się raczej do zanudzającej monografii czy pracy przekrojowej niż powieści, czasami jest to żołnierska proza, taka, jaką nawet lubię, a niekiedy Autor stara się na coś jeszcze więcej, z różnym jednak skutkiem. Najbardziej denerwowały mnie jednak powtórzenia tych samych słów w dwóch kolejnych zdaniach i taka konstrukcja, że nie da się ich zastąpić synonimami, wyglądało to, jakby pisarzowi brakowało słów, a jednocześnie nieudolnie próbował pisać literacko i ładnie. Męczyło mnie i irytowało to bardzo, zgrzytałam zębami i w ogóle, ale im bliżej końca, tym było lepiej. Tak samo jak z naiwnymi, przesłodzonym dialogami Soni i Borysa z początku, które później zostały zastąpione lepszymi już dialogami, ale wciąż bardzo nienaturalnymi. Już lepiej było w wątku Stalina i w czasie przesłuchań – pisarz świetnie wcielił się w brutalnego oficera NKWD, a także nieszczęsnego Lejtina, nie mówiąc się o płaszczących się w wielkim stylu współpracowników generalissimusa. Co prawda, z każdą stroną było lepiej, a język Autora stał się w pewien sposób obrazowy i bardziej ciekawy, ale to właśnie styl sprawił, że czytałam książkę dość długo i – czasami – z wyraźną niechęcią. Nigdy nie wierzyłam w Zachód – bo bomba atomowa, segregacja rasowa, cała kapitalistyczna niesprawiedliwość, której socjalizm nie jest w stanie uleczyć. Nie wierzę w zupełną wolność i równość wszystkich ludzi, bo o ile ja i z pewnością wielu z was chcielibyśmy czegoś takiego, nie jesteśmy jedynymi ludźmi na świecie, zresztą jedną z wielu cech człowieka jest jego niedoskonałość. Jednak niewątpliwie ZSRR jest przykładem państwa bez wolności w jej podstawowym znaczeniu. Bo chociaż nie było tam autentycznego niewolnictwa jak w starożytnym Rzymie, to ludzie – co widać również po tej książce – byli niewolnikami. Niewolnikami wewnętrznymi. Niewolnikami strachu. Niewolnikami Partii, jej frazesów, kompletnie oderwanych od rzeczywistości idei. Niewolnikami chęci przeżycia. Niewolnikami zbrodniczego systemu jednego człowieka: Józefa Stalina, postaci wciąż dla mnie nieprzeniknionej i tajemniczej. Ale nie ulega wątpliwości, że on też był niewolnikiem w swoim wnętrzu. Niewolnikiem swojego paranoicznego strachu, urojonych spisków, swojego własnego zła. Niewolnikiem samego siebie. A to chyba najgorszy rodzaj braku wolności jaki może być. Tytuł: „Mrok i Mgła” Autor: Stefan Tűrschmid Moja ocena: 4/10
Jak to możliwe, że miliony stoją murem za jednym człowiekiem? Czym musi się odznaczać, że wszyscy ślepo w niego wierzą i kochają bez zastrzeżeń, nawet jeśli z tego powodu żyją w biedzie, zniewoleniu czy nieustannym strachu? Takie i podobne pytania zawsze nasuwają się w kontekście dyktatorów, którzy wielbieni niczym bóstwa kierowali rzędem dusz. Stefan Türschmid pokazał jednego z autokratów – m.in. w wątku budowania potęgi ZSRR (podług zwrotu „państwo to ja”) przez Stalina. Josif Wissarionowicz od 12 lat stoi na czele partii, ale nadal ubolewa nad ograniczoną władzą, nie tylko ma ambicję podporządkować sobie cały ZSRR, ale marzą mu się również wpływy w Europie. Otacza się sprawdzonymi, zaufanymi ludźmi. Dla tych lojalnych ma serce na dłoni, ale jest przy tym niezwykle czujny, wystarczy choćby cień uśmiechu czy uniesiona nie w porę brew, by zasiać ziarno wątpliwości. Jednego dnia kocha, ale drugiego może już nienawidzić – Stalin nie pozwala sobie na skrupuły, dlatego z łatwością przychodzi mu wydawanie wyroków śmierci, także na najbliższych. Nie liczy się dla niego człowiek, zlecenia zabójstw są codziennością niczym palenie fajki. Rosjanie