Gwiazd naszych wina to najpopularniejsza książka Johna Greena, dzięki której autor osiągnął popularność nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale także poza granicami kraju.
Gwiazd naszych wina to historia nastoletniej Hazel – dziewczyny, która z pozoru prowadzi normalne życie. Jedyne, co ją wyróżnia, o śmiertelna choroba. Dziewczynie jedynie dzięki terapii pozostaje kilka lat życia, co sprawia, że nauka czy praca kompletnie tracą dla niej sens.
Hazel nie ma przyjaciół, nie chodzi też do szkoły. Woli spędzać swój wolny czas w samotności, czytając ulubione książki. Nie ma bowiem zamiaru wszędzie nosić za sobą butlę z tlenem oraz znosić spojrzenia innych pełne politowania albo niezrozumienia.
Wkrótce jednak, podczas jednego z meetingów koła wsparcia, Hazel poznaje Augustusa. Nowy chłopak, który początkowo wzbudza w niej negatywne uczucia, szybko zamienia się w najlepszego przyjaciela. Bo Augustus jest po prostu zabawny, empatyczny i taki normalny…
Wkrótce Hazel będzie miała do wyboru: zaryzykować i razem z Augustusem oddać się przygodzie, lub dalej ukrywać się w domowej samotni. Co wybierze?
Gwiazd naszych wina to jedna z najpopularniejszych książek dla młodzieży ostatnich lat. Kilkukrotnie wznawiana, w końcu zekranizowana została przez znaną wytwórnię filmową.
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: 2013-02-01
Kategoria: Dla młodzieży
Kategoria wiekowa: 15-18 lat
ISBN:
Liczba stron: 312
Tytuł oryginału: The fault in our stars
Język oryginału: język angielski
Tłumaczenie: Magdalena Białoń-Chalecka
W każdej ulotce, na każdej stronie internetowej i w ogóle we wszelkich materiałach dotyczących raka wśród efektów ubocznych choroby zawsze wymieniana jest depresja. Lecz tak naprawdę ona nie jest skutkiem ubocznym raka. Depresja jest skutkiem ubocznym umierania. (Zresztą rak też jest skutkiem ubocznym umierania. Właściwie prawie wszystko nim jest).
-Czasami ludzie nie rozumieją wagi obietnic, gdy je składają - wyjaśniłam.
Isaac spojrzał na mnie ze zdumieniem.
- No jasne, oczywiście. Ale i tak należy ich dotrzymywać. Na tym polega miłość. Miłość to dotrzymywanie obietnic wbrew wszystkiemu.
Przed przeczytaniem książki słyszałam o niej wiele pozytywnych opinii, podobnie jak o ekranizacji. Podchodziłam jednak do tej pozycji lekko sceptycznie, mimo iż bardzo lubię styl pisania autora. Tematyka wydawała się trochę oklepana. Łatwo osiągnąć sukces pisząc o nieuleczalnie chorych dzieciach, bo taka książka zawsze będzie wzruszającym wyciskaczem i łez i łatwo domyśleć się najsmutniejszego zakończenia. Zwykle takie właśnie jest, choć zdarzają się też pozycje o cudownych uzdrowieniach.
„Gwiazd naszych wina” – to książka o dzieciach a właściwie nastolatkach chorych na raka. Ale czy na pewno? Główna bohaterka Hazel Grace sama stwierdza, że książki o chorobie są nudne. Ironicznie odnosi się również do własnej choroby i heroicznej walce z nią. Uznając, że wszystko jest tylko skutkiem ubocznym umierania, przedstawia nam swoją historię. Książka brutalnie szczera i prawdziwa, a jednocześnie pełna sarkastycznego humoru. Wyzwala dużo pozytywnych emocji śmiech, ciepło, zrozumienie, ale także ból. „Ból domaga się, byśmy go odczuwali”.
Sam autor zaznacza, że nie zaczerpniemy z tej książki wiedzy o chorobie i leczeniu. Sporo rzeczy zostało zmyślonych, a jednak same postacie i ich podejście wypadły bardzo naturalnie i jednocześnie ciekawie. Charakterystyczni bohaterowie, z którymi można się utożsamić i mocno przeżywać to co czują. Najważniejszymi są jednak wspomniana już wcześniej Hazel i poznany przez nią na grupie wsparcia Augustus Waters. Chłopak posługujący się często metaforą, pragnący nie zostać zapomniany. Dziewczyna natomiast ma wielkie marzenie poznać zakończenie ważnej dla niej książki. Wokół tak prostych rzeczy stworzona została wyjątkowa opowieść.
W książce pełno jest nawiązań do różnych dzieł kultury książki, filmu, filozofii. Są tam również dzieła wymyślone przez autora, a jednak ma się wrażenie, że to również mogło być nawiązanie do czegoś konkretnego. Im bardziej wnikliwy czytelnik, tym więcej może się w tej książce doszukać. Ale to nie wszystko, co można z niej wynieść. Filozoficzne rozważania młodych ludzi pojawiają się tu co chwilę. Książę czyta się lekko i szybko, ale warto się przy niej zatrzymać, zastanowić. Wnieść coś do swojego życia. Książka jest jak lekarstwo. Może nie leczy raka, ale jest lekiem dla duszy.
Muszę jeszcze dodać, bo wszystko brzmi bardzo poważnie, że sporo się śmiałam przy tej książce. Ironiczne poczucie humoru, dialogi sytuacje. To było tej opowieści potrzebne. Kto mówi, że historie ciężkiej choroby mają być przepełnione tylko bólem.
