Michalina ma wszystko, czego potrzeba młodej dziewczynie: kochającą rodzinę, przyjaciół, uroczego chłopaka i pochłaniającą ją pasję. Ale niepomyślna diagnoza lekarska w jednej chwili przekreśla jej życiowe plany. Okazuje się, że to nowotwór.
Jak odnaleźć się w nowej, okrutnej rzeczywistości, od której nie ma ucieczki?
Bohaterka znajduje na to receptę...
Wydawnictwo: Szara Godzina
Data wydania: 2015-02-08
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 160
Jest to może i książka młodzieżowa, jednak ja uważam, że idealnie nadaje się także dla starszego czytelnika. Porusza bardzo trudny ale i niezwykle ważny temat choroby nowotworowej u młodej osoby. Autorka porównuje kruche życie ludzkie z bańką mydlaną. Z tym problemem boryka się wiele rodzin. „Rak” atakując jedną osobę powoduje, że cierpi nie tylko osoba chora ale także wszyscy bliscy ludzie z jej otoczenia. Ta książka na pewno zmusi Was do zastanowieniem się nad sensem życia w biegu, gonitwą za pieniądzem i brakiem czasu dla rodziny. Nowotwór lub inna śmiertelna choroba zatrzymuje człowieka w tej bezsensownej gonitwie. Wtedy dopiero dostrzegamy sens naszego życia, rodzinę, wiele niezałatwionych spraw i niespełnione marzenia.
Tę krótką powieść czytało mi się szybko i bardzo przyjemnie. Język autorki jest prosty i lekki a bohaterowie od razu dają się lubić.
Mocno przeżywałam chorobę Michaliny, jej tęsknotę za morzem, utraconymi włosami i spacerami na powietrzu. Były momenty, że moje oczy uroniły kilka łez.
Młoda dziewczyna o imieniu Michalina jest śliczną, mądrą i utalentowaną studentką. Ma fajnego chłopaka Jakuba, który zapatrzony jest w ukochaną. W dniu egzaminów Misia moknie na deszczu przez co poważnie się przeziębia. Choroba długo się utrzymuje i nie folguje po mimo antybiotyków. Matka podejrzewa, że córka jest w ciąży i namawia córkę na zrobienie badań. Lekarz wyklucza ciążę ale wykrywa nowotwór złośliwy. Bohaterka dzielnie walczy z rakiem, bierze chemię i zrywa z Kubą. Gdy dziewczyna powraca do zdrowia, zmienia swoje nastawienie do życia o 180 stopni. Zaczyna spotykać się z przyjaciółmi, próbuje zeswatać byłego chłopaka Oliwią i pracuje w schronisku. Przygarnia uroczą kotkę, która umila jej czas. Niestety choroba wraca ze zdwojoną siłą. Leczenie nie pomaga a śmierć Michaliny jest nieunikniona.
Co wydarzy się jeszcze i dlaczego takie ważne są w życiu dziewczyny bańki mydlane, musicie przekonać się sami. Polecam z całego serca.
Na pierwsze spotkanie z piórem Edyty Świętek wybrałam niedawno wznowioną powieść o wdzięcznym i zarazem intrygującym tytule "Bańki mydlane". Spodziewałam się zwiewnej i sielankowej opowieści, bo z taką właśnie lekkością, subtelnością i radością kojarzy mi się puszczanie baniek. Jednak moje wyobrażenie zupełnie się nie sprawdziło...
Michalina to przesympatyczna młoda dziewczyna, studentka, która ma przed sobą całe życie. Udany związek z Kubą sprawia, że dziewczyna może się czuć szczęśliwa. Drobne kłopoty zdrowotne i przedłużające się przeziębienie stawiają pod znakiem zapytania jej wyjazd do pracy do Londynu. Dolegliwości wskazujące na wczesną ciążę zmuszają dziewczynę do wykonania dokładnych badań. Diagnoza jest bezwzględna i zaskakująca, ale determinuje Michalinę do walki z chorobą. Wspierana przez rodziców i chłopaka stara się wyjść na prostą. Ta trudna sytuacja sprawia, że bohaterka zupełnie przewartościowuje swoje dotychczasowe życie, pragnie jeszcze więcej dawać z siebie innym, chce poczuć się spełniona. Ma świadomość, że podstępna choroba w każdej chwili może znów o sobie przypomnieć...
