,,Juno" to dowcipna, nieco złośliwa, a zarazem ogromnie smutna opowieść o rodzinie, ambicji, kredytach, śmierci i żałobie oraz o pewnej astronomce z XVII wieku.
Na przykładzie jednej całkiem zwyczajnej rodziny z mazurskiej wsi Anna Dziewit-Meller pokazuje, że wszyscy rodzimy się od razu pod kreską. Każdy winien jest co innego i swój dług ma zaciągnięty gdzie indziej, ale, jak powiada dobry duch tej powieści poeta Rabelais: ,,Świat bez długów! Toż by gwiazdy przestały obracać się regularnym torem".
Aleksandra zbliża się do czterdziestki, pracuje i wychowuje trzech synów. Jej codzienność to tony obowiązków i problemy finansowe. A chciałaby od życia znacznie więcej. Marzy o uznaniu czytelników i intelektualnej sławie, próbuje więc swych sił jako pisarka. Jej młodsza siostra Marianna mieszka w rodzinnej wsi na Mazurach. Jest popularną instagramerką. Z pozoru szczęśliwa i spełniona, pragnie macierzyństwa i zmaga się z poczuciem winy, które nosi w sobie od dzieciństwa. Siostry są jak ogień i woda, a ich relacje pełne są niedomówień . Czy choroba ojca, pozwoli im odtworzyć więź i pogodzić się z wydarzeniami z przeszłości?
,,Juno" to powieść o kobietach, o kryzysie wieku średniego, ale również o długu i o winie, które to kategorie autorka umiejętnie wyrywa z kontekstu ekonomicznego czy prawniczego, przenosząc je na codzienne doświadczenie.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2024-05-15
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 288
"Brzeg Juno wciąż jeszcze był pusty, po nabrzeżnym piachu nie biegały dzieci, nie szczekały psy turystów, woda chlupotała na wietrze."
Znam nieco jezioro Juno i jego okolice, to zdecydowanie spokojniejsze miejsce i w dodatku bardziej czyste niż inne jeziora wokół Mrągowa...
Idealne miejsce odpoczynku dla osób pragnących uciec od zgiełku turystycznego, portowego miasteczka. Pewnie dlatego ten tytuł zachęcił mnie do sięgnięcia po książkę.
Nie czytałam jeszcze żadnej książki autorki, lecz po lekturze "Juno" postaram się nadrobić zaległości.
W powieści poznajemy historię dwóch sióstr i jak to zazwyczaj bywa w baśniach, jedna z nich jest mądra a druga piękna... Siostry, ale zupełnie do siebie niepodobne, są jak ogień i woda i to nie tylko z wyglądu, ale także z charakteru.
"Aleksandra, jak to mówią, świetnie się zapowiadała. Była tym wiejskim dzieckiem, które stawiano za przykład - uczyła się pilnie, była pokorna i grzeczna, zamiast robić głupoty oddała się nauce, ostatecznie została siostrą mądrą, która na studiach przez cztery lata dostawała stypendium rektorskie, a potem znalazła pracę w ogólnopolskich mediach."
"Marianna z dwóch sióstr była tą - jak to w baśniach na przykład bywa - piękniejszą. Niby siostry, a zupełnie niepodobne, któreś z tych jaj doprawdy musiało być kukułcze, ha, ha. Tylko które?"
Aleksandra mieszka w Warszawie z mężem i trzema synami, ma dobrą pracę, której wiele osób jej zazdrości, próbuje też pisać powieści, ale chciałaby czegoś więcej, marzy jej się wielka sława jako uznanej pisarki. Marianna natomiast mimo tego, że została w rodzinnej wsi na Mazurach jest jakby bardziej znana w mediach od swojej starszej siostry. Lecz również nie jest do końca szczęśliwa, chciałaby zostać matką, a chociaż z Romanem ciągle się starają to nic z tego nie wychodzi. Kilka razy już poroniła i z tego powodu zmaga się z poczuciem winy. Tym bardziej, że ich matka zmarła po jej narodzinach, a niektórzy nawet obwiniają ją o jej śmierć... Siostry nie maja zbyt dobrych relacji, chociaż nie można ich jednocześnie nazwać złymi, tak naprawdę, to nie mają niemal żadnej relacji. Rzadko spotykają się ze sobą i mało rozmawiają...
Gdy ojciec obu kobiet zmaga się z chorobą nowotworową a w końcu ląduje w hospicjum, wydawać się może, że w końcu relacje sióstr mogą się zmienić. Czy jednak tak będzie?
Choroba to trudny temat. Znam go dobrze. Moja mama chorowała na raka a teraz ja walczę z tym wrednym skorupiakiem. Wiem więc, jak to jest, kiedy człowiek zmienia się diametralnie już nawet po usłyszeniu diagnozy lekarza.
"Choroba odkrawa z ciebie kawałek po kawałku, odbiera ci ciało, które stopniowo zapada się i niknie, umysł wyłącza się w narkotycznych wizjach, odpływa w krainę bredni i chorych snów, majątek już do niczego ci się nie przyda, bo leżysz w hospicjum i nawet łapówki nie masz jak dać, rodzina musi się nauczyć żyć, gdy ciebie już nie będzie."