Nie można zapomnieć także o tym, że jest to romans. Historia o miłości. Nastoletniej, szczenięcej, niedojrzałej, ale czy nie szczerej? Kto kocha najmocniej jeśli nie młode serce szarpane namiętnością, które w każdej chwili może przestać bić? Jednak miłość ma różne oblicza. Miłość, która jest na zawsze, ale „niektóre nieskończoności są większe niż inne”.
Książka równie pięknie pokazuje miłość rodziców do dziecka i dziecka do rodziców. „Na tym świecie jest tylko jedna rzecz okropniejsza niż umieranie na raka w wieku szesnastu lat, a jest nią posiadanie dziecka, które na tego raka umiera”. Do tego cytatu nic nie muszę dodawać.
„Gwiazd naszych wina” przeznaczona jest dla młodzieży, ale ja polecam ją osobom w każdym wieku. To historia, z którą naprawdę warto się zapoznać.
Jest to zdecydowanie piękna, wzruszająca, ale też bardzo bolesna historia. Porusza ona temat nowotworu. Okropnej choroby, na którą nie ma skutecznego lekarstwa. Owszem, w niektórych przypadkach można pomóc osobie chorej w uśmierzaniu bólu, a art "wyciszyć" tego cichego zabójcę, ale niestety on zawsze pozostaje już w człowieku. Może zdąży uaktywnić się na nowo, a może nie, ale myślę, że strach w podświadomości zawsze zostaje.
.
Książka to pięknie opowiedziana historia młodych ludzi, których życie jest pełne bólu i cierpienia, ale potrafią oni nie tylko narzekać, a czerpać ile się da. Przyjaźń opisana w książce jest piękna, mocna i prawdziwa. Ta historia skradła moje serce, jest życiowa aż do bólu. Polecam.
Zapraszam również na Instagram
www.instagram.com/ksiazkowa_nutka
oraz na stronę @Ksiazkowa_nutka na Facebooku
Odwlekałam jej przeczytanie, ponieważ po kilkukrotnym obejrzeniu ekranizacji bałam się, że jej czytanie będzie drogą przez mękę. Myliłam się. Pochłonęłam ją w kilka godzin. Niezwykłe mądra, głęboka i wzruszająca historia nastolatków chorujących na raka. Augustus i Hazel nie zastanawiają się, dlaczego ich to spotkało, nie rozczulają się nad sobą, dzielnie znoszą ból, kalectwo, które dotknęło ich przez chorobę, nawet są pogodzeni z nieuniknioną przegraną z chorobą. Zadają sobie inne pytania. Co zostawimy po sobie? Kto będzie o nas pamiętał, kiedy umrzemy w tak młodym wieku, bo przecież niczego nie osiągnęliśmy? Dlaczego znajomi przypominają sobie o naszym istnieniu dopiero, kiedy odejdziemy z tego świata, a nie pamiętali o nas kiedy byli nam potrzebni? Jak bardzo nasza śmierć zrani naszych najbliższych, i jak sobie z nią poradzą? Pomimo braku odpowiedzi na te pytania i choroby, która odbiera im siły starają się żyć normalnie. Chcą przeżyć pierwszą miłość i spełniać marzenia. "Gwiazd naszych wina" to zdecydowanie najlepsza książka J. Greena!
Wzruszająca opowieść o nastoletniej miłości ,niestety bez happy endu. Daje do myślenia nad swoim życiem.
Dwoje ludzi,nastolatków którzy jeszcz na dobre nie rozpoczęli swojego życia a już przżyli i przeżywzją najcięższe chwile.Zastanawiają się dlaczego świat jest tak podły i dlaczego.Ze wszystkich książek jakie przeczytałam ta podoba mi się najbardziej.Czytając ją czasami się śmiałam a czasami wzryszałam się do łez,ale w chociaż książka jest fikcją to w prawdziwym życiu też so dobre i złe chile,wzloty i upadki.TO właśnie to,że opowiada o czymś co mogłoby być prawdziwe czyni ją wyjątkową i świetną.
Tyle już się naczytałam różnych opinii o twórczości Johna Greena, że nie wiedziałam co myśleć. Z jednej strony sypały się superlatywy, z drugiej natomiast spotkałam sporo słabszych opinii. Postanowiłam zatem sama przekonać się jak to z nim jest i w pierwszej kolejności sięgnęłam po książkę "Gwiazd naszych wina". To kolejna historia młodzieżowa, lecz nie do końca tak błaha jak większość, bo poruszająca nieco przygnębiającą tematykę. Kiedy więc po nią sięgałam, miałam nadzieję, że wywoła we mnie ogrom emocji. Ale czy tak było? Nie do końca i na pewno nie przez cały czas... Jednak po kolei.
Hazel Grace to szesnastoletnia dziewczyna, która wie, że umiera i jej dni są policzone. Rak zaatakował tarczycę, a wraz z nią płuca, przez co główna bohaterka (a zarazem narratorka całej historii), aby móc oddychać, cały czas musi być podłączona do butli z tlenem. Mimo wszystko, nie poddaje się, chociaż wie, jaki czeka ją los, nie załamuje się, a wręcz często ukazuje swoją chorobę w żartobliwy sposób. Jednak stroni od ludzi, stąd do jej zajęć należy głównie oglądanie programów telewizyjnych i czytanie książek... Dlatego też, mama wysyła ją na spotkania grupy wsparcia, które nudzą Hazel do czasu, gdy poznaje Augustusa Watersa. Chłopak, którego organizm został zaatakowany przez kostniakomięsaka, w wyniku czego zmuszony został do amputacji nogi, wywraca świat Hazel, a przy okazji także swój o sto osiemdziesiąt stopni... Jednak jak potoczą się losy tej dwójki? Czy dane jest im być szczęśliwymi chociaż przez chwilę? Czy zrodzi się pomiędzy nimi jakieś uczucie, bądź wręcz przeciwnie - będą bali się bólu, jaki może nieść ta miłość? Odpowiedzi na te, jak wiele innych pytań, znajdziecie oczywiście w książce "Gwiazd naszych wina".