stopniowo coraz bardziej tłamszeni, zaczynają dzielić się na dwa obozy – zwolenników i przeciwników komunizmu. Pierwsi mają nakaz donosić na drugich. Na straży dumnie czuwa NKWD. Rodziny ulegają rozpadowi, przyjaciele stają się wrogami. Przestrzeń zwykłych ludzi zawęża się, społeczeństwo dusi się strachem. Stalin poszerza zakres wpływów. Rozpoczyna się krwawy okres rządów jednego z najokrutniejszych władców XX wieku. Na ten czas przypada dojrzewanie Soni Buriaginy. Dziewczyna wierzy w Stalina, całym sercem popiera ideały komunistyczne, a gdy nachodzi czas – wstępuje do partii. Przeżywa pierwszą miłość, zdobywa wykształcenie. Pierwszym sygnałem, że źle ulokowała swoje polityczne uczucia, jest aresztowanie najbliższych, dziadka, a przede wszystkim ojca i jej pierwszego chłopaka. Gdy czornyj woron zabiera matkę i skazuje tylko dlatego, że jest żoną podejrzanego – Sonia traci wiarę w komunizm. Dziewczyna staje przed trudnymi wyborami i od tej pory musi nakładać maskę, gdy przestaje być sama. Türschmid wprowadza nas w polityczno-gospodarczo-społeczną rzeczywistość ZSRR, obnaża cały mechanizm stalinowskiego systemu. Pokazuje, że w zbrodniarzu też drzemie człowiek, ale chore ambicje i strach czynią go okrutnym i bezwzględnym. Sonia to symbol naiwności, marzeń, posłuszeństwa i wiary we wzniosłe ideały, które jednak niewiele mają wspólnego z rzeczywistymi działaniami partii. Ale i ta młodziutka, zafascynowana zagraniczną literaturą młoda dziewczyna zdaje sobie w końcu sprawę, że system zjada własne dzieci. Cieszy ją choćby namiastka szczęścia i jak jej rodacy – niczego nie wymaga, bierze, co dają, i jest wdzięczna, początkowo nawet jej się nie śni, że gdzieś można mieć wszystko, czego się zapragnie, i nie trzeba za to płacić najwyższej ceny. W powieści stykają się dobroduszność i wyrachowanie, miłość i nienawiść, pragnienie wolności i zniewolenie na każdym polu ludzkiej działalności. Wielka polityka uderza tu w los każdej jednostki, potęgę państwa buduje się na ciałach zabitych. „Mrok i mgła” to wspaniała powieść dla mężczyzn i kobiet. Ta książka ma same plusy: wszystkie wątki poprowadzone po mistrzowsku, dynamiczna akcja, dwutorowa narracja, interesująca, klarowna opowieść o polityce, wątek miłosny niedrażniący egzaltacją, postacie żywe, myślące i czujące. Nie sposób nie wspomnieć również o historii, która jest bohaterką „Mroku…” – pisarz imponuje rozległą wiedzą i umiejętnością łączenia prawdy z fikcją, częstuje czytelników drobnymi „smaczkami” historycznymi. Wiele tu postaci (bardzo dobre kreacje, nawet te dalszoplanowe), ale nie należy się do nich zbytnio przywiązywać – nie wiesz bowiem, czytelniku, w którym momencie partia się o nich upomni. Türschmid pisze genialnie – w odpowiednich momentach relacjonuje, w innych sięga po naturalistyczne opisy, a kiedy trzeba, bywa także poetycki. Doskonale trafia w oczekiwania odbiorcy, zaskakuje go i nie pozwala się oderwać od lektury. Pozostawia czytelnika usatysfakcjonowanego, oczekującego na więcej takich opowieści.
Kiedy ideały sięgają bruku człowiek musi stawić czoła rzeczywistości, która do tej pory była widziana z całkiem innej perspektywy. Zamiast sielanki i dostrzegania wad u innych prawda zaczyna boleśnie dawać o sobie znać. Okazuje się, że ludzie nosili maski, a ich rzeczywista twarz jest całkiem różna od tego co wydawało się tak prawdziwe. Rozczarowanie boli i wcale nie mija szybko, czasem dojrzewanie wiąże się z ranami, jakie pozostawiają w człowieku blizny na całe życie i przypominają o tym już zawsze.