Z tego krótkiego wprowadzenia da się bez trudu zauważyć, że historii opowiedzianej przez Edytę Świętek daleko do idylli i sielanki. Z jednej strony smutna i tragiczna wlewa w nasze serca całe morze nadziei. Determinacja bohaterki w walce o zdrowie jest godna podziwu i naśladowania, chociaż nie wszystkie decyzje Michaliny są dla mnie do zaakceptowania. Poruszyła mnie głęboko ta opowieść i chyba wolałabym dla niej inne zakończenie. Były momenty, że wzruszenie ściskało mi gardło, a emocje nie pozwoliły opanować łez. "Bańki mydlane" to przejmująca historia, którą się odczuwa całą sobą. To jedna z tych książek, które przeczytałam od początku do końca za jednym podejściem - z takim zainteresowaniem śledziłam każdy kolejny krok i każde małe zwycięstwo Michaliny.
Podoba mi się styl pisania autorki oraz sposób przekazywania emocji. Wydarzenia opisane zostały z ogromną wrażliwością. Dosyć wąskie grono bohaterów sprawia, że o każdej z tych postaci możemy sporo powiedzieć, posiadamy dość dokładną wiedzę na ich temat. A co mi się nie podobało?...
Mam pewne zastrzeżenia do końcowej części opowieści, w której bohaterka śni o raju. Wizja tego miejsca zupełnie mnie nie przekonała, wydała mi się infantylna i bardzo mało prawdopodobna, chociaż mam świadomość, że każdy z nas inaczej wyobraża sobie to miejsce. Zapewne nie jest łatwo opisywać coś, co znajduje się jedynie w sferze naszej imaginacji, ale muszę przyznać, że do mnie ten obraz wcale nie przemówił.
"Bańki mydlane" to powieść przeznaczona raczej dla młodych czytelników, choć oczywiście każdy przeczyta tę historię z zainteresowaniem, będzie mógł wyciągnąć wnioski i podzielić się refleksjami. Ja jestem pod dużym wrażeniem i na pewno niebawem sięgnę po kolejną powieść pani Świętek, bo myślę sobie, że każda kolejna książka autorki dostarczy mi kolejnej porcji emocji i wrażeń, które pozostaną w mojej pamięci na dłużej.
Jeśli jeszcze nie mieliście okazji przeczytać tej historii, to koniecznie musicie wcisnąć "Bańki mydlane" na listę waszych priorytetowych lektur. Tej niezbyt długiej, ale niezwykle treściwej historii warto poświęcić swój czas i uwagę. Polecam serdecznie.
„Życie jest bańką mydlaną – mieni się wielobarwnymi tęczami”
Początek powieści wydawałby się banalny, ale z każdą kolejną stroną widzimy jej drugie dno. Akcja rozpoczyna się w momencie kiedy główna bohaterka Michalina kończy swoje osiemnaste urodziny. Dziewczyna chce uczcić swoje wejście w dorosłość i wraz z koleżankami wychodzi do dyskoteki. Tam widzi chłopca, który od dłuższego czasu bardzo jej się podoba. Chciałaby pierwsza podejść do Krystiana lecz wpojone przez rodziców wychowanie bierze górę, bo przecież to mężczyzna powinien ubiegać się o względy kobiety. Po tym wieczorze chłopiec dosłownie zapada się pod ziemię. Co się z nim stało? Dlaczego tak nagle zniknął z jej życia i nie widuje już go w pobliżu uczelni? Czy Michalina spotka jeszcze Krystiana?
Kilka lat po tych zdarzeniach Michalina jest na etapie kończenia studiów. Ma ambitne plany na przyszłość, kochającego chłopaka Jakuba, jej rodzice pokładają w niej nadzieję, że jako jedyna z trójki rodzeństwa ułoży sobie życie i będzie szczęśliwa w związku. Jedna wizyta u lekarza zmienia wszystko, całe jej dotychczasowe plany pryskają jak bańka mydlana. Diagnoza nowotwór złośliwy...
„Każdy następny dzień był coraz gorszy. Szpitalna sala pogłębiała depresję. Patrząc na biały sufit i kuliste lampy, myślała o tym, że prawdopodobnie już nigdy nie spojrzy na błękit nieba. Rozpaczliwie pragnęła żyć. Bała się zasypiać, ponieważ każdy sen mógł być ostatnim.”