Sama nie wiem od czego zacząć opisywanie swoich wrażeń, bo tyle myśli kotłuje się w mojej głowie... Wszelkie uczucia, jakie dopadły mnie po odłożeniu tej książki na półkę, są niezwykle mieszane. Z jednej strony, początkowo ta historia mnie nie porwała, by jednak wraz z kolejnymi stronami sprawiać, że nie mogę się oderwać, a ostatecznie zakończeniem doszczętnie mnie rozwalając. Zacznijmy może od emocji - nie było ich tak wiele, jak myślałam, a przynajmniej nie od początku. Przez jakieś pierwsze dwieście stron czytałam tę książkę, ale bez większego efektu "wow". Ciężko mi tutaj napisać, że była to po prostu taka lekka lekturka - bo zdecydowanie tematyka do przyjemnych nie należała. Jednak tak właśnie się czułam, czytając "Gwiazd naszych wina". Bardzo szybko przekartkowywałam kolejne strony, a ta cała choroba, o której mowa w książce, została przedstawiona w taki sposób, że nie czuło się jej jako winowajcę, a jedynie coś, co po prostu jest i tak naprawdę nikt nie wie kiedy i kogo zaatakuje... Bohaterowie nie zachowywali się tak, jakby mieli żal do świata, a wręcz przeciwnie - czerpali radość z każdego dnia, które było dane im przeżyć. To bardzo mi się w tej książce spodobało. Ale wracając do emocji - no więc czytałam sobie i czytałam i było dobrze, ale wciąż czekałam na coś, co silniej na mnie wpłynie i cóż - doczekałam się, ani się spostrzegając, łzy już płynęły po moich policzkach. Ostatnie sto stron, a już w ogóle kilka ostatnich rozdziałów, to był taki ogrom emocji, że rozwalałam się gdzieś w środku i ciężko było mi się pozbierać. Ta historia nie jest taka łatwa, nie jest tak prosta, jakby mogło się wydawać w odniesieniu do faktu, że to młodzieżówka. Ale mimo wszystko, ta książka jest po prostu piękna.
Jeśli chodzi o bohaterów, to nie dało się ich nie lubić. Hazel była niezwykle dojrzałą jak na swój wiek osobą, która nie chciała od ludzi litości, bo wiedziała, że nie ma wpływu na swoją chorobę i cały ten proces, jaki nieuchronnie prowadził do śmierci... Jednocześnie potrafiła być zabawna, ale także niezwykle krucha i wrażliwa. To postać, jaką bardzo polubiłam. Augustus - skrótowo: Gus - początkowo nie trafił w moje gusta, ale z czasem również i jego dało się polubić. Wydawał się nieco za bardzo pewny siebie, lecz z czasem zauważyłam, że to niezwykle wrażliwy chłopak. Podobało mi się także to, jak autor wykreował Isaaca - ten bohater także należy do moich ulubieńców jeśli chodzi o tę książkę. Krótko mówiąc - bohaterowie są jak najbardziej na plus.
Nie wiem nawet co więcej mogłabym dodać, bo ta książka mimo wcześniejszego niedosytu, swoim zakończeniem wypełniła go aż za bardzo. Myślę, że jeśli dopiszę cokolwiek więcej, to rozkleję się ponownie, tym razem przy recenzji, dlatego wrzucę kilka cytatów, które szczególnie zwróciły moją uwagę.
"Boję się zapomnienia. (...) Boję się tego niczym ślepiec ciemności." " Świat nie jest instytucją zajmującą się spełnianiem marzeń." "Czasami ludzie nie rozumieją wagi obietnic, gdy je składają." "Moje idee to gwiazdy, których nie potrafię ułożyć w konstelacje." "Wydawało się, że to było całe wieki temu, jakbyśmy przeżyli krótką, ale mimo to nieskończoną wieczność. Niektóre wieczności są większe niż inne." "-Ale ja wierzę w prawdziwą miłość, wiesz? Nie uważam, że wszyscy muszą mieć oboje oczu, nie chorować i tak dalej, ale każdy powinien przeżyć prawdziwą miłość, a ona powinna trwać przynajmniej do końca jego życia."Tym akcentem przechodzę powoli do końca tej recenzji. Myślę, że warto sięgnąć po tę książkę bez względu na to, czy lubicie młodzieżówki czy też nie, bo ta historia jest piękna, a bohaterowie, mimo młodego wieku, są bardziej dojrzali niż niejedni dorośli. To również historia, jaka pisana jest prostym językiem, stąd pochłania się ją w mgnieniu oka, a jednocześnie skłania do mnóstwa przemyśleń. Uwierzcie mi, warto sięgnąć po "Gwiazd naszych wina". Nie żałuję, że przeczytałam tę książkę, a wręcz co więcej - zachęciła mnie, by obejrzeć film na jej podstawie (chociaż rzadko oglądam ekranizacje).
Nowotwór. Na pierwszy rzut oka zwykły wyraz niewyróżniający się na tle innych. Po prostu słowo na ,,n", jak inne. Jednak skrywa ono w sobie bolesną prawdę o tym, że twoje ciało zamierza podpisać umowę z samą Śmiercią. Ludzie próbują temu zapobiec poprzez chemioterapię i inne formy zwalczania złośliwca tkwiącego wewnątrz siebie. Nie wystarczy jednak leczenie. Ważne jest także nastawienie chorego do swojego losu oraz wsparcie bliskich, które pozwala zapomnieć o wszechogarniającym nas bólu. To pozwala na szybsze pozbycie się nowotworu.