Władza upaja i budzi demony. Kto chciałby się dzielić nią jeżeli może być jej jedynym posiadaczem? Towarzysz Stalin nie zamierza dopuścić do sytuacji gdy inny będą podejmowali decyzje zamiast niego. Tych, którzy chcieliby być na jego miejscu jest wielu, nie wszyscy rozumieją, że władca jest jeden i każdy kto nie podporządkuje się tej zasadzie zostanie wyeliminowany. Nikt nie powinien czuć się pewny, bezpieczeństwo to przebrzmiałe słowo, dzisiejsze zaufanie wodza to jutrzejsza zdrada ... Za kolejnymi pozycjami na listach osądzonych kryją się ludzie z krwi i kości, lecz dla wielkiej sprawy trzeba poświęcić ich ... Rewolucja wciąż wymaga ofiar na swym ołtarzu, a kandydatem jest cały naród.
"Religia jest opium dla mas", a czym jest ideologia, która nie liczy się ani z jednostką, ani ogółem, za to realizuje wizję pojedynczej osoby? Z istoty tego pytania nie zdaje sobie sprawy Sonia Buriatina, dziewczyna jest tylko pewna jednego - komunizm to jedyna słuszna wizja świata. Wierzy we wszystko, nie wątpi w nic i w nikogo spod znaku czerwonego sztandaru i Międzynarodówki, zresztą dlaczego miałaby być sceptyczna? Przecież każda inna myśl byłaby zdradą ideałów, o jakie walczyła jej rodzina. Nawet jednak w czasach rewolucji młodość ma swoje prawa i pomiędzy wzniosłymi hasłami i miłością do ojczyzny znajdzie się chwila na bardziej osobiste emocje, tylko czy będzie dane im rozwinąć się? Liczy się przecież przede wszystkim idea, dla niej się żyje i umiera, dla niej oszukuje się siebie samego. Co musi się wydarzyć by w końcu dostrzeżono prawdę pod maską propagandy? Sonia niepostrzeżenie wchodzi w smugę cienia, jeszcze nie zauważa jej, zajęta utrzymaniem rodzinnych więzi i budowaniem swojej przyszłości. Pojawiające się sygnały, że to w co wierzy ma inne oblicze wydają się jej niedorzeczne i kłamliwe, ale raz posiane ziarno wątpliwości nie da się tak szybko zniszczyć ... Powoli czerń i biel zamieniają się miejscami, zamiast pewności są rozterki, a oskarżenia stają się wyrzutem, jaki już zawsze będzie towarzyszył Soni. Przed nią jeszcze całe życie, jakże inne od tego, które nie tak dawno uważała za oczywistość. Czy młoda kobieta będzie umiała przekuć swoje rozczarowanie w bunt przeciwko temu co było tak długo dla niej jedyną słuszną ideą? Utraciła już tak wiele, a nieliczne chwile szczęścia miały w tle strach i świadomość, że mają miejsce pośród morza łez i śmierci. Kiedy człowiek zobaczy jądro ciemności na własne oczy nie może wrócić na starą ścieżkę, a nowa droga wydaje się nie do pokonania ...
Prawda i fikcja, chociaż ta pierwsza wydaje się zbyt brutalna by mogła się wydarzyć. Dwóch głównych bohaterów - Stalin i Sonia Buriatina, potwór i dziewczyna, wychowana w jego kulcie i jemu podobnych. Ich losy splatają się, aczkolwiek nigdy się nie spotykają osobiście. Jedno wydarzenie czytelnik poznaje z dwóch stron - w momencie kiedy właśnie się tworzy i skutków dla ogółu. Nic nie przechodzi bez echa, wszystko ma swe odbicie powielone w tysiącach, a nawet, milionach ludzkich losów. "Mrok i mgła" to opowieść o dorastaniu i dojrzewaniu najpierw dziewczyny, później kobiety w latach trzydziestych i czterdziestych ubiegłego wieku w Związku Radzieckim. Początkowo uwypuklone jest zaślepienie ideologią, odporność na prawdę, jaka dla czytelnika wydaje się oczywista, lecz to pierwsza warstwa, pod nią jest człowiek z rozterkami, marzeniami i przede wszystkim wiarą w słuszność swoich wyborów. Z każdą stroną czytający poznaje lepiej bohaterkę i równocześnie kulisy władzy, wpływ jaki ma na jednostkę i całe społeczeństwo. "Mrok i mgła" to historia dziewczyny, którą poznajemy jako nastolatkę wierzącą w ślepo w ideologię, jaka wcześniej stała się życiowym wyznacznikiem dla prawie całego narodu, dojrzewającą w końcu do buntu i wykorzystującą szansę by głośno powiedzieć o tym czego była uczestnikiem i świadkiem.