Autorka znakomicie przedstawia historię sióstr a my dzięki temu możemy z innej perspektywy spojrzeć na własne życie przez pryzmat tej opowieści. Może nawet pozwoli na naprawienie niektórych błędów w relacjach z najbliższymi i nie tylko. Książka zmusza niejako do refleksji nad swoim życiem i być może nawet pozwoli na podjęcie bardziej trafnych życiowych decyzji.
Historia chociaż może smutna, ale znajdziemy w niej również sporą dawkę humoru i powody do uśmiechu.
Książkę przeczytałam w ramach Akcji Recenzenckiej Lubimy Czytać i Wydawnictwa Literackiego.
Dawno nie było w polskiej literaturze powieści, która poruszając temat wojny wybrzmiewa głosem tak s?wiez?ym i przejmującym. Anna Dziewit-Meller...
Kopalnia przeszłości i hałda niedomówień Opowieść o historii małej, wielkiej i tej niesłusznie pomijanej Powieść o rodzinie, Śląsku i kobietach ...
Przeczytane:2024-05-31, Ocena: 4, Przeczytałem, Mam,
Cała prawda o życiu.
Na dobry początek... przepiękna okładka. Co prawda nie ocenia się książki po okładce, ale potrafi ona przyciągnąć Czytelnika. A jeśli za okładką idzie tak samo piękna opowieść, to możemy mówić o szczęściu Czytelnika i sukcesie pisarza, w tym przypadku pisarki. Czy ta powieść jest równie ujmująca, co fragment obrazu słynnego Petera Paula Rubensa "Wenus przed lustrem", który umieszczono na okładce książki?
Aleksandra, przykładna matka trójki synów, jeszcze niespełniona pisarka, żona, która "[...] lepiej rozumie się ze słoniem niż z mężem", z urodą banalną, kredytem frankowym na karku — niemałym — i siostrą, z którą nie ma dobrych relacji.
Marianna, młodsza siostra, ta piękniejsza, bystra, przedsiębiorcza, instagramerka, szczęśliwa mężatka. Jednym słowem sielanka, ale... No właśnie, zawsze musi być jakieś "ale".
"Marianna z dwóch sióstr była tą — jak to w baśniach na przykład bywa — piękniejszą. Niby siostry, a zupełnie niepodobne, któreś z tych jaj doprawdy musiało być kukułcze, ha, ha. Tylko które?".
Powieść toczy się nie tylko wokół sióstr. Jest też Roman, mąż Marianny, Marek mąż Aleksandry, który istnieje gdzieś w tle i Tadeusz Myszkowski, ojciec bohaterek. Kobiet, które matka osierociła krótko po urodzeniu Marianny. Można by rzec zwyczajna polska rodzina. Więc, o co w tym wszystkim chodzi?
O prawdę. Autorka bez lukrowania opowiada o życiu, jakie toczy się wokół nas. O relacjach rodzinnych, nie zawsze tych wymarzonych, o samotnym rodzicielstwie, o trudach zajścia w ciążę, o śmierci i hospicjum z pięknymi obrazami na ścianach, które jednak jest hospicjum, miejscem, które pacjenci rzadko opuszczają na własnych nogach; o konformizmie, o tym, że czasem sami nie wiemy, kim jesteśmy, bo tak bardzo staramy się dostosować i sprostać oczekiwaniom innych, często wbrew własnej naturze. Otwiera oczy Czytelnika na sprawy, których czasem staramy się nie dostrzegać. Pokazuje nam życie od środka. Lęki, poczucie winy, trudne wybory, niesłuszne oskarżenia, ale też nadzieję i to, że pojawiają się w życiu złe rzeczy, ale są też i te dobre. Myślę, że każdy Czytelnik znajdzie w tej książce coś innego, bo każdy ma inne doświadczenia. I każdy zapewne zwróci uwagę na inny aspekt w tej historii. Ale może właśnie o to chodzi.
Narrator. Już od początku zastanawiało mnie, dlaczego narrator pisze o sobie w liczbie mnogiej.
"Jako narratorzy szczególnie otwarci na dobro klienta dokonamy tego podsumowania".
Ciekawy zabieg pisarki, z którym jeszcze się nie spotkałam.
Oryginalny styl i język autorki nie pozbawiony jest wulgarnych słów.
"[...] totalny, kurwa, paniczny lęk przed śmiercią, który objawił się najpierw ciarkami na plecach, potem krótkim oddechem, a ostatecznie uruchomieniem całego ciała, by wstało, zebrało pospiesznie manatki i wypierdoliło bez pożegnania na słoneczną ulicę [...]".
I choć może to drażnić co wrażliwszych Czytelników, to dzięki tym słowom język autorki wydaje się być bardziej autentyczny, a przede wszystkim dogłębnie wyraża to, co pisarka chciała przekazać. Choć osobiście uważam, że niejeden przekaz mógłby być pozbawiony tak dosadnych słów.
Anna Dziewit-Meller stworzyła bohaterki z krwi i kości. Każda z nich mogłaby podać rękę nie jednej kobiecie w świecie realnym i powiedzieć: "Witaj w klubie. Masz tak samo pogmatwane życie jak ja". A potem, na ten przykład, padłyby sobie w ramiona i zostały przyjaciółkami do końca świata, a może i o jeden dzień dłużej.
Polecam lekturę tej powieści.
Książka w ramach akcji recenzenckiej serwisu lubimyczytac.pl
Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu, za egzemplarz recenzencki.