Bywa jednak tak, że nowotwór jest złośliwy, co oznacza już podpisanie umowy z panną prowadzącą dusze w danse macabre. To najgorsza z możliwych sytuacji, jakie mogą nas spotkać przy tej paskudzie siejącej spustoszenie w naszym organizmie. Wtedy zazwyczaj są dwie opcje: użalać się nad sobą i uważać, jaki ten świat jest niesprawiedliwy lub brać z życia garściami i nie przejmować się konsekwencjami.
Hazel Grace to szesnastoletnia dziewczyna, która wie, że nie ma co liczyć na cudowne ozdrowienie. Oswojona ze swoją wersją nowotworu zawsze przebywa w towarzystwie butli tlenowej pozwalającej jej na nikłe odczucie, że jeszcze żyje i jej płuca mają się nieźle. Pogodzona ze swoim losem zostaje jednak zmuszona przez matkę, by ta udała się na sesję do grupy wsparcia dla takich ludzi jak ona - czyli zdradzonych przez swoje organizmy.
Nie wie ona jeszcze tego, że właśnie w takich okolicznościach pozna niewiele starszego od siebie Augustusa, który pokaże jej drugą stronę medalu życia z bombą cykającą wewnątrz siebie. Tylko czy ta przyjaźń nie przerodzi się w coś głębszego, co może skomplikować przyszłość i spowodować jeszcze więcej bólu?
Na tę książkę miałam chrapkę już dawno, dawno temu, ale dopiero kilka miesięcy temu otrzymałam możliwość pochwycić ją w swoje krzywe paluchy. Trochę ubolewałam nad faktem filmowej okładki, ale to i tak mnie nie zniechęciło. Jednak czy szata graficzna w ten sposób mnie nie przestrzegała przed poznaniem tej historii?
,,To tylko nasza, a nie gwiazd naszych wina."
Główną bohaterką jest Hazel Grace Lancaster, która od wielu lat zmaga się z nowotworem wyniszczającym jej organizm. Gdyby nie specjalistyczny sprzęt i niezbędna dawka leku nastolatka... można się domyślić, co bym tutaj napisała. Hazel również jest zdana na butlę z tlenem, gdyż normalne oddychanie sprawia jej trudności.
Hazel Grace poznałam jako dziewczynę o bardzo specyficznym poczuciu humoru oraz pesymistycznym podejściu do życia. Trudno jej się dziwić skoro wewnątrz niej panoszy się potwór. Również w głowie Hazel ma swoje miejsce pewien incydent, który zapuścił swoje korzenie i nie zamierza jej opuścić. Panna Lancaster zmienia nastawienie dopiero wtedy, gdy poznaje bardzo pewnego siebie Augustusa, chłopaka często trzymającego niezapalonego papierosa w ustach. Czy ten duet potrafi się porozumieć? Oczywiście, że tak! W końcu łączy ich... choroba!
Hazel jest typem książkowej bohaterki, której nie można nie lubić. Jej styl bycia jest tak naturalny, że sprawia to wrażenie, jakby znało się ją od lat. Gorzej było jednak z Augustusem. Wiem, że jest wiele osób uwielbiających jego dowcipy i tę arogancję, lecz według mnie był bardzo irytujący. Co jak co, ale chłopaczyna nie przekonał mnie do siebie. Owszem - wiele tekstów miał świetnych, ale nic poza tym. No dobra, ma jeszcze jeden plus na swoim koncie, a mianowicie: pomógł spełnić największe marzenie Hazel. O czym piszę? Najprędzej dowiecie się tego w jeden sposób - czytając książkę!
,,- Jak tam twoje oczy?
- Och, doskonale. Jedyny problem w tych, że nie ma ich w mojej głowie."
John Green posługuje się lekkim piórem, dlatego też cała historia sprawia wrażenie świeżej i przejrzystej. Opisy i dialogi są wyważone, nie mogę tutaj narzekać na nadmiar jednego lub drugiego. Muszę jednak wytknąć pewną rzecz: od kiedy dziewczyna idzie do domu chłopaka po kilkudziesięciu minutach znajomości? Dla mnie to jest ździebko chore, ale już w to nie wnikam. Chociaż... czy jest ktoś, kto jeszcze miał mieszane uczucia pod tym względem?
Przyznam się także, że pod koniec łezka mi poleciała, jednak gdybym przeczytała tę książkę raz jeszcze to już pewna rzecz by mnie nie ruszyła. Owszem, jestem dziwna, ale cóż... taka moja natura. :)
Podsumowując:
,,Gwiazd naszych wina" to typowa powieść dla młodzieży, gdzie jednak nie natkniemy się na trójkącik miłosny (całe szczęście). Książkę mogę polecić fanom twórczości Greena, którzy jeszcze nie mieli do czynienia z tym tytułem oraz wszystkim czytelnikom pragnących lekkiej i świeżej lektury pozwalającej zapomnieć o tych anomaliach pogodowych.
„Mówiąc szczerze, czułam ból cały czas. Bolało mnie, że nie oddycham jak normalny człowiek, że ciągle mam przypominać płucom, że są płucami, że bezustannie zmuszam się do zaakceptowania szczypiącego, drapiącego, przeszywającego bólu z niedotlenienia. Tak więc w sumie nie kłamałam. Tylko wybierałam jedną z wielu prawd”.