Pomimo tego, że książka ma zaledwie 160 stron nie dałam rady przeczytać jej „na raz”. Serce mi pękało, łzy lały się stróżkami zamazując litery. Sięgając po „Bańki mydlane” nie wiedziałam czego się spodziewać, a to dlatego, że nie czytałam wcześniej żadnej recenzji, nawet nie czytałam streszczenia (Blurb). Po okładce myślałam, że sięgam po lekką lekturę, którą wchłonę w parę godzin, nic bardziej mylnego. Po zakończeniu książki śmiem twierdzić, że okładka dokładnie odzwierciedla historię opisaną na stronach książki, historię, która nie jest „różowa”.
Targały mną liczne emocje. Zadawałam w myślach pytanie dlaczego??? Praktycznie na samym końcu lektury trafiła mnie iskierka zrozumienia, wtedy dotarło do mnie, że nic nie dzieje się bez przyczyny... Historia Michaliny pozostanie w mej pamięci na długi, długi czas. Autorka na swój sposób przekazuje nam nadzieję na to co jest „potem”, abyśmy wierzyli, że nasi bliscy po śmierci są szczęśliwi.
Przyznam, że nie jest to łatwa lektura. Opisuje trudny temat jakim jest choroba nowotworowa u osoby bliskiej naszemu sercu. Opowieść przedstawiona jest oczami chorej dziewczyny. Książka uczy reagowania na ból i chorobę innych ludzi, tego, że chorzy potrzebują bliskości oraz wsparcia rodziny i przyjaciół. Chcą być traktowani „normalnie”, aby się nad nimi nie litować, bo niestety ale ich to dręczy jeszcze bardziej.
Warto też wspomnieć, że autorka zdecydowała się oddać całe wynagrodzenie ze sprzedaży książek na rzecz Hospicjum im. Świętego Łazarza w Krakowie.
Jeżeli posiadacie w swoich biblioteczkach książkę „Bańki mydlane” sięgnijcie po nią niezwłocznie, jeśli nie macie, to kupcie koniecznie. W ostatnim czasie żaden utwór literacki nie wywarł na mnie tak olbrzymiego wrażenia. Książka jest wyjątkowa! Piękna opowieść, która daje do myślenia. Przy tej historii człowiek nie przejdzie obojętnie. Mogę się nad nią zachwycać w nieskończoność. Z pewnością trafi ona na listę moich ulubionych książek oraz otrzyma swoje honorowe miejsce na półce. Polecam, polecam jeszcze raz polecam.
Bardzo lubię książki tej autorki, więc jak tylko zobaczyłam jej nazwisko (a i okładka też przyciąga wzrok) wzięłam myśląc o sielankowej opowieści. Jakież było moje zdziwienie, gdy dotarło do mnie, że fabuła wcale nie jest relaksacyjna. Wprost przeciwnie porusza bardzo trudny dla czlowieka temat jakim jest śmierć bliskiej osoby. Walka z chorobą, pogodzenie się z przejściem na drugą stronę, to wszystko jest i dla chorej, jak i dla otoczenia wyczerpujące i ciężko pogodzić się z decyzjami, ale sposób przedstawiony przez autorkę pozwala wierzyć, że gdzieś tam czeka inny wymiar rzeczywistości, w którym każdy będzie czuł się dobrze i jest tam oczekiwany.
Gorąco polecam
Michalina ma wszystko, co jest pożądane w młodym wieku: kochającą rodzinę, trafione studia, pochłaniającą pasję, przyjaciół oraz uroczego chłopaka, Jakuba. Sielankę burzy podejrzenie, że dziewczyna jest w ciąży. Dla niej i Kuby jest to nieodpowiedni moment na zakładanie rodziny. Wkrótce jednak okazuje się, że nie ciąża, lecz złośliwy nowotwór wywraca jej poukładane życie do góry nogami.
Jak odnaleźć się w nowej, okrutnej rzeczywistości, od której nie ma ucieczki?
Bohaterka ma na to receptę. W czasie krótkotrwałej poprawy zdrowia realizuje swoje plany i urzeczywistnia pomysły. Czy to wystarczy, aby u kresu życia odczuwać spokój i mieć czyste sumienie? Być może tak, lecz mimo to Michaliny nie opuszcza lęk przed śmiercią. Obawia się osamotnienia oraz… nudy.
"Życie jest bańką mydlaną - mieni się wielobarwnymi tęczami."