Książka ukazuje losy Soni Buriaginy i Stalina na tle historycznych wydarzeń.
Sonię poznajemy w dniu jej 17-tych urodzin. Pochodzi z rodziny przykładnych komunistów, wraz z siostrą przynależy do Komsomołu i mocno wierzy w słuszność idei Kraju Rad. Wraz z rozwojem akcji możemy zauważyć jak zmieniają się jej poglądy i życiowe priorytety. Władza pozbawia ją przyjaciół, rodziny, w końcu marzeń i szansy na szczęście.
Drugi wątek przedstawia bezwzględność i okrucieństwo Stalina. Możemy obserwować jak dążąc do utrzymania władzy popada w paranoję i zleca zabójstwa kolejnych przeciwników politycznych.
Autor w niezwykle ciekawy sposób przedstawił losy narodu radzieckiego od strony dyktatora jak i jego ofiar.
Franz, pierwszy Türschmid osiadły w Polsce, przybył z Bawarii z grupą osadników niemieckich. Było to niedługo po pierwszym rozbiorze Polski, w roku 1786...
Tom zawiera dwa opowiadania Stefana Türschmida, oba utwory związane są z epoką stalinowską. Bohaterem “Struny” jest generał Armii Czerwonej...
Przeczytane:2015-07-01, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2015, Mam,
Wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, który z tych dwojga zbrodniarzy był większym szaleńcem, potworem, ucieleśnianiem zła.. - Adolf Hitler czy Józef Stalin..? Dawniej, byłam przekonana o bezapelacyjnym prowadzeniu w tej rywalizacji niemieckiego przywódcy III Rzeszy, który to przecież rozpętał drugą wojnę światową, doprowadził do śmierci milionów Żydów i innych nacji, zniszczył Europę na całe dziesięciolecia.. Dziś jednak coraz bardziej przychylam się do zdania, iż to jednak Josif Wissarionowicz Dżugaszwili był tym najbardziej przerażającym i strasznym tyranem współczesnych czasów, który mordował, niszczył i łamał miliony istnień ludzkich nie z obcych krajów, lecz własnych obywateli.. A wszystko to po to, by osiągnąć władzę absolutną.. W opinii tej upewniła Mnie lektura niezwykłej powieść autorstwa Stefana Türschmita - "Mrok i mgła", która to opowiada o życiu tego gruzińskiego szaleńcy, jak i również ofiar jego totalitarnego systemu..
Książka Stefana Türschmita to bardzo interesujące połączenie literatury historycznej z opowieścią obyczajową, w której to odnajdziemy zarówno fakty historyczne, jak i również wzruszającą historię o życiu zwykłej kobiety, której przyszło żyć w stalinowskiej Rosji.. Powieść ta ma dwoje głównych bohaterów - Józefa Salina i Sonię Buriaginę, których to losy obserwujemy naprzemiennie. Wątek wielkiego przywódcy to chronologiczna relacja z jego działalności przywódczej, stopniowego eliminowania wszelkich przeciwników, budowania państwa opresji i strachu, politycznych kroków podczas okresu drugiej wojny światowej i czasu po jej zakończeniu.., oraz stopniowego pogrążania się w szaleństwie władzy i paranoi przed jej utratą.. Wątek Sonii Buriaginy to z kolei opowieść o młodości, dojrzewaniu, przyspieszonej dorosłości i dramatycznym życiu kobiety, która musiała zmierzyć się ze skutkami politycznych decyzji Stalina, a które to doprowadziły do śmierci wszystkich tych, których kochała.. Wraz z losami Sonii poznajemy także burzliwe losy całego narodu radzieckiego, który za wiarę w komunizm, otrzymał jedynie ból i cierpienie..
"Mrok i mgła" to bardzo zaskakująca w swej formie opowieść o historii Związku Radzieckiego, w trybach to której poznajemy także losy młodej dziewczyny, doświadczającej bardzo boleśnie na własnej skórze "miłości i troski" tego systemu do własnych rodaków.. Zaskakująca o tyle, iż autor pokusił się tutaj o niezwykłą formę skonfrontowania ze sobą życia przywódcy i zwykłego obywatela, a ściślej rzecz biorąc kata i ofiary.. Czytając tę książkę nie mogłam bowiem oprzeć się wrażeniu, iż są to z jednej strony historie tak bardzo do siebie podobne, opowiadające przecież o życiu zwykłych ludzi, Rosjan.., z drugiej zaś tak mocno różne, gdyż jedno z nich może jednym słowem skazać miliony na śmierć, drugie zaś jest bezsilne wobec decyzji człowieka, którego nigdy osobiście nie poznała, a który to de facto "ma jej los" w swoich rękach.. To fascynująca i niezwykle intrygująca konfrontacja, a zarazem przerażająca tym, iż odzwierciedla rzeczywistość tamtych czasów..