Hazel to nastolatka, która nie rozstaję się z Philipem, a jej dni upływają na oglądaniu American Next Top Model. Często spędza noce na czytaniu, bo wie, że rodzice nie będą jej rano budzić. Nikt nie robi jej wyrzutów sumienia, kiedy chodzi cały dzień w piżamie i odmawia jedzenia obiadu. Taka sytuacja mogłaby się wydawać wymarzona wszystkim zbuntowanym nastolatkom, a pewnie także wielu dorosłym. Jednak czy takie myśli dalej zaprzątałyby Wam głowę, gdybyście wiedzieli, że Philip to urządzenie, które umożliwia dziewczynie oddychanie, po tym jak rak, w najbardziej zaawansowanym stadium, zjadł jej płuca?
Rodzice dają Hazel dużo swobody, bo nie wiedzą ile czasu jej jeszcze zostało. Nie mają pojęcia, ile dni przyjdzie im spędzić wspólnie na pozornej beztrosce. Bohaterka ma tylko jeden obowiązek- regularne uczestnictwo w spotkaniach grupy wsparcia, dla osób chorych na raka. Nastolatka szczerze ich nienawidzi, a do prowadzącego pozbawionego jaj (dosłownie i w przenośni) pała prawdziwą niechęcią. Prawdopodobnie zabrzmi to dosyć banalnie, ale wszystko zmienia się tego dnia, kiedy poznaje Augustusa.
Powieść bynajmniej nie należy do banalnych. Co prawda, nie brakuje tutaj zabawnych chłopięcych zalotów i dziewczęcych flirtów, jednak to tylko strzępy nastoletniej niewinności, która towarzyszy zdrowym nastolatkom. Na łamach książki obserwujemy, jak rodzi się między nimi uczucie, o wiele silniejsze od szczenięcej, przelotnej miłości. Przede wszystkim opiera się, bowiem na podobnych doświadczeniach i wspólnej walce, która ich jednoczy. Miłość to dla nich jeszcze jeden powód, by codziennie, czasami z trudem, podnosić się z łóżka.
Hazel i Augustus mają jedno wspólne marzenie- pragną pojechać do Amsterdamu, żeby dowiedzieć się, jak potoczyło się życie bohaterów ich ulubionej książki. To dla nich szczególnie ważne, bo książkowa historia bardzo przypomina ich własną, Anna również choruje na raka…
„Gwiazd naszych wina” to nie ten typ powieści, która opiera się na szalonej akcji. Zamiast tego autor oferuje nam książę pełną wzruszeń, wstrząsającą czytelnikiem do głębi. Przypomina, że niczego nie możemy być pewni, bo wszystko możemy bardzo łatwo stracić. Niczego nie dostajemy na wieczność, przede wszystkim zaś zdrowia. Green wskazuje, jak ważny problem wciąż stanowi walka z rakiem, jak wiele jeszcze choroba skrywa przed nami tajemnic. Mimo że na samym początku dobitnie podkreślił, że cała fabuła została oparta na fikcji literackiej, nie powstrzymało mnie do jednak od łez, kiedy czytałam następujące słowa:
„Mam na imię Hazel. Augustus Waters był wielką, przeklętą przez gwiazdy miłością mojego życia. Nie przedstawię Wam historii naszej miłości, ponieważ- jak wszystkie prawdziwe opowieści o miłości- ona umrze z nami, gdyż tak być powinno”.
Czy można się uczyć miłości od nastolatków?
Czy to oni powinni przypominać nam, że życie jest za krótkie na gorycz i rozpamiętywanie?
Czy nie ma już żadnej sprawiedliwości?
Podczas czytania nasuwało mi się wiele pytań. Dlaczego akurat oni? W końcu to była taka piękna miłość. Przecież niedawno się odnaleźli, dopiero zakochali. Pierwszy raz od lat byli szczęśliwi.
Ta fikcyjna powieść zrobiła na mnie większe wrażenie, niż niejedna prawdziwa historia. Wskazała na ważne rzeczy, o których w pośpiechu zapomniałam. Pokazała, że nasz wiek czasami nie ma żadnego znaczenia, bo nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby to starsi uczyli się od młodszych. Mówi się, że nigdy nie ma dobrego czasu na umieranie, zazwyczaj nie wiemy też, ile czasu nam zostało. Dlatego cieszmy się z tego, co mamy i szanujmy życie, takim, jakie jest. Bo mamy je tylko jedno.
Wreszcie nastał dzień, że i ja przeczytałam książkę, której nikomu chyba nie muszę przedstawiać. Uczta dla mej duszy. Nie przesadzę mówiąc, że dawno nie czytałam tak dobrej książki. Mówiąc, że to geniusz naszych czasów uwłaczałoby to godności tej książki, bo takie stwierdzenie to za mało. Nie ma słów, które by to opisały. Ot zwykły dzień, nagle na polski rynek księgarni wchodzi książka o niepozornym tytule "Gwiazd naszych wina''. Mijają kolejne dni, a czytelników coraz więcej, nagle lektura ląduje na szczycie list bestsellerów- zaręczam Wam, nie bez powodu.