"Bańki mydlane" to wznowienie powieści w odświeżonej oprawie. Jak wam się podoba? Bo mi szalenie! Ale niech Was w żadnym razie nie zwiedzie tak bajeczna kolorowa okładka, bowiem zawartość wcale już taka nie jest. Poruszany przez Edytę Świętek temat umierania jest ciężki i bolesny, ale został przedstawiony w taki sposób, iż napawa optymizmem, nadzieją i wiarą, że śmierć nie jest końcem lecz etapem, przez który każdy z nas musi przejść. To początek czegoś nowego. Chyba większość z nas obawia się śmierci. Ja sama zresztą mam związane z tym lęki. Nie wiem czy, gdy nasze życie dobiegnie kresu, jest coś po tej drugiej stronie, czy nasza dusza nadal żyje? Chciałabym wierzyć w to, że gdzieś tam... jest tak jak przedstawia to autorka. Pewnie dla wielu z Was będzie dość sporym zaskoczeniem i być może trudno będzie przyjąć takie rozwiązania, jakie proponuje pisarka ukazując sens umierania.
"Każdy następny dzień był coraz gorszy. Szpitalna sala pogłębiała depresję. Patrząc na biały sufit i kuliste lampy, myślała o tym, że prawdopodobnie już nigdy nie spojrzy na błękit nieba. Rozpaczliwie pragnęła żyć. Bała się zasypiać, ponieważ każdy sen mógł być ostatnim."
Pani Edyta dobrze nakreśliła portret psychologiczny głównej bohaterki, Michaliny. Młoda kobieta w jednej chwili traci wszystko, jednak potrafi znaleźć w sobie siłę, by zawalczyć, znajduje powody, dla których warto żyć. Towarzyszymy jej przy wartościowaniu życia. Dziewczyna musi ustalić priorytety, to co dla niej najważniejsze. Na swój sposób próbuje być szczęśliwa, cieszyć się z małych rzeczy, nadal mieć marzenia.
"Odnosiła wrażenie, że jej choroba rozczłonkowana na miliony opowieści, wepchnięta pod mikroskop ludzkiej wścibskości, pączkuje wypuszczając nowe pędy. Jeszcze gorzej było, gdy ktoś ją odwiedzał i dyskretnie omijał ten temat, udając, że nic się nie dzieje."
Mimo niełatwego tematu, książka nie przytłacza swoim ciężarem, jest pełna optymizmu, ciepła, nadziei i wiary. Jestem zachwycona prostotą konstrukcji powieści. Moim zdaniem książka nie jest za krótka, gdyż zbytnie rozwlekanie tematu dałoby przeciwny efekt do zamierzonego.
Takie książki jak "Bańki mydlane" są potrzebne, by lepiej zrozumieć chorego, to co przeżywa lub też samemu zaczerpnąć odrobinę nadziei na lepsze. Autorka mimo niewielkiej objętościowo książki, potrafiła nagromadzić wielki ładunek emocjonalny, który została w czytelniku swoje piętno. Lektura ta trafiła do mojego serca i na długo w nim pozostanie.
Warto wspomnieć i docenić szlachetny gest autorki, która zdecydowała się całość swojego wynagrodzenia ze sprzedaży książki przeznaczyć na rzecz hospicjum im. Świętego Łazarza w Krakowie.
"Bańki mydlane" to ciepła, poruszająca, zaskakująca powieść o życiu, które jest kruche i ulotne niczym delikatna bańka mydlana. To książka o pięknie miłości i przyjaźni, o przemijaniu, odchodzeniu, bezsilności, oswajaniu śmierci. To również, a może przede wszystkim lektura dająca nadzieję i przekaz, abyśmy doceniali życie tu i teraz, a nie w obliczu widma śmierci.
O śmierci optymistycznie
Moi kochani, dziś będziemy rozmawiać o śmierci. Już po przeczytaniu tego jednego zdania zapewne wielu z Was myśli sobie teraz, że nie jest w stanie zmierzyć się z tak trudnym tematem, ale nie obawiajcie się, tym razem, będziemy mówić o kresie ziemskiego życia w aspekcie optymistycznym. Na sto procent większość z Was myśli, że kompletnie oszalałam, no bo co optymistycznego można dostrzec, kiedy ktoś umiera? Przecież to najbardziej traumatyczne przeżycie, jakiego możemy doświadczyć. Otóż wcale nie musi tak być, o czym możemy przekonać się, sięgając po książkę Edyty Świątek „Bańki mydlane”.