Oba główne wątki tej opowieści reprezentują inny charakter i sposób narracji literackiej. Rozdziały poświęcone towarzyszowi Stalinowi to bardziej historyczne, naukowe i źródłowe podejście, poparte w dużej mierze obszerną liczbą dat, nazwisk, historycznych faktów. Oczywiście całość spaja fabularny charakter opowieści, skupiający się na ukazywaniu tychże wydarzeń z perspektywy Józefa Stalina, a więc także i jego własnych przemyśleń, opinii, pragnień, obaw i lęków. Dzięki temu obok tej bardziej naukowej strony, otrzymujemy tu także niezwykły portret psychologiczny radzieckiego przywódcy, który jest o tyleż fascynujący, co i przerażający..
Wątek Sonii Buriaginy to z kolei opowieść stricte obyczajowa, w której to znajdziemy historię upadku kochającej się rodziny, dramatyczne losy wojenne głównej bohaterki, miłość i niebezpieczną walkę o wolność i szczęście, za które to Sonia będzie zmuszona zapłacić bardzo wysoką cenę. Jest to historia przepełniona emocjami, współczuciem i podziwem dla odwagi tej młodej kobiety, obok której to z pewnością nie można przejść obojętnie.. To także niezwykle interesujące opowieść o "zbudzeniu" się z komunistycznego koszmaru.., w którym to główna bohaterka była pogrążona przez bardzo długie lata.. I muszę tutaj przyznać, iż konfrontacja tej stricte polityczno - historycznej opowieści Stalina z obyczajową opowieścią Sonii, wypadła tutaj bardzo ciekawie, zaskakująco i ze wszech miar szczerze..
Losy bohaterów tej książki to także losy Rosji w jej najtrudniejszym okresie, czyli przed wojennych, wojennych i powojennych latach. Autor ukazał tutaj niezwykle barwny obraz historycznych dziejów tego narodu, z masowymi czystkami politycznymi u schyłku lat 30 -tych na czele, szokiem i strachem wobec niemieckiej agresji w 1941 roku, poświęceniem i dramatem całego narodu następnych miesięcy i lat, oraz wielkim rozczarowaniem, strachem i represjami po roku 45. Czytając o bombardowaniach Leningradu, a następnie okrążeniu tego miasta przez niemieckie wojska i wielkim głodzie wśród jego mieszkańców, nie mogłam przejść obok tych dramatycznych opisów obojętnie, zaś takie emocje jak szok, współczucie i niezgoda na to.., towarzyszyły Mi bardzo długo po zakończeniu tej lektury.. Podobne odczucia miałam podczas czytania fragment traktowaniu uwięzionych przez NKWD młodych dziewcząt, których jedynym grzechem było to, iż podczas wojny służyły jako tłumaczki dla alianckich sojuszników.. I warto tutaj jednak zauważyć, iż losy tego narodu widziane z perspektywy Józefa Stalina oraz z perspektywy Sonii Buriaginy, były zgoła różne.. Jego oderwane od rzeczywistość, jej zaś na wskroś realne.. To także niezwykła wartość tej powieści, która czyni ją tak wyjątkową..
Stefan Türschmit stworzył niezwykłą opowieść, która jak żadna inna łączy w sobie realia historyczne i obyczajową fikcją w tak przekonywujący i atrakcyjny sposób. Lektura tej książki to swoiste spojrzenie w przeszłość, które każe inaczej patrzeć na Rosję i Rosjan, również tych współczesnych. Myślę, że książka ta jest jedną z najdoskonalszych okazji do tego, by poznać losy i dramat tego narodu, jak i również ich sąsiednich krajów, które to dotknęło szaleństwo władzy Józefa Stalina.. I z pewnością zaciekawi ona wszystkich miłośników historii, jak i również fanów powieści historycznej z literaturą obyczajową w tle, co stanowi pewien ukłon w stronę żeńskiej rodziny czytelników.. Ze swej strony mogę tylko obiecać, iż "Mrok i mgła" to książka, po którą sięgnięcia z pewnością nie będzie nikt żałował.. Polecam!