Zastanawiacie się czy to w ogóle możliwe, aby napisać dobrą książkę o śmierci? Owszem można. Doskonałym przykładem są takie książki jak "Oskar i pani Róża'' oraz "Zanim umrę". Do jej szlachetnego grona spokojnie mogę zaliczyć "Gwiazd naszych wina". Ba! Ta książka sytuuje się o wiele wyżej! Śmierć to delikatny temat, a zwłaszcza jeśli dotyczy młodej osoby, która powinna mieć przed sobą całe życie, a tak naprawdę zostaje jej zaledwie parę lat, miesięcy albo nawet tygodni. Całe swoje życie musi zamknąć w tym niewielkim odcinku czasu, straci wszystko co ma i co mogłaby mieć. Taką właśnie wizję swojego życia ma bohaterka książki- Hazel Grace. Szesnastoletnia dziewczyna, chorująca na raka tarczycy w czwartym stadium, co powoduje, że jej nieodłącznym przyjacielem jest butla z tlenem, którą ciągnie za sobą dosłownie wszędzie. John Green idealnie stworzył jej postać. Hazel wprost nie da się nie lubić! Nie dzieje się tak, dlatego, że jej współczujemy czy też jest nam jej żal, wręcz przeciwnie- dziewczyna nie użala się nad sobą, a nawet żartuje ze swojej choroby. W wolnych chwilach (tych gdy nie leży na kanapie oglądając kolejne odcinki American Top Model) niechętnie uczęszcza na spotkania grupy wsparcia, na których poznaje chłopaka o imieniu Augustus lub po prostu Gus, który choruje na raka tkanki kostnej. Nastolatkowie odrazu przypadają sobie do gustu, a z czasem nawet do serca.
„- Czujesz się lepiej?
- Nie – wymamrotał Isaac, ciężko oddychając.
- Tak to jest z bólem – odpowiedział Augustus, a potem spojrzał na mnie. – Domaga się, byśmy go odczuwali”.*
"Gwiazd naszych wina" poruszyła mnie tak bardzo, że nie mogłam opanować swojego wzruszenia i gdy wertowałam kartka po kartce, coraz dalej w poszukiwaniu kolejnych zmagań Hazel wylewał się ze mnie coraz to większy potok łez. Do śmierci nie da się przyzwyczaić, ale wbrew pozorom z tą myślą da się żyć z uśmiechem na ustach. Tego właśnie nauczyła mnie ta piękna książka- korzystać z życia i spełniać swoje marzenia, nawet te najbardziej niemożliwe. Bohaterka miała jedno marzenie- poznać zakończenie swojej ukochanej książki "Ciosu udręki", które wydaje się tak bardzo nie jasne. W jego spełnieniu pomaga jej Gus. Czy im się uda? Jak będą wyglądały ich próby? O tym musicie przekonać się sami.
Podobnie jak we wcześniej wspomnianej książce- "Ciosie udręki" zakończenie tej opowieści jest niejasne. Sądzę, że tak naprawdę autor zostawia je nam- czytelnikom. Daje nam pole do popisu, ale również nie chce nas zawieźć, dlatego pozwala każdemu dokończyć ją samemu. Jest to jedna z najlepszych rzeczy w życiu jaka mnie spotkała.
W naszym życiu pojawiają się takie książki przy których czytaniu mamy natłok myśli, zdań i sformułowań na jej temat, ale zaraz po odłożeniu jej w naszej głowie nastaje pustka. Taka właśnie pustka wypełniała mnie, przez parę dni nie byłam w stanie sklecić nawet jednego zdania opisującego tę cudowną historię. Po przeczytaniu jej byłam pewna jednego- "Gwiazd naszych wina" to książka o której nigdy nie zapomnę, najlepsza książka ostatnich lat. To po prostu trzeba przeczytać i przeżyć to samemu! Polecam bezwarunkowo każdemu kto poszukuje w swoim życiu odpowiedzi na nurtujące go pytania- co z nami będzie? Oraz tym, którzy ze śmiercią nie mogą się pogodzić.
Nie mogłam ostatnio wpaść w żadną książkę, tak żeby na niej się skoncentrować, żeby nie móc się oderwać, żeby nawet melisę parzyć z nosem w książce. Pomijając fakt, że rok zaczynam dołującymi książkami(tutaj wstrzeliłam się idealnie znów). Przypomniałam sobie, że obok łóżka, w hałdach książki leżą, te pożyczone z biblioteki. Termin mija pod koniec stycznia, więc wypadałoby coś nadgryźć. Padło na polecaną na blogach książkę dla młodzieży… „Oskar i Pani Róża”, „Szkoła uczuć”, „Listy do Boga”, „Love Story” i wiele, wiele innych, książki, które niekoniecznie stoją na najwyższym literackim poziomie, ale sięgają po wątek, który człowieka wzrusza, przeraża, sprawia iż zaczynamy wyobrażać sobie siebie w takiej sytuacji. To nas rozmiękcza, wyciska łzy z oczu, tak jak większość scen, na końcu melodramatu, przy szpitalnym łóżku, w otoczeniu rurek, przy akompaniamencie cichnącego dźwięku rejestrującej pracę serca aparatury. Hazel jest śmiertelnie chora, zaczęło się od raka tarczycy, później nowotwór przedostał się do płuc i tam zadekował się jak bomba z opóźnionym zapłonem. Nikt Hazel nie oszukuje, dziewczyna wie, że jej czas jest ograniczony. Ma szesnaście lat, teoretycznie życie przed sobą. Teoretycznie. Objawem jej umierania jest depresja, dlatego rodzice zmuszają ją do uczestniczenia w spotkania grupy wsparcia, dla młodzieży umierającej na raka. Spotykają się tam ludzie w różnym stadium raka, często odchodzą i dołączają do litanii imion za których uczestnicy modlą się pod koniec spotkania. Hazel nie lubi jeździć na te spotkania, sposób w jaki są prowadzone odstręcza ją. Do czasu, aż poznaje na takim spotkaniu Augustusa, chłopaka z amputowaną nogą. Rodzi się pomiędzy nimi zażyłość. Nie ma wstydu, nie ma