Główna bohaterka powieści Michalina jest młodą studentką pełną marzeń i planów na przyszłość. Dziewczyna jest dumą swoich rodziców i ukochaną Jakuba, który jest zapatrzony w Michasię bez pamięci. Młodzi cieszą się swoją miłością. Pełna energii nasza bohaterka czuje, że całe życie jeszcze przed nią i wreszcie nadszedł czas, by wziąć je we własne ręce. Niestety nagła wiadomość o chorobie nowotworowej wywraca jej świat do góry nogami.
Nie będę Wam zdradzała tego, jak będzie toczyła się walka Michaliny z chorobą, ponieważ zależy mi, abyście sami sięgnęli po książkę, a z racji tego, że liczy ona tylko niewiele ponad dwieście stron, obawiam się, że mogłabym zdradzić zbyt wiele. Powiem tylko tyle, że jest to naprawdę wyjątkowa historia.
Zapewne chcielibyście wiedzieć, na czym owa wyjątkowość polega. Jak już wspomniałam na wstępie recenzji, jest to opowieść, która pozwala pomimo trudnej tematyki wzbudzić w sercu czytelnika optymizm i nadzieję.
Każdy z nas boi się śmierci i to jest zupełnie naturalne. Boimy się rozstania z najbliższymi, bólu cierpienia oraz niepewności tego, co dzieje się z duszą człowieka po opuszczeniu ziemskiego świata. Jesteśmy pełni obaw, że po drugiej stronie czeka nas zupełna nicość. Autorka w bardzo wzruszający i głęboko poruszający sposób poprzez przeżycia Michaliny pomaga nam oswoić się z tym, co jest nieuniknionym następstwem życia.
Gdybym miała w jednym zdaniu określić, co czeka na Was na kartach „Baniek mydlanych”, bez wahania mogę powiedzieć, że doświadczycie wyjątkowej lekcji świadomego odchodzenia.
Michalina jest podopieczną hospicjum i doskonale zdaje sobie sprawę, w jakiej sytuacji się znajduje. Wie, że być może jej czas na tym świecie dobiega już końca, dlatego chce wykorzystać każdą minutę na to, by zamknąć wszystkie swoje ziemskie sprawy oraz przygotować bliskie swemu sercu osoby na swoje odejście, jak również pomóc im pogodzić się z tym, co może się wydarzyć.
Jeśli chcecie przekonać się, jak młoda kobieta poradziła sobie z okrutną rzeczywistością, od której nie ma ucieczki, koniecznie sięgnijcie po tę pozycję.
Moi kochani miałam okazję czytać tę książkę już w pierwszym wydaniu i dziś, kiedy miałam możliwość przeczytać ją po raz kolejny, przyznaję otwarcie, że wtedy nie doceniłam w pełni jej wartości. Oczywiście już wówczas historia opisana przez Panią Edytę Świątek bardzo mnie poruszyła, ale mimo wszystko odbierałam ją jako fikcję literacką.
Niestety od tamtej pory bardzo wiele się zmieniło i dziś sama jestem podopieczną hospicjum. Bardzo się cieszę, że właśnie teraz było mi dane wrócić do tej książki, ponieważ dzięki niej, odzyskałam nadzieję i ufność w to, że każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. Michalina dała mi niezwykle wartościową lekcję, aby cieszyć się każdą chwilą i wykorzystać je najlepiej, jak potrafię.
Moi drodzy, gorąco zachęcam Was, abyście sięgnęli po tę książkę. Odnajdziecie w niej wiele refleksji i przemyśleń z uwagi na autentyczność tego, o czym czytamy. Tym z Was, którzy zmagacie się z ciężką chorobą, ta książka pokrzepi wasze serca, a jeśli ktoś w podobnej z Waszych bliskich choruje, na pewno po skończonej lekturze będziecie wiedzieli, jak ją wesprzeć i znaleźć pocieszenie w tak trudnej sytuacji dla samych siebie.
Ja sama po zamknięciu książki poczułam wewnętrzny spokój, który jest mi tak bardzo potrzebny.
Dodatkową motywacją do zakupu książki niech będzie dla Was informacja, że autorka przekaże swoje wynagrodzenie z jej sprzedaży na rzecz jednego z hospicjów.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Replika, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2019/04/o-smierci-optymistycznie.html
Czwarty tom sagi Spacer Aleją Róż przenosi czytelników do przełomu lat 60. i 70. Tym razem do głosu dochodzi młode pokolenie, które...
Dla Karoliny pisanie książek stanowi odskocznię od rzeczywistości i męczących ją problemów osobistych. Jako że jej kontakty z matką nie są najlepsze...