zażenowania. Jest dwójka młodych ludzi, którzy wiedzą, że muszą spieszyć się kochać. Żyją, nie jakby nic się nie stało, ale nie roztkliwiają się nad sobą, wierzą. Spełniają marzenia, przekomarzają się z sobą. Wszystko jest dobrze, do czasu… Spokojnie, wyjątkowo sobie nie popłakałam, chociaż było blisko. Książka jest przewidywalna i dosyć tania jeśli chodzi o dobór tematyki, ale jest coś co sprawia, że jest inna niż wszystkie. Coś co sprawiło, że zaistniała, że zaczytują się w niej młodzi i starsi. Hazel i Augustus są bardzo fajnie wykreowanymi bohaterami. Inteligentni, błyskotliwi, ze swoimi pasjami, ale odebrano im możliwość życia normalnie. Żyją z piętnem raka Żyją ze świadomością bliskości kresu, ale to nie zmienia ich potrzeb, ich mózgów. Są nastolatkami, targają nimi hormony, mają problem z rodzicami, którzy panicznie się o nich boją. Rozmawiają ze sobą normalnie. O filmach, o książkach a także o tym co następuje po śmierci. To nie tylko opowieść o zbliżającej się śmierci, to historia dojrzewania, miłości, jakże świetnie koresponduje z historią Anny Frank, wspomnianej w tej książce. Dorastanie w ekstremalnych warunkach. Ciężko w to uwierzyć, ale ta książka jest nie tylko wzruszająca, ale i zabawna. Napisana w dobrym stylu, rozmowy bohaterów mogą rozśmieszyć i jest to naprawdę inteligentny humor. Ta książka jest po prostu mądra, naprawdę idealnie napisana dla nastolatków, którzy może dzięki niej coś sobie uświadomią. Cieszę się, że ją przeczytałam, podobno to jest jakaś seria. W czwartek chyba się wybiorę do biblioteki i poszukam dwóch pozostałych tomów
Hazel jest chora na raka. Już od jakiegoś czasu nie chodzi do szkoły. Codziennie musi mieć przy sobie butlę z tlenem i wąsy. Jej płuca nie są w stanie same oddychać. Większość czasu spędza na czytaniu jednej i tej samej książki oraz oglądaniu programów rozrywkowych w telewizji. Jej mama sądzi, że popadła w depresję. Właśnie dlatego wysyła ją na grupę wsparcia. Jednak Hazel uważa, że to strata czasu. Każde spotkanie jest tak samo nudne i przygnębiające. Jednak raz spotkanie robi się sporo ciekawsze, ponieważ po raz pierwszy pojawia się tam pewien tajemniczy chłopak - Augustus Waters. Lecz to nie koniec atrakcji... Wyraźnie jest zainteresowany Hazel. Przekomarza się z nią, a następnie zaprasza do siebie do domu. Dziewczyna jest nim zafascynowana, tym bardziej że na jednej "randce" się nie kończy. Spotykają się coraz częściej, co owocuje najpierw przyjaźnią, a później nieśmiałą miłością. Jednak oboje zapominają, że są chorzy na raka, a ta choroba nie poddaje się tak łatwo.
Nie wiem, czy jest jakaś osoba, która przynajmniej raz nie słyszała o "Gwiazd naszych wina". Książka sama w sobie jest bardzo popularna, a ekranizacja, która weszła w czerwcu do naszych kin, dodała jeszcze jej prestiżu. Słyszałam wiele pozytywnych opinii o tej książce. Zazwyczaj w takich przypadkach od razu chcę przeczytać taką powieść i robię wszystko co w mojej mocy, by ją zdobyć. Tym razem tak nie było. Nic mnie w niej nie zachęcało, a fakt, że napisał ją John Green zniechęcał mnie. Nie przepadam za jego stylem. No ale wreszcie uległam. Dobrze zrobiłam? Myślę, że tak. Lecz mimo to bardzo się na niej zawiodłam. Jednak najpierw zaczną od plusów.
Bardzo mi się podoba temat powieści. Opowiada przecież o dzieciach chorych na raka. W codzienny życiu większość z nas jest wyobcowana z takiego tematu. Zdajemy sobie sprawę, że ludzi chorują na tę złośliwą chorobę, ale jeśli nas to nie dotyczy, to bardzo łatwo o tym zapominamy. A trzeba o tym pamiętać. Takich ludzi jest naprawdę dużo i potrzebują oni pomocy - finansowej, ale i psychicznej. Takich książek jest za mało. Powinno być ich więcej. Bardzo mi się podoba, że Green poruszył tak ważny temat. Poza tym wymyślił historię, która wstrząsa i uświadamia nam wiele rzeczy, o których nagminnie zapominamy. Pozwala nam poznać życie ludzi, których dotknęła ta tragedia. Nie jest ono normalne, ale nie jest też tak wcale różne od naszego. Po prostu ci ludzie mają więcej przeszkód niż my i muszą z nimi dzień w dzień walczyć. Są niesamowici i silni, ale są też normalni - tacy jak my. Mają swoje marzenia, rodziny, życie. Często właśnie o tym zapominamy.
I tu się raczej jak dla mnie kończą plusy książki. Historia jest niesamowita, ale moim zdaniem Green bardzo skutecznie ja spłycił i źle opowiedział. Miał świetny pomysł, piękny i wzruszający materiał, ale nie wykorzystał go. To się prosi o dopracowanie, pogłębienie. Zdaję sobie sprawę, że ta jest książka dla młodzieży. Nawet jest zaliczana do literatury dziecięcej. Nie powinna być zbyt trudna i głęboka. Jednak powinno być jakieś większe rozwinięcie. Wtedy dodałoby to głębi i pozwoliło zrozumieć poważne sprawy. Kolejną sprawą jest sam styl. Jest wyjątkowo prosty, co raczej nie powinno przeszkadzać w tej książce, ale to wszystko się gryzie. Green używa wiele trudnych, mało zrozumiałych słów, które nagle utrudniają czytanie, mimo że przed chwilą czytało się idealnie. To bardzo się rzuca w oczy.
Piękna i wzruszająca książka o przyjaźni, miłości, bólu, chorobie, cierpieniu i stracie. Tu nic nie jest koloryzowane..Mamy za to pięknie ukazaną miłośc dwójki nastolatków ,którzy mają ogromne szczęście,że sie poznali a jednocześnie wkurzające jest to,że przez chorobę nie będą w stanie żyć długo i szczęśliwie...
Dopóki nie stoisz w obliczu choroby i śmierci nie doceniasz swojego życia....
Polecam
??
,,Na tym świecie jest tylko jedna rzecz okropniejsza niż umieranie na raka w wieku szesnastu lat, a jest nią posiadanie dziecka które na tego raka umiera".
(fragment książki)
°
Hazel to szesnastolatka, która od kilku lat choruje na nowotwór. Od czasu diagnozy nie chodzi do szkoły, a czas upływa jej na przesiadywaniu w domu, wizytach w szpitalu, czytaniu, rozmyślaniu i oglądaniu telewizji. Pewnego dnia mama Hazel, zmartwiona stanem psychicznym córki, wysyła ją na grupę wsparcia dla nastolatków. Tam dziewczyna poznaje Augustusa - charyzmatycznego, przystojnego chłopaka, który od pierwszej chwili wydaje się być nią zainteresowany. Hazel i Augustus nawiązują relację, która ma na zawsze odmienić ich życie.
??
,,Gwiazd naszych wina" to młodzieżówka, w której zakochałam się już dziewięć lat temu, będąc nastolatką, a przy ponownej lekturze towarzyszyły mi równie silne emocje.
John Green pisze bardzo oryginalnie, lekko i - mimo trudnej tematyki - z poczuciem humoru. Pęknie opisuje nastoletnią miłość, nie romantyzując przy tym choroby i nie unikając trudnych prawd na jej temat.
W książce można znaleźć wiele interesujących przemyśleń na temat życia, choroby i tego, jak wpływa ona na relacje. Autor wykreował bardzo ciekawe, wyraziste postaci o bogatym wnętrzu i tendencji do filozoficznych rozważań.
Jeśli jeszcze nie znacie tej książki, z całego serca polecam Wam to zmienić. Dla mnie jest ona jedną z lepszych powieści w swoim gatunku.
??
Przyznam szczerze, że na początku książka mnie zachwyciła, wciągnęła. Od połowy zaczęła mnie męczyć. Z ciekawej relacji dwojga młodych ludzi, przeszliśmy do zaborczych zachowań rodziców, którzy myślą, że tylko oni mają przywilej bycia z umierającym dzieckiem. Smutne, rozczarowujące, kiedy podejmujesz decyzje względem tych co zostali, a nie względem tego co obiecałeś...
Glowna bohaterka to 16 letnia Hazel Grace.Nastolatka ma raka tarczycy i musi nosic stale aparat tlenowy ktory pomaga jej oddychac. Dziewczyna wikszosc czasu spedza w szpitalu gdzie zaprzyjaznia sie z Augustusem Watersem,ktory ma raka kosci .Z czasem miedzy ta dwujka rodzi sie uczucia.Autorka pokazuje ,ze mimo przeszkod ,smiertelnej choroby mozna zyc pelnia zycia na tyle ile sie da. Swietnie napisana ksiazka ,nie tylko dla nastolatkow.
Hazel, cierpiąca z powodu raka szesnastolatka już niczego w życiu nie oczekuje. Jedyne czego pragnie to spokoju ale tylko do czasu... W grupie wsparcia poznaje Augustusa, który niewiele starszy też już raz wygrał z niszczycielskim rakiem. Ich relacja jest coraz bliższa, a Gus nie tylko ukrywa przed Hazel okrutną prawdę, ale jednocześnie spełnia jej największe marzenie.
Z pewnością jest to książka młodzieżowa, biorąc pod uwagę wiek bohaterów. Porusza okropnie trudny temat raka. Choć mówi się dość swobodnie o nowotworach, to zawsze jest obawa, jak zachować się wobec chorej osoby. Dwójka młodych ludzi nie musi nic udawać. Oboje wiedzą z czym się borykają. Oboje są świadomi, że nie będzie im dane dożyć starości. Oboje walczą fizycznie i psychicznie o każdy dzień. Książkę tę wielu z was określiło, jako jedną z najbardziej wzruszających. Nie wiem już, czy coś jest więc ze mną nie tak? Czułam smutek związany z wydarzeniami w książce, ale nie działała ona na mnie aż tak mocno, jak myślałam. Płakałam przy wielu książkach. Autorzy za pomocą słów przekazywali mi czasem ogrom emocji, ale w tej pozycji tak się nie stało. Mam takie odczucia, jak przy "Pamiętniku" Sparksa. Obie nie są złe, ale super dobre niestety też nie. Spróbuje obejrzeć film, żeby się przekonać, czy wersja stworzona przez reżysera bardziej mniej poruszy.
John Green powraca - Bukowy Las potwierdza premierę nowej powieści w Polsce! To już pewne! Jeszcze w tym roku nakładem wydawnictwa Bukowy Las ukaże się...
Miliony sprzedanych egzemplarzy, adaptacja filmowa, nagrody i rzesze wiernych fanów - popularność Johna Greena już dawno wyszła poza USA i stale rośnie...